poniedziałek, 31 października 2011

W pogoni za złotym meteorem



Walery Niecziporenko

O nietypowych meteoroidach już pisano niejednokrotnie na łamach „Nieznanego Świata”. Tym razem prezentujemy artykuł zamieszczony na łamach rosyjskiego tygodnika „Kalejdoskop NLO” nr 21/2007 z dnia 21 maja 2007 roku, a oto i on:

Spełniona wizja Julesa Verne’a

Ponad wiek temu, słynny francuski pisarz-fantasta i wizjoner Jules Verne (1828-1905) napisał powieść „W pogoni za meteorem” („La Chasse au Météore” [„Le Bolide”] 1901, w polskim wydaniu „Łowcy meteorów” – przyp. tłum.), której akcja zaczyna się od tego, że na orbicie wokółziemskiej pojawia się meteoroid złożony z czystego złota. Dwóch głównych bohaterów znajduje sposób, by spowodować spadek meteoru w określonym punkcie Ziemi na wybrzeżu Grenlandii, który wykupują za bezcen. No i wszystko by się powiodło, gdyby nie nieprzewidziany splot okoliczności…

Zostawiwszy na stronie perypetie awanturników zajmijmy się zagadnieniem: Czy istnieją w rzeczywistości złote meteoryty czy asteroidy? Jak powszechnie wiadomo, wiele z przewidywań Juliusza Verne’a się sprawdziło i okazuje się, że i tym razem genialny pisarz niewiele minął się z prawdą!

Zgodnie z ostatnimi danymi, w tzw. Pasie Asteroidów znajdującym się pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza, znajdują się ciała niebieskie, które składają się z materiałów deficytowych na Ziemi. I tak 90% ich masy przypada na żelazo, 9% na nikiel, zaś pozostały jeden procent na inne metale. (=> H. Carman – „Zbierając meteoryty zacznij od swego własnego podwórka”, Melbourne 1995)  Ktoś powie – jeden procent! – też coś? Dużo to, czy mało? Jeżeli przedstawimy sobie niewielki asteroid o masie 10.000.000 ton, to 1% z tej masy wynosi aż 100.000 ton, a to więcej złota, niż go wydobyto na Ziemi w ciągu całej historii Ludzkości!

Ale czemu mówimy tutaj tylko o złocie? Przecież kosmiczne żelazo ma tak wysoką jakość, że przydałoby się w wielu dziedzinach naszej gospodarki. Tak samo jak nikiel i inne metale, które wchodzą w skład asteroidów. Obliczono na przykład, że z masy 1 km³ materii asteroidu wystarczy z nadwyżką, by zabezpieczyć zapotrzebowanie na żelazo i nikiel dla całej naszej planety na wiele, wiele lat. Ekologicznego efektu wykorzystania kosmicznych rud nie można nie docenić.

Międzyplanetarne holowanie

Jak twierdzą specjaliści, taka operacja ściągnięcia i zakotwiczenia na wokółziemskiej orbicie metalowych asteroidów w celu eksploatacji ich rud będzie technicznie możliwa za jakieś 15-20 lat.

Holowanie kosmicznej bryły będzie trwała od kilku miesięcy do kilku lat, w zależności od parametrów orbity asteroidu i jego rozmiaru. Jej masę w pożądanym kierunku będzie kierował elektro-odrzutowy silnik, czerpiący energię ze słonecznych baterii.

Inną możliwością jest dokonanie serii eksplozji, które rozdrobnią kosmiczną bryłę i jedna z jej części zostanie skierowana w pożądanym przez nas kierunku. I tak doświadczenie wraz z nowymi technologiami pozwolą nam na zrealizowanie wizji Juliusza Verne’a (albo wizji sir Arthura C. Clarke’a, który zwarł ją w ostatniej części tetralogii – „Odyseja kosmiczna 3001 – Finał” – uwaga tłum.).

Przydatnym też może się stać praktyczne zastosowanie tzw. Efektu Jarkowskiego. Chodzi o pokrycie części powierzchni asteroidu warstwą białej farby, w rezultacie czego zmieni się zdolność odbijania światła i w skutek tego zmienią się parametry jego ruchu.

Ale przede wszystkim trzeba wytypować asteroidy do przemieszczenia i eksploatacji. To zadanie nie jest proste, wszak większość kosmicznych brył składa się z bezwartościowej skały. Szacuje się, że w Układzie Słonecznym znajduje się około 100.000 asteroidów o rozmiarach w granicach 1-100 km i ogromna ilość drobniejszych ciał niebieskich, które nazywamy meteoroidami.

Jak więc nie pogubić się, nie błądzić w tym roju różnorakich ciał kosmicznych? Czy trzeba będzie badać je wszystkie po kolei?

W poszukiwaniach kosmicznej bonanzy

Istnieje projekt, dzięki któremu w czasie jednej misji będzie można dokonać rozpoznania kilkudziesięciu asteroidów. Plan tej misji jest taki: automatyczna stacja kosmiczna wylatuje z Ziemi i wchodzi na heliocentryczną orbitę o okresie wynoszącym kilkanaście lat, przy czym co każde 2, 3 czy 4 lata stacja ta będzie wracać w kierunku Ziemi i przekazywać zebrane w tym czasie informacje, a potem znów powracać na orbitę wokółsłoneczną. Przy tym ziemskie pole grawitacyjne będzie grało rolę swoistej „trampoliny”, która będzie odbijać stację z powrotem w stroną Pasa Asteroidów.

Wariant numer dwa: wykorzystanie sond lądujących na planetoidach. I tak np. z rakiety lecącej w kierunku Marsa w czasie zbliżenia do Pasa Asteroidów wystrzeliwuje się moduł, z którego z kolei rozlatują się sondy badawcze, które lądują na grupie kosmicznych brył materii. Takie sondy wyposażone w kamery video, przyrządy do podczerwonej radiometrii i polarymetry pozwolą dokładnie wyznaczyć skład chemiczny tej kosmicznej materii tych asteroidów.

Potem, w oparciu o zebrane w ten sposób dane, można będzie stworzyć na wybranych asteroidach bazy, z których będziemy wysyłać wyprawy na sąsiednie planetki, poszerzając w ten sposób wiedzę o tych małych światach i ich zasobach.

A potem? A potem wyznaczy się asteroidy do przeróbki i zmieni się ich orbity tak, by weszły na wokółziemską orbitę po to, by je następnie eksploatować na skalę kosmiczną i przemysłową.

Nie patrząc już na złożoność problemu, eksploracja i eksploatacja Pasa Planetoid będzie stanowiła dla Ludzkości ogromną wygodę, bowiem na stulecia, tysiąclecia a może i na zawsze Ludzkość będzie miała z głowy problem wydobycia rud metali i nie będzie musiała ryć we wnętrzu swej Matki-Ziemi…

Niebiańskie diamenty

Jeżeli możemy podyskutować na temat możliwości istnienia czy nieistnienia złotych asteroidów, to już istnienie kosmicznych diamentów jest poza dyskusją. To już nie jest fantastyka, ale naukowo stwierdzony i potwierdzony fakt. Rzecz w tym, że asteroidy poruszające się w przestrzeni kosmicznej z ogromnymi prędkościami, niejednokrotnie zderzają się ze sobą. W trakcie tych kolizji wytwarzają się ogromne ciśnienia i temperatury, które są odpowiednimi dla powstawania diamentów z zawartego w nich węgla. Nierzadko meteoryty zawierające takie diamenty spadają na Ziemię.

Pierwsze diamenty kosmicznego pochodzenia znaleziono w roku 1888 i dokonali tego pracownicy naukowi i wykładowcy z Sankt Petersburga M. Jerofiejew i P. Łaczinow, w kamiennym meteorycie, który spadł w Niżniegorodskiej Guberni.

Meteoryty spadają na powierzchnię Ziemi i znajduje się wszędzie diamenty meteorytowego pochodzenia. Dużą ilość niebiańskich diamentów znaleziono w rejonie krateru impaktowego Crater Cañon Diablo (Meteor Crater, Berringer Crater – przyp. tłum.) w Arizonie, USA. (=> American Mineralogist - http://www.minsocam.org/MSA/collectors_corner/arc/diamondm.htm - przyp. tłum.) W naszym kraju takie kosmiczne diamenty znaleziono na Syberii, na Uralu i na Wyżynie Środkoworosyjskiej…

Teoretycznie rzecz biorąc, to taki kosmiczny diament można znaleźć nawet wychodząc na spacer. Ale do tego trzeba być bardzo spostrzegawczym człowiekiem i mieć szczęście. A w Pasie Małych Planet diamenty można przerzucać łopatą…!










Foto - H. Carman - "Collecting Meteorites..."

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©