czwartek, 11 grudnia 2014

Dziwne dni (dokończenie)

XIII


- No a teraz pora na ciebie, tatko – Ilva poprawiła się na swym zydlu.
Siedzieli w świetlicy aghrapurskiej komandorii Bractwa. Za oknami zapadła już noc, tylko nad morzem unosiła się delikatna poświata wieczornej mgły podświetlonej naturalną fosforencją morskiego planktonu. Ilva opowiedziała ojcu, księciu Halidorowi i jego żonie oraz całej drużynie o swych przygodach na szlaku, który tak okrężną drogą zawiódł ją i jej chłopaka do Aghrapuru.

Lestko poprawił się na swym siedzeniu i potoczył wzrokiem po sali.
- Wiedz córciu – rozpoczął – że wszystkie, no prawie wszystkie, twoje przygody zostały starannie zaplanowane już rok temu. I wszyscy, jak tutaj jesteśmy, staliśmy się łańcuchem wydarzeń, w których ty byłaś głównym ogniwem. I to ty odwaliłaś najbardziej niebezpieczną robotę. Ale i tylko tobie mogłem zaufać bezwzględnie.

Rozległ się szmer uznania. Ilva pokraśniała jak wiśnia z zadowolenia.
- Dlaczego tatku?
- To oczywiste – Lestko uśmiechnął się – jesteś moją córką, ale nie tylko. Potrzebna mi była taka jak ty: dziewczyna, odważna, silna, wyszkolona i z pomyślunkiem. Dlatego wybrałem ciebie. No i oczywiście pomogła nam moja druga córka – Tia, która znalazła rok temu Klucz do broni posiadanej przez Gedrenę. To była złota płytka o wymiarach pięć na trzy cale, z dwudziestoma znakami Armamen. Znalazła go w Malabonie, w czasie kolejnego remontu i uszczelniania tamtejszego sarkofagu. Od razu zorientowała się, co do wartości tego przedmiotu i przekazała wieść o nim do Belverusu. Początkowo też nie wiedziałem, co się z tym robi, ale nasi archiwiści i bibliotekarze znaleźli szybko odpowiedź w „Skrypcie z Velitrium”. Opisano w nim urządzenia uzbrajające i odpalające wszystkie znane nam rodzaje głowic. Dzięki temu już wiedzieliśmy, co mamy w rękach. Brakowało jeszcze trzeciego elementu.
- Jakiego? – wszyscy spojrzeli na Lestka. Ten wstał i uniósł róg wypełniony złocistym miodem ze stoków Gór Tatryjskich. Jego twarz spoważniała.
- Choć czas jest radosny – powiedział smutnym tonem – to należy nam wspomnieć tą, dzięki której teraz możemy odprawić tryumfy. Kobiecie, dzielniejszej od niejednego mężczyzny, która do ostatniej chwili trwała przy naszym wrogu informując nas o jego zamiarach! Piję za pamięć o pięknej i dzielnej Nefre zwanej Nikotrix!

Wszyscy spełnili ten toast uroniając kilka kropel na podłogę, ku czci bogini Dekerto, opiekunki zmarłych.
- I co dalej Wielki Mistrzu? – zapytała Rudowłosa Sonja.
- Ba! Dzięki Nefre wiedzieliśmy, gdzie Gedrena składuje znalezione i wydobyte głowice. Były dobrze chronione we wnętrzu Piramidy Księżyca i strzeżone przez gwardię królową i straż kapłańską. Nie można by ich było odbić ani frontalnym atakiem, ani fortelem. Trzeba było znaleźć inny sposób. No i wraz z Iris z Ianthe wymyśliliśmy go! Twoje zdrowie moja wspaniała żono, gdziekolwiek jesteś!
Pociągnął łyk miodu i kontynuował.
- Tak więc poprzez stygijskich szpiegów w Goa puściliśmy wieść, że Tia znalazła Klucz do uzbrojenia głowic. Zanim wieść dotarła do Gedreny, wysłałem na Ilvę na wakacje do Goa. Wracając od siostry miała zabrać zrobiony w międzyczasie falsyfikat ze zmienionymi sekwencjami znaków. Wiedzieliśmy, że wprowadzenie błędnego kodu może spowodować autodestrukcję głowicy, ale nie przewidzieliśmy tego, że będzie tam jeszcze jeden skład amunicji jądrowej przygotowany przez jej kompanionów z Przyszłości w celu wywiezienia ich do naszego przyszłego świata i wykorzystania tamże. Chodziło nam o to, by dopaść Gedrenę i jej szalonych kapłanów. Bez niej głowice były bezpieczne. Gedrena sama rozwiązała nasz dylemat…

Zamilkł na chwilę.
- No a potem było już prosto. Przez wywiad Gedreny w Vendhyi przekazaliśmy jej wieść, że klucz jedzie wraz z Ilvą do Belverusu przez Góry Himeliańskie. Poprosiłem mojego przyjaciela, księcia Halidora i jego szanowną małżonkę o to, by miał na nią oko. No i oczywiście spotkali się w najbardziej niedogodnym miejscu i czasie. Dziesięciotysięcznik Dacha nie był głupi – na ich trasie postawił kilkanaście zapór. Całą dywizję Gwardii Królewskiej! Ilva nie mogła się prześliznąć. Ale trafiła do Shambhalli i tam uzyskała dodatkową motywację. Dała się złapać i porwać do Stygii i Shemu. Tymczasem Wasza Książęca Mość wyjechał w dobę po niej z Doliny o Której Zapomniał Czas i skierował się do ochrony Ariego syna Yorestesa, który pojechał z meldunkiem od ojca do Komandorii w Yuetshi. Pognali tam, co koń wyskoczy, skąd wieść została przekazana do Aghrapuru, gdzie już czekałem z drużyną. Wyruszyliśmy natychmiast i już w drodze widzieliśmy straszliwy błysk na południowym-zachodzie. A to oznaczało, że Gedrena w swej głupocie i żądzy władzy uruchomiła detonator. Resztę wiecie, Gedrena i wszystko co żyło w odległości stu mil od miejsca eksplozji zostało zabite promieniowaniem. Uderzenie promieniowania oślepiło systemy Małego Przewodnika, który spadł nad Stygijską Pustynią, a co widziała Ilva z Kheramem.
- Tatku, a co z Wielkim Przewodnikiem? – zapytała Ilva.
- Odleciał w Kosmos i stanie się wkrótce stanie się satelitą planety, którą Stygijczycy nazwali Hor-ka, a nasi przyjaciele Saturnem.
- I jeszcze jedno: jak zamierzałeś odbić mnie Stygijczykom? – zapytała zaintrygowana Ilva.
- Twoja ucieczka była wkalkulowana w plan akcji – odparł Lestko. – W Krainie  o Której Zapomniał Czas (na Światowida, co to za nazwa!) dostałaś wyraźną instrukcję postępowania. I zawiódłbym się na tobie, gdybyś jej nie zrozumiała. Mogłem liczyć na Brahytmę, zresztą to on podsunął mi parę pomysłów, które wykorzystałem w czasie tej operacji…
- Ale dlaczego podał mi to w formie przepowiedni?
Lestko huknął potężnym śmiechem.
- Ha! ha! A to dlatego, że cię znam! – zawołał – wiem, że kochasz tajemnice i prędzej posłuchasz przepowiedni, niż rzeczowej instrukcji!

Wszyscy się roześmiali.
- Tatko! – Ilva krzyknęła to urażonym tonem.
Lestko poklepał ją po ramieniu i ucałował w czoło.
- Kochanie, nie gniewaj się na starego. Miałaś trochę rozrywki? – miałaś. Każda z twych przyjaciółek i koleżanek dałaby pół życia za taką przygodę! A poza tym jak to brzmiało? – jak strofy z „Drogi Królów”! Twoja romantyczna wyobraźnia od razu zaczęła tworzyć plan działania, zanim stał się potrzebny. Bez wyobraźni byś sobie nie poradziła, a tak żyjesz i jesteś wśród nas, więc nie narzekaj…
Była jeszcze chwilę naburmuszona, ale wreszcie uśmiechnęła się do Kherama.
- I co było dalej? – zapytała ojca.
- Dalej jechaliśmy w kierunku Samary Ilbarskim Traktem aż do Mostu, gdzie pogoniliśmy kota piratom.
- No dobrze, a skąd Brahytma wiedział, co i kiedy ma mi powiedzieć?
- To oczywiste, byłem u niego i wszyscy otrzymali swoje instrukcje i grali swoje role. O tak, teatr mój widzę ogromny! – Lestko wyrecytował to z patosem. – I tylko żal mi biednej Nefre. Tyle tylko pocieszenia, że nie cierpiała, zginęła w mgnieniu oka nawet nie wiedząc o tym…
- Mogła uciec? – zapytała Rudowłosa.
- Mogła, ale nie chciała – rzekł Lestko ze smutkiem w głosie – chciała być do końca w obozie Gedreny, by mieć pewność, że nasz plan się powiedzie. Jako sobowtór miała możliwości, o których mogliśmy tylko pomarzyć.
- Kim była Nefre? – zapytał Kheram.
- Młodszą siostrą Gedreny – odrzekł Lestko. – Ale jej charakter był zupełnie inny. Kiedy zorientowała się, do czego zmierza jej siostra, wtedy skontaktowała się z nami…

Umilkli na chwilę przetrawiając tą wieść.
- Wyobrażam sobie jej minę, kiedy zorientowała się, że wprowadziła niewłaściwy kod – roześmiał się Halidor. 
- Obawiam się, że bardzo się wściekła – odrzekł Lestko. – Ale chyba nie wiedziała, że uruchomiła mechanizm samoniszczący. Zresztą to nie miało już znaczenia – po dwudziestu sekundach przestała istnieć.

* * *

Tymczasem Ilva i Kheram wyślizgnęli się ze świetlicy i poszli na balkon, gdzie stanęli objęci i przytuleni do siebie pod wieczornym niebem.
- Co zamierzasz robić po ślubie? – zapytała go Ilva.
- Będę studiował razem z tobą – westchnął.
- A potem?
- Nie wiem, na pewno będę pracował dla Bractwa. Jest przecież, jak mawia twój ojciec, tyle do zrobienia. Trudno mi uwierzyć, że to nie są kryształowe lampy przymocowane do przeźroczystych sfer, a kule gorącego gazu, który sam świeci. Chciałbym wiedzieć, dlaczego?
- Dowiesz się – powiedziała. – Ale najpierw jestem ja, potem nasze dzieci, a one w następnej kolejności.
Parsknęli krótkim śmieszkiem i podnieśli wzrok na ciemnogranatowe już niebo.


Było brylantowe od gwiazd. 

KONIEC