Zdjęcie "kolumn świetlnych" nad miastem ("Tajny XX wieka")
Władimir A. Jeremienko z Rostowa n./Donem
To zdumiewające zjawisko
atmosferyczne zaobserwowałem w mieście Wołgodońsku, gdzie mnie często wysyłano
z Rostowa n./Donem w podróże służbowe związane z moją pracą na budowie zakładów
Atommasz.
Nasza polowa ekipa pracowała w
stepie, zaś hotel robotniczy znajdował się w tzw. starym mieście. Tego
styczniowego dnia 1974 roku pogoda była spokojna i jasna. O godzinie 19.,
temperatura powietrza spadła do -30°C. Szedłem wtedy szerokim prospektem w
stronę widocznego na końcu ulicy dworca kolejowego i autobusowego. Nie
doszedłem do niego i stanąłem w odległości jakichś 200 m od budynku, zatrzymałem
się widząc nad nim jasne kolumny światła. Widziałem je nie tylko ja. Wielu
przechodniów stawało i z zainteresowaniem oglądali wspaniały, świetlny show.
Drogi dojazdowe do dworca były
oświecane przez kilka mocnych lamp, zaś plac przy dworcu – kilkanaście latarni.
I tak właśnie od tych źródeł światła biły w górę ogromne, jasne stoli świetlne.
Od lamp kolejowych na wysokość 150 m, a od ulicznych na jakieś 30 m. Wszystkie
te kolumny, czy wydłużone kliny świetlne miały zakończenie w postaci ostrego kata
na jakieś 5° i nie znikały one wraz z wysokością. Wrażenie było takie, jakby
nad miastem zawisły reflektory i pionowo w dół oświetlały ziemię. To mnie
zdumiało, przecież każda lampa ma od góry odbijacz światła, który kieruje
strumień światła w pożądanym kierunku, tak że nie może on skierować się do
góry. Leżący na ziemi śnieg rozprasza światło i też nie może posłać je w górę.
Długo stałem i patrzałem
lubując się pięknem gigantycznych kolumn białego światła bijących w czarne
niebo. W tych czasach za dworcem nie było miasta i nie było miejskiego
oświetlenia, co tylko zwielokrotniało efekt. Czegoś takiego nigdy nie widziałem
w czasie 68 lat mojego życia. Żałuję, że nie mogłem tego sfotografować.
Tajemnica tych świetlistych
zjawisk zajmowała mnie przez kilka lat. Pewnego dnia w ręce wpadł mi artykuł
objaśniający naturę tego niezwykłego, rzadkiego fenomenu. Okazało się, że w
czasie silnego mrozu para wodna w powietrzu zamienia się w drobne kryształki
lodu, które jak miniaturowe pryzmaty wielokrotnie załamują i rozszczepiają
światło, a że jest ich miliardy, to spełniają rolę wielkiego reflektora. W taki
właśnie sposób powstają świetliste kolumny.
I teraz jeżeli źródło światła
znajduje się za drzewami czy budynkami, to te cudowne zjawisko można przyjąć za
światło reflektorów bezdźwięcznie wiszącego nad gruntem statku powietrznego.
Być może tak właśnie narodziły się niektóre legendy o UFO?
Źródło: „Tajny XX wieka”, nr
22/2014, s. 24
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©