wtorek, 1 kwietnia 2014

Broń V - wirusy: od komputera do człowieka



Maksim Łakomskij


Na pierwszym logotypie firmy Apple był pokazany Issac Newton i jabłoń, z której spada mu na głowę jabłko. Był on za bardzo przeładowany szczegółami i w ciągu roku zmieniono go – pozostało z niego tylko jabłko…

Szkodliwe wirusy komputerowe otaczają zewsząd użytkowników PC na każdym kroku. Rozwijając technologie informatyczne, człowiek przenosi do wirtualnego świata możliwości, pozwalające mu na rzeczywisty wpływ na otaczającą nas rzeczywistość i nią manipulować. Ale co się stanie, kiedy wytworzone ludzka ręką, szkodliwe funkcje będą w stanie wyjść ze świata wirtualnego do naszego życia w realu i wywrzeć zwój wpływ na każdego człowieka? Powiecie, że to fantastyka z odległej przyszłości? W rzeczy samej, taki dzień może zdarzyć się o wiele szybciej, niż się nam wydaje.


Pierwsze niebezpieczne programy


Pierwsze odmiany wirusów komputerowych pojawiły się już w 1981 roku i były dalekie swoimi możliwościami od dzisiejszych analogów, ale miały tą samą zasadniczą właściwość: możliwość samoreplikacji – automatycznego kopiowania swego kodu, w tym także na cyfrowe nośniki, i dalszego rozprzestrzenianiu się na inne EMC, z których pierwszą ofiarą stał się komputer Apple II. I właśnie ze względu na szybkość i skuteczność „zarażenia” większej ilości komputerów te złośliwe oprogramowanie zostały nazwane wirusami – żywymi cząstkami białka porażającymi komórki żywego organizmu.

Począwszy od lat 80., ilość programów-wandali znacznie wzrosła, ich jakość też się podwyższyła wielokrotnie: pojawiły się wirusy blokujące załadowanie systemów operacyjnych, niszczące dane kompleksowo lub selektywnie, kradnące programy i same informacje, i wiele innych. Dzisiaj wirusy komputerowe mają silny wpływ na ekonomikę, stworzyły cały czarny rynek ich produkcji i używania.


Przeciwko cyberwojnom


Praktycznie każdy właściciel jakiegoś biznesu prowadzonego przez Internet może korzystać z usług programistów, żeby zabezpieczyć komputery. Wydatki na programy ochronne w krótkim czasie się zwracają. Czy można zatem mówić o prawdziwych cyberwojnach wielomilionowych korporacji i holdingów bankowych? Przez ataki hakerskie w wielkim biznesie traci się i marnuje całe miliony. A przecież wirusy komputerowe mogą mieć nie tylko cywilne, ale i wojskowe przeznaczenie.

W sierpniu bieżącego roku (2013) Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej ujawniło powołanie profilowanego oddziału specjalnego przeznaczenia, którego zadaniem będzie nie tylko zabezpieczenie bezpieczeństwa informatycznego, ale i opracowanie środków prowadzenia cyberwojny. Który dowódca nie chciałby mieć w swoim arsenale broni, która po naciśnięciu guzika likwiduje łączność pomiędzy wojskami nieprzyjaciela albo powoduje padnięcie całej wrażej elektroniki? Ale to wcale nie jest apogeum możliwości wirusowych technologii!


Diaboliczne wirusy?


Na początku XXI wieku, po globalnej Sieci hulała strasząca legenda o złośliwym programie o nazwie „666”, który zasłużył na swą diaboliczną nazwę z powodu szczególnego rozmiaru, który wynosił 666 bajtów. Clou mitu zasadzał się w tym, że wirus na każdym 25 kadrze obrazu wyświetlanego na ekranie generował wielobarwne wzory, które wpływały niewidzialnie na używających komputery. To doprowadzało u nich do tachykardii, skokowego zwiększenia ciśnienia krwi, od czego ludzie dostawali śmiertelnych wylewów krwi do mózgu czy zawału serca.

Takiego wirusa w rzeczywistości nie było, jak to później potwierdził sam autor legendy, która powstała na dzień 1 kwietnia. Jednakże na dzień dzisiejszy nie można odrzucać możliwości stworzenia złośliwego oprogramowania, które będzie w ten sposób, podprogowo, wpływać na człowieka i doprowadzać go do utraty zdrowia lub/i śmierci. I tak np. epileptycy – jak na nich mogą wpłynąć takie efekty wizualne? (Nie tak dawno doszło do skandalu związanego z wyemitowaniem przez telewizję NHK programu, po którym epileptycy masowo mieli ataki padaczki. Podobnie rzecz się miała z niektórymi grami TV i komputerowymi, które trzeba było wycofać ze sprzedaży – przyp. tłum.) Istnieje cała masa chorób neurologicznych  i niewiele mniejsza jest liczba ludzi na nie chorujących. Ale zły wpływ zarażonych komputerów może rozciągać się także na zdrowych ludzi. A już w naszych czasach w polu rażenia wirusami są nie tylko stacjonarne PC, ale rozmaite tablety, smartfony, laptopy, palmtopy i inne przenośne urządzenia informatyczne cały czas znajdujące się pod ręką swych właścicieli i użytkowników. Wystarczy, że taka śmiercionośna technologia dostanie się w ręce ludzi bez skrupułów i w mgnieniu oka stanie się ona cyfrową dżumą nowego tysiąclecia.


Zagrożenie dla ludzi


Biorąc pod uwagę wysoki rozwój badań i nauk medycznych, dzięki którym leczy się ludzi drogą wszczepiania im cybernetycznych implantów i stymulatorów w rodzaju sztucznych protez kończyn czy kardiostymulatorów, już w najbliższym czasie należy spodziewać się pojawienia się wirusów porażających bioniczne zamienniki wszczepione człowiekowi w zamian utraconych części ciała. Połączenie cybernetyki i biologii – to dostatecznie złożona sprawa, w której tajemnice dopiero zaczęliśmy wnikać, i przeciwdziałanie działaniu takiego „zarażonego” implantu na zdrowie człowieka go noszącego będzie bardzo trudne.

Doskonałym przykładem na pojawienie się podobnych wirusów może posłużyć historia Marka Hassona, brytyjskiego uczonego z Uniwersity of Reading, który w ramach eksperymentu „zainfekował” specjalny podskórny elektroniczny czip-przepustkę, dającego dostęp do uniwersyteckiego laboratorium. W rezultacie dokonanego przezeń doświadczenia, nieszkodliwy program „zainfekował” cyfrowy system zabezpieczeń i replikował się na wszystkie analogiczne urządzenia kolegów Marka, tym samym potwierdzając realność takiego zagrożenia.


Przełom w biocybernetyce


W 2011 roku wirusy komputerowe obchodziły swe 30-lecie istnienia, i znany w kręgach naukowych genetyk Craig Venter przygotował na ten czas innowacyjny „prezent”.  Utalentowany uczony „wyważył drzwi” dla kolosalnego przełomu w biocybernetyce, tworząc pierwszą w historii biosyntetyczną bakterię z możliwością samoreplikacji (w maju 2010 roku – przyp. tłum.) Dzięki temu odkryciu, Venter wcześniej znany z prac nad rozszyfrowaniem ludzkiego genomu, stał się prekursorem w zakresie syntezy sztucznego życia, dając możliwości naszej nauce na wydźwignięcie się na niespotykany dotąd poziom.

Jednakże nie patrząc już na praktyczne zastosowania, ten przełom mógłby przynieść także i opłakane skutki. Najnowsze osiągnięcia bioniki mogą lekko przywieść Ludzkość do katastrofy, jeżeli człowiek utraci nad tym wszystkim kontrolę. Jeżeli dzięki inżynierii genetycznej zaprogramujemy syntetyczne wirusy, mogące wywierać wpływ na zakażonego nimi człowieka, podarujemy terrorystom lub bezrozumnemu geniuszowi, to ci socjopaci staną się dysponentami najgorszej z możliwych wersji broni biologicznej – broni B. Najgorszej z dotychczas opracowanych.

A jak się mogą przed tym chronić zwyczajni, szeregowi obywatele? Nowymi pokoleniami wszczepianych na do organizmu antywirusów? A może wyspecjalizowanymi mózgowymi filtrami spamu? Odpowiedź na te pytania przyjdzie bardzo szybko, wszak weszliśmy w wiek fantastycznych – na pierwszy rzut oka – technologii…


Moje 3 grosze


Z tego wszystkiego najciekawszą informacją jest ta o syntezie żywych organizmów.  Bo skoro da się zsyntezować pojedyncze komórki mające możliwość samo powielania się, to oznacza, że został wykonany krok w stronę kreacji kolejnej generacji życia w Układzie Słonecznym. Dzięki temu będzie można dokonać terraformacji planet nieprzyjaznych życiu: Wenus i Marsa. A ja pójdę dalej i zapytam: czy ktoś 3,6 mld lat temu czegoś takiego nie przeprowadził na Ziemi??? Warto by było się nad tym zastanowić i poszukać dowodów w najstarszych skałach naszej planety.


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 47/2013, ss. 28-29

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©