czwartek, 21 czerwca 2012

Aktywność solarna i kolejny Epizod?


Czy zwiększona aktywność solarna i przebiegunowanie Ziemi stanowi niebezpieczeństwo dla gatunku Homo sapiens sapiens?


Od dłuższego czasu śledzę medialną histerię związaną ze wzrostem aktywności słonecznej, która ma się przyczynić, jak głosi wieść hiobowa – jak nie do końca świata i generalnego Armagedonu, to do końca naszej cywilizacji. Od czasu do czasu pojawiają się rozmaici „eksperci” czy inni „specjaliści”, którzy epatują nas strasznymi wizjami opisującymi, co to będzie, kiedy Słońce „się wścieknie” i nas wykończy chmurami wyrzucanej z jego powierzchni plazmy wiatru słonecznego. Do tego akurat będzie miało miejsce przebiegunowanie, no i bieda gotowa! Upieczemy się w słonecznym żarze promieni UVA, UVB i UVC. Oczywiście dla niezorientowanych brzmi to przekonująco i wiarygodnie – a jakże! Przecież wypowiadają się uczeni, a zatem ktoś, kto wie.



Nie jestem naukowcem, ale wszystko to wydaje mi się ciągnięte za włosy. I to nawet bardzo! Pomijając już to samo podbijanie medialnego bębenka (co przekłada się tylko i wyłącznie na pieniądze, bo o nie w końcu w tym całym cyrku chodzi) jakoś nie widzę przygotowań czynionych do tegoż końca świata. W założeniu bowiem scenariusza plazmowego stoi jak byk, że podmuch wiatru słonecznego – przy osłabieniu czy całkowitym zaniku ziemskiej magnetosfery przy przebiegunowaniu – zniszczy całkowicie nasz, ziemski system produkcji i przesyłu energii elektrycznej. A zatem logicznym byłoby po prostu zabezpieczenie elektrowni, transformatorów, linii przesyłowych, itd. itp. przed uderzeniem wiatru słonecznego (porównywanego do efektu pulsu magnetycznego – EPM, po wybuchu nuklearnym). I to wszystko. Trochę to będzie kosztowało, ale straty w przypadku niezabezpieczenia tych urządzeń będą większe. Dość wspomnieć, że Słońce dwukrotnie pokazało nam swą moc: w roku 1859, kiedy to zorze polarne widziano na Kubie, a telegrafy kablowe oszalały od nawały impulsów generowanych przez pola elektromagnetyczne ze Słońca oraz w 1989 roku, kiedy to burze magnetyczne spowodowały zanik prądu elektrycznego w sieciach energetycznych USA i Kanady. Potężny „black-out” trwający nawet kilka dni zapanował w Quebeku. Ale znowu – ludziom udało się zapanować nad tym zjawiskiem i nic wielkiego się nie stało mimo ostrej zimy.



Jaki z tego wniosek? Wystarczy się dobrze zabezpieczyć i to zjawisko da się przeżyć.



Kombinacja przebiegunowania i zwiększonej aktywności słonecznej brzmi niebezpiecznie, ale… Pomyślmy na moment. W czasie ostatnich 5.000.000 lat nastąpiły 24 epizody przebiegunowania – jak podaje to „Wielka Encyklopedia Fizyki Współczesnej”. Wikipedia zaś podaje następujące fakty:



Zmiany biegunów Ziemi są zdarzeniami losowymi – następowały po sobie w odstępach od 10 tysięcy do nawet 50 milionów lat. Średnio zdarzają się co około 250 tysięcy lat, a ostatnie miało miejsce około 780 tysięcy lat temu. Podczas procesu przebiegunowania pole magnetyczne Ziemi nie zanika zupełnie, jednak staje się dużo bardziej skomplikowane niż to obserwowane obecnie. Umieszczony w nim kompas mógłby wskazywać różne kierunki geograficzne w zależności od jego położenia na powierzchni Ziemi, oraz od formy przejściowego pola magnetycznego w jego otoczeniu. Przebiegunowanie jest procesem trwającym od 1000 do 10 tysięcy lat, jednakże niektóre dane wskazują, że około 16 mln lat temu biegun północny przez krótki czas przemieszczał się z prędkością nawet 3° dziennie.



A zatem skąd te wszystkie enuncjacje stronników słonecznego Armagedonu o całkowitym zaniku ziemskiej magnetosfery? Magnetosfera nie zniknie.



 Silny spadek natężenia pola magnetycznego obserwuje się od czasu, od kiedy prowadzone są pomiary natężenia ziemskiego pola magnetycznego, czyli od przynajmniej 150 lat i uległ znacznemu przyspieszeniu w ostatnich latach. Badania pola w przeszłości wskazują, że natężenie pola magnetycznego zmniejsza się stopniowo od maksimum osiągniętego około 2000 lat temu. Przez ostatnie 150 lat natężenie pola magnetycznego zmalało o około 10-15%, a przez okres ostatnich 2000 o około 35%. Wcześniej też występowały wielokrotnie okresy zmniejszania się i zwiększania natężenia pola magnetycznego. Nie wiadomo jednak, czy obecnie notowany spadek natężenia będzie się utrzymywał w przyszłości; być może jest to tylko czasowy spadek, a nie długoterminowy trend.



Ano właśnie: NIE WIEMY. A wszelka niewiedza jest podstawą ciemnoty, na czym żerują różni hochsztaplerzy i oszuści. Spadek natężenia pola magnetycznego jest najprawdopodobniej związany z przebiegunowaniem Ziemi. Oznaczałoby to, ze Ziemia i Słońce będą teraz zwrócone do siebie jednoimiennymi biegunami, a co za tym idzie – Ziemia zostanie odepchnięta od Słońca – jak zakładają niektórzy ze stronników słonecznego Armagedonu. Kulą w płot, bo Ziemia przeszła już niejedną inwersje biegunów i wciąż obiega Słońce po stałej orbicie…  



Ponieważ proces przebiegunowania Ziemi nie był jeszcze nigdy bezpośrednio obserwowany, słabo zrozumiany jest także mechanizm i czynniki powodujące istnienie pola magnetycznego, nie można stwierdzić z całą pewnością, że obecnie obserwowane zmiany pola magnetycznego są zapowiedzią tego wydarzenia.



No właśnie – nasi uczeni nie są w stanie dokładnie opisać procesu przebiegunowania, ale tacy Majowie to przewidzieli dokładnie, że będzie to z pewnością koniec świata, co obliczyli co do sekundy. Oczywiście wiedzieli to od Kosmitów (a jakże!), którzy tam akurat wylądowali i im opowiedzieli – co głoszą co bardziej nawiedzeni ufolodzy i specjaliści od paleokontaktów. OK., niech im będzie. Tylko już tak nawiasem – jak to jest, że cywilizacja potrafiąca co do sekundy wyliczyć czas końca świata i mająca kontakty z Innymi, nie potrafiła się sama obronić przed końcem własnej cywilizacji, po której pozostały tylko artefakty? Jak to jest, że Majowie tacy ponoć mądrzy, doprowadzili swe imperium do klęski ekologicznej, której nie byli w stanie sprostać i poszli w rozsypkę? Czyli aż tak mądrzy nie byli, jak się ich maluje…? NB, nas też czeka klęska ekologiczna, której nie sprostamy, jak nie zaprzestaniemy naszych bezrozumnych działań. Ale wróćmy do Słońca i przebiegunowania:      



Glatzmaier we współpracy z Paulem Robertsem z UCLA wykonali model numeryczny elektromagnetyzmu płynnego jądra Ziemi. Rezultatem było pole magnetyczne przełączające kierunek co 40.000 lat, w okresach przełączania pole nie zanikało całkowicie, ale traciło swój dipolowy charakter. W okresie zaniku pole magnetyczne posiada różne kierunki.



To oznacza, że możemy w jednym czasie mieć kilka czy nawet kilkanaście biegunów magnetycznych Ziemi. Obawiam się, że poza pięknymi zorzami polarnymi nad Mt. Kibo, Mt. Everestem, Florydą i Karaibami oraz Mt. Cotopaxi i wyspami Oceanii nie będzie nic specjalnego do oglądania… Biura podróży mogą na tym zyskać, bowiem widok zorzy polarnej nad hawajskimi palmami będzie wart obejrzenia!



Według szeroko przyjętej teorii, która jest podparta symulacją komputerową, w przypadku czasowego zaniknięcia pola magnetycznego Ziemi, uderzający w jonosferę wiatr słoneczny wraz z ruchem obrotowym Ziemi wzbudzi w jonosferze pole magnetyczne, chroniące częściowo Ziemię przed dopływem do jej powierzchni promieniowania jonizującego. Zjawisko takie odkryto na Wenus nie posiadającej własnego pola magnetycznego.



No i gdzie będą te straszliwe wiązki promieniowania kosmicznego wypalającego do cna powierzchnię Ziemi?

 

Zanik pola magnetycznego dopuści do atmosfery cząstki zjonizowane wiatru słonecznego, atmosfera znacznie zmieni swe właściwości w rozchodzeniu się w niej fal radiowych, stanie się silnie zależna od burz słonecznych, zakłóceniu ulegnie działanie wielu urządzeń łączności.



Przejdziemy na łączność światłowodową, która nie ulega wpływom EM. Renesans przeżyje także normalna poczta. A radio i TV przejdzie na jakiś czas kablówkę. To wszystko da się obejść.   



Według niektórych opinii czasowe zaniknięcie pola magnetycznego w czasie zmiany polaryzacji biegunów może spowodować znaczny wzrost ilości bardzo szkodliwego promieniowania kosmicznego docierającego na powierzchnię Ziemi. Nie ma jednak żadnych nieodpartych naukowych dowodów na to, że odwrócenie pola magnetycznego miałoby prowadzić do jakiejkolwiek katastrofy ekologicznej czy wymierania organizmów żywych. Zarówno Homo erectus jak i jego przodkowie przeżyli kilka podobnych katastrof.



No właśnie – to jest ten najważniejszy argument. NIE MA dowodów kopalnych na to, że przebiegunowania oraz zwiększona aktywność słoneczna miały wpływ na masowe wymierania istot żywych na naszej planecie. Jeżeli mamy się czego obawiać, to tego, o czym już wielokrotnie pisałem, i przypomnę tu po raz któryś:

1.      Super trzęsienie ziemi w Apallachach i Uskoku św. Andrzeja, które może zmienić konfigurację wybrzeży Ameryki Północnej i może się zdarzyć w każdej chwili;

2.    Supertsunami, które może powstać w wyniku osunięcia się do Oceanu Atlantyckiego części wyspy La Palma de Canaria;

3.    Spadek asteroidy lub/i komety na powierzchnię Ziemi, czyli ukochany temat Hollywoodu – kosmiczna megakatastrofa…

4.    Uderzenie strumienia promieniowania gamma (γ) powstałego wskutek wybuchu gwiazdy Super- czy Hipernowej w odległości do 8000 ly od Układu Słonecznego. Ziemia już raz coś takiego przeszła w Ordowiku – to zagrożenie jest realne i nadejdzie bez ostrzeżenia;

5.     Erupcja superwulkanów – dwa najgroźniejsze z nich to superwulkan Yellowstone, którego wybuch może nastąpić w każdej chwili oraz geograficznie bliski nam superwulkan Campi Flegrei (Golfo di Pouzzoli) we Włoszech, którego erupcja zasypałaby Europę, część Afryki i Azji grubą na wiele metrów warstwą toksycznej tefry. 



Na tle tych kataklizmów przebiegunowanie jawi się, jako niewiele znaczący epizod – ot, jeden z wielu tego rodzaju w dziejach Ziemi. Ten pogląd podziela wielu trzeźwo myślących naukowców i badaczy. Oczywiście trzeba go obserwować i być przygotowanym na wszelkie ewentualności, bo zjawisko – jak napisałem powyżej – jest jeszcze NIEZNANE, ale to wcale nie oznacza, że musi być NIEBEZPIECZNE. Ale – jak już tu powiedziałem – strzeżonego Pan Bóg strzeże i lepiej zapobiegać, niż leczyć…