poniedziałek, 12 maja 2014

Straszny los Herkulanum i Pompejów

Ruiny Pompei


Siergiej Suchanow


Jednym z najniebezpieczniejszych wulkanów świata – Koriackij – znajduje się na Kamczatce. Jego wysokość wynosi 3456 m. Dnia 29.XII.2008 roku doszło do potężnej erupcji pylistej tefry. Dym ulatniający się z krateru rozprzestrzenił się na odległość 100 km.

Niektórzy badacze sądzą, że zagłada Herkulanum i Pompejów to była kara niebieska za grzechy ich mieszkańców. Przypominam, że w I w n.e. kilka kwitnących miast u podnóża Wezuwiusza – jednego z najbardziej aktywnych wulkanów we Włoszech – zostały starte z powierzchni Ziemi w rezultacie trzęsienia ziemi i następującej po nim erupcji.

Wezuwiusz w dniu 23.VIII.79 r. i...

...Wezuwiusz dzisiaj



Oni nie zasłużyli na karę z niebios


Tragedia ta pochłonęła tysiące ludzkich ofiar i na zawsze zapisała się w historii jako symbol nieopanowanych sił Przyrody i ich jednakowości dla ludzkich losów. Tak więc czymże zasłużyli sobie mieszkańcy tego miasta na taka karę za swe ludzkie przewinienia?

Oczywiście, że nie, ale analogia do biblijną Sodomą i Gomorą – zniszczonymi przez Boga za bezbożne prowadzenie się ich mieszkańców – jest najzupełniej na miejscu. Ani Pompeje, ani Herkulanum, Stabiae (Stabie)  i inne pomniejsze miejscowości rozmieszczone na brzegach Zatoki Neapolitańskiej niczym nie różniły się od innych miast Imperium Rzymskiego, a ich mieszkańcy żyli takim samym pracowitym i wolnym od uprzedzeń życiem, jak miliony obywateli rzymskich. Dzisiaj dzięki archeologicznym wykopaliskom i piśmiennymi relacjami dawnych autorów wiemy bardzo dużo o tych wydarzeniach z początków naszej ery. W tym kraju kwitło niewolnictwo, a życie ludzkie niewiele było warte. Niewolnicy byli nie tylko zobowiązani do wykonywania najgorszej roboty domowej, ale także dzielenie łoża z właścicielem czy właścicielką. Rzymskie kobiety i dziewczęta nie miały patronimików. Klany rodzinne składały się z patronów i klientów – wolnych obywateli przyjętych do rodziny za szczególne zasługi wobec nich. Zaś społeczeństwo dzieliło się na elitę – patrycjuszy, którzy mogli przekazywać swe prawne uprawnienia po męskiej linii (z ojca na syna) od założyciela rodu – i plebejuszy, czyli całej reszty. Nowonarodzonych, których ojcowie z jakichś to przyczyn się do nich nie przyznawali – w dziewiątym dniu wyrzucano po prostu na ulicę. I to było na porządku dziennym, bo taki tam był porządek rzeczy. Mordowali, prowadzili niekończące się wojny, grabili zawojowane miasta, sprzedając ludzi w niewolę. Takie były czasy. Do tego życie Rzymian odznaczało się surowością i umiarkowaniem. Wino pili tylko mężczyźni. Wnętrza domów cechowała prostota i wykwintna skromność. A zwyczaj leżenia w czasie uczty przybył do Rzymu ze Wschodu i był praktykowany jedynie w bogatych rodzinach.

Odlewy ciał ofiar erupcji w 79 roku...


Krytyczny poranek


Przedstawmy sobie ostatni dzień mieszkańców nieszczęsnych miast i wsi, rozmieszczonych u podnóża Wezuwiusza. Ludzie tam żyli prostym i nieskomplikowanym życiem. Rybacy wychodzili w morze pod żaglami na połów tuńczyków, sardeli czy skumbrii. Chłopi cieszyli się z dobrego urodzaju i starali się o jak najszybsze dostarczenie płodów rolnych na rynek. Bywało, że temperamentni południowcy dawali upust swym emocjom, i tak np. w 59 r n.e. doszło do ostrej awantury pomiędzy Pompejańczykami a mieszkańcami sąsiedniego miasta Nuceria. Podobna rzecz na trybunie miejscowej areny wydarzyła się w czasie walk gladiatorów. Pompejańczycy zabili i poranili wielką ilość przyjezdnych.

I oto nadszedł krytyczny ranek, dnia 24.VIII.79 roku n.e. Jak zwykle chłopcy z okolicznych wiosek gnali stada owiec  i kóz na obfite pastwiska znajdujące się na stokach Wezuwiusza. Ziemia u stóp wulkanu była bardzo żyzna i dlatego Rzymianie osiedlali się tam z wielką ochotą. Kobiety pełły warzywniki, starając się skończyć pracę do popołudniowego upału. Mężczyźni ocierając pot z czoła zbierali winne grona. Każdy zajmował się swoja pracą, a bezrobotnych w tych rolniczych regionach nie było. Mieszczanie z kolei otwierali swe zakłady stolarskie, kamieniarskie, pralnicze i inne, radowali się z kolejnego zwycięstwa armii nad północnymi barbarzyńcami i cieszyli się z perspektywy pojawienia się na rynku nowych niewolników – wyniosłych Brytów i Markomanów.  

Niewolnicy pracujący w pralniach – tradycyjnym biznesie w Pompejach – deptali w ogromnych kadziach z uryną, która oczyszczała odzież z brudu i tłustych plam. Inni zaś tłoczyli oliwę z oliwek, z której tak słynie Kampania, przy pomocy specjalnej prasy. Patrycjusze też byli zajęci. Ktoś tam posłał żołnierzy do wsi, by odebrać długi od dłużników nie opłacających tenuty za ziemię. Ktoś tam przymierzał u krawca nową togę – wykonaną z jasnoszarej, wełnianej tkaniny. Ale w ciągu godziny wszystko się zmieniło. Z wierzchołka Wezuwiusza wyrwał się w niebo słup ognia i dymu. Zaczęła się Apokalipsa…

...i ich szkielety


Pogrzebani żywcem


Właśnie dlatego, że takie wydarzenia miały miejsce we Włoszech bardzo rzadko, w łacinie klasycznej nie było słowa oznaczającego wulkan. Ostatnia erupcja Wezuwiusza miała miejsce 200 lat przed katastrofą i o niej już nikt nie pamiętał. Oczywiście były trzęsienia ziemi i to niejedno. W roku 62 n.e. okolice miasta uległy wstrząsom, które spowodowały szkody naprawiane przez wiele lat. Ale nikt nie związał ich z Wezuwiuszem i jego aktywnością wulkaniczną.

[To właśnie jest dziwne, jako że Rzymianie musieli zetknąć się z erupcjami wulkanicznymi – chociażby Etny na Sycylii, Volcano czy Stromboli na Wyspach Liparyjskich, które właściwie są czynne non-stop. Podobnież musieli skojarzyć erupcje wulkaniczne z trzęsieniami ziemi, które im towarzyszą. Być może pewną rolę odegrał tutaj brak przepływu informacji naukowej w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia, którego wtedy właściwie nie było. Jednakże trudno przypuścić, żeby Pliniusz Starszy (23-79) nic nie wiedział o wulkanach (wszak jako admirał floty rzymskiej musiał widzieć erupcje ww. wulkanów lub znać relacje o ich wybuchach przekazane przez podległych mu dowódców okrętów) i zginął po prostu dlatego, że wiedziony ciekawością naukowca chciał przyjrzeć się bliżej temu zjawisku – uwaga tłum.]

W pierwszych godzinach po rozpoczęciu erupcji, ludzie nie mogli się zorientować, co się właściwie dzieje. Ewakuacja przebiegała powoli, wielu ludzi wahało się, bo nie chcieli pozostawiać domów i bogactw w nich zgromadzonymi na łaskę losu. Całymi rodzinami wznosili modły do Jowisza, składając dary na ołtarze, mając nadzieję na cud. A nad miastem tymczasem wyrastał potworny grzyb. Wkrótce nad domami zaczęła się popielna zamieć. Z nieba zaczęły spadać pyłki popiołu, a potem poleciały bomby wulkaniczne zabijające setki ludzi.

Rzymski historyk Pliniusz Młodszy (61-112) był naocznym świadkiem tego koszmaru i opisał go w listach do Tacyta (56-117). W chwili erupcji znajdował się on wraz z rodziną w porcie nad Zatoką Neapolitańską (dokładniej w Misenum – przyp. tłum.), nieopodal Pompejów. Jego wuj – (Gajusz) Pliniusz Starszy – admirał rzymskiej floty, popłynął na czele swej eskadry na ratunek ludziom z zagrożonych miast. Wkrótce dopłynęli do Stabie. Ale jak tylko Pliniusz zszedł na brzeg, został on przykryty chmurą trujących gazów siarczanych. Ratownicy zginęli od zatrucia i braku powietrza, a wraz z nimi ponad 2000 mieszkańców. Wkrótce od pionowej kolumny dymu i popiołu oderwał się potok spływu piroklastycznego i ognista chmura runęła w stronę morza.

Ci, którzy nie zdążyli uciec zginęli pogrzebani pod grubą warstwą popiołu wulkanicznego, tefry i kamieni. I tak pozostali pogrzebani tam, gdzie znajdowali się w momencie śmierci – w stajniach, zagrodach dla bydła czy pokojach mieszkalnych. Śmierć tych ludzi była okropna. Wdychając mieszaninę gorących gazów, rozpalonych do temperatury +500°C, ludzie błyskawicznie umierali, a wilgoć w ich płucach mieszała się z cząstkami popiołu tworząc cement. Mózg się gotował i eksplodował. Ciała w ciągu kilku sekund spalały się w potoku spływu piroklastycznego. I tak nieszczęśników znajdowano – po prawie tysiącu lat w czasie wykopalisk – w pustkach w sprasowanym popiele wulkanicznym.

Zasięg erupcji Wezuwiusza w 79 r. Pompeje, Stabia, Oplontis zostały zniszczone opadem tefry i spływem piroklastycznym, zaś Herkulanum przez spływ lawiny błota wulkanicznego (Wikipedia)


Prawdziwa skala tragedii


Minęło kilka stuleci, i Włosi już nie pamiętali , gdzie właściwie znajdowały się zaginione miasta. Legendy tylko przypominały echa dawnych wydarzeń. Ale kto zginął? Gdzie i kiedy? Chłopi kopiący studnie na swych polach i gospodarstwach często natrafiali na ślady dawnych budowli. Dopiero w końcu XVI wieku, w czasie budowania podziemnego tunelu w rejonie miasta Torre de Annunziata budowniczowie natknęli się na resztki dawnej ściany. A potem, po 100 latach, w czasie kopania studni robotnicy znaleźli część budynku, na którym widniał napis – Pompeje.

Poważne wykopaliska w rejonie katastrofy zaczęły się w połowie XVIII wieku. jednakże ówcześni archeolodzy nie mieli dostatecznego doświadczenia, by prawidłowo wykonywać prace w tak wielkiej skali. Z rozkopanych domów wywozom no wszystko, co było interesujące – kosztowności, zaś stare rzeźby – ponownie zakopano. W rezultacie zginęło mnóstwo bezcennych artefaktów i przedmiotów należących do ludności tych miast. Ale w końcu XVIII wieku archeolodzy przyszli po rozum do głowy i zrobili porządek na miejscach wykopalisk.

A w czasach rządów Joachima Murata (1767-1815) – marszałka napoleońskiego, będącego wtedy królem Neapolu, wykopaliska zaczęły być prowadzone w bardziej ucywilizowany sposób, wedle wszelkich praw nauki. Teraz uczeni zwracali uwagę na rozmieszczenie artefaktów i otaczające je środowisko, narzędzia pracy i warunki bytowania. Jak teraz wiadomo, miasta te nie zostały zalane lawą, bo w przeciwnym wypadku wszystko byłoby wyżarzone. Przyroda dosłownie zatroszczyła się przyszłe wykopaliska. Od razu po erupcji, która trwała dobę (według innych źródeł trzy doby – przyp. tłum.) na stoki Wezuwiusza runęła potężna, gorąca ulewa. W rezultacie tego popiół zmieszał się z wodą i następnie przekształcił się w cement, a wszystko, co znajdowało się w nim zostało doskonale zachowane.

U końca XIX wieku, uczeni zaczęli znajdować pustki w miejscach, gdzie kiedyś znajdowały się ciała ludzi i zwierząt. Pustki te zalewali gipsem, dzięki czemu dawało się ustalić położenie ciał, a nawet mimikę ich twarzy. Potem uczeni zaczęli zbierać i składać w całość kości znalezione w wykopach. I ich oczom ukazała się prawdziwa skala tej tragedii. Matki chroniące dzieci, kobiety szukające ratunku w ramionach mężczyzn, niewolnicy i patrycjusze, którzy znaleźli śmierć w kamiennej piwnicy, w której się ukryli i zmarli o krok jedno od drugiego… - śmierć nie wybierała.

K.P.Briułłow - "Ostatni dzień Pompei", Muzeum Rosyjskie, St. Petersburg

Atmosferę przerażenia i grozy doskonale oddaje znany obraz Karła P. Briułłowa (1799-1852) pt. „Ostatni dzień Pompei” (1827-1833), który znajduje się w Muzeum Rosyjskim w Sankt Petersburgu. Na dzień dzisiejszy zasypane miasta (Herkulanum zostało zalane przez lahar czyli strumień błota złożonego z wody opadowej i popiołu wulkanicznego – przyp. tłum.) zostały odkopane w ¾. Ale przed nami jest jeszcze największa praca, która da uczonym jeszcze bardziej niesamowite odkrycia!


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 3/2014, ss.10-11

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©