czwartek, 17 maja 2012

PIENIĄDZE – W BŁOTO!

Marcin S. Wilga – „Borsuk”


Jedną z najbardziej ponurych naszych specjalności jest niezdolność do sensownego gospodarowania przestrzenią, czyli Polską. Plan bieżący zabudowy to bezlik jakichkolwiek budowli stawianych gdziekolwiek – bez ładu i składu.

Jacek Żakowski, Wielki odpływ, Polityka nr 23/2010





Kiedy w 2002 r. w lokalnych mediach pojawiła się informacja o planowanej lokalizacji w  Starej Oliwie ośrodka rekreacyjnego dla gdańskich vipów, część społeczeństwa zaprotestowała. Jedni mieszkańcy protestowali, bo tak czynią z przyzwyczajenia, a inni – ci świadomi potencjalnych zagrożeń środowiska – z pobudek emocjonalno-merytorycznych. Aby nie doszło do naruszenia harmonii oliwskiego krajobrazu i zniszczenia tutejszej unikatowej przyrody, udałem się z grupą osób na rozmowę z ówczesnym wojewodą pomorskim. Na nic zdały się nasze naukowe argumenty i przedstawione wyniki badań terenowych ­– zostaliśmy odprawieni z kwitkiem. Tak na marginesie – pan wojewoda nie bardzo orientował się w temacie i, mimo zapowiedzi, nie zaprosił na spotkanie specjalisty od ochrony środowiska z biura konserwatora przyrody.

         Chyba byłem naiwny, uważając, że odstąpiono od niefortunnej zabudowy Starej Oliwy. Ostatnio w TVP podano wiadomość, że łąka przy ul. Kościerskiej (dawne pole uprawne) w ramach Euro 2012 zostanie przekształcona w boisko do piłki nożnej dla drużyny niemieckiej, a zaraz po zakończeniu mistrzostw powstanie tu parking. Dekadę temu, wg ówczesnych planów miał  powstać tu właśnie taki obiekt o pojemności 445 miejsc postojowych. I, jak widać, mimo merytorycznych argumentów dowodzących szkodliwości tej budowy – parking i tak  powstanie. Dlaczego? Bo „planowanie z głową”,  z uwzględnieniem potrzeby ochrony środowiska, nie jest brane pod uwagę ani przez gdańskich planistów, ani decydentów, w tym także obecnych członków Rady Miasta Gdańska.

         W latach 90. ubiegłego wieku powstało opracowanie profesora dr. hab. Wiesława Fałtynowicza, wybitnego polskiego lichenologa, który wskazywał w nim na niepokojące zjawisko ustępowania porostów epifitycznych w rejonie Starej Oliwy. Było to wg niego następstwo wzrostu zanieczyszczenia powietrza, zaś specyficzna budowa geomorfologiczna tego rejonu powoduje, że skażone powietrze długotrwale zalega, tym samym znacznie wydłużając proces oddziaływania toksyn na te organizmy. Dlatego bardziej wrażliwe na zanieczyszczenia gatunki porostów, zwłaszcza z grupy tzw. krzaczkowatych,  już wymarły. Oznacza to, że sukcesywnie pogarszają się tamtejsze warunki aerosanitarne, skutkujące np. wzrostem zachorowań wśród ludności na alergie, choroby płuc itd. Źródłem wspomnianych  zanieczyszczeń są kominowe wyziewy z budynków, gdzie w piecach stosuje się węgiel, często zasiarczony. Jednak prawie 90% zanieczyszczeń atmosfery pochodzi od pojazdów mechanicznych napędzanych benzyną i olejem napędowym. W trakcie spalania tych paliw powstają m.in. tlenki siarki i azotu, które w połączeniu z wodą opadową tworzą agresywne kwaśne deszcze. Wspomniane alergie wywołuje także gumowy pył, powstający w wyniku ścierania się bieżników opon samochodowych; jest on bardzo silnym alergenem, co udowodniono, a jego szczególnie negatywne oddziaływanie na żywe organizmy dokonuje się w obecności innych zanieczyszczeń, np. spalin samochodowych (zjawisko synergii).

Dolina Oliwska leży w pasie niezatwierdzonej prawnie otuliny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pomimo to owa nieformalna „strefa ochronna” nie powinna podlegać typowej miejskiej zabudowie itp. Stanowi ona bowiem odwieczne miejsce rekreacyjne mieszkańców Starej Oliwy i turystów z innych rejonów miasta, a nawet kraju. Wzrost natężenia ruchu drogowego spowoduje wzrost zanieczyszczenia powietrza i – jak wspomniałem – pogorszenie się warunków zdrowotnych zarówno mieszkańców, jak i rzeczonych turystów. Tego także nie wzięto pod uwagę podczas planowania parkingu.

         Wracając do budowy boiska dla Niemców. Na początku ul. Kościerskiej znajduje się amatorskie boisko do gry w piłkę nożną. Prawie w każdy weekend, także w sezonie zimowym, grupa miłośników tego sportu korzysta z tego obiektu. Czy nie należałoby właśnie tu stworzyć zaplecza dla niemieckich sportowców? Po zakończeniu mistrzostw to zmodernizowane boisko pozostałoby i oliwscy piłkarze mieliby do dyspozycji wspaniały obiekt sportowy. Tymczasem nowo powstające boisko, budowane w ramach Euro 2012 tuż przy granicy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, zostanie świadomie zniszczone (!!!). Czy jesteśmy aż tak bogatym miastem, aby stać nas było na wspomniane marnotrawstwo? „Nie widzę, żeby władze Gdańska miały jakąś koncepcję polityki społecznej, mieszkaniowej – zauważa profesor Baranowski z Politechniki Gdańskiej. I jak tu się z nim nie zgodzić. Tłumaczenie, że koszt budowy boiska pokryją Niemcy też mnie nie przekonuje. Zresztą brak sozologicznego, prospołecznego i  ekonomicznego sposobu myślenia stało się gdańską specjalnością. Przypomnę, że w 1997 r. miasto sprzedało po fikcyjnym przetargu działkę w Dolinie Radości za… 1/5 ceny (sic!). Afera wybuchła nie z powodu tej niefortunnej transakcji, ale dewastacji przyrody w osadzie Rybaki, dokonanej przez nowego właściciela.

Obecnie władze zadeklarowały wypłacenie pokaźnego honorarium pewnemu kitesurferowi, który Urząd Miejski w Gdańsku – swojego patrona i sponsora – wręcz ośmieszył, próbując bez sukcesu pokonać w poprzek Morze Czerwone. Odbyło się to bez właściwego przygotowania i bez załatwienia wizy wjazdowej do Arabii Saudyjskiej (nielegalne przekroczenie granicy państwa w świetle międzynarodowego prawa jest przestępstwem; ciekawe, kto pokrył koszty akcji ratunkowej, przecież była to niemała kwota). O tym skandalicznym zdarzeniu szeroko donosił „Dziennik Bałtycki”.

Słowa krytyki pod adresem miasta za niezrozumiałe hołubienie owego kitesurfera padły także ze strony grona gdańskich podróżników, których naukową wyprawę Urząd Miejski nie chciał wesprzeć finansowo. Tymczasem tegoroczna wyprawa gdańszczan z udziałem zoologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, miała na celu odkrycie endemicznych organizmów w Wenezueli na szczytach tepui; są to wysokie, płaskie skalne wyniosłości, naturalnie izolowane od otoczenia. Plonem tej wyprawy było stwierdzenie nowego gatunku żaby. Jednak – jak widać – nie był to wystarczający powód do dumy z tego naukowego osiągnięcia. Co więcej – zaprzepaszczono znakomitą promocję miasta. Bo to przecież tylko… przyroda! Lepiej promować szalonego faceta na desce! Przy okazji pragnę podziękować globtroterowi Michałowi Kochańczykowi za wzięcie w obronę gdańskich alpinistów i podróżników, których dobre imię próbował podważyć zirytowany krytyką prezydent miasta. Miasto, które nie dba o każdego obywatela, które nie jest jego przyjacielem – to miasto byle jakie (parafraza myśli prof. Krzysztofa Kołowrockiego; termin „państwo” zastąpiłem wyrazem „miasto”).

         Interesujące zjawisko towarzyszy lokalnym inwestycjom budowlanym. Otóż zgodnie z przepisami, w miejscu ich lokalizacji należy przeprowadzić badania ekofizjograficzne; to wymóg Unii Europejskiej. I tak też się czyni, tyle że owe badania są często „robione na kolanie”, niechlujnie – tak, aby powstało pisemne zaświadczenie, że były. A ich wiarygodność… a kogo to obchodzi! Przypomnę tu incydent z Pasem Nadmorskim, gdzie w Brzeźnie zaplanowano wzniesienie szeregu obiektów budowlanych, m.in. wysokich apartamentowców. Badania terenowe specjalistów z Biura Rozwoju Gdańska (BRG) nie wykazały obecności żadnych unikatowych, chronionych organizmów. Tymczasem już wstępne obserwacje mykobioty w 2009 r., prowadzone z moim udziałem przez zespół przyrodników kierowany przez dr. Mateusza Ciechanowskiego, ujawniły wśród 113 stwierdzonych  gatunków  grzybów makroskopijnych bardzo rzadkiego w Polsce, notowanego jedynie na 10 stanowiskach  języczka strefowanego (Arrhenia spathulata) – zob. ryc. 1. Natomiast entomolog dr Sławomir Zieliński odkrył bardzo rzadki, unikatowy puszczański gatunek sprężyka Ampedus elegantulus. Szef Biura Rozwoju Gdańska  był zirytowany tymi odkryciami i stwierdził, że „nie można pochylić się nad każdym grzybkiem, żabką”. Warto więc zapytać: komu i po co te byle jakie badania mają służyć, jako że przedstawia się w nich nieprawdziwy, wręcz wirtualny świat przyrody? Czy należy prowadzić je wyłącznie dla bezwartościowego (z punktu widzenia np. nauki) papierka? Jeśli tak – to środki finansowe, które możnaby lepiej spożytkować, znów lądują w błocie…

         Przypomnę też sprawę budowy, a raczej rewitalizacji Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. Otóż szefowa Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku, w maju 2010 r.,  jeszcze przed rozpoczęciem badań terenowych, wydała kuriozalną opinię o braku lokalizacji w pasie technicznym tej kolei jakichkolwiek form ochrony przyrody. O występowaniu np. ściśle chronionych gatunków roślin jakoś nie wspomniała. A przecież wcześniej były tam prowadzone badania storczyków, dokonane przeze mnie, a następnie wspólnie z p. Emilią Święczkowską, ówczesną magistrantką Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego. Dla zdobycia wiedzy o szacie roślinnej w  tym rejonie, wystarczyło zainteresować się działalnością naukową Katedry Taksonomii Roślin i Ochrony Przyrody. Ot i cała filozofia!

         Z racji moich mylokolgicznych zainteresowań, otrzymuję sukcesywnie propozycje zbadania grzybów wielkoowocnikowych (macromycetes) w miejscach przewidywanych inwestycji. Ponieważ spodziewany czas badań, podany przez zleceniodawcę,  to miesiąc – góra trzy miesiące – odmawiam. Po prostu – w tak krótkim okresie nie można dokonać prawdziwej, rzetelnej weryfikacji rosnących tam gatunków macromycetes. Można, co najwyżej, stworzyć przyczynek do poznania tych całorocznych organizmów. Są one bardzo wrażliwe na warunki pogodowe, a część z nich należy do efemerydów. Stąd do ich zbadania niezbędny jest okres 3-5 lat. Z własnego doświadczenia wiem, że do pełnego opisu mykobioty jakiegoś rejonu potrzeba poświęcić nawet 20 lat badań i więcej. Wówczas można zauważyć pewne tendencje w różnorodności oraz obfitości gatunków – ich ustępowanie tudzież wzrost populacji oraz pojawianie się nowych taksonów. Procesy te są niewątpliwie związane z chemicznym zanieczyszczeniem środowiska, dokonanymi zmianami w stosunkach wodnych i swoistymi fluktuacjami w lokalnym klimacie, sukcesją szaty roślinnej oraz z wiekiem drzewostanów itd.





         Zastanawiam się, kto właściwie rządzi w Gdańsku, skoro lokalizacja budownictwa mieszkaniowego zależy wyłącznie od wyboru deweloperów. Miasto nie ma na to wpływu, jako że nie stworzyło dotąd planu rozbudowy . Oznacza to, że pogłębi się chaos. W ten chaos doskonale wpisuje się budowane w Starej Oliwie boisko sportowe, które zostanie świadomie zniszczone. „Nie da się skoordynować funkcji wspólnych – szkół, przedszkoli, parków, strażackich remiz ani komisariatów. Rozproszenie wygeneruje gigantyczne koszty i nierównowagi” – tak o Gdańskiej Metropolii pisze Jacek Żakowski. Zatem ogromne pieniądze wylądują znów w przysłowiowym błocie…

Marcin S. Wilga – „Borsuk”

Stowarzyszenie Autorów Polskich (SAP)

Nadwiślańskie Towarzystwo Literackie 2005

Bibliografia

Ciechanowski M., Buliński M., Hajek B., Wilga M. S., Wantoch-Rekowski M., Zieliński S., Błażuk J., Typiak J., Mączyńska M., Więckowska M. Wstępna inwentaryzacja przyrodnicza Pasa Nadmorskiego w Gdańsku (odcinek Jelitkowo-Brzeźno), Polski Klub Ekologiczny Okręg Wschodnio-Pomorski, Gdańsk 2010.

Żakowski J. Wielki odpływ, Polityka nr 23/2010