poniedziałek, 18 lipca 2011

Opisanie „wyprawy uczonej” maluchem na Olimp (2)






Stanisław Bednarz

Opisanie dnia drugiego 3.07.2011

 Wstajemy koło 7 rano i zjadamy hotelowe śniadanie smaczne. Dziś czeka nas jeden głównych punktów programy Trasa Transfogarska która Ceausescu w latach 70-tych poprowadził przez najwyższą część Karpat Południowych (Gór Fogarskich). Podobno chciał tędy przerzucać czołgi na wypadek interwencji radzieckiej gdyby mu zablokowali doline Aluty.

Około 25 km za Sybinem w kierunku wschodnim odchodzi odgałęzienie oznaczone nr 7c. Najpierw jechaliśmy po równinie by po jakiś 7 kilometrach osiągnąć granicę zalesionych wzgórz Karpat. Zaczynamy ostro piąć się serpentynami początkowo po bukowym, potem po świerkowym lesie. Mijamy masy murów oporowych, zabezpieczeń siatkowych, jest bardzo stromo i wąsko na przemian wrzucamy  jedynkę i dwójkę. Mijając górnę granicę lasu około 1450 m n.p.m. postanawiamy się zatrzymać by schłodzić silnik, zaparzyć kawy i delektować się z jednej strony widokiem najwyższych szczytów w tym Moldovenau około 2544 m n.p.m. również lekko poprószonych śniegiem, malowniczego wielkiego wodospadu, a z drugiej strony popatrzeć w dół by widzieć jak wysoko jesteśmy ponad  miejsce skąd wjechaliśmy na trasę.

Krajobraz szpecą nieco słupy wysokiego napięcia wybudowane nie widomo po co. Od góry zjeżdżą jakiś samochód którego dach jest pokryty śniegiem. Ruszamy znów wśród kosodrzewiny i niekończących się serpentyn. Po około pół godziny od postoju osiągamy zrównanie pod grania główna gdzie położone jest malownicze jezioro Baja Lae jesteśmy już na 2040 m n.p.m. Jest schronisko, kramy z pamiątkami kupujemy rumuńską palinkę domowej roboty.

Grań Głowna zieje bliskim wlotem do tunelu. Zdobyliśmy najwyższy punkt trasy, a przejechaliśmy zaledwie jedną czwartą Trasy Transfogarskiej. Ukazuje się ostre słońce, sprzyja to plenerom fotograficznym. Na halach wśród wielkich stromizn pasą się owce na wysokości około 2200 m. Nie wiem dlaczego przypomina mi się fragment  wiersza Kazimiery Iłłakowiczównej „Czy widziałeś kiedyś  ze wzgórz jak owce schodzą do Kluż”.

Badam skały głownie metamorficzne. Powoli robi się południe czas ruszać dalej, jeszcze najpiękniejsze zdjęcie w dół ukazujące wszystkie serpentyny. Wjeżdżamy w tunel pod grania gówna, w tunelu spotkanie z wielkim kierdelem owiec. Idą prawidłowo prawą strona, co 100 m pilnuje ich owczarek na końcu pastuch zwany tutaj czabanem. Maluch sprytnie objeżdża co bardziej narowiste tryki. Z tunelu wjeżdżamy w halę.

Jesteśmy już po stronie poludniowej czyli po raz drugi przecięliśmy Karpaty. Ostrymi serpentynami zjeżdżamy w kosodrzewinę robi się coraz cieplej, ta południowa strona jest dużo cieplejsza i stoki sa łagodniejsze. Przy górnej granicy lasu dostrzegam wreszcie utwory fliszu karpackiego. Czyli jesteśmy już w Karpatach Zewnętrzych Fliszowych, które w Jordanowie są po północnej stronie łuku, a tu po południowej. W dole dostrzegamy wielkie jezioro zaporowe, które mozolnie objeżdżamy zatoczka po zatoczce przez jakiąś godzinę. Jesteśmy  już w reglu dolnym wreszcie po długim oczekiwaniu wielka monstrualna zapora betonowa o niespotykanej wysokości. Mija nas jakaś wycieczka Arabów, kobiety w burkach, o dziwo spod zapory woda nie wypływa, gdzieś rurami kierowana jest dalej.

Odpoczynek, bo robi się powoli 14. Za zaporą dalej wśród lasów zjeżdżamy w dół, gdy wreszcie skończyły się lasy to zaczęły się pola szybów naftowych, masa odwiertów setki, ale tylko niektóre kiwony się kiwają. W takich klimatach dojeżdżamy około 15. do Pitesti które mijamy i kierujemy się do Crajowej po wielkiej nizinie  wołoskiej, trasa monotonna urozmaicona bocianami.  W ten sposób, po około 6 godzinach przejechaliśmy Trasę Transfogarską, 86 km w 6 godzin.

Za Crajową zaczynaja się dąbrowy bezludne, suche bezgrzybowe i tak około 100 km przez bezludzia  do Cefalu nad Dunajem, gdzie jest prom do Bułgarii. Widzimy budowę wielkiego mostu i ślimaków dojazdowych, ale nie ma w ogóle oznakowania jak trafić na prom. W końcu jakiś gość objaśnił nam drogę.

Na początek wielkiego cyklu zdzierstwa zapłaciliśmy opłatę portową. Potem kontrola paszportowa. Rumuńscy pogranicznicy kpią z malucha, pytają czy ma trzy koła i czy pali 3 litry na 100km. Nie przejmujemy się tym,  uiszczamy w  piorunującym tempie  opłaty promowe około 30 € i w ostatniej chwili przed odpłynięciem  wjeżdżamy na prom. Prom jest pod banderą bułgarską. Dunaj ma tu około 1,5 km szerokości. Na promie tiry z samochodami z Niemiec kilka samochodów osobowych i my. Ów „okręt” płynął z zabójczą prędkością 6-7 km/h.

Na drugim brzegu Bułgarzy zaczęli uprawiać swoje zdzierstwo, to kazali nam wykupywać ubezpieczenie zdrowotne, to opłaty drogowe, zrezygnowali tylko z opłat dezynfekcyjnych, gdzie nim weszli do Unii  przejeżdżało się za bajońskie sumy przez kałużę z wodą. Ślady po tym wgłębieniu na kałuże widoczne były do tej pory. Omijamy Vidin nie zwiedzając tureckiej twierdzy i kierujemy się na południe przez jakieś 20 km jedziemy przez pustkowia wśród pól słonecznikowych. Odpoczywamy i parzymy kawę na postumencie jakiegoś zarośniętego pomnika. Z ciekawością przyglądam się mu. Był poświęcony ofiarom puczu zwolenników cara Borysa którzy obalili rząd ludowy Stambolijskiego. Były nazwiska około 20 ofiar z okolicznych miejscowości. Dziś pomnik ten jest niesłuszny i zarasta tarniami.

Robi się późno jest już 20:30. Zaczynamy przecinać kilkakrotnie linię kolejową Sofia – Vidin. Rogatki są zamykane na korbę przez pracowników kolei. Widzieliśmy całkiem porządny pociąg  pospieszny Vidin- Sofia. Za kolejami po lewej zachodniej stronie gdzieś przy granicy z Serbią ukazują się góry około 1200 m n.p.m. Zwieńczone przepięknymi formami skalnymi. Tłumaczę synowi Wackowi że jest to jeden z najbardziej obfitujących w formy skalne masyw położony w okolicach miejscowości Biełogradczik. Ze względu na późną porę nie jesteśmy  w stanie go zwiedzić. Mijamy jakieś wsie całkowicie biedne, szkoły z powybijanymi szybami,  domy rozsypujące się. Coś czego nie widziałem w Rumunii. Jakiś krajobraz popegeerowski.

Około 21:50 wjeżdżamy do dużej miejscowości zwanej Montana. Dookoła mnóstwo elewatorów zbożowych. Zastanawiam się skąd taka nazwa Montana. Znajdujemy jedyny hotel dwugwiazdkowy, tani około 80 zł za pokój dwuosobowy. W samą porę bo robi się ciemno, na niebo wychodzi jednodniowy nów. Dziękujemy Bogu za opiekę nad naszym wysłużonym maluchem który spisuje się bez zarzutu.

CDN.