piątek, 10 maja 2013

BOLID SKANDYNAWSKI I LODOWE KULE




Na północy, przy Zwrotniku Raka
Pojawi się kometa
Słuchajcie: Susa, Siena, Beocja, Erytrea
Umrze wielki z Rzymu, noc już nie istnieje
Nostradamus, Cen. VI,6

Łowcy sensacji i wszelkich innych dziwnych historii na przełomie lat 1999/2000 znajdowali się w stanie „podwyższonej gotowości bojowej”, a wszystko za sprawa informacji napływających z mediów.

Wszystko zaczęło się od sensacyjnego doniesienia o przelocie czegoś, co nazwano Bolidem Skandynawskim, a stało się to wieczorem, 20.XII.1999 roku. Ów bolid zaobserwowano zrazu nad Narwikiem, Norwegia, jak leciał w kierunku S-SW z prędkością ok. 1,11 km/s, tak że po pół godzinie zaobserwowano go w szwedzkim Malmö i Kopenhagą (CPH) w Danii, jak poleciał w kierunku Kanału La Manche, gdzie widziano go po upływie kolejnych 30 minut. Tym razem leciał na SW-W, a zatem musiał on wykonać skręt o 45° na W gdzieś nad Kopenhagą!

Od razu skontaktowałem się telefonicznie z red. Andrzejem Zalewskim z Eko-Radio PR-1, od którego uzyskałem dalsze informacje na ten temat. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie mógł to być żaden bolid czy meteoryt, bo żaden meteoroid nie może wykonywać skrętów w czasie lotu atmosferycznego. Żaden! Pozostały w takim razie tylko super czy hipersoniczne samoloty szpiegowskie typu Uragan czy Aurora albo… UFO. Zresztą Bolid Skandynawski ex definitio jest UFO, boż nie wiemy, czym on był naprawdę!

Skontaktowałem się także z Panem Tora Greve z UFO-Malmö , by dowiedzieć się czegoś więcej o Bolidzie Skandynawskim. Odpowiedź, jaką otrzymałem wprawiła mnie w niejakie zdumienie:
W dniu 1999-12-20: Zjawisko zaobserwowane nad południową Szwecją i Danią było albo bolidem z roju Geminidów, albo stopniem satelity amerykańskiego wystrzelonego z Vandenberg III AFB w Kalifornii tego lata.

OK., niech i tak będzie, ale w takim razie dlaczego ów „bolid z roju Geminidów” – radiant w konstelacji Bliźniąt – RA = 112°,3 DEC = +32°,5 - leciał w cztery dni po przelocie roju (radiant promieniuje w dniach 4-16.XII z maksimum 14.XII) i na dodatek z prędkością 1,11 km/s zamiast „przepisowych” dla niego 34,4 km/s?... Trudno także przyjąć, że był to człon rakiety , bo musiałby się on już Spalic na trasie Narvik – Malmö – czyli na dystansie prawie 2000 km.

Tora Greve doniósł mi o jeszcze jednym bolidzie, który pokazał się w dniu 4.I.2000 roku – i tym razem uważa się go za meteoroid z roju Kwadrantydów… Równie dobrze mogłaby to być rakieta wystrzelona z kosmodromu w Pliesiecku k./Archangielska czy jakiegoś rosyjskiego okrętu nawodnego czy podwodnego na Morzu Barentsa, ale… to akurat jest najbardziej wątpliwe.

Skojarzyłem pojawienie się Bolidu Skandynawskiego ze zbliżającą się do nas Kometą Millenijną – o oznaczeniu C/1999 S4 (LINEAR), której peryhelium wyniesie 0,977 AU w połowie lipca 2000 roku.

[Nawiasem mówiąc sprawiła ona zawód, bowiem można ją było obserwować tylko przez przyrządy. Ja ją widziałem na tle Plejad w Byku jako niebieskawo-zielonkawą mgiełkę na granicy widzialności… - niestety. Powtórzyła się zatem historia jak ze słynną kometą Kohoutka z 1973 roku.]

Poza tą kometą ekipa Marcina Mioduszewskiego znalazła jeszcze komety: C/1999 S1 z q = 0,058 AU, a zatem niemal muskającą Słońce w peryhelium jak słynna kometa P/Ikeya-Seki; dalej – kometa Kearns-Kwee, Tempel 2, C/1999 K8 i C/1999 R1. Wszystkie one zostały odkryte jesienią 1999 roku, i któraś z nich może nam realnie zagrozić…

Zagrożenie to już daje znać o sobie, czego dowodem są spadające tu i ówdzie lodowe kule przypominające gradziny, ale o ogromnych rozmiarach i masie co najmniej 10 kg! Do dnia 2.II.2000 roku bombardowane lodem były: Belgia, Hiszpania i Włochy – nikt jak dotąd nie wie, skąd wziął się ten lód… Podejrzewam, że część towarzyszących kometom drobnych ciał niebieskich – tzw. poputczykow komiety jak nazywają je Rosjanie – to są właśnie te lodowe i lodowo-kamienne bryły, które po wtargnięciu w atmosferę Ziemi rozpadają się tworząc wysokie – do 80.000 m n.p.m. srebrzyste obłoki czy świecące obłoki (silver clouds) utworzone głównie z mikrocząstek żelaza (sic!) i niższe – do 25.000 m perłowe obłoki (pearl clouds) składające się z kometarnej pary wodnej. Takie zjawiska obserwowałem m.in. latem w 1986 i 1987 roku nad Pomorzem Szczecińskim, w czerwcowe, lipcowe i sierpniowe noce, kiedy warunki do ich obserwacji były idealne. Wtedy właśnie przelatywała przez naszą cześć Układu Słonecznego słynna kometa P/Halley!

[Zagadkę powstawania lodowych brył wyjaśniła seria eksperymentów w chłodzonych tunelach aerodynamicznych, w których zamrażano nieczystości wypuszczane ze zbiorników samolotów. Uzyskiwano w ten sposób kilkukilogramowe lodowe bryły, które odrywały się od kadłuba samolotu i spadały na pola. Jest jednak małe „ale” – co z bryłami - tzw. megakriometeorytami, które spadały z nieba, na którym nie było żadnego samolotu??? Tej zagadki nadal nie rozwiązano…]

A najgorsze jest to, że w dalszym ciągu tak naprawdę nie mamy żadnego sposobu obrony przed tymi kosmicznymi przybłędami. 




* * *

W latach 1998-2012 Hollywood zbił kupę kasy na katastroficznych produkcjach filmowych w rodzaju „Meteoryt”, „Armagedon” i innych, w których wszystkie wysiłki ludzi zmierzają do rozwalenia kosmicznego intruza – najchętniej przy pomocy całego ziemskiego arsenału jądrowego. Pomysły te są o tyle głupie, że asteroid rozpadając się na rój drobniejszych ciał i tak spadnie na Ziemię, spowoduje zanieczyszczenie pyłem kosmicznym atmosfery naszej planety i na dodatek radioaktywne skażenie „gorącymi” pozostałościami po eksplozji kilkuset głowic nuklearnych. Tego żaden reżyser nie brał pod uwagę…

Ekologicznych skutków rozwalenia asteroidy na drobny mak nie biorą pod uwagę nawet uczeni – a powinni. Wtargniecie takiej ilości pyłu w atmosferę tak czy owak spowoduje powstanie „zimy poimpaktowej”, która może się przekształcić w kolejne zlodowacenie. Dlatego ten właśnie wariant jest najgorszy z możliwych. Jedynym sensownym posunięciem z naszej strony powinno być zepchnięcie asteroidy na inną orbitę, która nam nie zagraża, a im szybciej opracujemy technologię takiego przedsięwzięcia i będziemy na niego mieli środki, tym lepiej dla nas. Nie zapominajmy, że aktualnie może w nas trafić asteroida 99942 Apophis i to w latach 1026 i 1036. Wprawdzie uczeni uspokajają, że prawdopodobieństwo trafienia jest małe, że niemal bliskie zeru, ale wyższe od zera, a więc może się zdarzyć… Energia impaktu Apophisa była wyliczona na ~0,51 Tt, co jednak nie spowoduje większych zmian na Ziemi – rzecz jasne poza strefą impaktu i terenach do niej przyległych.