wtorek, 30 stycznia 2024

Asteroid Nadir: drugi morderca dinozaurów

 


Philip Kiefer

 

Wgłębienie w dnie morskim Atlantyku może być oznaką kolejnego uderzenia. Kiedy w okresie jurajskim Afryka i Ameryka Południowa rozdzieliły się, tworząc Ocean Atlantycki, separacja pozostawiła płaskowyż na dnie płytkiego oceanu u zachodniego wybrzeża Gwinei.

- Wszystkie osady są bardzo płaskie, prawie jak tort – mówi Uisdean Nicholson, geolog morski na Uniwersytecie Heriot-Watt w Szkocji, który bada ten region, aby dowiedzieć się o narodzinach Atlantyku.

Tak więc w 2017 roku, kiedy Nicholson badał skany sejsmiczne regionu wykonane przez statki poszukiwawcze ropy i gazu, pojawiła się  nieoczekiwana rzecz: wgłębienie o szerokości 5 mil/8 km ukryte głęboko w tym „torcie”. Jest to astroblem Nadir Crater - współrzędne : N 9°6,58’ W 17°00,013’.

[Krater Nadir to obiekt podmorski na płaskowyżu Gwinei na Oceanie Atlantyckim, 400 km od wybrzeży Gwinei. Sugeruje się, że jest to krater uderzeniowy . Nazwa obiektu pochodzi od góry morskiej Nadir, położonej 100 km na południe i mającej około 8,5 km szerokości. Artykuł ogłaszający odkrycie obiektu opublikowano w czasopiśmie „Science Advances” w 2022 r. Zaproponowano wykonanie wierceń w tej formacji w celu potwierdzenia/zaprzeczenia źródła uderzenia.

Krater posiada wszystkie cechy charakterystyczne uderzenia: odpowiedni stosunek szerokości do głębokości, wysokość krawędzi i wysokość centralnego wypiętrzenia. Powstał na granicy Kredy i Paleogenu lub w jej pobliżu około 66 milionów lat temu, mniej więcej w tym samym czasie co krater Chicxulub. Symulacje numeryczne powstawania kraterów sugerowały uderzenie w morze asteroidy o średnicy ≥400 m na głębokości około 800 m. Wytworzyłaby się kula ognia o promieniu >5 km, natychmiastowe odparowanie wody i osadów w pobliżu dna morskiego, fale tsunami o wysokości do 1 km wokół krateru oraz znaczne ilości gazów cieplarnianych uwalnianych z płytko zakopanych złóż czarnych łupków. Wystąpiłoby również trzęsienie ziemi o sile 6,5–7 w skali Richtera. Szacowany uzysk energii wyniósłby około 2 × 1019 J (czyli 20 EJ albo ~5 Gt).

Aby ograniczyć wiek krateru, którego wiek nie jest obecnie znany na około milion lat, a także aby potwierdzić wpływowy charakter zdarzenia, kluczowe znaczenie zostało zaproponowane odwiercenie rdzeni osadowych z krateru i zbadanie minerałów z dna krateru.

Szacuje się, że średnica impaktora wynosi około 400 m, co odpowiada mniej więcej wielkości asteroidy Bennu. Autorzy artykułu spekulują, że mogła to być część podwójnej asteroidy z impaktorem Chicxulub lub część gromady uderzeniowej, ale jest również prawdopodobne, że nie jest to ze sobą powiązane. Uderzenia o wielkości podobnej do Nadiru występują średnio co 50.000–100.000 lat. (Wikipedia)]

Bliższa analiza miejsca, przeprowadzona przez Nicholsona i opublikowana dzisiaj w czasopiśmie „Science Advances”, dowodzi, że jest to krater powstały po meteorycie o średnicy jak wysokość Wieży Eiffla (300 m). Jeśli zostanie potwierdzone, że jest to krater, uderzyłby w Ziemię w ciągu miliona lat od meteoru Chicxulub, który spowodował wyginięcie dinozaurów.

Nicholson szukał innych sposobów wyjaśnienia krateru – uciekających pęcherzyków metanu, aktywności tektonicznej lub wulkanu. Jednak żaden z nich nie wyjaśnił dokładnie rozmiaru, położenia i kształtu krateru. Zwrócił się więc o pomoc do ekspertów od kosmicznych wpływów.

- Prawdopodobnie co tydzień ktoś przesyła mi kręgi, które zauważył w Google Earth lub w danych sejsmicznych – mówi Sean Gulick, ekspert ds. uderzeń meteorytów w Instytucie Geofizyki Uniwersytetu Teksasu i współautor badań. Jednak wgłębienie, który zespół nazywa Kraterem Nadir, przeszedł pomyślnie wszystkie testy, jakie mu poddano.

- Kształty, rozmiary, a nawet modelowanie, wszystko pasuje – mówi Gulick.

Aby jeszcze bardziej potwierdzić wyjaśnienie, Veronica Bray, planetolog z Lunar and Planetary Laboratory w Tucson i członkini zespołu, przeprowadziła symulację wielokrotnych uderzeń meteorytów na różnych głębokościach oceanu. Skała o średnicy ponad 300 metrów, uderzając w ocean o głębokości pół mili, stworzyła podobieństwo do rzeczywistego krateru. Według symulacji w ciągu pierwszych kilku sekund po uderzeniu skała zanurzyłaby się na głębokość prawie mili w dno oceanu, wyparowując skały i wodę oraz wywołując tsunami we wszystkich kierunkach.

Wibracje powstałe w wyniku uderzenia byłyby tak intensywne, że skały lub osady pod dnem morskim stały się płynem – mówi Nicholson. Skała wokół krateru roztrzaskałaby się i powstałaby masywna pionowa kolumna, jakbyś wrzucił coś do kałuży – mówi. - To samo dzieje się z wodą, ale dzieje się to również ze skałami poniżej – pozostawiając krater z wyniesionym kopcem litej skały pośrodku, podobny do tego, który jest zakopany pod dnem morskim Gwinei.

- Energia z tym związana jest ogromna – mówi Gulick. - To jest 1000 razy większa energia niż erupcja typu Tonga. Wygenerowałoby to trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,5 lub 8.


Położenie 200 astroblemów na Ziemi i lokalizacja Krateru Nadir

Lokalizacja Krateru Nadir

Krater Nadir wybity w warstwach z Kredy

Układ warstw skalnych u wybrzeży Gwinei

Astroblem Nadir na tle mapy geologicznej wybrzeży Gwinei

Ludovic Ferrière, ekspert ds. kraterów uderzeniowych z Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu, który nie był zaangażowany w prace, zgadza się, że kształt tego obiektu jest interesujący i wymaga dalszych badań, ale jest sceptyczny co do decyzji o publikacji wyłącznie na podstawie zdjęć sejsmicznych .

- To bardzo fajna propozycja – mówi. - Ale to zbyt wstępne. W ostatecznym rozrachunku mogą mieć rację, ale mogą się całkowicie mylić.

Ferrière, który twierdzi, że rozmawiał o kraterze z Gulickem w barze na kilka dni przed publikacją, twierdzi, że znalazł podobnie fascynujące kratery. Nie sądzi jednak, że bez fizycznych dowodów nie przejdą one kontroli naukowej i nie zostaną opublikowane.

- Aby znaleźć zabójcę po morderstwie, potrzebne jest DNA lub krew – mówi. To samo dotyczy krateru uderzeniowego: jedynym niezbitym dowodem na istnienie meteoru jest obecność „szokowych” minerałów, które powstają dopiero pod wpływem uderzenia meteorytu, w wyniku zderzenia kosmicznego lub rzeczywistego rozprysku obiektu pozaziemskiego.

Jedynym sposobem na uzyskanie pewności jest wiercenie ze statku na głębokość setek metrów w dnie morskim. Jednak stwarza to problem jak z jajami kurzymi. Międzynarodowy Program Odkryć Oceanów, instytucja akademicka najlepiej przygotowana do pobrania próbki – kosztem kilku milionów dolarów – pisze Nicholson w e-mailu – zrobiłaby to dopiero wtedy, gdy recenzowana praca potwierdzi, że jest dobrym kandydatem.

Statek w ramach Międzynarodowego Programu Odkryć Oceanów, który może pobierać próbki rdzeni z głębokości tysięcy metrów wody i setek metrów skał, odwiedzi ten region w 2023 r. Zespół złożył wniosek o przyznanie czasu pracy wiertnicą i ma nadzieję przeanalizować próbki z krateru w ciągu najbliższych kilku lat.

Wiercenie to pozwoli również wyjaśnić wiek proponowanego krateru. Na podstawie rdzeni wywierconych nieco ponad 160 km od proponowanego krateru miejsce to znajduje się tuż przy granicy K-Pg, linii wyznaczającej masowe wymieranie dinozaurów, pterozaurów i gigantycznych gadów morskich 65 milionów lat temu. Do tego wymierania doszło, gdy szeroki na mile meteor Chicxulub uderzył w teren dzisiejszego Półwyspu Jukatan.

Jednak fale dźwiękowe, na których opiera się zespół w Gwinei, dają nieco rozmyty obraz, na którym nie można jednoznacznie określić daty.

- O ile nam wiadomo, jesteśmy na granicy, ale może być o milion lat starszy lub młodszy – mówi Nicholson.

Jeśli krater znajduje się tuż przy granicy, możliwe, że został spowodowany przez fragment meteorytu Chixculub, który odłamał się podczas poprzedniego przelotu obok Ziemi, choć Gulick uważa, że jest to mało prawdopodobne. Alternatywnie mogła być częścią roju asteroid, który przechwycił naszą planetę na przestrzeni tysięcy lat. Ferrière ze swojej strony nazywa te hipotezy spekulacją za spekulacjami – bez potwierdzenia, że Krater Nadir jest w rzeczywistości kraterem, jak mówi, - to jak budowanie wielkiego kamiennego zamku na czymś, co nie jest stabilne.

Meteor podobnej wielkości uderza w Ziemię mniej więcej co 700.000 lat, więc nawet jeśli jest to krater, niekoniecznie ma to związek z uderzeniem w Chicxulub. Gulick twierdzi jednak, że udokumentowane kratery są tak rzadkie – na Ziemi jest nieco ponad 200 potwierdzonych lub prawdopodobnych kraterów – że znalezienie jednego w ciągu miliona lat od Chicxulub byłoby niespodzianką.

 

Moje 3 grosze

 

Sprawa zagłady dinozaurów wciąż budzi kontrowersje. Osobiście uważam, że impakt asteroidy Chicxulub nie był jedynym, który przyczynił się do zaurocydu i asteroidzie tej towarzyszyło także kilka innych, które spadły na Ziemię w różnych punktach globu. Gdyby to była tylko asteroida Chicxulub, to poza polem rażenia jej czynnikami letalnymi byłyby zwierzęta, które zamieszkiwały Antarktydę i południowe połacie Afryki, Ameryki Pd. i Australii. Tymczasem wszystkie one wyginęły poza tymi, których masa ciała nie przekraczała 100 kg.

A zatem poza asteroidą Chicxulub w Ziemię uderzyły pomniejsze asteroidy albo odłamki tworząc kratery Silver Pit w Morzu Północnym, Bołtysz (Bo) na Ukrainie oraz krater uderzeniowy Śiva w dnie Morza Arabskiego u zachodnich wybrzeży Indii. Z tym ostatnim wiążą się być może erupcje lawowe, które utworzyły tzw. trapy Dekanu – potężne wylewy lawy, które skaziły atmosferę Ziemi ekshalacjami wulkanicznymi, które dobiły istoty żywe i walnie przyczyniły się do zaurocydu…

Reasumując – jakieś 65,4 mln lat temu, pod koniec Kredy, Ziemię nawiedziło potężne bombardowanie, czy jak kto woli ostrzał, asteroidowy a nie jedno potężne uderzenie. I to właśnie zabiło dinozaury i inne duże zwierzęta, a otworzyło drogę ewolucyjną dla ssaków.      

 

poniedziałek, 29 stycznia 2024

Dwie komety – jeden problem

 


Niedawno zwrócił się do mnie słynny warszawski ufolog Krzysztof Piechota, który podrzucił mi taki oto problem związany z historią obserwacji komet. W swym liście ze stycznia 2024 r. pisze on:

hasło otwarcia: [kometa] C/1811 F1 nie jest wprawdzie ICBM na owe czasy roku Pańskiego 1811, ale nieoczekiwanie pojawia się obok jakowego ciała niebieskiego astronomom znanego (?) C/1807 R1, i ten powinien być Ci dobrze znany, w przeciwieństwie do tego późniejszego, który stał się „ogólnoświatowym fenomenem kulturowym” – jak czytamy w załączonym artykule, który dotyczy samego Jana hr. Potockiego, którym zostałem totalnie zauroczony i mam już sporo literatury, by móc cokolwiek sensownego rzec, a nawet spłodzić pełen zagadkowych „terminów”, z jakimi hrabia JP miał w życiu do czynienia, dając odpowiedź pełną odniesień do znanych nam, skądinąd… UFO/UAP!

Krótko rzecz ujmując, z artykułu zda się wynikać, że ten drugi byłby „intruzem” co się zowie (!) na pogodnym niebie okresu Oświecenia w Europie, o czym pisałem był w „Nieznanym Świecie” (nr 8/2007) pt. „Oko Udżat” – rzecz działa się w USA i Kanadzie, gdzieś w tym samym, czasie (?) – czy zatem byłby to ów „intruz” zza Oceanu widoczny także w Europie – a może i na całym świecie, na wzór „tunguskiego dziwa”?  Warto by się temu przyjrzeć dokładniej […]

Ja widzę to tak: skoro – jak pisałem to w ks. 1 i 4 monografii „UFO w dziejach Ludzkości” – to co 104 lata tj. cyklicznie w ramach cyklu 52 + 52 = 104 zdarzają się wizyty „intruzów” na miarę „tunguskiego dziwa” z 1908 roku, zaś 1908 – 104 = 1804 byłby w rytmie „104” niewiele odbiegając od normy - „intruz” C/1811 F1 byłby odpowiednikiem … tunguskiej eksplozji?! 1811 – 1804 = 7 lat ledwie, ale może „intruzem” był C/1807 R1 – tego też wykluczyć nie można. (1807 – 1804 = 3 lata ponad miarę cyklu = „104”; zważywszy iż gwoli wyciszenia sprawy media z I dekady XIX wieku mogły za sprawą poprawności politycznej  - zmylić opinię publiczną nagłaśniając właśnie C/1811 F1 i wyciszając casus komety C/1807 R1 – pytanie tylko, który z tych obiektów był kometą a który „intruzem”!?

Zgodnie z prośbą zawartą w liście sprawdziłem oba te obiekty astronomiczne i oto, co mi wyszło:

C/1807 R1 (również Wielka Kometa z roku 1807) – kometa długookresowa, którą można było obserwować gołym okiem w 1807 roku. Prawdopodobnie wróci w okolice Słońca.

Kometę zaobserwował po raz pierwszy 9.IX.1807 roku mnich zakonu augustianów o imieniu Parisi w mieście Castrogiovanni (obecnie Enna) we Włoszech. 19 września tegoż roku przeszła ona przez peryhelium swej orbity. Kometa określana była jako „wielka” ze względu na dużą jasność wizualną. C/1807 R1 porusza się po orbicie w kształcie bardzo wydłużonej elipsy o mimośrodzie 0,995. Peryhelium znajdowało się w odległości 0,65 AU od Słońca. Nachylenie jej orbity do ekliptyki wynosi 63,2˚.

Metryczka komety:

Odkrywca: mnich Parisi

Data odkrycia: 9.IX.1807

Nazwy alternatywne: Wielka Kometa z 1807

Elementy orbity

Półoś wielka: 143,2012 AU

Mimośród: 0,9955

Peryhelium: 0,6461 AU

Aphelium: 285,7564 AU

Okres orbitalny: nie wiadomo

Nachylenie orbity względem ekliptyki: 63,1762°

Długość węzła wstępującego: 269,4837°

Argument peryhelium: 4,0970°

Moment przejścia przez peryhelium: 19.IX.1807

Charakterystyka zewnętrzna jądra

Nieznana

To była polska Wikipedia, a teraz…

 

…z brytyjskiej Wikipedii:

 

C/1807 R1, znana również jako Wielka Kometa z 1807 roku, jest kometą o długim okresie orbitalnym. Była widoczna dla obserwatorów na półkuli północnej od początku września 1807 roku do końca grudnia i jest zaliczana do wielkich komet ze względu na wyjątkową jasność.

 

Artystyczna wizja zachodniego nieba nieco po zachodzie słońca 9 września 1807 roku na Sycylii (widok dla patrzących na zachód nad Morzem Śródziemnym)

Jej odkrycie jest często przypisywane augustianinowi Reggente Parisi z Castrogiovanni na Sycylii. Zarejestrował obserwację komety bardzo blisko horyzontu we wczesnym zmierzchu 9.IX.1807 roku, niedaleko równie jasnej gwiazdy Spica (α Vir) w tym czasie planety Wenus, Mars i Saturn również znajdowały się w pobliżu komety. Światło księżyca zakłócało obserwacje przez następny tydzień, a dzięki jego korzystnemu południowej lokalizacji, Parisi mógł być w stanie dokonać odkrycia kilka dni przed tym, jak wielu innych obserwatorów w Europie niezależnie odkryło kometę.

Orbitalne punkty danych sugerują, że kometa powinna być po raz pierwszy odkryta przez oko bez pomocy na półkuli południowej kilka tygodni przed tym, jak stała się widoczna na półkuli północnej; jednak nie ma takich historycznych raportów. W Australii kometa powinna być widoczna przez cały sierpień we wczesnym wieczornym zmierzchu na zachodnim horyzoncie z jasnością zbliżającą się do wielkości +1 mag.

Jean-Louis Pons, w Marsylii, zobaczył kometę w wieczornym zmierzchu 21 września; wkrótce potem jego kolega Jacques-Joseph Thulis (1768-1810) dokonał pierwszej determinacji pozycyjnej dla komety pod względem niebiańskiego układu współrzędnych. Dunbar w Ameryce zauważył, że kometa była tam po raz pierwszy widziana "około 20 września" i skomentował, że geodeta Seth Pease (1764-1819) rozpoczął w dniu 19 września.

W ciągu następnych 10 dni kometa została niezależnie odkryta przez Jacquesa Vidala i Honore Flaugerguesa we Francji, Edwarda Pigotta w Anglii, Johanna Zygmunta Gottfrieda Hutha i Johanna Friedricha Eule w Niemczech oraz Gonzaleza w Hiszpanii. Kometa została również zaobserwowana 26 września przez Francisco Jose de Caldasa w Nowej Granadzie (Kolumbia). Vidal oszacował długość ogona komety na długość od 7 do 8 stopni.

Pod koniec września, w podróży od Słońca, kometa zbliżyła się najbliżej Ziemi; była widoczna gołym okiem przez cały październik. 1 października Johann Elert Bode poinformował o długości ogona 5°. 4 października Huth poinformował, że jej ogon podzielił się na prosty, sześciostopniowy ogon i krótszy, zakrzywiony ogon. Oba warkocze zaobserwowano również 20 października, kiedy Heinrich Wilhelm Olbers zauważył, że oba warkocze były oddzielone o 1,5 stopnia; bardziej wysunięty na północ ogon był bardzo wąski, cienki i prosty i około 10° długości, podczas gdy bardziej południowy ogon był szeroki, krótki i około 4,5°.

Kilka dni później oba ogony nie można było od siebie odróżnić; w Natchez, Mississippi, Dunbar zobaczył 24 października tylko jeden ogon, który miał długość 2,7°. Na Uniwersytecie w Getyndze Johann Hieronymus Schroeter dokonał dokładnych pomiarów obserwacyjnych komety od 4.X.1807 do 18.II.1808 roku. Kometa została zaobserwowana z HMS Buffalo przez kapitana Philipa Gidleya Kinga na szerokości 15 stopni 4 minuty N, długości 28 stopni 52 minut W.

- Poniedziałek, 5 października. Niezwykła gwiazda widziana po raz drugi. Pojawiła się z zachodu i miała jasny, świetlisty ogon i znaczną wielkość – zapisał on.

W listopadzie i grudniu kometa była nadal widoczna gołym okiem, ale jej jasność stale się zmniejszała i pod koniec listopada ogon był trudny do rozpoznania. 20 listopada William Herschel oszacował długość ogona na 2,5°, ale na początku grudnia mógł zidentyfikować krótki ogon tylko w dużym refraktorze.

Wśród obserwatorów komet był starszy Charles Messier, który zauważył, że Kometa stała się bardzo piękna i pozostała piękna przez dużą liczbę dni [...] została oznaczona na niebie przez jądro wielkiej jasności, którą ogarnęła i z której wyszedł bardzo wyraźny, bardzo rozszerzony ogon. Pomimo słabego wzroku, Messier był w stanie wykonać kilka teleskopowych obserwacji komety.

Od stycznia 1808 r. nie było dalszych obserwacji gołym okiem. Teleskopowe obserwacje komety zostały wykonane 19 lutego przez Olbersa, 24 lutego przez Friedricha Wilhelma Bessela, a 28 lutego, po długich poszukiwaniach, przez Dunbara. Ostatnią obserwację teleskopową wykonał Wincenty Wiśniewski w Sankt Petersburgu 27.III.1808 roku.

Korzystając z obserwacji w ciągu 187 dni, Bessel obliczył wydłużoną orbitę, która skróciła się do ekliptyki. W peryhelium, które miało miejsce 19.IX.1807 roku, kometa znajdowała się około 0,646 AU od Słońca. 11 września kometa znajdowała się około 0,775 AU od Wenus, a 15.IX około 0,836 AU od Marsa. 26 września kometa zbliżyła się do Ziemi w odległości około 1,15 AU; ponieważ jak na wielką kometę ta odległość jest niezwykle duża – tylko dwie znane wielkie komety nie zbliżyły się do 1 AU do Ziemi – a mianowicie Wielka Kometa z 1811 roku i kometa Hale-Boppa.

W momencie odkrycia C/1881 K1, Wielkiej Komety z 1881 roku, jej odkrywca John Tebbutt początkowo rozważał możliwość powrotu komety z 1807 roku ze względu na pozorne podobieństwa orbitalne między nimi.

John Bull i obserwacja komety. Napis w dymku głosi: „Tak, tak, panie kometo – możesz spróbować swoich peryheliów lub swoich diabelskich-heliów, o co mi chodzi, ale uwierz mi na słowo starego człowieka, nigdy nie dotrzesz do Słońca, broniąc się na nim.” (Thomas Rowlandson)

W październiku 1807 Bode, Johann Karl Burckhardt i Francis Triesnecker obliczyli szacunki orbity parabolicznej dla komety. Początkowo Bessel obliczył również orbitę paraboliczną, ale dodatkowe obserwacje umożliwiły mu obliczenie orbity eliptycznej. Ponieważ te oszacowanie orbity eliptycznej nadal nie zgadzało się z obserwacjami Bessela, opracował on nową metodę obliczania danych orbitalnych. Metoda Bessela uwzględniała zmieniające się wpływy grawitacyjne Słońca i planety w pobliżu komety i lepiej wykorzystała dane obserwacyjne za pomocą techniki oszacowania najdokładniej kwadratowego opracowanego kilka lat wcześniej przez Carla Friedricha Gaussa.

O tej komecie od ponad sześć miesięcy istniały dane obserwacyjne, a zatem w znacznej części orbity kometarnej obliczonych przez Bessela można było porównać do obserwacji. Wielka Kometa z 1807 roku jest pierwszą kometą długookresową (inną niż kometa Halleya, o której wiadomo, że jest okresowa), dla której istnieje empiryczna weryfikacja, że porusza się w eliptycznej, a nie parabolicznej, orbicie.

 

Wielka kometa z 1811 roku – zwana Kometą Napoleońską

C/1811 F1 lub Wielka Kometa z 1811 roku – kometa długookresowa, którą można było obserwować gołym okiem w 1811 roku. Kometa została odkryta 25.III.1811 roku przez Honoré’a Flaugerguesa. Znajdowała się ona wtedy w odległości 2,7 AU od Słońca. 12.IX.1811 roku kometa przeszła przez peryhelium. W październiku osiągnęła maksymalną jasność wynoszącą ok. 0 mag. Gołym okiem widoczna była przez 260 dni. O komecie tej wspomina Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” (Był to kometa pierwszej wielkości i mocy). Wielka Kometa z 1811 roku porusza się po orbicie w kształcie bardzo wydłużonej elipsy o mimośrodzie 0,995. Peryhelium znajduje się w odległości 1,035 AU od Słońca, aphelium zaś aż 423,75 AU od niego. Na jeden obieg wokół Słońca potrzebuje ok. 3096 lat, nachylenie jej orbity do ekliptyki wynosi 106,93°. Kometa wykształciła w czasie maksymalnej aktywności łatwo dostrzegalną komę, dwa warkocze, których długość na firmamencie dochodziła do 60º. Wielkość jądra szacowano na 30-40 km. Było ono wydłużone i charakteryzowało się niezwykle dużą aktywnością; wydzielało duże ilości gazów i pyłów. Pod wieloma względami kometa z 1811 roku przypomina kometę Hale’a-Boppa.

Metryczka komety

Odkrywca: Honoré Flaugergues

Data odkrycia: 25.III.1811

Nazwy alternatywne: Wielka Kometa z 1811 roku, Kometa Napoleońska

Elementy orbity

Półoś wielka: 212,3922 AU

Mimośród: 0,9951

Peryhelium: 1,0354 AU

Aphelium: 423,7490 AU

Okres orbitalny:  ok. 3096 lat

Nachylenie orbity względem ekliptyki:   106,9342°

Długość węzła wstępującego:         143,0497°

Argument peryhelium:          65,4097°

Moment przejścia przez peryhelium: 12.IX.1811

Charakterystyka fizyczna jądra

Średnica:   30-40 km

 

To praktycznie wszystko na temat tych dwóch obiektów. Idąc śladem cyklu „104” należałoby przejrzeć kroniki, gazety i inne źródła pisane pod kątem występowania w nich relacji o niezwykłych fenomenach niebieskich i tak – biorąc za podstawę rok 1908 byłoby przejrzeć te materiały z lat: 36, 140, 244, 348, 452, 556, 660, 764, 868, 972, 1076, 1180, 1284, 1388, 1492, 1596, 1700, 1804, 1908 i 2012 n.e. Problem polega na tym, że im głębiej w Przeszłość, tym bardziej skąpe są źródła i pogmatwane relacje…

W ogóle cała ta sprawa – dwóch jasnych komet przemierzających nieboskłon przypomina mi niedawne przeloty dwóch bardzo jasnych komet w latach 90. ubiegłego stulecia: C/1996 B2 Hayakutake i C/1995 O1 Hale-Boppa. Kometa Hale’a-Boppa lub C/1995 O1 – kometa długookresowa, którą można było obserwować gołym okiem od maja 1996 do grudnia 1997 roku, dwa razy dłużej niż poprzednią rekordzistkę, Wielką Kometę z 1811 r. Kometę Hayakutake obserwowano w 1996 roku. Przeloty par jasnych komet zdarzały się także wcześniej, w XVII wieku, co upamiętniono na dzwonie w katedrze św. Stefana w słowackich Košycach. Dzisiaj obserwacje komet i planetoid są poważnie utrudnione ze względu na zanieczyszczenie atmosfery światłem na większych połaciach naszej planety.

Dlaczego dzisiaj mówi się i pisze więcej o Komecie Napoleońskiej niż o Wielkiej Komecie z 1807 roku. Osobiście uważam, że z tamtą kometą wiąże się cała mitologia wojen napoleońskich, co właśnie opisał Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”:

Dziś oczy i myśl wszystkich pociąga do siebie

Nowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie:

Był to kometa pierwszej wielkości i mocy,

Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy;

Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera

Jakby chciał zająć puste miejsce Lucypera,

Warkocz długi w tył rzucił i część nieba trzecią

Obwinął nim, gwiazd krocie zagarnął jak siecią

I ciągnie je za sobą, a sam wyżej głową

Mierzy, na północ, prosto w gwiazdę biegunową. [VIII 107-116]

Komentarz Mickiewicza do wiersza 109: „Pamiętny kometa roku 1811” (s. 575). Jak można wnioskować z innych danych w tekście, akcja musiała rozgrywać się późnym latem 1811. Kometa była wtedy widoczna słabo i znajdowała się nisko nad północno-zachodnim horyzontem w gwiazdozbiorze Lwa Małego (Leo Minor). Poruszała się istotnie w kierunku zaznaczonym przez Mickiewicza (VIII 116). Stanisław Turowski podaje źródłowe informacje o obserwacjach poczynionych w końcu sierpnia przez wybitnych niemieckich uczonych: Olbersa, Gaussa, Bessela i Bodego. Wynika z nich, że kometa wynurzyła się wtedy spoza Słońca, miała krótki ogon i widoczna była wprawdzie gołym okiem, ale nie stanowiła obiektu tak efektownego, jak można by wnioskować na podstawie opisu w poemacie. Jaśniej błyszczeć zaczęła dopiero we wrześniu i październiku. Obraz przedstawiony w Panu Tadeuszu byłby odpowiedni dla komety obserwowanej późną jesienią 1811. Kometa była dostrzegana jeszcze latem 1812 i traktowano ją jako zwiastuna najazdu Napoleona na Rosję.[1]

I to właśnie ta właśnie kometa wryła się bardziej w pamięć ludzką niż Wielka Kometa z 1807 roku. Ta pierwsza zwiastowała zwycięskie wojny 1799-1812, zaś ta druga – klęskę Wielkiej Armii w Rosji i upadek Napoleona. Takie wydarzenie wryło się w ludzką pamięć i jest teraz kojarzone z tą kometą.

I tak należałoby na to patrzeć, jak mniemam.

A teraz literackie parantele. W moim archiwum znalazłem bardzo ciekawy tekst autorstwa Siergieja Michajłowa pt.: TAJEMNICA HRABIEGO POTOCKIEGO. Artykuł ten mówi o jednej z najciekawszych postaci w polskiej i światowej literaturze. Został on zamieszczony na łamach rosyjskiego tygodnika „NLO” nr 15/2005 i dotyczy on...

 

Zagadkowe 66 dni

 

... ekscentrycznego polskiego hrabiego, znanego jako autora jednego z najbardziej zagadkowego literackiego przedsięwzięcia XIX wieku – powieści pt. „Manuscript trouvé a Saragossa” - „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Jest to nieprawdopodobna mieszanka historii o najniezwyklejszych wydarzeniach zbudowana na tej samej zasadzie, co arabskie „Opowieści z tysiąca i jednej nocy”. Bohater powieści, młody belgijski oficer, kapitan gwardii walońskiej señor Alfons van Worden opowiada o swych fantastycznych i zadziwiających przygodach, które przeżył w czasie 66 dni, a które były związane z kabalistami, demonami, ożywionymi trupami (zombies!), astrologami i tajnymi stowarzyszeniami.

 

Poszukiwania rękopisu

 

Jan hr. Potocki – bo o nim mowa – urodził się w 1761 roku w rodzinie bogatych polskich arystokratów. Odbył on wiele podróży do egzotycznych krajów, brał udział w rozgrywkach politycznych i interesował się mistycyzmem. Młody hrabia otrzymał staranne, klasyczne wykształcenie w Genewie i Lozannie, opanował on biegle osiem języków obcych – w tym także arabski. Ukończywszy w Wiedniu akademię wojskową, arystokrata wstąpił do służby u Kawalerów Maltańskich, w czasie której przyszło mu walczyć ze śródziemnomorskimi piratami i korsarzami. Następnie odbył podróże do Turcji, Maroka, Tunisu (Tunezji) i Egiptu. Celem tego wojażu było odnalezienie arabskiego oryginału rękopisu „Tysiąca i jednej nocy”, z którego w XVII wieku wykonano przekłady na języki europejskie. W Konstatynopolu (Istambule) najął tureckiego służącego imieniem Osman, i człowiek ten nie opuścił swego pana do końca jego życia. Od tego czasu Jan hr. Potocki zaczął nosić wschodnie ubiory, a na zachowanych konterfektach można go widzieć w burnusie i fezie na głowie.

 

Uniwersalne Bractwo

 

W latach 80. XVIII wieku hrabia przybył do Paryża, gdzie spotykał się z takimi zagadkowymi postaciami historycznymi, jak m.in. Giuseppe Balsamo vel hrabia [Alessandro] Cagliostro (1743-1795), abbé Barrouele – który twierdził, że to dzięki rozpętaniu przezeń magicznych sił doszło do rewolucji we Francji w 1789 roku, a także z francuskim filozofem-mistykiem Louisem Claude de St. Martinem (1743-1803).

Najprawdopodobniej właśnie w tym okresie, hrabia Potocki wstąpił do tajnego stowarzyszenia politycznego, którego celem było zniesienie w Europie monarchii i ustanowienie jednego państwa, zorganizowanego na modłę Uniwersalnego Bractwa, założonego na bazie wolności, równości i demokracji.

 

Legenda o Agharcie

 

W roku 1788, hrabia Potocki powrócił do Polski. W roku 1790 mieszkańcy polskiej stolicy mogli obserwować unikalny lot balonu montgolfiera nad dachami miasta. W jego koszu znajdowali się: francuski aeronauta Jean Pierre François Blanchard (1753-1809), hrabia Potocki, jego nieodstępny służący Osman i pies Lou-Lou.

(Na stronie internetowej „Nowej Gazety Praskiej” – http://www.ngp.pl/str/tekst536.html można znaleźć następujący opis tego eksperymentu: W okresie Sejmu Czteroletniego, w maju 1790 r. J.P. Blanchard, Jan Potocki, jego turecki służący Ibrahim oraz biały pudel wystartowali balonem z ogrodu przy pałacu Mniszchów przy ul. Senatorskiej. Lot trwał pół godziny na wysokości ok. 2,5 km. Lądowanie nastąpiło w odległości 1 km na Woli. Podróż trwała krótko, ponieważ Potocki chciał jeszcze zdążyć na posiedzenie Sejmu. – przyp. tłum.)

W warszawskim okresie swej twórczości literackiej, hrabia Potocki napisał kilka swych znaczących prac z zakresu światowej historii. Ale żądza wiedzy i przygody nie pozwoliła mu na długotrwałe zagrzanie miejsca w Polsce.

W 1805 roku przybył on do Petersburga, aby wziąć udział w ekspedycji wyprawionej do Chin i Mongolii przez cara Wszechrosji Aleksandra I (1777-1825). To właśnie w Mongolii Polak usłyszał legendę o podziemnym mieście Agharta (Agharti – przyp. tłum.), gdzie w ogromnych pieczarach i przepastnych jaskiniach ukryto gigantyczne skarby. Później hr. Potocki opisał ów mityczny gród w swej powieści „Rękopis znaleziony w Saragossie” (1804-1805). Jego bohater don Alfons wchodzi do podziemnej jaskini, którą „rozjaśniają tysiące świateł”. Znajduje on tam narzędzia do wydobywania złota, przy pomocy których w czasie jednego tylko dnia wydobywa tyle drogocennego metalu, ile sam waży... (J. Potocki – „Rękopis... – Dzień sześćdziesiąty” i następne – uwaga tłum.)

 

Tajemne praktyki sekty Oświeconych

 

W czasie swej podróży po krajach Orientu, Potocki zapoznał się z tzw. kultem Oświeconych, który narodził się w XVI wieku w górach Afganistanu. Ten nurt religijny wywodzi się jakoby od współtowarzyszy proroka Mahometa (570-632), którzy potem odeszli od niego. Kult Oświeconych ma jawne związki z egipską sektą Dom Mądrości istniejącą w czasie pobytu Potockiego w Kairze.

W trakcie ezoterycznych praktyk, hrabia Potocki oddawał się medytacjom, postom, itd., które powodują zwielokrotnienie naturalnych możliwości człowieka – w tym widzenie rzeczy przyszłych i wpływanie na losy ludzi. Był on całkowicie owładnięty przez te praktyki.

 

Zaszyfrowany rękopis

 

Powróciwszy do Polski, hrabia opublikował pierwszą część „Rękopisu...” w języku francuskim. Książka ukazała się w niewielkim nakładzie i wydrukowano ją w prywatnej drukarni należącej do autora. Podarował on tą książkę swym przyjaciołom, ale wkrótce uzyskała ona niewiarygodną popularność, zwłaszcza w kręgach europejskiej arystokracji. Druga część „Rękopisu...” wyszła w Paryżu w 1813 roku. (Tak pisze o tym dr Marek Adamiec: Powieść „Manuscrit trouvé a Saragosse” powstawała w latach 1804-1805, przełożona została na język polski przez Edmunda Chojeckiego [1822-1899] z później zaginionego autografu w roku 1847; doczekała się licznych przekładów na języki obce, w 1964 została sfilmowana przez Wojciecha J. Hasa [1925-2000] (ze Zbigniewem Cybulskim [1927-1967] w roli głównej). Nawiązując kompozycją szkatułkową do opowieści „Tysiąca i jednej nocy”, jest nie tylko atrakcyjnym utworem literackim, ale także wykładem światopoglądu racjonalistycznego. Zob. Internet - http://univ.gda.pl/~literat/autors/index.htm - przyp. tłum.) „Rękopis...” zawiera wszystkie romantyczne elementy orientalnej fantastyki, opisane są magiczne zaklęcia, recepty na czarodziejskie mikstury, przy pomocy których można zamienić się w zwierzę lub ptaka i przeniknąć do podziemnego świata. Jednakże zdecydowana większość tychże zaklęć i recept jest zaszyfrowana lub podana w alegorycznej formie. W książce tej znajduje się również cały szereg zaszyfrowanych zdarzeń historycznych, przypominających proroctwa wygłaszane przez Cagliostra.

 

Zemsta magów Orientu?

 

Ostatnie lata życia hr. Potockiego otacza mgła tajemnicy. Powrócił na swe rodzinne Podole i tam oddawał się melancholijnym nastrojom, aż wreszcie postradał zmysły. Mówiono, że obawiał się on prześladowania ze strony magów Wschodu. Magowie ci mieli rzucić przekleństwo na tego Europejczyka za to, że zdradził ich największe sekrety.

Sąsiedzi-ziemianie i miejscowi chłopi bali się Potockiego. Twierdzili, że jest on odmieńcem, który zamienia się w wilka i grasuje w okolicznych lasach. Jak wiadomo, wilkołaka można zabić tylko przy pomocy srebrnej kuli. Legenda głosi, że Potocki zabił się sam – odlał kulę z uchwytu cukiernicy, nabił nią pistolet, włożył lufę w usta i nacisnął na spust. Padł wystrzał i hrabia Potocki zakończył swe życie w dniu 20 listopada 1815 roku... (Trochę inaczej opisuje to wspomniany już tutaj dr Adamiec: 2 XII 1815 w Uładówce koło Winnicy [Ukraina] odebrał sobie życie wystrzałem z pistoletu w usta, używszy jako kuli srebrnej gałki od cukiernicy, którą systematycznie wypiłowywał codziennie przez lata – różnica w datach tego wydarzenia wynika z odmiennego kalendarza stosowanego w Europie [kalendarz gregoriański] i w Imperium Rosyjskim [kalendarz juliański czyli tzw. stary styl] - przyp. tłum.)

Co zmusiło hrabiego do popełnienia tego czynu – nie wiadomo. Być może do samobójstwa zmusił go emisariusz przybyły z Mongolii lub Egiptu. W pokoju, gdzie znaleziono ciało hrabiego, znajdowały się także porozrzucane bezładnie jego papiery, a część z nich była spalona w kominku.

Pierwsze polskie wydanie „Rękopisu...” ukazało się w 1847 roku, już po śmierci autora. Francuski oryginał powieści został gdzieś zagubiony, (być może w nim właśnie znajdowały się zaszyfrowane informacje stanowiące sekrety Orientu??? – uwaga tłum.) tak więc wydanie paryskie tej powieści z 1989 roku jest retranslacją z języka polskiego. Spowodowało on powrót zainteresowania tak barwną postacią, jaką był Jan hr. Potocki.[2]

 

Drugą postacią związaną z rzeczonym tematem jest Józef Julian Sękowski vel Сенковский Осип Иванович (1800-1858), rosyjski pisarz polskiego pochodzenia, który był pierwszym Polakiem, który zrobił wielką, wręcz zawrotną literacką karierę w Rosji. Jej ceną miało być odium renegata i zdrajcy - tak przynajmniej widzieli go Polacy. Powszechnie nielubiany, w sposób ostentacyjny antypatyczny, w kręgach rosyjskich oskarżany był o cynizm. Ale to nieważne. Był orientalistą i naukowcem. Pisał pod 39 pseudonimami, z których najbardziej znanym jest baron Brambeus. I pod tym pseudonimem wydał on w roku 1833 opowiadanie pt. „Podróż uczona na Wyspę Niedźwiedzią” (po rosyjsku), w której wraz z niemieckim profesorem archeologii udał się do ujścia Leny, by tam zbadać „pisannoju komnat’” – budynek, na którego ścianach znajdowała się – pisana egipskimi hieroglifami (!!!) historia zagłady cywilizacji barabińskiej spowodowana upadkiem ogromnej … komety! Bodaj czy to nie on pierwszy wpadł na taki pomysł w literaturze i nauce. Tak czy owak – być może była to inspiracja obserwacjami jasnych komet na początku XIX wieku. W polskim przekładzie Witalisa Olechowskiego całość ukazała się drukiem w roku 1840. Aktualnie panuje jednoznaczne przekonanie, iż twórczość Sękowskiego, w tym szczególnie „Podróż uczona na Wyspę Niedźwiedzią”, stanowi ważne ogniwo w dziejach literatury science-fiction. Przed kilku laty ukazały się tłumaczenia „Podróży uczonej…” na języki francuski i angielski, włączono ją także do antologii polskiej noweli fantastycznej.[3]    

 

I trzecia literacka parantela, to powieść niemieckiego autora Phillippa Vandenberga pt. „Der Flucht des Kopernikus” (Przekleństwo Kopernika) oczywiście nie wydanej u nas, w Polsce (bo i po co?). Ja znam ją ze słowackiego przekładu pt. „Kopernikova kliatba” (2001). Chodzi w niej o wyjaśnienie tego, dlaczego doszło do zmiany kalendarza juliańskiego na gregoriański.

W 1582 papież Grzegorz XIII wprowadził zmianę w kalendarzu, w wyniku której bezpośrednio po 4 października nastąpił 15 października. W ten sposób weszła w życie reforma kalendarza, który od imienia Ojca Świętego nazywano odtąd gregoriańskim.

Celem wprowadzonych zmian było zgranie roku kalendarzowego z rokiem zwrotnikowym. Obowiązujący od 45 r. p.n.e. kalendarz juliański powodował, że pojawiała się między nimi rozbieżność jednego dnia na 128 lat. Kumulujący się wraz z upływem czasu błąd stanowił duży problem przy wyznaczaniu daty Świąt Wielkanocnych. Różnicę usunięto poprzez wykreślenie dziesięciu dni z 1582 roku. Aby w przyszłości uniknąć podobnej sytuacji, określono, że przestępne będą - jak dotychczas - lata podzielne przez 4, jednak nie te, które dzielą się przez 100 - z wyjątkiem lat podzielnych przez 400, które przestępne będą. Dzięki wprowadzeniu tej zasady pory roku przestały się przesuwać względem dat kalendarzowych.

Najszybciej reformę kalendarza wprowadziły kraje katolickie, w tym Polska, później protestanckie, np. Wielka Brytania w 1752 r., w dalszej kolejności kraje prawosławne. Z tego powodu Święto Rewolucji Październikowej obchodzono 7 listopada - zmianę kalendarza Rosja przyjęła dopiero w 1918 r., choć w liturgii prawosławnej nadal obowiązuje kalendarz juliański. Ostatnim krajem, który wprowadził kalendarz gregoriański, była w 1927 r. Turcja.[4]

O co naprawdę chodziło? Otóż w roku 1533 pojawiła się wielka kometa, która zbulwersowała Ludzkość a przede wszystkim astronomów. Na jej temat była prowadzona dysputa, w której udział wziął także Mikołaj Kopernik (1473-1543). Jej orbita była powodem wielkiej dysputy (magna (...) fuit decertatio) między Kopernikiem z Wrocławia, Apianem z Ingolstadtub, Hieronimem Scalą  i Cardanem z Mediolanu oraz Gemmą z Fryzji.[5]

Jak pisze Vandenberg, Kopernik wyliczył, że w 1582 roku kometa ta zderzy się z Ziemią, co spowoduje koniec świata. W obliczenia genialnego astronoma wkradł się błąd i kometa przeleciała koło Ziemi bez szwanku dla naszej planety. Kopernikowi to nie zaszkodziło, ale obraz końca świata tak wrył się w pamięć ludzkości, że decyzją Grzegorza XIII trzeba było coś z tym zrobić. No i zrobił – po prostu poprzez zmianę kalendarza wyrzucił z ludzkiej pamięci wspomnienie o klątwie Kopernika. 10 dni pomiędzy  4. a 15.X.1582 roku (kiedy to miał nastąpić impakt komety) zostały po prostu wykreślone z historii i zapomniane. Też za sprawą komety…

Wiedza o kometach w tamtym czasie była – delikatnie mówiąc – więcej niż skromna. Wystarczy wspomnieć napisane 100 lat później dzieło krakowskiego astronoma z Jagiellonki – Kaspra Stanisława Ciechanowskiego (?-1698) pt.: „Abryz Komety z astronomiczney y Astrologiczney uwagi pod meridianem krakowskim od dnia 29 Grudnia roku 1680 aże do pierwszych dni Lutego 1681 wyrachowany”, napisanej z okazji pojawienia się komety w 1680 roku.

W dziele tym prof. Ciechanowski pisze m.in., że:

Kometa: Iest wapor gorący y suchy, tłusty y lipki, mocą Gwiazd z Ziemię wyciągniony aż pod Spherę Ognia wyciągnięty y tamże zapalony, bieg swoy wraz z trzecią powietrza krainą w koło Ziemię odprawuiący.

Wedle niego, kometa miała powstać z gazów bagiennych wyciągniętych z Ziemi przez planety i uformowanych w górnych warstwach atmosfery – jakbyśmy to nazwali dzisiejszym językiem. A co wskazuje na to, że pogląd na naturę komet nie zmienił się od 2500 lat, od czasów Arystotelesa, bo jak pisze on w swym dziele:

Osobliwie trojaki zwykł się rodzić Kometa: to iest z Ogonem, kiedy materya exhallacyi wyciągnie się długo, kiedy exhallacya iest subtelna y spuści się na dół, kiedy exhallacya pośrzodku iest gęstsza a w cyrkumferencyey subtelnieysza. […]

Kometa znaczy śmierć Monarchów, Królów y Wodzów. Kometa znaczy Powietrze, znaczy Woynę. Komety wywierają złość na Podmiesięczne rzeczy.

Ciechanowski twierdzi ponadto, że kometa może spowodować i koniec świata, stwierdza jednak że:

… ia obowiązany nauką Mattheusa Świętego. Luboć to niektórzy, chcąc się wzbić nad Astrologiczną naukę dla pokazania się Komety, y inszych Obrotów Niebieskich, sądny dzień opowiadają, ia to zostawuię Świętemu Enochowi, y Eliaszowi, y inszym Prorokom…

No cóż, zacny profesor nie mylił się co do jednego – rzeczywiście w atmosferach komet znajduje się metan, który także stanowi część gazów bagiennych – ale nie pochodzi on z Ziemi… - no i niestety kometa może spowodować koniec świata. Ale to już temat na inną dysputę o innych tego rodzaju przypadkach.

 



[2] Przekład z rosyjskiego i opracowanie – Platon Widmolandzki.