piątek, 22 listopada 2013

TAJEMNICA GENERAŁA KALISKIEGO

 

Kilka lat temu TVN w swym sensacyjnym cyklu „Nie do wiary” przedstawiła jedną z najciekawszych postaci PRL, która mogła mieć kolosalny wpływ na dalsze dzieje Ludzkości i przebieg Zimnej Wojny. Postacią tą był gen. dyw. prof. dr hab. Sylwester Kaliski - były komendant Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Redaktorzy tego programu wyskoczyli z sensacyjną tezą głoszącą, że uczony ten został zaangażowany przez ówczesnego I sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysza Edwarda Gierka do stworzenia polskiej bomby wodorowej i wprowadzenia tym samym Polski do ekskluzywnego „klubu atomowego” atomowych mocarstw: ZSRR, USA, Chin, Francji i Wielkiej Brytanii.


Uczony i generał.


Kim był generał Sylwester Kaliski? Encyklopedie podają zwykle garść skondensowanych faktów:
 Sylwester Kaliski - [1925-1978], specjalista w zakresie fizyki, techniki; generał; profesor Wojskowej Akademii Technicznej, (od 1967 jej komendant), członek PAN, minister nauki, szkolnictwa wyższego i techniki; prace z [zakresu] mechaniki, akustyki, teorii pól sprzężonych, inicjator polskich badań nad mikrosyntezą jądrową.
Tyle encyklopedie.

Patrząc na to wszystko z boku zdumiewają dwie rzeczy: po pierwsze - niesamowita pracowitość tego człowieka, rozległość jego zainteresowań, bo oprócz spraw zawodowych zajmował się także sprawami stricte administracyjnymi i stricte naukowymi; po drugie - człowiek ten skupiał w ręku ogromną władzę, co wynika z jego tutaj przytoczonego CV.

Zginął on w niewyjaśnionym do dziś dnia wypadku samochodowym. Niektórzy w jego śmierci dopatrują się działania osób trzecich - innymi słowy mówiąc - zamachu... Wszyscy łowcy sensacji widzą w tym udaną próbę wyeliminowania znakomitego uczonego, wojskowego i polityka z walki o władzę, co niektórzy odebrali jako wyraz tarć i napięć w łonie Komitetu Centralnego PZPR. Inni widzą w tym interwencję służb specjalnych Związku Radzieckiego czy Ameryki.

Prawdą jest to, że gen. Kaliski był jednym z najwybitniejszych polskich uczonych XX wieku, co doceniali Rosjanie i Amerykanie, i kto wie, do czego by doszedł, gdyby nie tragiczny wypadek samochodowy, który przerwał jego życie w najciekawszym miejscu...


Bomba wodorowa dla tow. Gierka?


Jak już tu powiedziałem, redaktorzy z TVN „Nie do wiary” imputują gen. Kaliskiemu to, że został on zaangażowany do wyprodukowania polskiej broni termojądrowej. Brzmiało to prawdopodobnie - boż znając megalomanię Gierka i jego chęć do pokazania Polski jako mocarstwa - czemu bez reszty służyła „propaganda sukcesu” lat 70., a która załamała się w 1980 roku na Wybrzeżu - można by to przyjąć za pewnik. Ze względów propagandowych byłoby to kolejnym sukcesem naszego kraju na drodze do wybudowania komunistycznego społeczeństwa ludzi wolnych i równych - jak eufemistycznie i bombastycznie napisałaby zapewne „Trybuna Ludu”...

Ale nie. To akurat byłoby niemożliwe, a to ze względu na to, że na coś takiego - posiadanie broni termojądrowej przez kraj satelicki, a zatem złamanie monopolu na nią zastrzeżonego tylko i wyłącznie dla Związku Radzieckiego - nie mogło wchodzić w grę! To akurat byłoby całkowicie niemożliwe, a to dlatego, że uniezależniałoby Polskę pod względem militarnym od Wielkiego Brata zza wschodniej granicy! A na to ówczesny gensek Leonid I. Breżniew w życiu by nie pozwolił. I każdy jego następca też.

I właśnie z tego względu ów nieszczęsny program TVN był czystym przelewanie z pustego w próżne... Gierek zbyt uzależnił gospodarkę i obronność PRL od ZSRR, by można ją było oderwać nawet przy pomocy bomby wodorowej. Tu była potrzebna polityka i wola ludu. Dlatego też powstanie Solidarności umożliwiło powolne oddzielanie PRL od ZSRR i RWPG, oczywiście za amerykańskie pieniądze hojną ręką sypane przez CIA.




A może... kosmolot?


Nie zapominajmy, że okres lat 70. to tryumfy amerykańskiej kosmonautyki, objawiające się m.in. lądowaniami Amerykanów na Księżycu. Te loty księżycowe uwypukliły nam dobitnie słabość konstrukcyjną rakiet na paliwo chemiczne. Ogromna dysproporcja masy startowej do payloadu, który można było wyrzucić w Kosmos powodowała, że na programy kosmiczne łożono ogromne pieniądze. Poza tym rakiety na paliwo chemiczne były jednorazowego użytku i za każdym razem trzeba było budować kolejną rakietę - ogromną i kosztowną. Sytuacja zmieniła się trochę na lepsze w momencie wprowadzenia przez Amerykanów do służby wahadłowców, które posiadają wszystkie elementy zwrotne i można je wykorzystywać wielokrotnie.

Ale to jeszcze nie było to. Wahadłowce mogą wylatywać tylko na LEO, natomiast dalej już niestety - nie. Trzeba było albo wynaleźć sposób na wzmocnienie - energetyczne „doładowanie” napędu chemicznego, albo... wynaleźć inny rodzaj napędu. Tym innym rodzajem napędu był napęd jądrowy.

Idea wykorzystania napędu jądrowego zakłada wytworzenie plazmy poprzez kontrolowaną reakcję syntezy wodorowo-helowej, która to reakcja jest najbardziej wydajną energetycznie znaną reakcją jądrową. Taka reakcja przebiega na Słońcu i innych gwiazdach. Taką reakcję wykorzystuje się w bombach wodorowych. Tym razem można by jej użyć w służbie człowieka. Obliczono bowiem, że kosmolot napędzany plazmą z takiej reakcji byłby w stanie rozwinąć prędkości rzędu od 1.000 km/s i to w Układzie Słonecznym! Odkrycie takie otworzyłoby nam właściwie dostęp do wszystkich planet Układu Słonecznego...

Podejrzewam i nie jestem w tym odosobniony, że generał Sylwester Kaliski pracował właśnie nad takim napędem!!!


Poligon i marzenia


A dlaczegóżby nie?

W książkach polskich autorów science-fiction z lat 50. ubiegłego wieku - a dokładniej Stanisława Lema -„Astronauci”, „Obłok Magellana”, Krzyszofa Borunia i Andrzeja Trepki  - „Proxima”, „Zagubiona przyszłość” i „Kosmiczni bracia”, występują opisy napędu plazmowego i fotonowego do tamecznych rakiet kosmicznych. Opisy te są czasami niemal drobiazgowe, jakby autorzy chcieli dać konstruktorom wskazówkę: zróbcie tak a tak, i wtedy powinno się udać wysłać rakietę w Kosmos z prędkością kilku tysięcy kilometrów na sekundę... I kto wie - niestety gen. Kaliski już nie żyje, by dać nam odpowiedź na to - czy nie myślał on właśnie nad zastosowaniem tych rozwiązań na skalę - rzekłbym - przemysłową???...

Nie bez kozery trzeba tutaj przypomnieć, że w latach 70. Rosjanie zamknęli nasz poligon rakietowy w Łebie. Dlaczego? Otóż dlatego, że okazało się, iż polskie konstrukcje rakietowe są o całą klasę lepsze, wydajniejsze i w ogóle optymalniejsze od radzieckich. A że ZSRR chciał za wszelką cenę utrzymać pozycję monopolisty i nie znosił konkurencji jakichś tam Polaków, więc sprawie ukręcono łeb, zamknięto poligon i zamrożono polskie prace nad rakietami na czas nieokreślony.

Tymczasem generał Kaliski - jak widać to z jego CV - zaczął skupiać w swym ręku ogromną władzę: był komendantem WAT, ministrem techniki i szkolnictwa wyższego, generałem LWP i członkiem PAN. To dawało mu nieograniczone możliwości prowadzenia badań nad mikrosyntezą jądrową i co za tym idzie - silnikami plazmowymi dla kosmolotów. To także dawało mu zaplecze polityczne i finansowe. On naprawdę zamierzał zrealizować plan budowy polskiego statku kosmicznego z plazmowym silnikiem rakietowym! Ciekawy jestem, do czego by doszedł, gdyby nie ów fatalny wypadek!? Czy to w ogóle był wypadek...

Nie, nie była to robota CIA czy KGB albo GRU, bowiem wszystkie te instytucje mogły mieć informacje o tym z pierwszej ręki - być może była to robota Kogoś, komu zależało na tym, by pewne wynalazki nie pojawiały się na Ziemi zbyt wcześnie. Najprawdopodobniej wmieszała się w to ta Trzecia Siła, która sprawuje realną władzę na tej planecie, a która od czasu do czasu daje o sobie znać poprzez często niezrozumiałe a spektakularne posunięcia. A to daje nam do myślenia i niejednokrotnie dochodzimy do przekonania, że nie jesteśmy tutaj sami...


---oooOooo---


To, co pokazałem Czytelnikowi w tym artykuliku, jest zaledwie czubkiem góry lodowej problematyki rodem z „Archiwum X”. Takie archiwa istnieją naprawdę i znajdują się w rękach rządowych i prywatnych. W tych archiwach nigdy nie następuje przedawnienie, i są one niedostępne dla profanów.

Opisane przypadki budzą niepokój, bo pokazują, do jakiego stopnia można manipulować faktami w celu ich wykorzystania do celów politycznych, wojskowych czy komercyjnych. Oczywiście są także opinie różnych nawiedzonych uczonych i badaczy, którzy np. w ataku na Pentagon i WTC widzą działania Kosmitów... - co jest tylko barwnym folklorem ufologicznym, i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, która jest o wiele ciekawsza i barwniejsza, niż to się PT Autorom takich hipotez wydaje...

Jestem pewien tego, że nie jesteśmy sami na Ziemi i temu dałem swój wyraz niejednokrotnie na łamach różnych czasopism, w wywiadach radiowych i telewizyjnych oraz w Internecie. I tylko krew mnie chce zalać, kiedy pomyślę o tym, że kilku obrotnych cwaniaków potrafiło sprostytuować to NAJWIĘKSZE MARZENIE LUDZKOŚCI, jakim jest Kontakt z Obcym Rozumem, i zaprzęgło je w rydwan polityki i czyichś brudnych interesów. TO OPRACOWANIE JEST PROTESTEM PRZECIWKO TAKIM PRÓBOM. Zdecydowanie odcinam się od wszelkich prób upolityczniania ufologii - jak to miało miejsce np. w Bułgarii, gdzie istniały plany powołania do życia Bułgarskiej Partii Ufologicznej - a także mieszania do ufologii którejkolwiek z religii, wyznań czy ideologii. W ufologii nie ma na to miejsca, bo ufologia jest nauką - może niezwykłą - ale nauką, i nie ma w niej miejsca na politykę i religię czy choćby najlepsze i najświatlejsze ideologie. Niech to opracowanie będzie przestrogą dla wszystkich tych, którzy chcą się nią kiedykolwiek zajmować.


Te słowa napisałem w 2000 roku, kiedy jeszcze wierzyłem w to, że ufologia ma przed sobą jakąś przyszłość w tym kraju. Naiwnie wierzyłem, że wspólnie da się coś zrobić – i niestety myliłem się. Cóż, nie popełnia błędu tylko ten, kto nic nie robi. Wychodzi bowiem na to, że ufologię od samego początku wprzęgnięto w służbę polityki i co chwilę się o tym przekonujemy. Podobnie jak wszystkie brednie w rodzaju chemtrails czy HAARP stanowi ona dymną zasłonę dla czegoś bardzo groźnego i konkretnie wymierzonego – niestety – w ludzi, ale nie pochodzącego z Kosmosu, tylko z Ziemi. I na Ziemi należy szukać źródeł tego właśnie „czegoś”. UFO i inne sensacyjne brednie straszące nas z nagłówków medialnych to idealna „maskirowka”, która funkcjonuje już od lat, a ludziom wpaja się przekonanie, że to tylko preludium do wielkiego wydarzenia, jakim ma być ów wyczekany i wytęskniony Kontakt. Tylko że obawiam się, że żadnym – choć trochę rozumnym Kosmitom – odejdzie jakakolwiek ochota do kontaktu po obejrzeniu naszych programów TV pełnych agresji, przemocy, nienawiści i strachu. Wysyłamy codziennie miliony watów w Kosmos naszych emisji TV, które są wizytówką naszej cywilizacji. Najgorszą ze wszystkich możliwych… I nie zdziwię się, jak spełni się kiedyś genialna wizja Stanisława Lema, którą zawarł w jednym z opowiadań Ijona Tichego, który wziął udział w debacie Organizacji Planet Zjednoczonych na temat Ziemi i jej mieszkańców, którzy na forum Zgromadzenia Ogólnego OPZ zostali nazwani sztuczniakami potworniaczkami i ohydkami szalejami. No cóż – dostali w swe ręce dowody na nasze zbrodnicze szaleństwo, więc jakże mogło być inaczej…?