poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Atlantyda i Agharta (12)





  SZAMBALLA W CIENIU KAJŁASU


W Tybecie znajdują się piramidalne obiekty, które wymagają specjalnego potraktowania. Takim obiektem, według dr E. R. Mułdaszewa, osobliwie bardzo często wspominanym jest góra Kajłas. Z mojego punktu widzenia, ilość informacji prawdziwych i nieprawdziwych na temat tej góry, które opublikowano w książkach i literaturze masowej, jest równa wysokości tej góry. Ciekawym jest artykuł dr S. N. Pawłowej na temat tej góry i jej znaczenia dla świata. I podobnie jak z piramidami, wiąże się z nimi stara legenda o państwie mędrców znanym pod nazwą Szamballi – Agharty.

Śnieżny Brylant i piramidy

Góra Kajłas (Mt. Kailas, Kailash) należy do masywu górskiego o tej samej nazwie, znanym jako „Śnieżny Brylant”. Znajduje się on na południowym-wschodzie Tybetu. Góra ta jest najwyższym szczytem systemu górskiego Gandisyszań (Gangdisë Shan) – górskiego masywu długiego na 650 km, przebiegającego równolegle do Himalajów. Wysokość Kajłasu jest różna w różnych źródłach: jest to 6.716 m, 6.714 m i 6.696 m – ale tylko u E. R. Mułdaszewa wysokość ta wynosi równo 6.666 m n.p.m. – jak widać podpowiedział mu to chyba jakiś  numerolog - diabolista – pisze ona. (=> S. Pawłowa – „O Kajłasie... z ostrożnością” w „Nexus” nr 5/2005)

Następnie stwierdza, że góra ta jest połączeniem pomiędzy środkiem świata a właściwie całego Kosmosu – który u Tybetańczyków znajduje się na Północnym Biegunie nieba i łączy się z Ziemią poprzez górę Sumeru (Szumeru), a u Hindusów – Meru:

Kajłas na specjalne znaczenie dla Hindusów i dla wyznawców buddyzmu tybetańskiego. Hindusi wierzą, że na tej górze zamieszkuje bóg Sziwa, zaś inni jeszcze wierzą w to, że ta góra jest bogiem Sziwą pogrążonym z medytacji. Buddyści Tybetu czczą Kajłas jako górę Sumeru – kosmiczne centrum Wszechświata. I to właśnie dlatego buddyści wzbraniają się wejść na szczyt tej góry. Oni wierzą także, że na szczycie przebywa czterolicy bóg Demczog, odziany w skórę tygrysa i noszący na głowie koronę z ludzkich czaszek... (=> D. & E. Spencerowie – „Mistyczne i święte miejsca świata”, Moskwa 2003)

No cóż – taka góra mogłaby być centrum świata. A to oznaczałoby, że jego południk zerowy przebiegałby przez punkt o współrzędnych GPS: 31°04’ N - 081°18,45’ E, a w okolicach którego tryskają źródła trzech świętych rzek indyjskich: Gangesu, Brahmaputry i Indusu. Zaiste – ta góra mogła być centrum hinduistycznego i buddyjskiego świata!

Legendy i święte tybetańskie teksty twierdzą ponadto, że góra Kajłas (i otaczające ją góry) powstała z siły pięciu elementów, co należy rozumieć jako psychiczną energię. NB, w Afryce istnieje kilka szczytów o nazwie Meru, a jeden z nich jest drugim co do wysokości szczytów w Tanzanii i mierzy 4.656 m n.p.m., a jego imię znaczy tyle, co Góra Boga...

Ma to związek z tym, że w Tybecie – według poglądów dr Mułdaszewa – istnieje największa grupa największych na świecie piramid. Chodzi m.in. o to, że niektóre góry mają kształt wielościennych i regularnych piramid – przykładów na to jest dość. Wystarczy spojrzeć na kształt takich gór, jak Matterhorn w Szwajcarii, Tre Kronor na Szpicbergenie czy Piramidalną tamże, by zrozumieć, że nie mogą to być tylko wybryki Natury. – pisze on. Do tego dodałbym jeszcze nasze Trzy Korony w Pieninach, Eiger w Alpach i Dhaulagiri. One też mają kształt piramid – w przypadku Trzech Koron nawet grupy piramid! Kajłas i jego otoczenie rzeczywiście jest niezwykłe i dr Mułdaszew dostrzega tam różne niesamowitości. Interesującym jest to, że masyw Kajłasu składa się z trzech wklęsłych zwierciadeł skalnych: Zwierciadła Północnego, Zwierciadła Zachodniego i Zwierciadła Pomocniczego oraz Schodów wiodących na szczyt od południa i wschodu – dwóch świętych kierunków z wierzeń dalekowschodnich. Zwierciadła te są największymi na świecie – ich wysokość wynosi 1.800 metrów! Poza nimi w górach Tybetu istnieje wiele innych mniejszych zwierciadeł skalnych. Tak na zdrowy rozum, to zwierciadła te są niczym innym, jak wyszlifowanymi przez lód kotlinkami polodowcowymi – karami. Taki wiszący kar można zobaczyć w Tatrach – jest to Buczynowa Dolinka. I nie ma w tym niczego niezwykłego...

I tak dalej, i temu podobnie. Wydaje się, że dr Mułdaszew i dr Pawłowa dali upust swej bujnej wyobraźni i wszystko, o czym oni piszą, jest nadinterpretacją znanych faktów. Być może tak jest, ale nie ze wszystkim.

Agharta a sprawa polska...

Żeby to zrozumieć, trzeba się cofnąć w czasie do lat 20. ubiegłego stulecia. W tym czasie, na Syberii rozpoczął się czerwony terror. Radziecka złowroga Czerezwyczajka (czyli WCzK – późniejszy OGPU, GPU, NKWD, NKGB i wreszcie  KGB) rozpoczęła zmasowane prześladowania zamieszkujących tam Polaków, Chińczyków, Japończyków, Tatarów, Chunchuzów, Koriaków, Mongołów i innych narodów Syberii, które nie chciały się podporządkować nowej władzy. Opornych łamano i mordowano. Ci, którzy mogli – uciekali przed czerwonymi, gdzie tylko się dało. Opór stawiały nieliczne jednostki armii białych adm. Kołczaka i gen. Denikina  – w tym słynna Azjatycka Dywizja Konna dowodzona przez generała-pułkownika barona Romana Maksymiliana von Ungern-Sternberga. Świadectwo tego, co się tam działo, dało dwóch Polaków – wojskowych, podróżników i pisarzy: Ferdynand Antoni Ossendowski (1878-1945) i Kamil Giżycki vel Cagaan Tołgoj (1893-1968). (=> W. S. Michałowski – „Z szerokiego świata”, Warszawa 1987) Oczywiście Witold  Michałowski nie napisał wielu rzeczy, bo nie mógł ich napisać wprost w PRL, gdzie nie wolno było napisać czegokolwiek, co godziłoby w sowieckie porządki, ale napisał ogródkami wystarczająco wiele, by zrozumieć postępowanie Polaków tam mieszkających. Nawiasem mówiąc, na czeskiej mapie Himalajów (którą dysponuję) z 1989 roku, też Kajłas jest jedynie zaznaczony jako kota 6714, bez nazwy, bo nie podobałoby się to chińskim okupantom Tybetu, i (jeszcze wtedy) przyjaciołom czeskich komunistów... Teraz też nie jest tam najlepiej i Tybetańczycy są poddawani represjom i wynarodowieniu, zaś ich przywódcy albo traceni, albo poddawani „systemowi wychowawczemu” w  lao-gai[1], czy w najlepszym wypadku lao-jiao[2], które niewiele różnią się od hitlerowskich koncentraków czy radzieckiego gułagu... Zainteresowanych odsyłam do dwóch bardzo ciekawych powieści sensacyjnych Eliota Pattisona, które ukazują życie codzienne właśnie w dzisiejszym Tybecie pod okupacją chińską. (=> E. Pattison – „Mantra czaszki”, Warszawa 2003 i „Woda omywa kamień”, Warszawa  2004)   

Ferdynand Ossendowski w swym bestsellerze „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” poza opisami swej brawurowej ucieczki przed okrutną śmiercią zarówno z rąk czerwonych jak i białych, podaje jeszcze opis czegoś, co nazywa on „podziemnym państwem Agharty”. Według jego relacji, Agharta znajduje się głęboko pod ziemią na terenach Tybetu i Mongolii, a zamaskowane wejścia do niej znajdują się na całym świecie. Powstała ona 60.000 lat temu i ma ważki wpływ na to, co się dzieje na świecie. Zainteresowanych odsyłam do lektury tej książki, która zawiera opis tej krainy. (=> F. A. Ossendowski – „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, Poznań 1923). Ma ona być zamieszkała przez mędrców, którzy mają bezpośrednią łączność z Bogiem, a kiedy Władca Świata z Agarty się modli – wszystko, co żyje, zamiera z przerażenia. Podziemia agartyjskie odwiedzali ludzie, których życie odcisnęło piętno na losach całej cywilizacji: Budda, Paspa, Baber i Issa (Isza)Jezus zwany Chrystusem, który tam spędził swe młode lata w poszukiwaniu mądrości. Pisali o tym Mikołaj Notowicz, Śri Swami Abhendanda oraz Mikołaj Roelich. (=> Antologia – „Nieznane życie Jezusa”, Zakopane 1993) Wiele wskazuje na to, że faktycznie – gdzieś na pograniczu dzisiejszego Tybetu, Indii, Nepalu i Pakistanu – znajdowało się potężne centrum religijne, promieniujące wiedzą na cały świat i wywierające nań niewidzialny, ale odczuwalny wpływ, jak w powieściach Montyherta i Redfielda. (=> F. Montyhert – „Atlantyda i Agharta”, Warszawa 1983; M. Redfield – „Niebiańskie proroctwo”, „Dziesiąte Wtajemniczenie”, „Tajemnica Szamballi”, Warszawa 1993-2002) Ossendowskiego tam nie było, bo w swych wędrówkach zapuścił się tylko do Lhassy, a potem przez Chiny i Japonię wyjechał do USA, gdzie w kilka tygodni powstał rękopis jego książki. Relację o państwie Agharty ma on niejako z drugiej i trzeciej ręki, i wiele wskazuje na to, że jest ona opowiadaniem o istniejącej realnie krainie, którą otacza mityczny woal tajemnicy.

I ta kraina istnieje naprawdę, ale nie pod ziemią, ale na jej powierzchni!         

Wieża Tajemnicy

W relacji dr Ludmiły Szaposznikowej na temat Szamballi, mówi się wyraźnie o trzech krainach leżących pomiędzy Himalajami a Transhimalajami. Są to, według hinduskiego uczonego dr Lokesha Chandry, który wyrysował ich mapę w swym garażu w New Dehli, trzy prowincje krainy Szanszun: Szanszun-Bu, Szanszun-Par i Szanszun-Go. (=> L. Szaposznikowa – „Szambałła driewniaja i zagadoczna” w „Za rubieżom”, nr 26/1987 i w „Nieznanym Świecie”) Są to najświętsze miejsca religii Bön i utożsamia się je, a zwłaszcza Szanszun-Bu z legendarną Ołmołunrin – czyli Szamballą właśnie. Tak pisze ona o tych mapach:

Na pierwszej mapie zobrazowano w przybliżeniu i niezbyt dokładnie rejon położony pomiędzy zachodnią częścią indyjskich Himalajów, Lhassą a Transhimalajami. Wyjaśniło się, że dawno temu na tym terenie było jedno państwo Szanszun podzielone na trzy części. Centralną część zwano Sanszun-Bu, pośrednią Szanszun-Par zaś zewnętrzną – Szanszun-Go. [...] Szanszun-Go znajdowała się na terytorium leżącym na północny-wschód od Kajłasu – do klasztoru Bönu zwanego Gompa Czunpo. Szanszun-Par rozciągała się na zachód od Kajłasu i dochodziła do Afganistanu, natomiast Szanszun-Bu była świętą i błogosławioną Ołmołunrin – czyli Szamballą właśnie. [...] Od Kajłasu, nieopodal którego stoi Gompa Czunłun, należy iść na wschód, do świętego jeziora Namcze. Tam jest śnieżna grań Tang-la, która swym kształtem przypomina krater wygasłego, ogromnego wulkanu. [...] na środku jeziora stoi wysoka góra ze śnieżnym szczytem, zwana Namcotorin – co oznacza „Serce Jeziora”. We wnętrzu tej góry znajduje się wiele jaskiń połączonych ze sobą skalnymi korytarzami. Nie można do nich wejść, są one bowiem strzeżone przez tych, którym je powierzono. Wielu mędrców Bönu przebywało w tych pieczarach. Tam trawili czas na medytacjach, i dlatego dla wyznawców Bönu i szanszuńskich mędrców jest to miejsce święte. [...]

Dalej w relacji dr Szaposznikowej następuje opis tajemniczego kraju. Oczywiście jest on dokładnie taki sam, jak w opisach Jamesa Redfielda, więc daruję to sobie, natomiast chciałbym się skupić na najstarszej budowli na naszej planecie. Pisze ona o niej tak:

Spieszyliśmy się do Wieży, która spiętrzała się nad nami. Była zrobiona z wielkich bloków skalnych. Patrzyła na nas oczami szerokich okien w kamiennych ścianach.
- Ta wieża, to jest coś najważniejszego na naszej planecie – rzekł rimpoche[3], - liczy ona wiele setek tysiącleci, a kto wie, czy nie milion lat... W tej Wieży jest ukryta Tajemnica. Tylko wielcy mędrcy Bönu – siddhowie mogli wchodzić do niej, ale i to ci nieliczni. Nie mam odwagi zrobić tego z panią.
- Szkoda – pomyślałam – być tak blisko największej tajemnicy planety i odejść z niczym...
- Szkoda, wielka szkoda – powtórzył za mną rimpoche – ale na wszystko przyjdzie czas. Musimy już wracać.

Kiedy w roku 1987 robiłem przekład tego materiału i w parę lat później przygotowywałem go do publikacji na łamach „Nieznanego Świata”, traktowałem tą historię jako jeszcze jedną piękną legendę zrodzoną na płaskowyżu Tybetu, pod morderczymi promieniami podzwrotnikowego słońca, w jurtach i chatach ludów, które zamieszkiwały tamte strony od zawsze... I tak zapewne byłoby do dziś dnia, aliści w poszukiwaniu materiałów na temat działalności hitlerowskich uczonych w Azji, (co atoli stanowi osobny i bardzo ciekawy temat), natrafiłem na rosyjskiej stronie internetowej poświęconej wszystkim górom świata www.mountain.ru/photo/2004/kailas/alb.shtml na serię zdjęć wykonaną przez zamieszkałego w Kathmandu, Rosjanina – Igora Kulinowa przedstawiające Kajłas i jego otoczenie. Przejrzałem je i...

...przeżyłem moment olśnienia!

No bo faktycznie – Kajłas wygląda jak ogromna piramida wznosząca się ponad doliny i jak latarnia morska widoczna jest z dużej odległości, i przypomina mi przez to słynny wulkan Snaeffels na Islandii...

Wszystko się zgadza, jak w relacji dr Szaposznikowej – jest tajemnicza piramida Kajłasu, jest jezioro z górą pośrodku, są skalne ściany podziurawione pieczarami i flagi z modlitwami Tybetańczyków, wotywne płyty kamienne z wyrytymi na nich napisami tybetańskimi... Są gorące źródła i opary siarczane groźnego boga ognia Me-lha. I wyryte na kamieniach rytualne mandale. Nie ma tylko baśniowych ogrodów i stawów z kwieciem lotosu, ale być może kiedyś były – przed wieloma stuleciami czy nawet tysiącleciami... Może kiedyś, kiedy Tybet będzie otwarty dla europejskich i amerykańskich archeologów – co może nastąpić tylko po zakończeniu okupacji chińskiej i nie wcześniej, poznamy wreszcie wszystkie tajemnice tej okolicy i jednocześnie najstarszej religii Azji – a może także prastarej wiedzy z poprzednich cywilizacji naszej planety, kto wie!? Obawiam się jednak, że Chińczycy w tej chwili robią dokładnie to, co robili niemieccy uczeni w okupowanej Polsce, gdzie wszędzie doszukiwali się germańskich korzeni – szukają dowodów na to, że Tybet powinien być kolejną prowincją Ch.R.L., a nie jakimś tam okręgiem autonomicznym...

Wydaje się więc, że została rozwiązana zagadka Szamballi – Agharty, i de facto było to (i jest nadal) najstarsze centrum kultowe na naszej planecie, wokół którego narosło wiele legend i wierzeń, a które w jakichś zwyrodniałych formach dotarły do Europy i Ameryki – vide powołana powyżej literatura. I trochę żal, że rozwiązanie jest takie, a nie inne...

Tunele donikąd...

A jednak sprawa nie jest aż taka prosta, jakby się to wydawało. To znaczy, mnie się tak wydawało, bo przypomniał mi się niewielki, ale znaczący fakt – otóż w każdej kulturze naszej cywilizacji, w każdym zbiorze bajek, baśni, legend, podań i opowieści oraz mitów religijnych istniał podzbiór opowieści o planetarnym podziemiu. Chrześcijanie mają tam Piekło, Grecy mieli Tartar, itd. itp. Zbierając wraz z dr Milošem Jesenským materiały do naszej książki na temat tzw. Księżycowej Jaskini (=> M. Jesenský & R. K. Leśniakiewicz – „Tajemnica Księżycowej Jaskini”, Cackatoo 2008 i „Powrót do Księżycowej Jaskini”, Tolkmicko 2010), w Polsce, na Słowacji czy w Republice Czeskiej zetknęliśmy się z legendami na temat tajemniczych przejść czy całych systemów korytarzy podziemnych, które wiodły czasami bardzo, ale to bardzo daleko... (=> M. Jesenský & R. K. Leśniakiewicz – „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie w Trzeciej Rzeszy”, Ústi nad Labem 1998, Warszawa 2001) Tajemniczy system tuneli ma rzekomo istnieć w łonie Gór Sowich, a ich wiek jest o wiele starszy od tuneli, które wykopali więźniowie niemieckich koncentraków w czasie II Wojny Światowej. O tunelach pisał także znany polski ufolog prof. dr inż. Jan Pająk w swej książce, w której lokalizował wejścia do podziemi Na stoku Babiej Góry. (=> J. Pająk & K. Pańszczyk – „Tunele NOL pod Babią Górą”, Nowy Targ – Kota Samarahan 1998 [skrypt])

F. A. Ossendowski pisał o wejściach do podziemnego świata Agharty znajdujących się w rejonie południowego brzegu jeziora Bajkał czy w paśmie górskim Arszanów, które znajduje się pomiędzy Bajkałem a Mongolią. Druga lokalizacja znajduje się według opowiadań przezeń przytoczonych, gdzieś na pograniczu afgańsko – indyjsko – pakistańsko – tybetańskim – tadżyckim i chińskim... To jest ogromny obszar, górzysty i pustynny. Szukanie w nim systemu jaskiń i tajnych wejść jest równoznaczne z poszukiwaniem igły w stogu siana. W terenie tym zawodzi nawet najbardziej wyrafinowana i finezyjna technika, o czym przekonali się Rosjanie i Amerykanie w czasie I i II Wojny w Afganistanie...

No właśnie – w czasie działań związanych z likwidacją baz talibańskich terrorystów w Afganistanie, w czasie oblężenia skalistej twierdzy w masywie Tora Bora, atakujący Amerykanie natknęli się na zupełnie nieznany nikomu (poza miejscowymi rzecz jasna) system korytarzy i podziemnych tuneli. W tunelach tych talibowie rozpłynęli się i Amerykanom nie udało się ich zlokalizować i zlikwidować. Akcję przeciwko talibom przerwano, rzekomo na prośbę rządu afgańskiego, a to ze względu na świętość tych miejsc... I przeszedłbym ponad tym do porządku dziennego, gdyby nie to, że informację tą firmował słynny polski podróżnik i członek nowojorskiego Explorers Club Maciej Kuczyński. (=> M. Kuczyński – „Szambhalla w Afganistanie?” w „Gm”  nr 12/2003)

A zatem założywszy, że te amerykańskie dane są prawdziwe, to zetknęliśmy się z czymś naprawdę niezwykłym i tajemniczym, co może nas zawieść nawet do Agharty! I ta tajemnica będzie nas wciąż utwierdzała tylko w przekonaniu, że tak naprawdę, to bardzo, ale to bardzo  niewiele wiemy o planecie, na której mieszkamy...

Ostatnio media doniosły o tym, że pod Europą znajduje system korytarzy datowany co najmniej na Neolit. A tak swoja drogą, to jak dotąd NIKT nie zadał najważniejszego pytania o Szamballę czy też Aghartę, a brzmi ono tak: DLACZEGO I WSKUTEK CZEGO DOSZŁO DO MASOWEGO EXODUSU LUDZI W PLANETARNE PODZIEMIE?

Jak dotąd nikt nie postawił tego pytania, a jest ono kluczem do zrozumienia tajemnicy Agharty. I zdaje mi się, że znam na nie odpowiedź, ale jest to już temat z innej ballady…

           

Jordanów, dn. 2006-01-12,
uzupełnione i poprawione dn. 2011-08-27



[1] Lao-gai – chińskie obozy pracy o obostrzonym rygorze, w których odbywają karę „elementy antykomunistyczne” i „wywrotowe”.
[2] Lao-jiao – chińskie obozy pracy lub więzienia o złagodzonym rygorze, w których odbywa się intensywna komunistyczna indoktrynacja osadzonych w nich więźniów.
[3] Rimpoche (rimpocze) – duchowny wyższej rangi, przełożony klasztoru.