poniedziałek, 4 lipca 2011

TCK: Tunguski Meteoryt alla Polacca (2)












Przypadek Jerzmanowice’93

To było najdziwniejsze i najbardziej przypominające spadek TM wydarzenie, z jakim zetknęliśmy się w naszej ufologicznej karierze. Incydent Jerzmanowicki - a raczej spadek Jerzmanowickiego Dziwa (bo tego inaczej nie da się nazwać) zjawiskowo przypomina nam spadek TKC - tyle tylko, że skala zjawiska była nieporównywalnie mniejsza: nad Podkamienną Tunguską rąbnęło 13...130 Mt 2,4,6-trójnitrotoluenu, zaś w Jerzmanowicach ładunek ten wyniósł tylko 80-100 kg TNT - czyli 1,3 mln razy mniej! Ale to w żadnym stopniu nie zmniejsza ważności i spektakularności zjawiska!...

Na temat Jerzmanowickiego Dziwa - dalej JD - napisano już chyba wszystko. Badali je wojskowi specjaliści i profesorowie uniwersyteccy. Nic nie wskórali. Nie znaleziono szczątków meteorytu - bo a priori założono, nie wiadomo dlaczego, że to był meteoryt - ani pocisku rakietowego, co założyli wojskowi. Sytuacja przypomina nam dokładnie skrzyżowanie czeskiego i radzieckiego filmu: „było i nie ma - i nikt nic nie wie...”

A to było tak:

Wieczorem, dnia 14 stycznia 1993 roku, około godziny 19:00 (18:00 GMT), mieszkańców podkrakowskich Jerzmanowic (powiat Kraków, woj. małopolskie) poderwało na nogi dziwne zjawisko - otóż coś wyrżnęło w wapienny ostaniec zwany Babią Górą i rozniosło jej wierzchołek na drobne kamyki, które zaścieliły grunt w promieniu 700 m od niej po nierównej elipsie rozlotu. Fala podmuchu wywaliła okna w promieniu kilometra od epicentrum, zaś huk wybuchu słyszano nawet w Krakowie i Sosnowcu. Eksplozji towarzyszył błysk, który zaobserwowano w odległej o 67 km Zawoi.

Wybuch spowodował panikę wśród ludzi i zwierząt gospodarskich. W chwilę po nim ludzie poczuli duszący zapach, jakby środków ochrony roślin - coś w rodzaju DDT czy opartego na nim innego pestycydu. Eksplozja spowodowała u zwierząt reakcje agresywne lub apatię, zaś u ludzi apatię i spowolnienie refleksu. Trwało to prawie tydzień.

Rzecz dziwna - eksplozja spowodowała spalenie wszystkich żarówek i urządzeń elektrycznych - nawet tych, które nie były włączone - w promieniu 1 km od epicentrum wybuchu. Przypominało to dość dokładnie zjawiska towarzyszące eksplozji Meteorytu Tomskiego (Czułymskiego) w dniu 26 lutego 1984 roku. Jednakże tutaj mamy do czynienia ze zjawiskiem o wiele mniejszym w skali...
Pozwalamy sobie zestawić tutaj kilka spektakularnych eksplozji w historii świata, by zobaczyć, jak na tym tle przestawia się wybuch JD.

Zacznę od największych eksplozji jakie zna świat: otóż impakt asteroidy Chicxulub wyzwolił energię 0,4 YJ[1] czy jak kto woli 4 x 1023 dżulów, co spowodowało wyrzut do atmosfery Ziemi 60.000 km3 materiału skalnego. Obniżenie średniej temperatury Ziemi o 20oC i wymarcie dinozaurów. Z tym można porównać tylko erupcję syberyjskich Superwulkanów, które spowodowały Wielkie Wymieranie P/T.

Innym spektakularnym wybuchem był wybuch wulkanu Tambora, który wyzwolił 80 ZJ albo jak ktoś chce 8 x 1022 dżuli, czego następstwem był wyrzut 80 - 175 km3 tefry i gazów w atmosferę i obniżenie temperatury Ziemi o 1,5oC oraz 92.000 zabitych.

Najsłynniejszym wybuchem naturalnym była erupcja wulkanu Krakatau (Rakata), w czasie której wyzwolona energia osiągnęła 3 EJ[2] czyli 3 x 1018 dżulów. Wyrzut w atmosferę Ziemi 20 km3 tefry i materiału skalnego, obniżenie temperatury Ziemi o 0,5oC. A do tego 36.000 zabitych.

Impakt TCK wydzielił energię w ilości „tylko” 1 EJ, co wywołało efekty optyczne i geofizyczne w atmosferze ziemskiej.

Impakt Tomskiego (Czułymskiego) Meteorytu to jedynie 8,5 PJ[3] i poza spaloną tajgą nie odnotowano żadnych skutków.

Wybuch wulkanu Mt. St. Helens wywołał wydzielenie się 0,8 PJ energii, czego skutkiem był wyrzut 1 km3 tefry w atmosferę i około 100 zabitych.

No i wreszcie Incydent Jerzmanowice’93, w czasie którego eksplozja uwolniła energię w ilości 0,77 TJ[4] i nie było żadnych znaczących efektów, poza rozwaleniem części Babiej Skały.

Jak widać, spadek i eksplozja JD wypada blado w porównaniu z pozostałymi zjawiskami, ale... Jak dotąd nikt nie podał przyczyny tego fenomenu i na JD połamali sobie zęby uczeni, podobnie jak na TF. Ufolodzy też...

JD zaczęto badać stosunkowo późno, bo dopiero na wiosnę 1999 roku, kiedy to w Jerzmanowicach pojawiła się ekipa ówczesnego Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych w składzie: Anna i Robert Leśniakiewiczowie, Marzena, Ewelina i Wioletta Wójtowiczówne oraz Bartosz Soczówka ze swym ojcem. Pierwej jednak dokonano analizy wszystkich zebranych informacji, z której wynikało, ze JD jeżeli był w ogóle meteorytem, to zaiste dziwnym! Nie dało się ustalić kierunku, z którego ów meteoryt nadleciał nad miejsce impaktu w Jerzmanowicach. Jedni świadkowie mówili, że z zachodu, inni że ze wschodu czy północnego wschodu - patrz mapka.

Astronomowie stwierdzili, że JD mógł być związany z asteroidą 6344 P-L, która akurat w dniu 14 stycznia 1993 roku przechodziła przez swe perygeum i mógł on nadlecieć z kierunku NE.

Z kolei wojsko przeszukiwało okolice Babiej Góry i skałki Sikorka, bowiem zdaniem wojskowych, obiekt nadleciał z kierunku odległego o 19 km Krakowa... Jednym słowem, nawet tego nie udało się bezspornie ustalić, bo choć elipsa rozrzutu odłamków szczytu Babiej Skały wskazywała na korzyść tej ostatniej wersji, to inne relacje wskazują na to, że było zupełnie inaczej...

Tajemniczą sprawą jest to, że na chwilę przed wybuchem świadkowie stwierdzili przelot samolotu nad okolicą, co dało asumpt stwierdzeniom, że to wojsko zgubiło tam coś, czego nie powinny oglądać oczy cywilów - jednym słowem polskie „Archiwum X”!? cóż to takiego być mogło? Stukilogramowa bomba lotnicza czy głowica rakietowa, a może tajemnicza broń E - obezwładniająca wszelkie systemy elektryczne i elektroniczne, którą USAF i lotnictwo NATO wykorzystały w czasie wojny w Kosowie w 1999 roku?

Uderzenie piorunu? Czemu nie? Szedł chłodny front atmosferyczny znad Skandynawii i wywiązała się burza elektryczna. Wyładowanie trafiło w szczyt Babiej Góry i spowodowało elektrowybuch zalegającej w jej szczelinach wody... Piękne! - tyle że od A do Zet nieprawdziwe, bowiem wedle relacji świadków w szczyt Babiej   n i g d y   nie uderzały pioruny, a gdyby nawet, to prąd spłynąłby po skale nie wnikając w nią. Tak więc nie było żadnego elektrowybuchu deszczówki - i być nie mogło. Nieoczekiwanym potwierdzeniem hipotezy „piorunowej” był zapis sejsmografów ze stacji sejsmologicznej PAN w Ojcowie, gdzie w godzinach 18h58m54s i 19h00m17s CW krytycznego dnia odnotowano dwa wstrząsy   b a r d z o   p o d o b n e   do tych, które powstają przy wyładowaniach atmosferycznych uderzających w skały. Czyż nie pasuje to jak ulał do zjawisk towarzyszących spadkowi i wybuchowi TM???

Jest jeszcze jedna hipoteza - dość szalona bo szalona, ale... Chodzi o to, że ktoś mógł wypróbować działanie małej głowicy jądrowej - coś à la amerykańskiej W-88, NB której plany ukradli Chińczycy Amerykanom kilka lat temu. Taka mała atomówka , która ponoć można umieścić w teczce, a których kilkanaście - mówi się o 100 - zaginęło Rosjanom z ich arsenałów atomowych.[5] Byłaby to idealna broń w rękach terrorystów i mafiosów - o wojskach specjalnego przeznaczenia nawet nie wspominam... Może wiec ktoś podłożył taki ładunek - mikroładunek jądrowy - w Jerzmanowicach? Ale właściwie dlaczego właśnie tam?! Znam parę innych i ciekawszych miejsc w tym kraju - ot, choćby w Warszawie na Wiejskiej! Obawiam się jednak, że taka „mateczka” (to licencia poetica od Stanisława Lema - sic!) miałaby moc co najmniej kilku kt TNT, zaś w Jerzmanowicach eksplodowało zaledwie 0,00001 kt TNT - nieco przymało, jak na nasz gust. Nie mówiąc już o tym, że błysk neutronowy powstały w momencie eksplozji termojądrowej i wzmocniony jeszcze przez tzw. „czerwoną rtęć” RM 20/20[6] wykończyłby wszystko, co żyje w promieniu co najmniej kilometra... Należałoby zatem przypuścić, że cała energia eksplozji została zamieniona nie w strumień neutronów, ale w silny puls magnetyczny, który poraził wszystkie urządzenia elektryczne i elektroniczne w promieniu 1.000 m od epicentrum. Byłaby to idealna broń oślepiająca urządzenia radiolokacyjne i inne sensory przeciwnika. Czy ktoś wypróbowywał tę broń - użytą potem w Zatoce Perskiej przeciwko Irakowi, Bośni i Hercegowinie oraz w Kosowie przez lotnictwo NATO i USAF - na mieszkańcach Jerzmanowic? Nie sądzę, by tak było - chociaż w warunkach panującego bałaganu i bezprawia w III Najjaśniejszej Rzeczpospolitej   n a w e t   t a k i e   rzeczy są możliwe... Być może ta broń wymknęła się komuś spod kontroli i to jest właśnie najbardziej prawdopodobne!

Ale czy prawdziwe?

Nie sądzimy, by to było nieprawdziwe, boż istnieje możliwość, że bliskie przejście koło Ziemi asteroidy oznaczonej 6344 P-L mogło strącić na nią orbitującego uzbrojonego satelitę amerykańskiego, rosyjskiego, chińskiego czy... atlantydzkiego!? Rzecz w tym, że takich wydarzeń w historii świata było więcej. Ale nie sądzimy, by Ludzkość posiadała broń E już w XVII wieku! A zatem to może być kolejny ślad i zarazem   d o w ó d   realności atomowych wojen antycznych bogów-astronautów!...

A teraz pozornie z innej beczki. W dniu 7 listopada 1996 roku, w Olsztynie k./Częstochowy doszło do dziwnego zdarzenia. Około godziny 4:00 nad ranem jego mieszkańców obudził okropny huk. Kilkunastu świadków ujrzało, jak obok zamkowej wieży pojawił się jasno oświetlony NOL. Potem drugi, który wylądował w pobliżu ruin zamku. Owo tajemnicze misterium nocne trwało około pół godziny, poczym oba NOL-e znikły.

Po raz pierwszy oględzin tego miejsca w dwa tygodnie po tym CE2 dokonali Bronisław z Marianem Książkiem, którzy stwierdzili obecność dziwnych kręgów - a raczej pierścieni świeżej - jakby wiosennej - trawy z wiosennymi kwiatami i grzybami z gatunku wieruszka zatokowata - Entoloma sinutatum, która występuje tylko na wiosnę - w maju i na początku czerwca! Wyglądało to tak, jakby w tych niezwykłych pierścieniach czas cofnął się lub przyśpieszył do wiosny. Pierścienie te - a właściwie formacje przypominające kształtem wydłużoną literę C miały długość około 5 m i szerokość 70 cm - vide zdjęcia. Trawa na tych miejscach była wyraźnie bujniejsza i kiedy ostatnio byliśmy tam 7 sierpnia 1999 roku, były one jeszcze wyraźnie widoczne.

I co ciekawe - podobne pierścienie trawiaste znaleziono także na lądowiskach NOL-i na Węgrzech i Rumunii - o czym powiadomił nas dr Gábor Tarcali z HUFORF. Coś podobnego widzieliśmy także u nas, w Polsce na lądowisku NOL-a na górze Golgota, w okolicy wsi Spytkowice (pow. Nowy Targ, woj. małopolskie), gdzie NOL pozostawił po sobie trzy pierścienie świeżej trawy i trójkąt równoramienny. Także i w tym przypadku stwierdziliśmy ogromne wysypy wieruszek zatokowatych, które w maju utworzyły tam tzw. „czarcie kręgi” swych owocników. Zainteresowanych odsyłam do opracowania „PROJEKT TATRY - Raport końcowy” (Kraków 2002), gdzie całą tą sprawę opisano.
W maju 1999 roku, w czasie wizji lokalnej, ekipa MCBUFOiZA odkryła na łączce u podnóża Babiej Góry taki sam zielony pierścień trawiasty, jaki Rzepecki i Książek odkryli w 1996 roku w Olsztynie k./Częstochowy. W kwietniu 2000 roku, dwaj nasi byli koledzy z MCBUFOiZA Podkarpacie: Arkadiusz Miazga i Marcin Mierzwa z Ropczyc odkryli duży trawiasty pierścień położony w odległości około 7 km na wschód od Brzeska, tuż przy drodze nr 4 (E-40). Widoczny na zdjęciu półokrąg trawy ma około 15,3 m średnicy i najprawdopodobniej tam miało miejsce lądowanie NOL-a lub NNOL-a!

W okolicy Ropczyc odkryto cztery miejsca, w których znajdowały się trawiaste pierścienie, o czym ostatnio doniósł nam inny były członek MCBUFOiZA Podkarpacie - Grzegorz Dawid.

We wszystkich tych tutaj wymienionych przypadkach była to ciemnozielona, świeża trawa przerastająca ubiegłoroczne wyschłe źdźbła! Identycznie, jak na miejscu CE2 w Spytkowicach! Czyżby doszło zatem w Jerzmanowicach do kraksy NOL-a, a nie eksplozji pozostałości po Wielkim Konflikcie Bogów-Astronautów? Na miejscu spadku TM takich pierścieni trawiastych nie znaleziono, ale czy ktoś ich tam szukał? -  o ile nam wiadomo, to nikt!...

Robert poszukiwał podobnych kręgów w Tatrach, w rejonie Giewontu, Czerwonych Wierchów i Kominiarskiego Wierchu (Kominów Tylkowych) - bezskutecznie.  Nie znalazł tam ani jednego. A zatem wygląda na to, że NOL-e tam nie lądowały - czego wprawdzie nie potwierdziły wyniki PROJEKTU TATRY - albo lądowało tam coś innego, ale co? Tego nie wiemy... Jak dotąd nikt nie ma jakiegoś sensownego pomysłu.

Jest jeszcze jeden ciekawy aspekt tej sprawy: obecność NOO i... terenów powulkanicznych w NW terenach województwa małopolskiego.

NOO - to Nieznane Obiekty Orbitalne, które obserwowało się od dawna. To nie tylko Czarny Baron  dr Bagby’ego. To cała masa obserwacji  dokonana w czasie trzech lat przez MCBUFOiZA oraz inne organizacje i indywidualnych badaczy z Warszawy, Wrocławia, Kłodzka i Wybrzeża. NOO i JD są ze sobą powiązane pochodzeniem z Kosmosu. Zaś to wiąże się z faktem istnienia w okolicach Alwerni, Krzeszowic i Regulic terenów powulkanicznych - i to sprzed 200 mln lat - a pod Krzeszowicami znajdowała się ogromna o średnicy 25 km kaldera wulkaniczna i są tam cieplice... Tak, jak w przypadku spadku TM! Trapy wulkaniczne Podkamiennej Tunguskiej liczą sobie też 200 mln lat - a zatem jeżeli to jest tylko przypadek, to nader dziwny!...

Jest jeszcze druga strona tego medalu - otóż przed wybuchem III wojny światowej i w pierwszych dniach jej trwania[7], okolice Alwerni były penetrowane przez NOL-e, zaś nocne niebo nad Małopolską przecinały co chwilę NOO. W kamieniołomach Alwerni i Regulic łamie się melafiry i tufy (skamieniałą tefrę), w których czasami można znaleźć ametysty. Ich fioletowe zabarwienie - podobnie jak w przypadku halitu (soli kamiennej) - wskazuje na to, że poddano je działaniu promieniowania α, β i γ, które najprawdopodobniej pochodzą ze złóż hydrotermalnych rud uranowo-torowych, które z kolei mają na oku Obcy z UFO?... Możliwe, bowiem Obcy pilnie obserwują wydobycie, przetworzenie i zużytkowanie ziemskich surowców energetycznych. Najprawdopodobniej w celu oszacowania naszych możliwości gospodarczych i co za tym idzie - militarnych - i potencjalnych możliwości zniszczenia naszej planety lub Ich samych... Tą sprawę badali mgr Tomasz Niesporek i Jerzy Strzeja z katowickiej „Sieci” i są podobnego zdania. No, ale to już jest temat na osobne opracowanie.

Reasumując, nasza tak dobrze znana rzeczywistość ukrywa przed nami drugie i trzecie dno - a jest nim Obecność Obcych na naszej planecie. Czytając opracowanie Wojciechowskiego odnosi się wrażenie, że coś zostało niedopowiedziane do końca i całe opracowanie nie zostało dokończone. Wszystkie próby wyjaśnienia TF sprowadzały się czy prędzej czy później do jednego: TM był z pewnością   k o s m i c z n e g o   pochodzenia i tylko brakowało jednego, jedynego stwierdzenia, że TM był  pochodzenia  s z t u c z n e g o ...  Uczeni bali się, boją i jeszcze długo bać będą takich zdecydowanie brzmiących stwierdzeń, bo musieliby uznać za absolutny pewnik albo fakt istnienia obcej CNT operującej w Układzie Słonecznym, albo  fakt istnienia pozostałości po poprzedzającej nas SCNT, która być może teraz operuje już w otwartym Kosmosie! - a na tak daleko idący wniosek żaden szanujący się, ortodoksyjny naukowiec sobie nie pozwoli... A przecież istnieją artefakty - namacalne dowody na to, że któraś z tych możliwości (lub nawet obie) jest prawdziwa!  Klasycznym, wręcz klinicznym przykładem na takie artefakty są te, które prezentuję poniżej. Pierwsze zdjęcie przedstawia obiekt o średnicy 8 cm, a pokrywający go relief przedstawia najprawdopodobniej ... schemat Układu Słonecznego, lub innego układu planetarnego... Drugie zdjęcie nadeszło do nas z Japonii i przedstawia ono kulisty artefakt ze świątynnego muzeum w Nara. Czy ten „przedmiot kultowy” może być modelem... obcej planety???...

Jak tutaj już wielokrotnie powiedziano, ślady pobytu i działalności na Ziemi rodzimej SCNT widać na każdym kroku i tylko temu, że są one tak pospolite my ich nie dostrzegamy... - i na tym polega cała bieda. TM jest jednym z ogniw długiego łańcucha zagadek, w który wpisują się megalityczne budowle, UFO, czakramy Ziemi, możliwości ludzkiego ciała i umysłu, religie Wschodu i Zachodu, itp. itd. - to wszystko ma swe korzenie w dalekiej przeszłości naszego gatunku Homo sapiens sapiens...

Jesteśmy przekonani, że kiedy wykonamy kolejny krok w Kosmos i zaczniemy eksplorować Księżyc oraz jego pobliże, to z całą pewnością znajdziemy na nim artefakty po naszej ziemskiej SCNT, a kto wie, czy nie po obcej też... Mamy nadzieję, ze spotkamy żywe istoty, a nie tylko automaty pozostałe po Wielkim Konflikcie Bogów-Astronautów sprzed stu dwudziestu wieków - a które mogły wyewoluować w kierunku stania się istotami pół-żywymi pół-mechanicznymi jak Niszczyciele i Zływrogi z powieści Siergieja Sniegowa  „Dalekie szlaki” czy półautomatycznymi istotami rodem z filmów Stevena Spielberga i  George’a Lucasa.

Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie było...

A dowody? - zapyta ktoś. Dowody na to są wokół nas, tylko my nie zawsze chcemy je dojrzeć. Ot, choćby tajemnicze kule kamienne znajdowane tu i ówdzie w skałach Beskidów czy słowackich Javorników. Nikt do dziś dnia nie podał sensownego wyjaśnienia co do ich pochodzenia. Uczeni wymyślają coraz to bardziej karkołomne hipotezy, które zamiast rozjaśnić obraz, tylko go zaciemniają. Bełkocą coś bez ładu i składu o konkrecjach na dnie Oceanu Tetydy czy o wietrzeniu kulistym... - a tymczasem odkryliśmy i to, że kule kamienne znajdują się w pokładach soli kamiennej w Wieliczce i Bochni, a zatem pochodzą z tego samego okresu, co te w Javornikach i Beskidach. Robert rzucił kiedyś hipotezę, że były to meteoryty, które doleciały do Ziemi i wbiły się głęboko w osady ilaste i solne na dnie wysychającego Oceanu Tetydy... Ale nie, ta hipoteza upadła w ogniu analizy faktów. Nie mogą one być meteorytami choćby dlatego, że są to najzupełniej normalne ziemskie piaskowce...

A zatem podejrzewamy, że rozumne automaty pozostałe po Konflikcie stopniowo uniezależniły się od skundlonych ze zwierzętami i sprymitywizowanych do cna ludzi, poprzez stworzenie swej własnej bazy energetycznej i remontowej. Czego potrzebuje robot, by przeżyć - tzn. aktywnie ingerować w otaczające go środowisko? Trzech rzeczy:

v                 Źródeł energii;
v                 Części zamiennych;
v                 Warsztatów naprawczych i remontowych.

Po Wielkim Konflikcie Bogów pozostały tylko rozumne maszyny, które nie podlegały nikomu - z małymi wyjątkami. Kto panował w Starożytności? Królowie? - nie. Wodzowie - też nie. Oligarchia? - im się tylko wydawało, że panują nad ludźmi dzięki posiadanym fortunom.  Panowali tylko ci, którzy posiadali antyczna wiedzę - magowie i kapłani. To właśnie magia i religia - dokładnie w takiej kolejności - pozwalała trzymać im władzę nad motłochem. Ciemnym, nieoświeconym, ale stanowiącym ślepą siłę motłochem, który można było wykorzystać i wykorzystywano do swych celów. To właśnie magowie i kapłani posiadali władzę nad demonami i innymi nadprzyrodzonymi siłami. Diabła tam demonami! - właśnie nad tymi robotami, którymi już nikt nie potrafił - poza nimi - kierować. To właśnie te roboty były demonami, nad którymi można było zapanować przy pomocy zaklęć - a właściwie rozkazów wydawanych im w języku dla nich zrozumiałym - np. atlantydzkim! Patrząc na dysk z Phaistos (Faistos, Fajstos) Robert ma wrażenie, że patrzy na... współczesny CD-rom z wgranym weń programem dla komputera czy innej maszyny rozumnej! Jak to zwał, tak to zwał, chodzi o to - co odkrył prof. Szałek - język, którym posługiwano się w czasie rozkwitu i upadku Supercywilizacji Imperium Atlantydzkiego! A zatem te wszystkie hasła-klucze w rodzaju „abrakadabra”, „hokus-pokus-manifikus”, „erem-terem-tytyrytki”, itd. itp. to nic innego, jak konkretne komunikaty przeznaczone dla atlantydzkich maszyn, komputerów i neuromatów. I stąd brała się władza wielkich magów Starożytności - którzy byli po prostu potomkami informatyków i cybernetyków z Atlantydy.

Aliści po kilku tysiącach lat nekroewolucja maszyn - jak w powieści Stanisława Lema „Niezwyciężony” i zbiorach opowiadań „Cyberiada” - poszła w kierunku całkowitego usamodzielnienia się i uniezależnienia od warsztatów, źródeł energii i innych rzeczy, które przywiązywały je do określonych miejsc i sprawiały, że stawały się one zawodne. Dlatego też roboty w toku nekroewolucji zaczęły się biologizować i hybrydyzować, dzięki temu powstały różne typy Obcych: Szaraki, Nordycy, robotokształtne pałubiaste brokatowe „wapory” i inne. Znany rosyjski ufolog dr n. geolog. Władimir I. Tjurin-Awińskij wyliczył w swych pracach niemal 60 kształtów postaci Obcych i ponad 200 typów Ich pojazdów znanych nam jako UFO, USO czy UOO... - którymi nawiedzają nas na Ziemi. I co z tego? - ano to, że Oni - te rozumne maszyny - pilnują nas na każdym kroku obserwując nas ze swych latających spodków -  coraz częściej niewidzialnych dla ludzkich oczu i uchwytnych jedynie dla naszych przyrządów. I takie jest rozwiązanie tej zagadki.

Hipoteza „martwej ewolucji po Wielkim Konflikcie Bogów-Astronautów” ma ten plus, że wyjaśnia dokładnie wszystkie anomalne zjawiska, które obserwujemy na co dzień i przez to już ich nie dostrzegamy. Najwyższy czas, by zacząć je dostrzegać!

---oooOooo---

Niechże Czytelnik wybaczy nam mały odskok od zasadniczego tematu TF i innych meteorytowych sensacji, które opisano w kronikach. Rzecz w tym, że uczeni opisują tylko to, co są w stanie zbadać, zaś by rozwiązać te zagadki, to trzeba zrobić coś więcej, niż analizy i metody badawcze - potrzeba przede wszystkim   w y o b r a ź n i   i   f a n t a z j i . Bez tego ani rusz. Innymi słowy mówiąc, są nam potrzebne hipotezy szalone i kompleksowe badania nad tym, co pozostało po naszych Antenatach na Saharze i w dżunglach Amazonasu, pod lodami Antarktydy i w górach Tybetu, lasach Selvy i tajdze Syberii. Należy nade wszystko zdjąć wreszcie siedem pieczęci z sejfów służb informacyjnych wojskowych i cywilnych. I Watykanu! A wtedy dopiero otworzą się nam oczy na niezwykłą rzeczywistość, której tak boją się ci, którzy rządzą tym światem przy pomocy siły strachu i pieniądza...

---oooOooo---

Historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać i powtarza się tyle razy, ile tylko może... - napisał w latach 80. XX wieku słynny poszukiwacz skarbów, nurek i pisarz amerykański Clive Cussler. Na właśnie. Wydawałoby się, ze mamy za sobą trzy wojny światowe i ponad 200 lokalnych konfliktów i Zimną Wojnę, która nie miała precedensu w historii Ludzkości i że historia nas czegoś nauczyła - wszak ponoć to magistra vitae est... - ale okazuje się, że jest dokładnie na odwrót.

Czy te „legalnych” (dane SIPRI za 2000 rok) 17.195 głowic nuklearnych jest nam aż tak niezbędnych do życia i szczęścia? - tylko głupiec może tu przytaknąć! A ilu głodnych można by nakarmić za pieniądze utopione w nuklearnych i konwencjonalnych zbrojeniach???... Czy można nazwać bezpiecznym stan nasycenia bronią jądrową i innymi paskudztwami z rodzaju BMR dla nas, naszego środowiska naturalnego i Kosmosu wreszcie? Tak, Kosmosu także, bo kiedy stanieje transport kosmiczny, to zawsze znajdzie się jakiś obłąkany rządzą władzy i dóbr materialnych tego świata kretyn, który w Kosmos wyniesie nie stacje naukowe, nie kosmonautów, ale BMR... Jest to niebezpieczeństwo już całkowicie realne i bardzo poważnym błędem byłoby jego niedocenianie. Ludzkość tak na dobrą sprawę   n i e    d o r o s ł a   do podboju Kosmosu! I właśnie dlatego uważamy, że historia Wielkiego Konfliktu Bogów-Astronautów w każdej chwili się może powtórzyć! I powtórzy się na pewno, póki nie zostaną zlikwidowane obszary potwornej biedy, nierówności społecznych i rozdętych przez nie ponad wszelką rozsądną miarę ambicji różnych „Ojców Narodu”, „Zbawców Ludzkości”, „Jedynych Nieomylnych” i innych obłąkańców... A potem skundlona i zdegradowana Ludzkość będzie mozolnie odbudowywała wszystko ab ovo - od zera... dolmeny i menhiry wspominając Złoty Wiek lat 90. XX wieku i pierwszych lat XXI wieku, bo będą im one przypominały czasy świetności zniszczonej cywilizacji - jak w kultowej powieści Waltera M. Millera Jr - „Kantyczka dla Leibowitza”...

Mamy nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie...

CDN.


[1] YJ – jottadżule.
[2] EJ – eksadżule.
[3] PJ – petadżule.
[4] TJ – teradżule.
[5] R. Bernatowicz & W. Łuczak - „Nautilius Radia Zet”, audycja z kwietnia 2001 roku.
[6] Tzw. „czerwona rtęć” to związek o wzorze chemicznym Hg2Sb2O6-7, który najprawdopodobniej działa jak powielacz neutronów.
[7] Chodzi tutaj o wojnę w Kosowie z lat 1999-2000, w której brało udział 26 państw z trzech kontynentów, zatem tę wojnę można nazwać wojną światową, bo wyszła ona swym zasięgiem poza Europę...