Od dwóch dni polskie
media zajmują się przeciekiem z Wojskowej Prokuratury na temat najnowszych
danych uzyskanych z taśm z czarnych skrzynek samolotu Tu-154 M nr boczny 101,
który w dniu 10.IV.2010 rozbił się w okolicy lotniska Siewiernyj w Smoleńsku.
Zginęło 96 osób w tym prezydent RP – Lech
Kaczyński z żoną Marią. Tyle
wiemy na pewno, potem zaczynają się pomysły, domysły, hipotezy i zwyczajne
kłamstwa, podsycane przez partyjną propagandę głównych graczy na polskiej
scenie politycznej.
Na kilka dni przed
piątą rocznicą tej tragedii ujawniono fragmenty stenogramów, z których wynika,
że: Piloci ignorowali wszelkie sygnały ostrzegawcze nadawane przez automatykę samolotu.
Samolot leciał w warunkach ograniczonej widoczności. W kokpicie przebywały
osoby postronne, które wywierały presję na pilotów.
Czyli właściwie nic
nowego – to było wiadome już z raportu gen. Anodiny. Rzecz w tym, że w rusofobicznym obłędzie nasi bonzowie nie
wierzą Rosjanom w ani jedno słowo. Też nic nowego, dzięki rusofobii polscy
przedsiębiorcy stracili już miliony złotych. Głupota i uprzedzenia zawsze nie
popłacają. Rosjan nie musimy kochać, ale handlować z nimi warto. Tego
oczywiście nie chcą wiedzieć styropianowe postacie „chore na Polskie”, bo dla
nich czas zatrzymał się gdzieś w 1956 roku. Antyrosyjskie klapki na oczach tak
pieczołowicie trzymane im przez funkcjonariuszy zachodnich służb specjalnych
robią swoje. Polacy machają zardzewiałą amerykańską szabelką, a Europa się
bogaci kosztem polskiej głupoty i zwykłego tromtadractwa.
Tak zatem niepokoi mnie
jedno – ta atmosfera chorej sensacji i hucpy politycznej towarzysząca temu –
pożal się Boże – „wydarzeniu”. To czemuś ma służyć – zapewne pognębieniu Prawa
i Sprawiedliwości, partii z uporem psychola lansującej tezę o zamachu. Jak już
kiedyś napisałem, owszem – to mógł być zamach zrealizowany przez Amerykanów,
którzy obniżyli parametr wysokości lotu rządowej „tutki”, dzięki czemu samolot
mógł werżnąć się w ziemię przed pasem. Tylko, że piloci ponoć widzieli ziemię,
i bynajmniej nie reagowali na wskazania przyrządów. A już na pewno nie patrzyli
na wskazania GPS. Oczywiście śmierć pary prezydenckiej podzieliła i tak już
podzielonych Polaków, a o to przede wszystkim mogło chodzić potencjalnym zamachowcom.
Podzieleni Polacy łatwiej popełnią błędy, które przelicza się w brzęczącej
monecie.
Czyli co? Kolejna
ściema? Zapewne tak. A zatem o co chodzi? – jak zawsze, o kasę i punkty
wyborcze. A tak naprawdę, to chodzi o przykrycie kolejnego szwindla naszych
rządzących. Ciekawy jestem, komu coś znów zabiorą? – nauczycielom? Górnikom?
Kolejarzom? Emerytom i rencistom? Niestety – tym rządom nie ufam i nie wierzę.
I dziwię się tylko ludziom, że z uporem wciąż oddają głosy na tą całą kupę
nieudaczników, którzy nawet nie potrafią odebrać Rosjanom czarnych skrzynek i
wraka Tupolewa. Czego się boją? Bo to oni się boją, a nie Rosjanie.
Prawdę powiedziawszy,
to mnie to nie dziwi: za śmierć tych ludzi odpowiadają, poza pilotami i
stojącym im za plecami gen. Błasikiem
i szefem protokołu Kazaną także ci,
którzy zezwolili na to, by wszyscy dowódcy wojsk + głowa państwa znaleźli się w
jednym samolocie! To był najgorszy błąd, jaki można było popełnić!
Należy podkreślić, że
to wszystko było po straszliwej katastrofie samolotu CASA C-295-M, nr takt.
019 w Mierosławcu, która miała miejsce w dniu 23.I.2008 roku, w której zginęło
20 osób: załoga i 16 wyższych oficerów polskich sił powietrznych, przede wszystkim
specjalistów ds. bezpieczeństwa lotów... (!!!) Wniosków z tej katastrofy nie
wyciągnięto żadnych!
Winę ponosi również
ten, który za wszelką cenę chciał wziąć udział w pisowskiej imprezie wyborczej
zorganizowanej na prochach Katyńczyków, co osobiście uważam za ich profanację!
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zaraz rzucą się na mnie „patrioci” z
pretensjami i inwektywami! OK., ich zbójeckie prawo. Ale…
Niechże więc wysilą swe
mózgownice i pomyślą logicznie: sensacje z prokuratury zbiegły się – dziwnym
zrządzeniem losu (???) – z publikacją w Niemczech oszczerczej książki jakiegoś
dziennikarzyny śledczego Jürgena Rotha
pt. „Zamknięte akta S”, w której w przedziwny sposób powiązuje katastrofę w
Smoleńsku, zestrzelenie samolotu malezyjskiego z lotu MH-17 i rosyjskie
działania na Ukrainie. Oczywiście zna już winnego – jest to oczywiście
prezydent Putin i FSB. No i – co szczególnie
ciekawe - jakiś wysoki urzędnik w Polsce. Jakże to na rękę polskim rusofobom! Jakże
to na rękę oszołomom z uporem maniaka lansującym teorię spisku!
A dla mnie oznacza to
jedno: komuś
niezmiernie zależy na tym, by mieszać w polskim kotle, by cały czas w nim
wrzało i kipiało, by Polacy skakali sobie do oczu walcząc o to, kto ma rację w
kwestii Smoleńska, Żołnierzy Wyklętych, Żołnierzy Przeklętych, Katyńczyków, zamordowanych
przez UPA mieszkańców Wołynia, Podola, Bieszczadów i kogo tam jeszcze.
Rozdrapywanie ran, gloryfikowanie jednych, skazywanie na zapomnienie innych,
dzielenie na lepszych i gorszych – to właśnie jest celem różnych Grossów,
Rothów, Pawlikowskich, Kadelbachów i wspierających ich ohydnych kreatur, którzy
od czasu do czasu zamieszają w polskim kotle i śmieją się nam w oczy patrząc,
jak Polacy miotają się w jakimś destrukcyjnym amoku. My tracimy, oni obrastają
w tłuszczyk i zbierają nagrody za opluwanie Polski i Polaków. Smoleńsk jest
także elementem tej ohydnej gry.
I tak należy to widzieć.