wtorek, 21 lutego 2012

NLO nad Stalingradem


Iwan A. Barykin

Tuż przed końcem wojny, Niemcy zbudowali 24 wielkie okręty podwodne o wyporności 5000 ton każdy. Spuszczono je na wodę, załogi skompletowano z doświadczonych podwodników, a następnie… znikły one bez śladu!

Niedawno zadzwonił do mnie do Moskwy mój krajan, uczestnik Bitwy Stalingradzkiej - Wadimir Kondratiew.
- Antonycz! – niemal wrzasnął w słuchawkę – oglądałeś program na REN-TV[1] z Igorem Prokopienką? Nazywa się „NLO pod Stalingradem”.
- Nie, nie widziałem.
- No to żałuj!... A tak swoją drogą, to ja sam w 1942 roku, a dokładniej 23 sierpnia, widziałem nad Wołgą latający dysk. Zameldowałem o nim  kombatowi[2] a on tylko pogroził mi palcem. Ale przecież nie tylko ja to widziałem! Nawet dziewczyny z POWP[3] też to widziały! Przez lornetkę nawet widziałem charakterystyczny czarny krzyż na jego burcie. Mój przyjaciel, Żenia Winogradow też oglądał ten program. Tak też on powiedział, że w 1970 roku spotkał w Hiszpanii ze znaną lotniczką III Rzeszy, ulubienicą Hitlera, kpt. pil. Hanna Reitsch. Powiedziała ona Żeni, że za oblatanie pierwszych w Niemczech helikopterów, samolotów odrzutowych, pocisków V i dyskoplanów została odznaczona dwoma Żelaznymi Krzyżami i Złotym Medalem.[4] A teraz wyobraź to sobie: Reitsch zamierzała polecieć dyskoplanem nad Stalingrad. Ale Hitler jej na to nie pozwolił.
- Być nie może! – wykrzyknąłem – i co było dalej?
- Pogadamy przy spotkaniu. Zamierzam przyjechać do pana do Wołgogradu[5] na dniach.

Na helikopterowym air-show

No i wkrótce się spotkaliśmy. Jewgienij opowiedział mi pokrótce, jak poznał Hannę Reitsch. Po wojnie ukończył on szkołę latania helikopterami, a w końcu lat 60. zaliczył kilka helikopterowych rekordów na Mi-8. Zaś Hanna zorganizowała helikopterowy air-show z okazji otwarcia centrum szkolenia pilotów helikopterowych w Hiszpanii i zaprosiła Winogradowa do uczestnictwa w imprezie.
- Po raz pierwszy usłyszałem o niej w końcu kwietnia 1945 roku – opowiadał Żenia – kiedy to nasza 39. Dywizja Strzelecka Gwardii, gdzie ja byłem partorgomem[6] zajęła wraz z czołgistami Katukowa rządowe lotnisko Tempelhof pod Berlinem i zmierzała w kierunku Kancelarii Rzeszy. Pojechałem w sprawach służbowych do sztabu 8. Armii Gwardii i tam byłem mimowolnym świadkiem pewnej rozmowy. Wasilij Iwanowicz Czujkow rugał od ostatnich szefa dywizyjnego oddziału SMIERSZ-u[7]:
- Jak śmieliście wypuścić feldmarszałka Greima i tą jego… jak jej tam… Hannę Reitsch! – grzmiał Czujkow. – Wy lepiej ode mnie wiecie, że Hitler zrzucił Göringa ze stanowiska, a na jego miejsce naznaczył właśnie Greima na stanowisko dowódcy Luftwaffe! To skandal, żeby jakaś smarkula posadziła samolot pod waszym nosem na ulicy!

Okazało się przy tym, że w te dni von Greim i Reitsch potrafili przylecieć na zdezelowanym Storchu do okrążonego Berlina, bu zabrać stamtąd Hitlera. Hanna wirtuozersko posadziła samolot na Alexanderplatzu, nieopodal Kancelarii Rzeszy. Ale Hitler nie zgodził się na opuszczanie Berlina.
- Frau Reitsch opowiedziała mi o tym po zakończeniu helikopterowego show – mówił Winogradow – prawdę powiedziawszy, to nie dałbym jej tych 58 lat. Szczuplutka, niewysoka, nie dałbym jej nawet czterdziestki. Powiedziałem to jej na powitanie. Mile podbechtana komplementem zaprosiła mnie do swego biura.

„Potrzebna pani jest nam tutaj i żywa”

Całą ścianę jej gabinetu zajmowała mapa Rzeszy. Nad masywnym biurkiem wisiał portret Hitlera z dedykacją, a poniżej hitlerowska flaga ze swastyką.
- Tak, byłam, jestem i będę oddaną idei narodowego-socjalizmu – z niejaką dumą w głosie powiedziała Frau Reitsch, która zauważyła moje zdumione spojrzenie.[8]

Zacząłem oglądać zdjęcia na ścianach. Naraz stanąłem jak wryty.
- Czy o jest UFO? – zapytałem wskazując na jedno z nich.
- Nie, to jest dyskoplan – uśmiechnęła się gospodyni – nasi uczeni zajmowali się konstrukcją takiego aparatu już w latach 20. Używali oni do tego energii pola elektromagnetycznego – EM, wichrowych potoków, siły grawitacji. Proszę spojrzeć – wskazała na fotografię w kącie. Na niej był widoczny lecący nad Wołgą dysk – to było pod Stalingradem w 1942 roku. Jak ja prosiłam Führera, by mnie tam posłał!
- Frauelin Reitsch, jest pani dumą Rzeszy, jest nam pani potrzebna tutaj i żywa. Pani już nieraz ryzykowała życiem – powiedział Hitler.
- Ten dyskoplan – rzekła Hanna wskazując na zdjęcie – pilotował wtedy Horst Beisel.

I wtedy opowiedziałem przyjaciołom historię, która wydarzyła się w Niemczech w czasie jednej z moich podróży służbowych.

Spotkanie w Berlinie

To zdarzyło się akurat w dniu 22 czerwca. Wybrałem się w celu odnalezienia autografów naszych żołnierzy na murach Reichstagu i zobaczyłem na Alexanderplatzu stragany kolekcjonerów. Oni mieli na sprzedaż lub wymianę ordery i medale z czasów wojny.

Kiedy podziwiałem właśnie to bogactwo, posłyszałem niegłośna rozmowę dwóch starszych Niemców. Jeden z nich, wysoki i szczupły, który doczepił się do jakiejś kobiety.
- Z „V”? Służył pan w Peenemünde? – zapytał on właściciela straganu, przysadkowatego, zwalistego Niemca.
- Jawohl mein Herr, ma pan rację. Też tam pan służył?
- Tak – odpowiedział wysoki – w specjalnym batalionie SS. Ochranialiśmy poligon, na którym wypróbowywano „V” i dyskoplany.
- A ja w pułku przeciwlotniczym. Nazywam się Franz Meier.
Nie wytrzymałem i podszedłem do nich.
- Przepraszam panowie, jestem dziennikarzem z Wołgogradu… Stalingradu – dodałem widząc, że nic im to nie mówi.
- O, Stalingrad! – ożywił się wysoki – Walter Schulke, kolekcjoner – przedstawił się podając mi wizytówkę. – Chyba sam Bóg mi pana zesłał. Rzecz w tym, że pod Stalingradem zginał mój wujek Helmut. Jego przyjaciółka, ciocia Magda wciąż powtarzała: „Walter, dowiedz się, gdzie są te Ros-sosz-ki” – z trudem przesylabizował nazwę wsi pod Wołgogradem. – Nie zna pan tego miejsca?
- On bardzo się ucieszył, kiedy dowiedział się, że byłem tam nieraz i jestem znajomym kierownika firmy turystycznej, która organizuje do Rosji wycieczki rodzinom zabitych tam niemieckich żołnierzy.
- A zatem co pana interesuje? – zapytał Schulke, kiedy już wymieniliśmy się adresami i numerami telefonów. – Jestem gotów odpowiedzieć na każde pańskie pytanie.
- Przepraszam panowie, ale niedawno usłyszałem waszą rozmowę. Rozmawialiście o jakichś dyskoplanach.
Niemcy spojrzeli po sobie.
- Jesteśmy kiepskimi konspiratorami Franz – zachichotał Schulke – ale ma pan rację. W Peenemünde były próby nie tylko z „V”…

„Spójrzcie na niebo!”

- Widziałem dyskoplan w 1942 roku nad Stalingradem na własne oczy – powiedział Meier – omal nie wypuściłem z rąk pocisku, kiedy zobaczyłem to nad Wołgą. „Spójrzcie na niebo!” – wykrzyknąłem do Feldfebla Hansa Polanskiego – „o Boże, co to takiego!?” – wykrzyknął ten ostatni i wyrwał z futerału swoją leicę i zdołał zrobić kilka zdjęć, zanim dysk nie zniknął z widoku.

W grudniu zostałem ranny i wywieziono mnie z kotła transportowym Ju-88. Na pożegnanie Polanski dał mi swój aparat fotograficzny.
- Zabierz moją leicę Franz, potem oddasz – powiedział.
Po wyjściu ze szpitala pojechałem na tydzień do rodzinnego Frankfurtu i tam dałem zdjęcia do wywołania. Jedno ze zdjęć okazało się udane.
- Mam ją nawet ze sobą – powiedział Meier wyciągając teczkę – a oto i ona. Nawet chciałem ją sprzedać kolekcjonerom – rzekł podając mi wymięte zdjęcie.

Zdębiałem widząc na niej dyskoplan wiszący nad Wołgą, i zaproponowałem:
- Niech mi pan sprzeda to zdjęcie!
- Nijak nie mogę, Herr Journalist – rzekł Meier – to jest pamiątka po Stalingradzie i o Polanskim.

Po miesiącu Schulke zadzwonił do mnie:
- Herr Journalist, wielkie dzięki za pomoc. Właśnie wróciłem z Rossoszek. Znalazłem tam na ścianie pamięci nazwisko mojego wuja. Czy nie moglibyśmy się spotkać? Przywiozłem panu starego „Der Spiegla”. Tam jest wszystko o dyskoplanach III Rzeszy.

Cytuję tutaj fragment artykułu z „Der Spiegla”:

DYSKOPLAN NAD STALINGRADEM
- opowiada Kurt Schneider,
emerytowany generał Bundeswehry

Mój ojciec w czasie wojny zajmował się opracowaniem superbroni. Wernher von Braun, konstruktor rakiet, często przychodził do nas w gości. I oni bardzo często ze sobą rozmawiali zamknąwszy się w gabinecie mojego ojca. Pewnego dnia przez przypadek podsłuchałem ich rozmowę.
- Herr Schneider - powiedział gość - jeszcze trochę, a my zmienimy bieg wojny. Jeden z naszych dyskoplanów został z powodzeniem wypróbowany nad Stalingradem.

Rewelacje generała

Ale powróćmy do naszego spotkania.
- Kiedy wzięliśmy Berlin, w sztabie przeglądano wydania kroniki filmowej – opowiadał dalej Kondratiew – i tak to głos lektora tego wydania „Wochenschau” powiedział: „Nasz dyskoplan nad Stalingradem. Wunderwaffe – cudowna broń Führera – wzbudza strach wśród bolszewickich komisarzy!” – i na ekranie przemknął kadr z dyskoplanem nad Wołgą. Znaczy się, o wszystko była prawda i wtedy, w 1942 roku mnie się nic nie wydawało?

No i jak się okazało, nasz wywiad doskonale o wszystkim wiedział. A oto relacja generała lejtnanta[9] KGB G. M. Wołkowa:
- O pojawieniu się nad Wołgą UFO naczelnik Wydziału Specjalnego Stalingradzkiego Frontu Sieliwanowskij zameldował Abakumowowi jeszcze tego samego dnia, a ten z kolei zameldował Stalinowi. Potem dyskoplan widziano nad Prochorowskim Polem[10] i wtedy Stalin wydał rozkaz: zrobić coś podobnego!

Pierwsze nasze dyskoplany zbudowano wedle niemieckich wzorów pod Pawłodarem, a po wojnie – w Ulianowsku. Ale prototypy nie latały. Kiedy do władzy doszedł Chruszczow, to kazał zaprzestać nad tym pracować, ale w latach 80. one zostały wznowione. Udało się uruchomić jeden dyskoplan w tajnej bazie pod Kujbyszewem.[11] Na początku lat 90. mieliśmy już cały szereg udanych startów. Ale kiedy rozleciał się Związek Radziecki , Projekt EKIP został zamknięty. Obecnie dyskoplan rdzewieje na jednym z lotnisk pod Moskwą. Zaś Amerykanie nie przedłużyli swych prac, które zaczęli jeszcze w czasie trwania działań wojennych i zaszli w nich daleko.

Tak więc być może, to wcale nie Kosmici, ale amerykańskie dyskoplany stoją u podstawy Legendy o UFO?



Od tłumacza

Oczywiście jest to możliwe, ale…

Amerykanie i Kanadyjczycy przeprowadzali próby z latającymi dyskami produkowanymi m.in. przez koncern AVRO, ale w końcu też je porzucili. Były mało stabilne w powietrzu i trudne w prowadzeniu. W większości były to wentylatorowce. Wprowadzenie silników odrzutowych niewiele zmieniło i wreszcie dali sobie spokój.

Jest jednak pewne, że idea dyskoplanu przetrwała i na pewno pracuje się nad nimi, z tym że zmieniła się całkowicie zasada ich napędu. Poza tym nie jestem pewien, czy dyskoplany były pojazdami przestrzennymi. Oczywiście pracowano nad nimi, ale obawiam się, że uczeni Hitlera na tym nie poprzestali i zapewne pracowali nad przemieszczaniem się obiektów materialnych w Czasie. I stąd zapewne zainteresowanie Hitlera i jego akolitów historią najdawniejszych cywilizacji. Po prostu Führer chciał wiedzieć, czy jego uczonym się powiodło i czy Niemcom udało się pokonać Czas… A to mógł stwierdzić tylko i wyłącznie badając artefakty po dawnych, antycznych cywilizacjach Wschodu i Ameryki Południowej.  Dlatego właśnie wysyłał wyprawy archeologiczne we wszystkie zakątki świata, gdzie mógł przeprowadzać takie badania. I dlatego właśnie przeprowadzała je czarna gwardia Hitlera – SS. Najwierniejsi z wiernych.

Oczywiście jest to tylko hipoteza, ale uważam, że należałoby ją brać pod uwagę rozważając różne aspekty hitlerowskich tajnych badań naukowych i pseudonaukowych.      

Źródło: „Tajny XX wieka” nr 45/2011, ss. 6-7

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©


[1] REN-TV jest największą rosyjską telewizją komercyjną od 1997 roku.
[2] Komandir bataliona – dówódca batalionu albo komandir batierii – w tej fazie wojny radziecki stopień wojskowy odpowiadający stopniowi majora lub kapitana wojsk lądowych.
[3] Punkt Obserwacji Wzrokowej Plot.
[4] Faktycznie odznaczono ją Żelaznym Krzyżem I klasy i Żelaznym Krzyżem II klasy oraz Złotą Odznaką Pilota-Obserwatora z Brylantami.
[5] Dzisiejsza nazwa Stalingradu od 1961 roku.
[6] Partorgom – sekretarz grupy partyjnej Komunistycznej Partii ZSRR.
[7] Od słów smiert’ szpionam  czyli śmierć szpiegom – radziecki kontrwywiad wojskowy.
[8] Hanna Reitsch była oddaną stronniczką Hitlera, ale nie należała do NSDAP.
[9] Polski odpowiednik: generał dywizji.
[10] W czasie bitwy pancernej na Łuku Kurskim. Pisałem już o tym na łamach „Nieznanego Świata” w 2011 roku.
[11] Dziś Samara.