piątek, 14 grudnia 2012

Cmentarze Pozaziemian (2)


UFO nad Tybetem - widok wcale nierzadki!


Mumie, mity i loty kosmiczne

Artykuł Igora Wołozniewa jest kolejną poszlaką z długiego łańcucha poszlak potwierdzających hipotezę o dawnych odwiedzinach naszej planety przez Istoty z Kosmosu. Tym razem mamy do czynienia także z artefaktami, a zatem rzecz jest niemal pewna, a fakt ich zniknięcia oznacza, ze ktoś się nimi zainteresował. I to na serio. A tak à propos dysków, to czy nie przypominają one dysku z Phaistos? Czyżby kolejny dowód na to, że kiedyś na Ziemi panowała jedna kultura posługująca się jednym językiem, jednym pismem i… jednym sposobem jego zapisu? Oczywiście powstało to wszystko pod wpływem Istot z Kosmosu. Ale czy na pewno? Wcale nie jest powiedziane – mimo sugestii – że wszystkie te Istoty pochodzą z układu Syriusza A, B i hipotetycznego Syriusza C. Dogoni z Mali i jeszcze inne afrykańskie plemiona także przyznają się do syriuszowego pochodzenia, a mimo tego są ludźmi. A zatem?

Dysk z Phaistos - późny odpowiednik płyt z gór Bajan-Kara-Uła?

A zatem mamy do czynienia nie z Obcymi, ale z ludźmi. Takimi z krwi i kości, ale… - pochodzącymi z Układu Syriusza. Skąd się tam znaleźli? Odpowiedź jest prosta – z Ziemi. Zakładając, że kiedyś była na Ziemi Atlantyda (lub cywilizacja jeszcze starsza od niej dla uproszczenia nazwaną Atlantyką), która osiągnęła postęp techniczny wystarczający do wysłania w Kosmos wypraw międzygwiezdnych. Oczywiście ich statki kosmiczne nie latały z prędkościami v ≥ c, bo to jest po prostu niemożliwe i wynika z Ogólnej i Szczególnej Teorii Względności. Trzeba było tam polecieć i trzeba było jakoś obejść wszystkie prawa fizyki zakazujące podróży kosmicznych z v = c. A skoro nie da się zmienić praw fizyki, to trzeba zmienić… siebie?

I chyba ludzie postąpili właśnie w ten sposób. Postanowili przystosować się do podróży kosmicznych z prędkościami nierelatywistycznymi. I tu przechodzimy do sprawy mumii…

Ciała zmarłych mumifikowano, by je zachować do innego życia – w zamyśle pozagrobowego, a faktycznie być może – pozaglobowego? W Atlantyce czy na Atlantydzie przeprowadzano specjalne operacje, których celem było wyprawienie ludzi w Kosmos. Jak to robiono, możemy się tylko domyślać.

Oczywiście kluczem do lotów kosmicznych ludzi jest… śmierć. Oczywiście człowieka nie zabijano, ale znieczulano po to, by następnie go zamrozić na kilka tysięcy nawet lat i w takim stanie wyprawić w gwiazdy. Dlatego właśnie jego ciało zabezpieczano owijając w aseptyczne bandaże i zamrażano w ciekłym azocie. To znaczy schładzano w jakimś kontenerze do -195,8°C czyli 77,35 K ale tak, by krystalizująca się woda nie rozerwała błon komórkowych ciała człowieka. Potem – po kilkuset latach lotu – człowieka odmrażano i przywracano do życia. Tak przynajmniej czytamy w powieściach sci-fi.

Jest jeszcze jedna, bardziej makabryczna wersja tej procedury. Człowieka usypiano i… - i postępowano tak, jak robili to ze swoimi zmarłymi starożytni Egipcjanie, a mianowicie: otwierano jego ciało i wyjmowano niektóre organy do osobnych kriostatów i zamrażano. Znamy to – prawda? Wokół egipskich mumii znajdowały się naczynia – kanopy lub kanopsy – w których znajdowały się organy zabalsamowanego człowieka. W czasie rewitalizacji dokonywano odwrotnej procedury: najpierw ożywiano zewłok, a potem „wmontowywano” weń poszczególne organy, by w końcu reanimować astronautę. Potem tylko rekonwalescencja i readaptacja, która trwała jakiś czas, by astronauci byli w stanie lądować na innych planetach. Czasu na to było bardzo dużo! Podróż z Ziemi na planety Tolimana (czyli Alfy Centaura) z v = 50 km/s trwa 19.600 lat. A przecież to tylko 4,26 (do Proximy czyli α Cen C) i 4,34 ly (do α Cen A i B). Lot do Syriusza A – znajdującego się w odległości aż 8,6 ly – trwałby 39.200 lat czyli dwukrotnie dłużej!      

Tak zatem lot kosmiczny mógł trwać dowolnie długo, bo organizmy przebywające w stanie śmierci nie starzały się. Czego wymagały takie podróże? Przede wszystkim trzech rzeczy:
v Przystosowania organizmu do takich drastycznych zabiegów medycznych na drodze inżynierii genetycznej;
v Wiedzy potrzebnej do dokonywania tak precyzyjnych i skomplikowanych operacji, lotów kosmicznych, inżynierii genetycznej, itd. itp.;
v Niezawodnych automatów, które mogłyby dokonywać tych operacji, prowadzić przez tysiące lat statki kosmiczne i przeprowadzać wszelkie niezbędne przedsięwzięcia mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa ludziom i sobie – zgodnie z trzema Prawami Robotyki.

To musiano zrobić, by myśleć na serio o gwiazdach.

I to wyjaśniałoby wszystkie dziwne rzeczy i anomalie, z którymi napotykamy się co chwilę studiując historię starożytną. Któraś z antycznych cywilizacji wysłała już kiedyś ekspedycje do Syriusza, które tam doleciały i być może nawet założyły kolonię (o ile była tam jakaś egzoplaneta). Część z tych ludzi zdecydowała się na powrót na Ziemię i wróciła. Resztę znamy z przekazów dogońskich i dropowskich…

To, co tutaj napisałem jest tylko hipotezą i trudno ją będzie zweryfikować. Wiedza o tych osiągnięciach naukowych przetrwała do dnia dzisiejszego w postaci przekazów, mitów, religii… Ich analiza pod kątem naukowym mogłaby przynieść Ludzkości wiele korzyści i ponownie otworzyć drogę pomiędzy gwiazdy, szczególnie kiedy okazuje się, że w Kosmosie roi się od planet, a życie ze swymi możliwościami adaptacyjnymi potrafi wcisnąć się w każdą niszę i odrodzić się z jeszcze większą chęcią… no do życia właśnie!

Ale to jest już inna ballada…  
                    

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 25/2012, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©