poniedziałek, 13 lutego 2012

SPRAWA NR 012/X - LATAJĄCY MNICH (2)



Aby dobrze zrozumieć znaczenie tych słów, musimy pogrążyć się jeszcze bardziej w przeszłość.

Końcem zimy 1503 roku, w Peruggi rozeszły się wieści, że matematyk Giovanni Battista Danti w dzień ślubu szlachcica Bartolomea da Alviano dokonał niebezpiecznej próby. Wyszedł on na szczyt wieży katedry Santa Maria della Virgine, przymocował sobie do grzbietu jakieś ogromne skrzydła, oddzielił się od niej ogromnym skokiem i poleciał. W pewnym momencie przewrócił się w powietrzu i spadł na boczna nawę kościoła, gdzie na jej dachu przyhamował swój upadek, tak że nie zabił się, a jedynie połamał nogi.

Na podstawie tej próby da Vinci jako pierwszy odkrył podstawowe prawo mechaniki, którego używa już brat Cyprian przy konstrukcji swego latającego przyrządu, a głoszącego, że każdej akcji towarzyszy reakcja przeciwnie skierowana – czyli III Zasada Dynamiki. Jego aparat skonstruowany z wikliny i tafty miał używać tej zasady tak dobrze, jak po pół tysiąclecia potem robią to kosmiczne rakietoplany i rakiety nośne. Przed rokiem 1505 robi on wiele prób i obliczeń siły, jaką musi zużyć ptak i jak wielką powierzchnię muszą mieć skrzydła, by mógł on latać – dokładnie w 250 lat później to samo robi brat Cyprian na Słowacji.

Po ukończeniu budowy aparatu latającego, Leonardo da Vinci pojechał 10 marca 1505 roku do Fiesole, gdzie obejrzał sobie stoki Monte Cecerre, skąd miał wznieść się jego wynalazek. Domniemywa się, że eksperyment miał się odbyć na początku 1506 roku, ale nie wiadomo, kto miał pilotować tą maszynę.

Co ciekawe, w Fiesole, podobnie jak w Pieninach, żyje legenda o uskrzydlonej maszynie jakiegoś tajemniczego wynalazcy. Wiemy, kim on był – to był jeden z jego najwierniejszych uczniów – Tomasso Massini de Peretola – znany mechanik i konstruktor. Ze stoków Monte Cecerre rzucił się w przepaść ze skrzydłami i poleciał. Długą chwilę utrzymał się w powietrzu – pisze włoski historyk Nardinileciał nad lasami i kamieniołomami, które zbliżały się ku torowi lotu człowieka. Naraz, czy to przez błędny manewr, czy to przez podmuch wiatru albo przez to, że sił człowiekowi nie stało – spadł on w dół. Śmiertelnie rannego wyciągnęli go ze szczątków.

Dzisiaj jedynie możemy rekonstruować wypadki, które rozegrały się wedle legendy spod Łabędziej Góry. Jedno jest pewne: Tomasso Massini przeżył 25 lat i nie wspomina się o nim mówiąc o da Vincim i jego próbach na stokach słonecznej Fiesole...

Jak wiadomo z legend, niepowodzenie próby da Vinciego nie odstraszyło bynajmniej brata Cypriana. Dzisiaj ponownie powracamy do osoby tajemniczego mnicha z Czerwonego Klasztoru, który był nie tylko lekarzem, ale przede wszystkim alchemikiem i genialnym konstruktorem, który przerósł swą epokę. Dlatego też wracamy pod koniec XX wieku do tej postaci, by wreszcie przełamać barierę milczenia wokół postaci słowackiego polihistora z II połowy XVIII wieku, który korzystał z wiedzy włoskiego geniusza z przełomu XV i XVI stulecia.

Brat Cyprian jest także autorem najstarszego na Słowacji zachowanego do dziś dnia herbarium, które obecnie znajduje się w księgozbiorze Muzeum Nauk Przyrodniczych Słowackiego Muzeum Narodowego w Bratysławie. Z tego unikalnego dokumentu dowiadujemy się dalszych szczegółów życia „skrzydlatego mnicha”, którego profil zainteresowań musimy jeszcze wzbogacić o wiedzę z zakresu botaniki, zielarstwa i medycyny, którą to wiedzę nabył zapewne w czasie pobytu we włoskich klasztorach. To uzasadnia także i to, że wedle tradycji był on znany jako „Tausendkünstler” – znawca tysiąca sztuk. W Czerwonym Klasztorze pracował jako lekarz i aptekarz, zbierał rośliny lub hodował je w przyklasztornym ogrodzie – herbarium, wyrabiał maści, wyciągi i rozmaite preparaty ziołowe i nie tylko. Poza tym pracował jako kucharz, zarządca refektarza, chirurg, łaziebnik, łowił ryby dla klasztoru, wyrabiał świece i zwierciadła – i to wszystko przy pełnieniu swych normalnych obowiązków duchownych mnicha.

Zielnik zakonnika.

Zajmijmy się tym dokumentem, bo warto!

Wstępna część herbarza składa się z dwóch stron tekstu. Pierwsza jest zatytułowana „Botanoteca fra Cypriana”  i po łacinie brat Cyprian pisze o sobie i swych poglądach na ówczesną medycynę.  Nie przejmował się zbytnio scholastyczną medycyną, która wykładano na uniwersytetach, i np. włoskich lekarzy nazywa „rzymskimi graduowanymi flakopłukami” czy „lekarzami od cielaków”...

Na licu drugiej strony znajdujemy stylizowany rysunek dwóch obelisków, pomiędzy którymi nieznany czytelnik fra Cypriana umieścił łaciński tekst rojący się od alchemicznych znaczków, w którym zawarł panegiryk na cześć tego uczonego. Pod tym zapisem jest zaszyfrowany rok Pański 1766, zaś na verso strony znajduje się rysunek przedstawiający zwierciadło w ozdobnej ramie. NB, rysunek zwierciadła mówi więcej o alchemicznych zainteresowaniach brata Cypriana, niż panegiryki na jego cześć. Proszę, nie zapominaj Czytelniku, że zwierciadłami posługiwali się wszyscy uczeni i alchemicy Starożytności, Średniowiecza, Renesansu i Baroku począwszy od Archimedesa, a skończywszy na Johnie Dee-Deviusie, Janie Wawrzyńcu Durranie-Twardowskim i Alessandro Cagliostro vel Giuseppe Balsamo, Giacomo Casanovie, i innych im podobnych.

Sam zielnik ma 94 strony paginowane i 4 nie-paginowane – brak strony 81. Rośliny przyklejono do papieru całą swą powierzchnią karugiem, albo przymocowano paskami płótna, w kolejności znajdywania ich i opisywania przez autora.

Całkowita liczba roślin wynosi 283, 23 z nich jest zduplikowanych, a każda z nich jest starannie opisana w łacinie i grece, po niemiecku, polsku i słowacku.

Co do strony botanicznej zbioru, to w zielniku tym są 44 rośliny, które nie występują w Pieninach, i zostały sprowadzone do ogrodów z innych krajów i dzielnic, następnie gatunki hodowane dla pięknych kwiatów, a także rośliny kwiatowe z obszaru Tatr Słowackich (63 gatunki), Pienin i okolic Czerwonego Klasztoru, gdzie brat Cyprian najwięcej działał.

Za zielnikiem znajduje się alfabetyczny indeks roślin oraz 32 strony niemieckiego tekstu pisanego szwabachą, w którym znajdujemy opisane przykłady z lekarskiej i aptekarskiej praktyki brata Cypriana, jego spostrzeżenia i metody leczenia pacjentów.

Opis praktyki brata Cypriana musimy zacząć od stwierdzenia, że zanim w a.D. 1756 przybył on do Czerwonego Klasztoru, tutejsza wspólnota nie miała lekarza, i w razie czego musieli mnisi wzywać lekarza z zewnątrz. Później brat Cyprian zabrał się do pracy tak ochoczo i z taka erudycją, że obcy lekarze nie musieli już do klasztoru przychodzić, ba! – był on niejednokrotnie wzywany do chorych w całej okolicy! Za pozwoleniem przeora leczył on chorych w Starej Ľubovni, Podolíncu i zamku w Czorsztynie!

Wedle uwag pozostawionych przez brata Cypriana w swym herbarium, domniemywał on, że choroby mają swe źródło w schorzeniach skóry, żołądka, wątroby i śledziony. Leczył on ludzi przede wszystkim wywarami z leczniczych roślin, które sam przyrządzał w klasztornej aptece, wedle ówczesnych receptur – manuale medices. Lekarstwa, które wyrabiał, nie były przeznaczone jedynie dla jego własnych pacjentów, ale je także sprzedawał a z uzyskanych w ten sposób środków założył w 1760 roku, finansowy fundusz na rozwój apteki w Czerwonym Klasztorze, która głównie za jego przyczyna zyskała poczesne miejsce w Środkowej Europie.

Z medycyny internistycznej i diagnostyki, pisze on w swym herbarium o badaniu moczu i pulsu chorego, jak można rozpoznawać choroby u ludzi i jak zyskać wiedzę o różnych chorobach. Szczególny nacisk kładzie on na obserwacje z własnej praktyki i opisy symptomów choroby.

O jego działalności na polu chirurgii nie wiemy zbyt wiele. Wiadomo tylko, że zwichniętą nogę patera Dona Leopolda unieruchomił na osiem dni w łubkach, a rozszczepione kości leczy przy pomocy okładów. Ciężkie zapalenia leczy przy pomocy specjalnej diety, a w przypadkach skoków ciśnienia w górę stosuje puszczanie krwi i podawaniem specjalnego preparatu.

Szczególną uwagę zwracają te lekarstwa, które on sam wynalazł. Wśród nich znajduje się proszek – pulvis № 121- przeciwko zapaleniu żył który wychwalał szczególnie dziekan Vitalis, a którego wyleczył brat Cyprian z zapalenia ślepej kiszki za pomocą maści, która sam sporządził, zaś upławicę leczył on przy pomocy święconej wody i specjalnym syropem.

Pomiędzy medycznymi i farmaceutycznymi rozprawami, w herbarium znajdujemy także i ironiczne uwagi na temat życia klasztornego – a to picie piwa zamiast wina, podawanie suszonych i zaśmierdziałych ryb, i tak dalej. Czytamy tam także, jak to w czwartek fra Cyprian pomalował gęsiom i kaczkom nóżki na czarno, by w piątek podać je jako dziczyznę na stół – bowiem ta była objęta dyspensą i można ją było podawać jako postne jadło...

I przy całym swym medycznym kunszcie i nowatorstwie w sposobach leczenia, brat Cyprian był także dzieckiem swej epoki i wierzył w to, że wodę do lekarstw i celów medycznych należy brać pod prąd rzeki, a nie z prądem, a także w inne gusła i zabobony...

Zapiski, które brat Cyprian zrobił przy roślinach, ukazują nam, jak bardzo wierzono w to, iż rośliny maja swą magiczną siłę. W tych czasach medycyna stanowiła nieprawdopodobny zlepek wiedzy racjonalnej i magii.

Leczenie roślinami ma swe korzenie w czarodziejstwie. W owym czasie ludzie sądzili, że rośliny o silnym zapachu przeganiają złe duchy – np. czosnek odstraszał wampiry i strzygi. W czarodziejskiej praktyce uzyskiwano niejednokrotnie cenne informacje o uzdrawiającej mocy roślin, które przechodziły z pokolenia na pokolenie. Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że lekarze kierowali się wówczas intuicją przy doborze roślin do leczenia ludzi – i także zwierząt gospodarskich.

Z biegiem czasu zaistniała potrzeba systematycznego badania królestwa roślin na zasadach racjonalnego myślenia. Taką nauką była w czasach brata Cypriana  nauka o sygnaturach, która jako pierwszy sformułował niemiecki lekarz i alchemik dr Phillippus Aureolus Paracelsus Teophrastus Bombastus von Hohenheim vulgo Paracelsus (1493 – 1541). Paracelsus sądził, że w akcie stworzenia każda roślina została obdarzona wyraźnymi znakami  - sygnaturami – które wskazywały na jej przeznaczenie, i tak np. rośliny o czerwonych kwiatach czy liściach były pomocne do leczenia chorób krwi, zioła z białymi kwiatami były skuteczne w leczeniu w leczeniu zapalenia, a z liśćmi w kształcie serca – leczyły choroby serca. I chociaż dzisiejsza wiedza medyczna nie uznaje tego poglądu, to można powiedzieć, że w tym okresie była to pierwsza próba usystematyzowania świata roślinnego i przyniosło to sporo nowych i cennych odkryć.

Także przy roślinach leczniczych w przeszłości znano ich działanie farmakodynamiczne co dawało możliwość stworzenia magicznego, bo magicznego, ale spisanego katalogu tych ziół. Mit o czarodziejskim działaniu ziół był pomocny dla tych badaczy, którzy podeszli do nich racjonalnie. Nie inaczej było z bratem Cyprianem, który był mnichem niejako à propos, przez przypadek, a to dlatego, że żył w czasach, kiedy można było uprawiać zdobywanie wiedzy jedynie w klasztorach. I można sądzić, że znakomite wyniki w sztuce leczenia ludzi, jak i w lotach na lotni – boż to była chyba pierwsza lotnia w Środkowej Europie – przywiodła go do śmierci, która do dnia dzisiejszego otoczona jest mgłą tajemnicy.

Zazwyczaj mówi się, że brat Cyprian zmarł w dniu 16 kwietnia 1775 roku, jako dożywotni więzień czerwono-klasztornej samotni, zaś wedle innych źródeł – stało to się w czasie tygodnia pomiędzy 30 kwietnia a 7 maja 1775 roku. Jeszcze inne źródła twierdzą, że zamordowała go Święta Inkwizycja, istnieje także pogląd, że zmarł w biedzie i opuszczeniu w 1774 roku, przykuty łańcuchem do ściany lochu opactwa w Pannonhalmie na Węgrzech.

Tak kończyli, kończą i będą jeszcze długo kończyć swe pracowite życie ci, którzy maja odwagę wyjść z ramki szarego życia codziennego i utartych schematów wiary, nauki i polityki.