poniedziałek, 5 maja 2014

Zaginiony samolot malezyjski (11)



I sprawa ma swój ciąg dalszy oraz kolejne fakty, które budzą uzasadnione podejrzenia. Jak się okazuje, zaginiony samolot z lotu MH 370 miał na pokładzie 2,3 tony tajemniczego ładunku:


3.V.2014, g. 18:18 BST/19:18 CEST
– W tajemniczych okolicznościach tajemniczy ładunek został załadowany na pokład samolotu Boeing 777 należącego do Malaysian Airlines ostatniej nocy przed startem do fatalnego lotu. Ładunek ów nie został wymieniony w żadnym manifeście celnym. Na pokładzie samolotu miało znajdować się 4566 kg mangostanu – egzotycznych owoców służących w terapii rakowej, a także ładunek litowych baterii, które były częścią osobnej przesyłki. Baterie ważyły 200 kg, ale przesyłka w której się znajdowały ważyła 2453 kg, a zatem co jeszcze stanowiło pozostałe 2253 kg ładunku?

Pytania te postawiono, kiedy Malaysia Airlines zapowiedziały zamknięcie centrum pomocy dla rodzin ofiar 239 pasażerów Boeinga-777-200ER w Pekinie i Kuala Lumpur.

Zamknięcia tych centrów dokonano po tym, jak ratownicy zaprzestali bezowocnych poszukiwań zaginionego odrzutowca, które koncentrowały się na odległych akwenach Oceanu Indyjskiego, u zachodnich wybrzeży Australii.
Tajemnicę zapoczątkowało oświadczenie rzecznika prasowego spółki dostarczającej baterie dla malezyjskiej gazety, że nie ujawni co było tym pozostałym 2253-kilogramowym ładunkiem.

- Nie mogę ujawnić niczego więcej ze względu na toczące się śledztwo – powiedział rzecznik dziennikarzowi z gazety „The Star”, w dniu dzisiejszym. – Przykazał to nam nasz radca prawny, by niczego nie mówić nikomu.
Rzecznik powiedział, że nie może nawet wymienić nazwy producenta baterii, ponieważ informacja ta jest poufna.

Zapytane o to, dlaczego tajemniczy ładunek nie został wymieniony w manifeście, Malaysian Airlines odpowiedziały gazecie, że reszta partii to były „akcesoria radiowe i ładowarki”.

Oświadczenie linii lotniczej twierdzi, że ładunek nie specyfikowany był „zadeklarowany jako akcesoria radiowe”, pomimo tego, że nie ma o tym ani słowa w manifeście, który upubliczniono w zeszły czwartek.

Grupa 11 terrorystów, którzy mieli powiązania z al-Kaidą, została przesłuchana na okoliczność, czy nie mieli oni czegoś wspólnego ze zniknięciem samolotu Malaysia Airlines z lotu MH370.

Podejrzani zostali aresztowani w stolicy Kuala Lumpur i w stanie Kedah w ostatnim tygodniu. Byli oni członkami nowej grupy terrorystycznej, która miała zamiar dokonać zamachów bombowych w krajach muzułmańskich.
Przesłuchania były skutkiem międzynarodowego śledztwa, z udziałem FBI i MI6, i dotyczyły terrorystów w wieku od 22 do 55 lat, w tym studentów, ludzi pracujących w dziwnych zawodach, młodą wdowę i młodych biznesmenów, których dokładnie przepytano o lot MH370.

Niemal 2 miesiące po tym, jak lecący do Pekinu samolot zaginął wkrótce po starcie z portu lotniczego w Kuala Lumpur, nie znaleziono po nim żadnego śladu, pomimo zakrojonych na wielką skalę poszukiwań kosztujących miliony funtów. Sądzi się, że samolot wpadł do oceanu z 239 ludźmi na pokładzie.

Pewien oficer z Centrum Antyterrorystycznego Malajskich Służb Specjalnych oświadczył, że aresztowania miały miejsce wskutek wysokiego prawdopodobieństwa, że zaginięcie tego samolotu było jednak aktem terroru.  


---oooOooo---


W tej chwili jest to w zasadzie jedyna możliwość. A ładunek nie podany w żadnym manifeście mógł być jego powodem – nawet jeżeli było to „tylko” dwie tony złota, to i tak rzecz była nie do pogardzenia dla „uczciwego” terrorysty!  Pozostaje pytanie, jak zostało to zrobione technicznie? Teoretycznie można to było zrobić tak: piloci porywają samolot, wyłączają łączność i transponder, a następnie lecą nad kontynentalną Malezję i tam wyrzucają ładunek na ląd, gdzie czeka na nich reszta bandy z ciężarówką, a sami skaczą na spadochronach, następnie zbierają cenny ładunek i znikają rozpływając się gdzieś w Azji z kupą kasy w ręku… A tymczasem samolot leci dalej prowadzony przez autopilota do wyczerpania się paliwa i spada w ocean. Koniec dramatu.

Ale to jest tylko jedna możliwość. Najbardziej interesuje mnie to, że samolot mógł wieźć na swym pokładzie jakąś aparaturę radiową (powiedzmy), która pracowała cały czas i do tego były potrzebne akumulatory. I o tą aparaturę tu chodziło. Samolot mógłby dolecieć do Kazachstanu (gdzie znajdują się rosyjskie bazy wojskowe) czy do Uzbekistanu lub Diego Garcia (gdzie znajdują się bazy amerykańskie) względnie do Pakistanu, Afganistanu i innych „stanów”, gdzie znajdują się ludzie zainteresowani takim ładunkiem. A zatem w tej całej sprawie ładunek ten gra pierwszorzędna rolę. Malezja jest jednym z „tygrysów” gospodarczych, który produkuje różne elektroniczne zabawki – w tym również interesujących chłopców w lotniczych mundurach w wielu krajach…

A tak swoją drogą, to przypomina mi się pewien incydent z lat 80., o którym wzmiankowała polska prasa w 1983 roku:


Jeszcze o samolocie-widmie


Londyn, PAP – W czwartek odwołano w zasadzie akcję poszukiwania wraku samolotu Learjet 25, który po pokonaniu w tajemniczych okolicznościach dystansu 2500 km pomiędzy Wiedniem, a wodami omywającymi Islandię, spadł do Atlantyku. Katastrofa mogła nastąpić 200 mil na południe od tej wyspy. Maszyna spoczęłaby więc na dnie ok. 180 metrów pod lustrem wody, co uniemożliwia dotarcie do wraka.

W dalszym ciągu wysuwa się rozmaite hipotezy na temat przyczyn tragedii. Samolot z 3 osobami na pokładzie wystartował w rejs testowy do odległego o 720 km Hamburga[1], lecz z nieznanych przyczyn na pułapie 14.000 metrów przeleciał nad RFN, Holandią, Morzem Północnym i Szkocją, poczym zniknął z ekranów radarowych. Wysłane samoloty zwiadowcze nie dostrzegły śladu życia w tej maszynie, nikt nie siedział w kabinie pilota, ani w przedziale dla pasażerów. Prawdopodobnie po uruchomieniu automatycznego pilota nastąpiła nagła dekompresja wraz z wyłączeniem dopływu tlenu. Brak tlenu w 15 sekund powoduje utratę przytomności i w ciągu 6 minut śmierć. Na tej wysokości temperatura wynosi -56ºC, w której wszystko błyskawicznie zamarza „na kość”.

Według uczestników akcji ratunkowej, kapitan maszyny złamał podstawową zasadę bezpieczeństwa opuszczając kabinę po włączeniu automatycznego pilota. Nawet gdyby w takich warunkach w samolocie dostrzeżono ślady życia, przyjście pasażerom z pomocą byłoby niemożliwe. Po dwóch podejściach do samolotu-widma na odległość 10 metrów, towarzyszące mu maszyny oddaliły się, a Learjet z prędkością 17 km/min. (1020 km/h) pomknął ku swemu przeznaczeniu.

Obserwacja szlaku pokonanego przez samolot wykazała, że w rejonie 100 km na północ od Frankfurtu n/Menem punktu docelowego, niespodziewanie samolot zboczył z kursu.

Jako najbardziej prawdopodobny scenariusz tragedii piloci brytyjscy podają celowe spowodowanie dekompresji w maszynie w ramach prowadzonych eksperymentów.

„Głos Szczeciński”, 21.V.1983 roku[2]


Ciekawe – nieprawdaż? I jakże przypomina to niektóre fakty związane z lotem MH370! Oczywiście naukowe eksperymenty nie wchodzą tu w rachubę, bo nie o nie tu chodziło, ale istnieje możliwość, że nieszczęsny Boeing 777 został rozhermetyzowany i ludzie znajdujący się na jego pokładzie ponieśli śmierć na miejscu. Inną kwestią jest to, czy rozhermetyzowanie samolotu nastąpiło wskutek awarii czy celowego działania. Gdyby prawdziwa okazała się wersja o tajnym ładunku, który skradziono, to takie scenario pasowałoby do znanych faktów. Należałoby zatem postawić dwa zasadnicze pytania:
v Czy piloci mogliby otworzyć klapy luków towarowych Boeinga 777 i wyrzucić znajdujące się tam przedmioty, oraz…
v …czy piloci (albo inne osoby, np. porywacze, terroryści) mogliby opuścić samolot skacząc na spadochronach?
Na te pytania powinni odpowiedzieć konstruktorzy tego typu samolotu i specjaliści od AT. Znany jest przecież przypadek, w którym porywacze opuścili samolot pasażerski skacząc na spadochronach. Oczywiście jest to tylko hipoteza i prawda mogła wyglądać zupełnie inaczej…

A zatem czekamy na dalsze informacje!

CDN. ?
     
Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©




[1] Wszystkie podkreślenia moje – R.K.L.
[2] W 2008 roku skontaktowałem się z redakcją „Głosu – Dziennika Pomorza” w sprawie tej informacji, ale niczego nowego się na ten temat nie dowiedziałem, dalej ten temat nie był podejmowany. Niestety innych informacji na ten temat także nie znalazłem w Internecie, co może oznaczać, że albo sprawa została zapomniana albo celowo utajniona, co jest bardziej prawdopodobne zakładając, że chodziło o jakiś eksperyment – niekoniecznie naukowy…