piątek, 3 lutego 2012

Czerwona rtęć: genialna blaga

Jewgienij Leszukonskij

W roku 1924, w USA, wybuchła gruba afera związana z wydobyciem ropy naftowej. Przed sądem stanęli wyżsi urzędnicy Stanów. W ZSRR na ten temat pojawił się felieton, w którym po raz pierwszy padło sformułowanie „sprawa pachnie ropą”.

Pogłoski o „czerwonej rtęci” – związku chemicznym, który jakoby zmienia właściwości materii i było wykorzystane do radzieckiej obrony – krążyły jeszcze w latach 70. Od tego czasu służby specjalne różnych krajów, a także terroryści, zaczęły polować na tym wielofunkcyjnym katalizatorem znanym także jako RM-20/20 9handlowa nazwa czerwonej rtęci od słów Red Mercury), jednakże wszelkie próby uzyskania tego związku pozostały bezowocnymi. Być może dlatego, że on po prostu… nie istnieje.

Poszukiwania cudownego katalizatora

Nie bacząc na to, czerwonej rtęci żaden handlowiec nigdy nie widział, była ona kompleksowym i całkiem udanym projektem. W latach 70. światową opinią publiczną (ale nie w ZSRR – cenzura!) wstrząsnęła wiadomość – w laboratoriach radzieckiego kompleksu wojskowo-przemysłowego zsyntezowano wielofunkcyjny, toksyczny i radioaktywny katalizator, który posiada na dodatek całą masę specyficznych właściwości. No i podobno dzięki niej uczeni z Sowietów opracowali całą linię nowych unikalnych rodzajów broni. Czerwona rtęć występuje także w detonatorach bomb termojądrowych i laserach o ogromnej mocy, które z orbity mogły razić naziemne cele. Bez RM-20/20 istnienie takich rodzajów broni było niemożliwym z tej przyczyny, że czerwona rtęć jest ich istotnym komponentem. Trzeba tu powiedzieć, że specsłużby (w tym przede wszystkim wywiady wojskowe państw paktu NATO) zapragnęły zdobyć ten wielofunkcyjny katalizator, zaś sojusznicy ZSRR (wtedy było ich jeszcze dużo) zwrócili się do rządu radzieckiego z prośbą o dostarczenie im próbek tego przekraczającego wszelkie zrozumienie środka chemicznego. Jednak ani jedni, ani drudzy nie osiągnęli swego celu.

Szpiedzy z kapitalistycznych mocarstw poszli na skróty i próbowali zwerbować specjalistów pracujących w zakładach pracy, które teoretycznie mogli mieć dostęp do czerwonej rtęci. Radzieccy kontrwywiadowcy w tej wojnie zatrzymali dziesiątki zagranicznych agentów i zwerbowanych obywateli ZSRR, którzy usiłowali znaleźć choćby jakiś ślad informacji na temat RM-20/20. Dlatego też powstała hipoteza – plotki o RM-20/20 zostały rozpuszczone celowo przez KGB w celu zaktywizowania wrogich siatek wywiadowczych w ZSRR i tym samym ich ujawnienie. Ta hipoteza ma oczywiście pełne prawo istnienia.

Jednakże pomimo tego, agentury obcych służb wywiadowczych nie przerwały swej roboty i chcieli oni potwierdzić istnienie RM-20/20. A w tym czasie przybliżała się głasnost’ i pierestrojka.

Bajeczka stulecia!

W końcu lat 80. informacja o istnieniu czerwonej rtęci dotarła wreszcie do obywateli naszego kraju. Rozumie się, że nie było to coś konkretnego, ale ludzie (zorientowani prawicowo, mający na pierwszym planie złotego cielca) zaczęli działać. Gazety zaczęły pisać o zakupach i sprzedaży czerwonej rtęci, ale – co jest oczywiste – prawdziwym RM-20/20 tam nie pachniało. Agenci zachodnich wywiadów (w rolach kupców) mieli nadzieję (drobne sito w takich przypadkach nie przeszkadza) trafić na sprzedawców katalizatora. No a nasi obywatele (sprzedawcy) szukali „jeleni”, którym pod szyldem RM-20/20 można było wcisnąć, co się tylko dało. Przy czym nie wszyscy byli aferzystami, korzystali po prostu z okazji.

I tak np. poszła plotka, że czerwonej rtęci używa się w zaokiennych termometrach. I natychmiast zaznaczył się deficyt tego towaru w sklepach. Ludzie skupywali termometry, rozbijali je i zlewali barwioną ciecz do butelek, by ją potem sprzedać, czy po prostu skupywali całe kontenery termometrów... Natomiast naszym służbom było wiadome, że w roku 1989, pracownicy CIA, MOSSAD-u czy MI-5[1] i innych wywiadów dokonali kilkaset zakupów kontrolowanych, które kosztowały je kilka milionów dolarów. W ani jednej z nich nie było jakiegokolwiek śladu RM-20/20, tylko ten sam kolorowany spirytus z termometrów. Do barwienia różnych świństw używano farb akwarelowych, wody z aniliną, czy nawet tłuczoną cegłą. A tylko KGB miała wyniki, bo posypały się aresztowania wrogiej agentury, która dała się nabrać na tą bajeczkę, ba! – brednię stulecia!

Złote czasy dla aferzystów

Należy zaznaczyć, że niektórzy cwaniacy zarobili na „niby to czerwonej rtęci” miliony dolarów. Oni przewozili ogromne partie (niekiedy kolejowe cysterny) tego wielofunkcyjnego katalizatora za granicę (w głównej mierze tranzyt przebiegał przez terytorium Ukrainy), zaś w roli kupujących wcielali się agenci rozmaitych wywiadów  (już nieco mniej ochotnie), nie mających środków technicznych terroryści wszelkiej maści i kalibrów (burzliwy rozwój terroryzmu prawie przypadł na te właśnie lata), a także obywatele państw trzecich pragnący najpierw zakupić partię RM-20/20 po to, by z zyskiem odsprzedać swemu rządowi. W celu oszukania kupców, rosyjscy dilerzy mieli nawet dokumenty i certyfikaty potwierdzające, że towar był zsyntetyzowany według receptur i w zakładach radzieckiego kompleksu wojskowo-przemysłowego. Zdarzało się też, że w gazetach ukazywały się artykuły pisane na zamówienie aferzystów mówiące o tym, że np. „…w Jekaterinburgu z wojskowej  fabryki nieznani sprawcy wyprowadzili trzy cysterny czerwonej rtęci”. Takie publikacje wraz z lewymi dokumentami pokazywano kupcom. I nie patrząc na to, że z rosyjskich republik byłego ZSRR na Zachód szły dziesiątki ton RM-20/20, ten cudowny katalizator nie wpadł nikomu w ręce…

Ostatnie z tego rodzaju afer datuje się z 2008 roku. W Ufie zatrzymano oszustów, którzy proponowali sprzedaż termosu pełen zafarbowanej na czerwono zwyczajnej rtęci (twierdzili oni, że jest to przechodzony katalizator) za 5.000.000 rubli. Oszuści powiedzieli kupującemu, że wykradli ten materiał z jednej z wojskowych fabryk , a która produkowała czerwoną rtęć za zezwoleniem… CERN (!!!). Oczywiście to była bzdura.

25 milionów razy droższa od złota

Zainteresowanie wywiadów NATO czerwoną rtęcią stopniowo wygasło – ich specjaliści stwierdzili bezdyskusyjnie, że coś takiego nie istnieje. Jednakże na RM-20/20 cały czas uganiają się terroryści i dyktatorzy.

I tak np. w 1998 roku, niedługo do rozpoczęcia bombardowań Iraku przez lotnictwo NATO, Saddam Husajn ufundował nagrodę miliarda dolarów temu, kto dostarczy mu choćby 1 gram czerwonej rtęci. (!!!) Przy jego pomocy tyran zamierzał zbudować superbroń, która pozwoliłaby pobić Amerykanów i ich sojuszników. Dla porównania – 1 gram złota o próbie 999 kosztuje około 40 USD, a zatem nietrudno policzyć, że 1 gram RM-20/20 był dla Husajna 25.000.000 razy droższy od złota!

Podobną cenę wyznaczył parę lat temu król Arabii Saudyjskiej, który widział w RM-20/20 stuprocentowe panaceum na wszystkie choroby onkologiczne.

W roku 2001 terrorysta Szamil Basajew oświadczył, że dysponuje większą ilością czerwonej rtęci i zamierza jej użyć przeciwko siłom zbrojnym Federacji Rosyjskiej w Czeczenii oraz cywilom na terytorium Rosji. FSB potraktowała to jako blef. I tak było w rzeczywistości, bo Basajew przeprowadzał „zwykłe” ataki terrorystyczne bez użycia „techniki specjalnej”.

W parę lat później jeden z liderów al-Quaedy (al-Kaidy) też oświadczył, że posiada broń której podstawą działania jest RM-20/20, a chodziło tu o tzw. „brudną bombę atomową”. Informacja ta wywołała panikę wśród Amerykanów, do których była adresowana ta groźba. Służby specjalne USA wytropiły i ujęły terrorystę. Przesłuchiwany rychło przyznał się do tego, że kłamał po to, „…by posiać strach i zwątpienie w sercach i umysłach niewiernych…”

…Jeszcze w latach 70. czerwoną rtęć pragnęły posiąść bardzo poważne struktury. O ile terroryści czy tropiciele tajemnic państwowych nie mieli doświadczenia w tej kwestii i można się z nich pośmiać, to wywiadom państw NATO trzeba oddać to, co im należne. Przez 30 lat poszukiwań nie znaleziono nawet śladów czerwonej rtęci. Sądząc z tego wszystkiego można tylko to, że cała ta afera z RM-20/20 to była tylko genialna ściema, puszczona pomiędzy lud przez radzieckie służby specjalne. One zorganizowały „kontrolowany przeciek informacji” po to, by wyselekcjonować krąg osób, które zainteresuje czerwona rtęć i związane z nią możliwości.

RM-20/20 a sprawa polska

W mojej służbowej działalności na granicy Polski też spotkałem się z czerwoną rtęcią. Kiedy w 1989 roku Polska odzyskała swoją quasi-niepodległość i zostały znacznie rozluźnione dotychczasowe rygory w ruchu granicznym, do służb operacyjnych Wojsk Ochrony Pogranicza, a po maju 1991 roku Straży Granicznej RP, zaczęły docierać sygnały o nielegalnym transferze materiałów rozszczepialnych z krajów byłego ZSRR do Europy Zachodniej oraz do krajów Bliskiego i Środkowego Wschodu via Europa Zachodnia. W informacjach na ten temat pojawiło się także hasło „czerwona rtęć”. Temat stał się modnym we wczesnych latach 90., ale potem umarł śmiercią naturalną.

Wzmożone kontrole obywateli państw WNP nie dały żadnego śladu czerwonej rtęci, ale za to doszło do kilku wpadek przemytników wiozących pojemniki z radioaktywnym cezem czy tzw. pastylki paliwowe z mieszaniną uranu z plutonem. Przy okazji wyszło jeszcze, ile naprawdę wynosi skażenie w okolicach Czarnobyla, i kilka innych rzeczy równie nieprzyjemnych, nijak się mających do uspokajających raportów atomistów z CLOR i PAA.

Zagrożenie to wzrosło po 21 sierpnia 1991 roku, kiedy to skończył się ów dziwny pucz Janajewa-Kriuczkowa-Pugo, po którym wywalono z roboty wielu funkcjonariuszy KGB mających dostęp do wielu dziwnych spraw i miejsc. Być może to oni właśnie kolportowali te dziwne pogłoski i zgarniali za nie grubą kasę, wszak truizmem jest stwierdzenie, ze najwięcej i najlepiej zarabia się na ludzkim strachu i głupocie…

Szwedzka TV za BBC nadała program poświęcony czerwonej rtęci, w którym wprost stwierdza się, że RM-20/20 nie tylko istnieje, ale nawet pokazuje się na dowód buteleczki wypełnione jakimś czerwonawym płynem o wyglądzie i konsystencji rtęci. Co więcej – straszy się tam ludzi walizkowymi bombami termojądrowymi o mocy od 300 kt do 1 Mt i więcej. Ich konstrukcję ponoć oparto właśnie na RM-20/20. No i oczywiście pojawiają się uczeni, którzy wiedzą, jak to wygląda naprawdę. Podaje się także skład tego związku – jest to amalgamat rtęci i antymonu o wzorze chemicznym Hg2Sb2O6-7. Związek ten sam w sobie niebezpieczny i trujacy, bo rtęć i antymon są szkodliwe dla zdrowia, ale nie radioaktywne czy żrące. Być może była to właśnie taka „kupiona” audycja na zamówienie służb specjalnych Wielkiej Brytanii i innych krajów. Pojawiła się ona w TV w roku 1994 czy na początku 1995, kiedy zainteresowanie RM-20/20 osiąga swe apogeum.

Nie znaleźliśmy na Łysej Polanie ani 1 grama czerwonej rtęci – to prawda, ale za to ujawniliśmy ładunki metali kolorowych i nieżelaznych przewożone na polskie złomowiska. Ujawniliśmy także proceder kradzieży i wywozu za granicę miedzianych przewodów trakcji kolejowej, wskutek czego zapuszkowaliśmy trzech złodziei. W 1993 roku ujawniono ładunek 5 litów rtęci przewożone w słoju przez Bułgarów, przypadkowo słoik ten rozbił się i trzeba było wzywać służby ochrony środowiska w celu dekontaminacji tego niebezpiecznego skażenia. Poza tym cała masę różnych toksycznych paskudztw wwożonych do Polski w celu ich „utylizacji” – najczęściej w rzekach…

Przy okazji polowania na RM-20/20 wyszło na jaw, że Polska jest krajem, w którym odbywają się spotkania pomiędzy radzieckimi atomistami a wysłannikami bliskowschodnich reżimów – obywatelami Iranu, Iraku, Pakistanu, w Zakopanem, Nowym Targu czy Krakowie. Poza tym zaktywizowali się „dyplomaci” z Indii i Chin… Czyżby oni też byli zainteresowani RM-20/20? Chyba raczej nie – oni pewnie pilnowali tych pierwszych i tych drugich, by nie dogadali się ze sobą. I siebie nawzajem też…

Zgadzam się z tezą autora, że cała ta sprawa to totalny blef, nieprawdopodobna ściema, jakaś super-głupawka, który – podobnie jak np. osławiony Incydent w Roswell – miał za zadanie ściągnąć uwagę służb na nieistniejący fakt po to, by można było ujawnić rozmiar wrogiej penetracji – w tym przypadku USA przez KGB i GRU. Tak samo KGB powtórzyła ten trick w stosunku do zachodnich specsłużb podsuwając im inteligentnie brzmiący bzdet o niezwykłej substancji zdolnej tysiąckrotnie wzmocnić siłę rażenia wybuchu jądrowego i moc lasera… Nie zapominajmy tego, że w 1980 roku Amerykanie zaczynają mówić o planach Gwiezdnych Wojen, programach SDI/NMD i innych egzotycznych programach wyprowadzenia działań wojennych w Kosmos. A że na akcję musi być reakcja, to pojawił się mit o czerwonej rtęci…  

I to by było na tyle – jak powiedziałby Jan Tadeusz Stanisławski

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 39/2011, ss. 18-19

Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©       



[1] Autorowi chodziło o MI-6, która jest służbą wywiadu, a nie MI-5, która jest kontrwywiadem.