sobota, 26 kwietnia 2014

Zaginiony samolot malezyjski (9)



Temat tajemniczego wypadku lotniczego malezyjskiego Boeinga-777 z lotu nr MH370 nie schodzi z czołówek światowych mediów. A ja dla odmiany proponuję artykuł Pana Wadima Ilina na temat innej katastrofy, która miała miejsce parę lat temu i też obfitowała w niezwykłe wypadki. Myślę, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z czymś podobnym do tragedii w Smoleńsku i w Azji…

---oooOooo---


Katastrofa lotnicza nad Überlingen


Wadim Ilin


Dnia 16.VII.1923 roku na Chodyńskim Polu samolot Junkers-13 w czasie przymusowego lądowania zahaczył o przewody telegraficzne i spadł na ziemię. Zginął lotnik wojskowy Aleksiej Pankratiew, ranni zostali mechanik i trzech kursantów z Akademii Floty Powietrznej.

Wieczorem, 17.XI.2013 roku, w porcie lotniczym w Kazaniu w czasie lądowania rozbił się lecący z Moskwy samolot Boeing-737. Zginęli pasażerowie i załoga – wszystkiego 50 osób. Wyrażono ból i współczucie wszystkim rodzinom zabitych w katastrofie. W związku z tą tragedią postanowiliśmy Czytelnikom przypomnieć o katastrofie, która miała miejsce ponad 11 lat temu, na nocnym niebie nad jeziorem Bodeńskim. Tam nade wszystko doszło do dziwnego, niemal mistycznego zbiegu wielu zdarzeń. Nie mniej dramatyczne są i następstwa tej tragedii.


Dzieci poleciały innym samolotem


Nocą 1/2.VII.2002 roku, na niebie nad niemieckim miasteczkiem Überlingen - 47°46’42” N - 009°10’26” E, które znajduje się na północnym brzegu jeziora Bodeńskiego zderzyły się rosyjski Tu-154 (należący do Bashkirian Airlines, nr boczny RA-84816 z lotu 2937 z Moskwy do Barcelony) i Boeing-757-23APF transportowej kompanii DHL (nr boczny A9C DHL, nr lotu 611 z Bergamo do Brukseli). Zginęło 71 osób, w tym 52 dzieci lecących z Baszkirii na wczasy w Hiszpanii i dorośli opiekunowie.

Tragedię tą poprzedził cały szereg nieoczekiwanych wydarzeń i dziwnych okoliczności. I tak dzięki pomyłce pracowników firmy organizującej wyjazd dzieci na wczasy, samolot którym dzieci z Baszkirii powinny były lecieć do Barcelony, poleciał bez nich. Swój błąd firma naprawiła w ciągu dwóch dni, organizując dla tych dzieci specjalny rejs czarterowy.

Zderzenie miało miejsce w przestrzeni powietrznej , znajdującym się pod kontrolą szwajcarskiej firmy „Skyguide” w Zurychu, która z początku nie zamierzała wziąć na siebie odpowiedzialności za katastrofę. Oficjalne kondolencje złożyli rodzinom zabitych w katastrofie tylko przedstawiciele rządów Niemiec i Szwajcarii. Kierownictwo „Skyguide’a” dopiero uczyniło to po dwóch latach!


Dlaczego doszło do zderzenia


Dochodzenie w sprawie przyczyn katastrofy ujawniło cały szereg wydarzeń, które zaszły wskutek niedbalstwa pracowników „Skyguide’a”. bezpośrednią winę za katastrofę ponosił dyspeczer Peter Nielsen, który kontrolował przestrzeń powietrzną, w której zderzyły się te samoloty.

Krytycznej nocy, nie pracował jeden z radarów Centrum Kontroli Lotów, a na nocnej zmianie zamiast trzech dyżurnych był tylko Nielsen. Prawdę powiedziawszy, na początku był drugi kontroler, ale on, za zgodą Nielsena zaprosił do Centrum swoją przyjaciółeczkę i poprowadził ją na „wycieczkę” po pomieszczeniach. Takie lekkomyślne zachowanie obu dyspeczerów wyjaśnia się przez to, że intensywność ruchu lotniczego w tym czasie była całkiem niewielka.

Jakby tego było mało, to odłączyli oni linię zewnętrznej łączności telefonicznej, pracowała tylko linia rezerwowa. Ale i ona była niedostępna – bo akurat ją wykorzystywała przyjaciółeczka kontrolera gadając ze swoimi koleżankami po zwiedzaniu Centrum. I właśnie dlatego kontrolerzy z niemieckiego centrum zobaczywszy na swoich radarach możliwość powstania niebezpiecznej sytuacji, nie byli w stanie ostrzec swoich kolegów w Zurychu.

Na domiar złego, właśnie w tym momencie w przestrzeni powietrznej „Skyguide’a” pojawił się „niezaplanowany” samolot, podchodzący do lądowania w porcie lotniczym Friedrichshafen, i tą właśnie maszyną należało zając się natychmiast i w pierwszej kolejności.

A na to wszystko nałożył się błąd Petera Nielsena – jego decyzja podjęta w krytycznym momencie. Zajęty naprowadzaniem „dodatkowego” samolotu, on nie dosłyszał wołania pilotów Boeinga o zaczętym przez nich zniżaniu pułapu lotu. I przez pomyłkę dał rosyjskiemu samolotowi polecenie zmniejszenia wysokości lotu.

Systemy ostrzegania o możliwości zderzenia się z ziemią na obu samolotach pracowały normalnie. W zaistniałej sytuacji, rosyjski kopilot zastosował się do wskazań automatyki i zaczął wznoszenie. Jednakże obowiązujące przepisy nakazywały uzyskanie do tego manewru akceptacji z wieży kontroli lotów.

W rezultacie tego, oba samoloty znalazły się na prostopadłym kursie i statecznik pionowy Boeinga werżnął się w środek kadłuba Tu-154 i obydwie maszyny spadły na ziemię.


Przyznanie się do winy


Winą za katastrofę media obarczyły przede wszystkim Petera Nielsena. Po katastrofie miał on silne załamanie nerwowe, zwolnił się z pracy i przez resztę życia cierpiał na duchową traumę.

Po pewnym czasie, Nielsen napisał oświadczenie, w którym wyraził swój żal, że w krytyczną noc stał się winnym tragedii i prosił o wybaczenie rodziny baszkirskich ofiar katastrofy. Niestety, kierownictwo „Skyguide’a” nie ogłosiło tego oświadczenia. Opublikowano je jedynie w niemieckim czasopiśmie „Focus”, a Rosjanie o nim niczego nie wiedzieli. I to stało się jeszcze jedną złą okolicznością dla późniejszych wydarzeń.

Nielsen poczuwał się do odpowiedzialności za śmierć 71 ludzi i życie z tą świadomością było dla niego nie do zniesienia. Można sobie wyobrazić wyrzuty sumienia i męki duchowe, jakie przeszedł. A w półtora roku po tej strasznej tragedii w próg jego domu wszedł mężczyzna o nie-europejskich rysach twarzy…


Tragedia rodziny


W rozbitym Tu-154 znajdowała się rodzina 46-letniego Witalija Kałojewa z Północnej Osetii. Ten architekt wysokiej klasy w 1999 roku podpisał kontrakt z hiszpańską firmą architektoniczno-budowlaną i wyjechał do Barcelony. Jego żona Swietłana i dwoje dzieci pozostały w domu, i właśnie wtedy miał on się z nimi spotkać, na lotnisku w Barcelonie, by razem spędzić urlop w Hiszpanii.

I znów zdarzenie losowe. Kiedy Swietłana z 10-letnim synem i 4-letnią córką przybyła do Moskwy, to okazało się, że na samolot do Barcelony nie ma już biletów. Ale zaproponowano jej lot czarterem Baszkirskich Linii Lotniczych wraz z dziećmi lecącymi na wczasy. Oczywiście ona z radością się zgodziła…

Dowiedziawszy się o katastrofie, Witalij od razu udał się do Zurychu, a potem do Überlingen. Zwłoki jego córki znaleziono w odległości trzech kilometrów od miejsca katastrofy. Zmasakrowane ciało syna leżało na asfalcie, nieopodal przystanku autobusowego.

Wydarzenie to wywołało u Witalija głęboką depresję. Powrócił on do ojczyzny, gdzie pochował ciała żony i dzieci. Na ich mogiłach widziano go nawet nocami.

W listopadzie 2003 roku, firma „Skyguide” zaproponowała mu odszkodowanie w wysokości 60.000 CHF za żonę i po 50.000 CHF za każde z dzieci (w przeliczeniu z USD).


Próby uzyskania przebaczenia


To wszystko doprowadziło Kałojewa do desperacji. On zażądał spotkania z Allanem Rosserem – szefem „Skyguide’a” i Peterem Nielsenem i przed kamerami zażądać od nich przeprosin dla wszystkich rodzin ofiar katastrofy oraz przyznania się do winy za śmierć tych dzieci. Ale odmówiono mu tego. Wprawdzie spotkał się on z Rosserem, ale ten nie potrafił znaleźć słów, które stanowiłyby jakieś pocieszenie dla człowieka, który stracił cała swoja rodzinę.

Kałojew wielokrotnie prosił kierownictwo firmy „Skyguide” o możliwość spotkania z Nielsenem. Chciałby się on spotkać twarzą w twarz z człowiekiem, który jest odpowiedzialny za śmierć jego najbliższych. Ale nade wszystko chciał on słyszeć od niego słowa przeprosin i publiczne przyznanie się do winy. Ale wszystkie jego prośby zostały odrzucone.

I tak więc postanowił on pojechać do Überlingen jako osoba prywatna. Było to w lutym 2004 roku, w półtora roku po katastrofie.


Samosąd


Adres Nielsena, Kałojew znalazł w książce telefonicznej. […] Potem udał się do niego i pokazał mu zdjęcia swej żony i dzieci.
- Popatrz na nich – rzekł.
Tego, co stało się potem, Kałojew już nie pamiętał. Jedno jest pewne, że zadał mu wiele ciosów nożem, który zawsze miał przy sobie i uciekł. Żona i dzieci 36-letniego Nielsena były w domu, kiedy usłyszała ona jego krzyk. Wybiegła ze swego pokoju i zobaczyła męża leżącego na podłodze i uciekającego człowieka. Peter Nielsen zmarł na jej oczach jeszcze przed przyjazdem pogotowia.  


Następstwa zemsty


Znalezienie Kałojewa nie było trudne – znajdował się on w najbliższym hotelu. Policja zatrzymała go i odwiozła do kliniki psychiatrycznej, a prowadzący śledztwo sędzia doszedł do wniosku, że było to morderstwo w afekcie. Po procesie wydano wyrok – 8 lat więzienia, ale w 2007 roku szwajcarski sąd apelacyjny zniżył mu wyrok – Witalij wyszedł z więzienia i wrócił do kraju.

Opinia publiczna w Rosji, a przede wszystkim w Północnej Osetii było po stronie Witalija Kałojewa. Wielu ludzi uważa, że swym postępkiem wymierzył on sprawiedliwość winnemu. Sam Witalij jeszcze w więzieniu mówił, że wcale mu od tego nie jest lżej – przecież od tego nie zmartwychwstanie jego żona i dzieci. I cały czas twierdził, że nie pamięta jak zabił Nielsena.

Po powrocie do ojczyzny, zaproponowano mu objęcie teki ministra architektury i budownictwa Północnej Osetii.

A szwajcarski sąd uznał winnymi 4 pracowników „Skyguide’a” nieumyślnego spowodowania śmierci wielu osób. Trzech z nich objęto dozorem policyjnym, a jeden zapłacił grzywnę.


Moje 3 grosze


Patrząc na to wszystko, o czym pisał Pan Ilin zastanawiam się, czy i w przypadku zaginionego samolotu z lotu MH370 nie mamy do czynienia z czymś podobnym – z całkowitym zlekceważeniem swoich obowiązków przez obsługę naziemną stacji radiolokacyjnych, które powinny uderzyć na alarm dokładnie w chwilę po tym, jak na pokładzie Boeinga 777 został wyłączony transponder. Owszem, na ekranie znikł opis odbicia, ale samo echo samolotu przecież było widoczne! A zatem można było śledzić jego kurs i wysokość? I to ponoć zrobiono. Ale dlaczego po stwierdzeniu wyłączenia transpondera nie próbowano ustalić, co się dzieje z samolotem, który zmienił przecież kurs i poleciał na zachód zamiast na północ??? Przecież już to samo powinno spowodować alarm i powiadomienie wojsk OPLOT, bowiem mogła się powtórzyć historia z feralnego dnia 11.IX.2001 roku!

MH370 przeleciał nad Międzymorzem Kra nad pograniczem tajsko-malajskim  i poleciał w stronę Oceanu Indyjskiego, najprawdopodobniej omijając indonezyjską Sumatrę od północy. Jak to się stało, że ten samolot-widmo nie zainteresował żadnych wojskowych od OPLOT w tych trzech krajach? A przecież powinni. Co więcej, powinni poderwać dyżurną parę by poleciała sprawdzić, co się dzieje – a tego nie zrobiono. Dlaczego??? Nie zrobili tego ani Malezyjczycy, ani Tajowie, ani Indonezyjczycy! To już jest całkowicie niezrozumiałe – chyba że komuś bardzo zależało, by ten samolot leciał nierozpoznany Bóg jeden raczy wiedzieć dokąd.

To tylko kilka pytań, które nie dają mi spokoju w związku z tą dziwną sprawą. Niedawno kanał Discovery Channel wyemitował film pt. „Zagadka lotu MH370” w którym twierdzi się wprost, że do katastrofy (?) doprowadziły rażące luki w procedurach prowadzenia i kontroli lotów. Dokładnie tak samo, jak w przypadku lotu 2937. Ale pewność będziemy mieli tylko wtedy, gdy znajdziemy wrak malezyjskiego Boeinga – a do tego jeszcze daleko…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 51/2013, ss. 8-9

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©