niedziela, 9 grudnia 2012

Antarktyda – kolebka cywilizacji?


Antarktyda bez pokrywy lodowej (Internet)


Wadim K. Ilin

Według konwencji z 1961 roku, Antarktyda nie należy do żadnego państwa. Na tym kontynencie prowadzi się tylko działalność naukową. W dniu dzisiejszym działa tam ponad 45 całorocznych stacji naukowych.

W artykule pt. „Topografowie przedpotopowego świata” zamieszczonym w „Tajny XX wieka” nr 25/2012, mówiło się o m.in. o średniowiecznych (!) mapach Antarktydy, która została odkryta dopiero w styczniu 1820 przez żeglarzy z rosyjskiej ekspedycji Bellinghausena – Łazariewa. A teraz przedłużymy rozmowę na ten temat.

Kiedy Antarktyda pokazała swą twarz?

Na niektórych ze wspomnianych map Szósty Kontynent pokazuje się częściowo lub nawet całkowicie wolnym od lodu. Twórcy tych map twierdzą przy tym, że opracowując je korzystali z jeszcze starszych źródeł. A przecież odkryć kontury lądu skrytego pod antarktycznymi lodami udało się dopiero w XX wieku za pomocą specjalistycznej aparatury i techniki teledetekcji satelitarnej. No i co? I to, że okazało się iż kontury kontynentu są identyczne z tymi, jakie widzimy na starych mapach, które wyrysowali dawni kartografowie! Według słów uczonych, częściowo wolna od lodów Antarktyda była około 6000 lat temu, a całkiem wolna – bez mała 15.000 lat temu.

Kto zajmował się geodezja i kartografią w tych czasach, kiedy na Ziemi, sądząc po współczesnych ocenach, nie istniała żadna cywilizacja?

Hipoteza włoskiego admirała

W 1974 roku, we Włoszech pojawiła się książka „Cywilizacja pod lodami” admirała w stanie spoczynku Flavio Barberi’ego. Na podstawie danych archeologicznych, starych dokumentów, podań, mitów, tradycji dawnych narodów, a także wiedzy o ich naukowych i technicznych osiągnięciach autor doszedł do paradoksalnych wniosków.

Doszedł on mianowicie do tego, że wszystkie ziemskie cywilizacje powstały praktycznie w jednym czasie w różnych częściach na kuli ziemskiej: w Mezoameryce i Ameryce Południowej, w Mezopotamii, Centralnej Afryce, Wschodnich Chinach, Azji Południowo-Wschodniej i co najciekawsze – pomiędzy nimi nie było żadnej łączności czy bezpośredniej styczności. Naprasza się nam wniosek, że w dalekiej Przeszłości istniała jakaś wielka Supercywilizacja, która stała się źródłem pochodzenia wszystkich innych kultur na Ziemi.

A zatem, gdzie taka cywilizacja mogła powstać?

Klimat Ziemi w epoce Plejstocenu

Wiadomo, że w okresie pomiędzy 50 a 12 tys. lat temu lodowiec o grubości 3 km pokrywał północny-wschód Ameryki Północnej aż do Wielkich Równin na zachodzie i do dzisiejszego Nowego Jorku (40°43’ N – przyp. tłum.) na wschodzie. Zaś w Europie pokrywa lodowa sięgała szerokości geograficznej Londynu i Berlina (51 - 52°N – przyp. tłum.) a do tego poziom wód Wszechoceanu był niższy o prawie 100 metrów od dzisiejszego.

Uważa się, że powstanie takiej grubości czasz lodowych było następstwem globalnego ochłodzenia na Ziemi. W geologii ten okres nazywany jest Plejstocenem. W tym czasie cała powierzchnia Syberii wraz z wybrzeżami Północnego Oceanu Lodowatego i Alaską była wolna od lodów, a zamieszkiwały ją różne gatunki zwierząt – mamuty, reny, renifery, nosorożce włochate, niedźwiedzie jaskiniowe i wiele innych. To oznacza, że klimat Syberii był dostatecznie łagodnym. W tym samym czasie na półkuli południowej gromadziły się lodowce, ale za to na znacznej części Antarktydy przylegającej do Atlantyku lody zniknęły i klimat jej był umiarkowanym. Wyjaśnić to można tylko w ten sposób, że w tym czasie oś obrotu Ziemi była nachylona pod mniejszym kątem do płaszczyzny równika i bieguny geograficzne zajmowały inne położenie. (Biegun Północny znajdował się na Grenlandii, zaś Biegun Południowy na Oceanie Indyjskim u wybrzeży Australii – dop. tłum.)

Pierwsi mieszkańcy Ameryki Południowej

Przy takiej dyslokacji Biegunów stałe prądy powietrzne – passaty – wiały na półkuli południowej w stronę Ameryki Południowej. Do tego powinien powstać prąd morski, który szedł od południowo-wschodniego wybrzeża Azji przez Ocean Indyjski, omijał Afrykę Południową i dosięgał Ameryki Południowej, wchodził w Cieśninę Drake’a pomiędzy Ziemią Ognistą a Antarktydą i poruszał się wzdłuż jej zachodniego brzegu i rozpływał się w Oceanie Spokojnym. Prąd ten płynął w kierunku Antarktydy i grzechem byłoby nie posłużyć się nim. Narody epoki Paleolitu zamieszkujące w rejonie Indonezji, już 50.000 lat temu mogły już mieć prymitywne statki. W tym czasie nastąpiło zasiedlenie bliskiej Australii.  Badania ludzkich czaszek, których wiek nie przekraczał 12.000 lat znalezionych w Ameryce Południowej wykazały, że pierwotni mieszkańcy tego regionu należeli do tej grupy etnicznej, co australijscy Aborygeni. A takie znaleziska obalają teorię o zasiedleniu kontynentu amerykańskiego przez Cieśninę Beringa (hipoteza Beringidy – przyp. tłum.) znajdującej się pomiędzy Czukotką a Alaską.

Pogrzebane pod lodem, uniesione do morza

W ciągu tych 40.000 lat, które minęły od pierwszego zwodowania pierwszych statków i do końca Plejstocenu, grupy ludzi z azjatyckich i południowoamerykańskich wybrzeży, a także z południowych Indii i południowej Afryki mogli pojawić się u wybrzeży Antarktydy. To było możliwe pod warunkiem, że wpadali oni w bieg tego już tu wspomnianego równikowego prądu oceanicznego. W sprzyjającym klimacie ludzie ci zajęli się rozwijaniem kultur, których ziarna przywieźli ze sobą. W ślad za tym zaczęły pojawiać się nowe narzędzia pracy i nowe typy osiedli, zrobiono pierwsze kroki w postępie technicznym ludzkiej cywilizacji. A kiedy mieszkańcy Antarktydy nauczyli się budować prawdziwe oceaniczne statki, to zaczęły się rejsy do innych kontynentów. Jest oczywistym, że rezultatem tego stało się powstawanie przybrzeżnych kolonii, w Ameryce Południowej, która znajdowała się najbliżej. Ten proces mógł pozostawić jakieś ślady, ale problem polega na tym, ze poziom Wszechoceanu był wtedy niższy od obecnego o 130 m, i dlatego trzeba by było ich szukać w głębinach. Jeżeli zaś idzie o osiedla i miasta na Antarktydzie, to są one pogrzebane pod lodowym pancerzem, który skuł Szósty Kontynent, i uniesione przez lodowiec w morze, wszak zaczynając od końca Plejstocenu zalodzenie objęło stopniowo cały kontynent. Przyczyną stała się globalna katastrofa.

Asteroida trafiła w Ziemię

Jakieś 12.500 lat temu w Ziemię trafił duży asteroid (lub kometa), wskutek czego zmieniła się konfiguracja biegunów geograficznych naszej planety. Potwierdzają to częściowo znaleziska na północy Syberii ciała zamarzniętych mamutów (Elaphas primigenius), w żołądkach których zachował się pokarm, którymi się żywiły. One wszystkie zginęły natychmiastową śmiercią wskutek nagłego i ostrego ochłodzenia. Natomiast wieczna marzłoć następowała na te ziemie powoli, stopniowo przez tysiąc lat.

Wedle poglądów Alexandra Tollmana z Wiedeńskiego Uniwersytetu i Victora Klabe z Oksfordzkiego Uniwersytetu, kataklizm ten miał miejsce pomiędzy 10.000 a 9600 rokiem p.n.e., kiedy to na Ziemię spadły odłamki ogromnej komety.

Na Antarktydzie, która zajmowała centralne położenie w ziemskiej masie oceanicznej poziom wody powinien podnieść się tak wysoko, że jej wszystkie miasta znalazły się pod wodą. Jeżeli ktośkolwiek pozostał po tym przy życiu, to zginął wskutek śnieżyc trwających kilka miesięcy non-stop.

Czy to jest Atlantyda?

Uratowali się jedynie ci, którzy znajdowali się w tym czasie na morzu. Część z tych żeglarzy wylądowała w Ameryce Pd., Afryce i Azji. Tam oni zmieszali się, zasymilowali z ocalałymi po kataklizmie mieszkańcami tamtych kontynentów, dając podwaliny pod powstanie kolejnych narodów, nacji i plemion. Przy okazji nauczyli oni tych ludzi wszystkiego, co sami umieli w swej zaginionej ojczyźnie.

Tak więc globalna katastrofa i wywołany przez nią „potop wszechświatowy” spowodowała rozprzestrzenienie się tej cywilizacji, która początkowo rozwinęła się na Szóstym Kontynencie. Jednocześnie rozpoczął się proces zakładania przyczółków ludzkiej cywilizacji w różnych miejscach na kuli ziemskiej.

Uczeni mężowie nie są w stanie wyjaśnić, dlaczego schodkowa piramida egipskiego faraona Dżosera rządzącego w XXVIII wieku p.n.e. jest tak podobna do zikkuratów zbudowanych przez Sumerów w tychże latach w antycznej Mezopotamii. I dlaczego piramidy cywilizacji Azteków i Inków – pierwszych cywilizacji powstałych na terytorium kontynentu amerykańskiego – wyglądają jak stylizowane kopie wyżej wspomnianych budowli?

Najwidoczniej ten fakt historyczny wraz z zagadkowymi mapami dawnej Antarktydy, mitami o Potopie Światowym, o bogach – nauczycielach Ludzkości, mogą służyć jako argumenty za hipotezą Flavio Barberi’ego. Jej prawdopodobieństwo potwierdza także i to, po 20 latach po nim, w 1995 roku zupełnie podobne idee zaczął głosić amerykański badacz Graham Hancock w swej książce „Ślady bogów” oraz team kanadyjskich uczonych Randy & Rose Flem-Ath w pracy „Koniec Atlantydy”.

Moje 3 grosze

Hipoteza, którą przedstawił Vadim Ilin jest bardzo ciekawa, bo stawia kwestie istnienia wysoko rozwiniętej cywilizacji w całkiem nowym świetle. I właśnie kto wie, czy nie ma racji bytu hipoteza głosząca, że pierwszą rozwiniętą cywilizacja była ta, która znajdowała się na Antarktydzie i potem dopiero zasiedliła ona wyspę Atlantydę, którą wypchnął z dna oceanicznego pióropusz gorąca…

Sama Atlantyda zapadła się wskutek erupcji superwulkanu, który utworzył się pod jej powierzchnią, a której wyzwalaczem był impakt ciała kosmicznego o średnicy 1-5 km (tzw. Planetoida A Otto Mucka) – albo zapadła się na dno oceanu wskutek zniknięcia bądź przesunięcia się strumienia gorącej magmy tworzącej „hot spot”. Podobna sytuacja ma miejsce na dzisiejszej Islandii, Kanarach, Galapagos czy Hawajach, które literalnie stoją na gorących kolumnach magmy…

Osobiście jestem zdania, że wyspa Atlantyda zapadła się pod wodę wskutek supererupcji, jednakże miała ona miejsce pod wodą i dlatego pozostawiła niewiele śladów poza – jak pisał któryś z kosmografów czy nawet sam Aristokles Ateńczyk – ogromną ilością mułu i pumeksu, który dostarczyła wyspa zapadając się na dno… To pasuje właśnie do supererupcji, po której wyspa zapadła się na dno Atlantyku.

Planetoidy i planety karłowate w porównaniu z Ziemią (Internet)


Czy trafienie Ziemi przez asteroidę mogło zmienić nachylenie jej osi obrotu do płaszczyzny ekliptyki? Obawiam się, że nie i to z bardzo prostego powodu – a mianowicie: Masa Ziemi wynosi ok. 6 x 10^21 ton. To jest ogromna bezwładność. Masa największej planetoidy – czy jak kto woli planety karłowatej z Pasa Asteroidów – 1 Ceres wynosi zaledwie 9 x 10^17 ton. Masa asteroidy Chicxulub, która wykończyła świat dinozaurów na granicy K/Pg mogła wynosić 10^12 ton, zaś energia jej impaktu szacowana jest na 4 x 10^23 J albo 100 Tt TNT. Masa hipotetycznej Planetoidy A, która posłała na dno Atlantydę mogła wynosić 1-5 bilionów ton, i nie więcej. Ale wszystko to jest za mało, by spowodować odchylenie się osi obrotu Ziemi aż o 23,5°. Poza tym coś takiego byłoby straszliwym kataklizmem, który dotknąłby przede wszystkim Wszechocean naszej planety, który – zważywszy bezwładność zawartej w nim wody – literalnie wystąpiłby z brzegów i zalał kontynenty. Nastąpiłby Potop Generalny, po którym na świecie nie przetrwałyby żadne żywe istoty. Podobnie byłoby z atmosferą, która też ma swoją bezwładność i uderzyłaby w powierzchnię Ziemi straszliwymi huraganami… Nie ma śladów po tak straszliwym kataklizmie, więc jego zasięg nie był ogólnoświatowy, ale lokalny. I to się zgadza z wynikami badań. Ale to tak na marginesie.

To, że ta hipotetyczna Protocywilizacja istniała widać także z badań prof. dr Benona Zbigniewa Szałka, który badając języki wielu narodów, pisma i m.in. dysk z Phaistos doszedł do wniosku, że kiedyś na Ziemi panował jeden język i jedno pismo. NB, wzmianki o tym spotykamy także w Biblii, w Księdze Rodzaju:

Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. I mówili jeden do drugiego: "Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu". A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: "Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi". A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: "Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!" W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi (Biblia Tysiąclecia, Rdz 11,1-9)

Jaki stąd wniosek? Oczywisty: Bóg czy bogowie, bali się ludzi i twórczej mocy ich intelektu… A to oznacza, że nie byli wszechmocni i wszechwiedzący! 

Tak czy inaczej, można pokusić się o spróbowanie poszukania śladów tej Protocywilizacji na Szóstym Kontynencie. Wprawdzie lodowy pancerz Antarktydy płynie z prędkością ok. 200 m/rok – co szczególnie dotyczy tzw. strumieni lodowych, to jednak są miejsca, w których przepływ lodowców jest wolniejszy i istnieje szansa, że na ich dnie znajdują się jakieś artefakty po tych ludziach. Szanse minimalne, ale istnieją. Mam nadzieję, że nie będą to takie ślady, jak w horrorach w rodzaju „Coś” (1982  prequel 2011) czy „Obcy kontra Predator” (2004)…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 29/2012, ss24-25
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©