Władimir Basow
Dnia 1.IV.1974 roku,
mieszkańcy miasta Sitka, AK, USA przerazili się zobaczywszy czarny dym nad
wulkanem Edgecumbe. Ale okazało się,
że miejscowi żartownisie przynieśli w pobliże krateru kilkanaście starych opon
i podpalili dla primaaprilisowego kawału.
Istniejące na Ziemi wulkany
okazują ogromny wpływ na życie naszej planety. Ich działalność zmienia relief
ziemi, wpływają na pogodę, maja wpływ na ogromne masy ludzi mieszkających w ich
pobliżu, którzy muszą się salwować ucieczką przed ich śmiercionośna lawą.
Diagramy obrazujące ilość materiałów wulkanicznych wyrzucanych przez superwulkany i wulkany
Wulkaniczna
zima
Rok 1816 wszedł do historii
naszej planety jako „rok pozbawiony lata”. Wtedy właśnie w Europie Zachodniej i
Ameryce Północnej królowała niezwykle zimna pogoda. Do dnia dzisiejszego, 1816
rok jest najzimniejszym rokiem od początku dokumentowania obserwacji
meteorologicznych. W USA rok ten nazwano eighteen
hundred and frozen – tysiąc osiemset zamarzły. Przez ponad wiek przyczyny
tego kataklizmu były nieznanymi. I właśnie w 1920 roku, amerykański badacz
klimatu William Humphreys znalazł
wyjaśnienie dla tego „roku bez lata”. Związał on zmianę klimatu z erupcją
wulkanu Tambora na indonezyjskiej
wyspie Sumatra, najsilniejszym ze wszystkich obserwowanych. Erupcja ta
spowodowała śmierć 70.000 ludzi, co stanowi największą ilość ofiar wybuchu
wulkanicznego w historii Ludzkości. Jego erupcja w kwietniu 1815 roku wywołała
wyrzut ogromnej ilości pylistej tefry w atmosferę. (Był to wybuch o mocy 7°VEI, który
wyrzucił ok. 150 km³ popiołów w atmosferę – przyp. tłum.) I właśnie to
stało się bezpośrednią przyczyną wulkanicznej zimy na Półkuli Północnej.
Wszyscy pamiętają także
islandzki wulkan z trudno wymawialną nazwą Eyjafjallajökull,
który wiosną 2010 roku spowodował niemało kłopotów. Ich główną przyczyną był
wyrzut popiołu wulkanicznego, który poraził ruch lotniczy w Północnej Europie.
Ze strefy przy wulkanie
ewakuowano 500.000 mieszkańców (w rzeczywistości tylko 1500 w dwóch rzutach – przyp. tłum.).
Zamknięto międzynarodowy port lotniczy w Keflaviku. W dniach 15 i
16.IV.2010 roku, wysokość słupa popiołów wynosiła 13 km. Znacznie w
rozprzestrzenieniu pyłów nad Północnym Atlantykiem pomógł rozkręcający się niż
nad Islandią.
W rezultacie tego, wiele
europejskich i amerykańskich krajów musiało przerwać komunikację lotniczą.
Setki tysięcy podróżujących służbowo i prywatnie ludzi musiało skorygować swe
plany podróży. Według obliczeń Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu
Lotniczego – IATA, każdodniowe straty towarzystw lotniczych wynosiły nie mniej
niż 200 mln USD.
Wybuch islandzkiego wulkanu
przeszkodziło przywódcom wielu państw przylecieć na pogrzeb prezydenta Polski –
Lecha Kaczyńskiego, który zginał w
katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w dniu 10.IV.2010 roku. Nie odbyły się
wizyty oficjalne głów państw, sympozja i znajdy naukowe, konferencje i
kolokwia.
Islandzki popiół dotarł także
do terytorium Rosji. Jego obecność zarejestrowano w rejonie półwyspu Kola, na
południu Centralnego Federalnego Okręgu, w niektórych rejonach Przywołżskiego,
Południowo- i Północn0kaukaskiego Okręgu Federalnego. W dniu 16 kwietnia,
cząstki pyłu wulkanicznego dosięgły Moskwy. Ich badanie pod mikroskopem
wykazało obecność odłamków kryształów plagioklazu – (KAlSi3O8
– NaAlSi3O8 – CaAl2Si2O8)
– i pumeksu.
Należałoby jeszcze zauważyć,
że fraza „żyję jak na wulkanie” jest adekwatna nie tylko dla mieszkańców
Islandii. W ustach Filipińczyków, którzy mieszkają w okolicach czynnych
wulkanów Mayon i Pinatubo ma ona swój dosłowny sens.
Roztopiona
lawa
Uczeni-wulkanolodzy z pełną
odpowiedzialnością za słowa twierdzą, że nasza planeta jeszcze nie ostygła i
ostygnie nieprędko. Płyty tektoniczne, z których składa się powierzchnia Ziemi,
znajdują się w ciągłym ruchu: one schodzą się i rozchodzą, zderzają się,
nachodzą jedna na drugą. Kiedy naciski mechaniczne okazują się zbyt silne i w
płytach pojawiają się naprężenia – wtedy pojawiają się trzęsienia ziemi. A do
tego jak na krawędziach uskoku pojawiają się szczeliny, przez które wypływa
lawa, wtedy mamy wybuch wulkanu. No i do
tego mieszkańcy tych regionów maja duże problemy. Przy pierwszych przejawach
erupcji, oni szybko porzucają swe domy i szybko uciekają w bezpieczne rejony.
Śmiałkowie, którzy ryzykują pozostanie na miejscu, mogą paść ofiarami lawiny
rozpalonych kamieni (spływu piroklastycznego – uwaga tłum.) czy ponieść
męczeńską śmierć w potoku rozżarzonej lawy.
Łańcuch wulkanów jest
skoncentrowany na obszarze Ognistego
Pierścienia Pacyfiku. Tak zwany Ognisty
Pas Azjatycki ciągnie się od Sumatry do północnego końca Japonii,
przechodząc przy tym przez Filipiny. To właśnie tutaj zagadkowe,
niszczycielskie podziemne siły spotkały się z harmonijnym pięknem Przyrody.
Biura turystyczne pragną
wyciągnąć maksymalne zyski z drzemiących wulkanów. Organizują one wycieczki
ekstremalnych turystów do kraterów. Do tego przewodnicy opowiadają drobiazgowo
historię każdego wulkanu, opisując miejscowe uroki i osobliwości.
Jednym z najczęściej
odwiedzanych przez turystów wulkanem Azji jest filipiński Pinatubo – o
wysokości 1486 m n.p.m. Wiosną 1991 roku doszło do jego erupcji. I jakby
ogromny dżin odciął nożycami stożek wulkanu. Na okoliczne wsie runęły rzeki
lawy, lahary i lawiny kamieni. W
rezultacie tego kwitnące osiedla ludzkie zostały zmiecione i zginęły setki
ludzi…
Jezioro kraterowe wewnątrz wulkanu Pinatubo
Turyści lubią się fotografować na tle dymiącego wulkanu Mayon
Ruiny kościoła w zburzonego w 1814 roku w czasie erupcji wulkanu Mayon
U
Wrót Piekieł
Emerytowany pilot USAF Harry James pokochał filipińską
przyrodę, kupił tam domek, żeby nie siedzieć bezczynnie stworzył firmę
turystyczną i regularnie prowadzi wycieczki do krateru wulkanu Mayon. Położony on jest kilkadziesiąt
kilometrów na pd-wsch. od stolicy Filipin – Manili. Mayon ma idealną formę
stożka. Jego wysokość wynosi ok. 2500 m. Wspinaczka do krateru trwa jakieś 5-6
godzin. Po drodze turyści robią przerwy. Zaproszony filmowiec robi filmy i
zdjęcia ze wspinaczki po to, by każdy amator tropików wywiózł ze sobą
wspomnienia z tutejszych atrakcji.
W czasie wspinaczki, klienci
Mr. Jamesa mogą do oporu zapoznawać się z otaczających ich księżycowym
krajobrazem i gładzią ogromnego jeziora, które znajduje się nieopodal krateru.
Harry daje turystom przykład i śmiało rzuca się w zielone wody jeziora, które
miejscowi nazwali Wrotami Piekieł. Pokazuje on turystom, jak nasycona solami
woda wypycha kapiącego się na powierzchnię [jak w Morzu Martwym]. Po tej
egzotycznej kąpieli, Mr. James pokazuje turystom szczeliny, z których
wydobywają się kłęby przegrzanej pary, przy czym cała grupa znajduje się w
bezpiecznej odległości.
W przekładzie miejscowego narzecza słowo Mayon oznacza piękniś… Ale ten wulkaniczny piękniś ma okrutne usposobienie i nieprzewidywalny
charakter. Jego erupcje są tak nagłe, że niejednokrotnie Mayon powodował u
miejscowych panikę. I np. w 1993 roku w czasie erupcji zginęło 79 osób, które
pracowały na swoich polach marząc o lepszych plonach. Spływy piroklastyczne
momentalnie pozbawiły ich nadziei, planów i życia.
- Oni się upiekli tak, jak kurczaki na grillu! – z nutkami
przerażenia w głosie mówi miejscowy dziennikarz Suravajan.
Nadzwyczajnie ludzie
mieszkający u podnóża wulkanu czują mistyczny strach przed dyszącym ogniem
olbrzymem. Uważa się, że w kraterze mieszkają złe duchy. I rzeczywiście: w
odróżnieniu od innych wulkanicznych potworów, które przed erupcją wyrzucają
niewielkie ilości lawy i dosłownie uprzedzają ludzi o niebezpieczeństwie, Mayon
budzi się szybko, gwałtownie i potężnie, działa nieprzewidywalnie i zabija
bezlitośnie, co potwierdzają fakty historyczne.
Największe erupcje wulkaniczne do 2000 r.
Największe trapy lawowe
Podstępne
duchy
W 1592 roku franciszkański
mnich o. Esteban Solis zebrał kilka
tysięcy miejscowych mieszkańców z różnych wiosek i przywiódł ich ku podnóżu
góry. On zdecydował się pokazać tubylcom, że potrafi przy pomocy swoich modłów
i wiary uspokoić i pokonać złe duchy wulkanu.
- Wespnę się na górę i pokonam złe duchy wulkanu! Tym właśnie dokażę wam,
jak silny jest mój kościół i moja wiara! To pomoże i wam dojść do Boga! –
oznajmił on poganom. Jednakże wyprawa ta zakończyła się tragedią. Na podejściu
do krateru nawdychał się on gazów siarkowych i oddał Bogu ducha. Po tym
wypadku, kościół zbudowany z trudem przez franciszkanów opustoszała.
- Nasze złe duchy okazały się silniejsze od waszego Boga! –
stwierdzili miejscowi.
Jedna z najstraszniejszych
erupcji Mayona miała miejsce w 1616 roku. Śmierć poniosło setki ludzi. jednakże
erupcja w 1766 roku była najbardziej niszczycielską. Dziesiątki wiosek zostało
zdmuchniętych z powierzchni ziemi, spopielonych potokiem lawy o szerokości 50
m, który przez trzy dni spływał po wschodnim stoku. Ślad za pierwszym wybuchem
i potokiem lawy, Mayon był aktywny jeszcze cztery dni, wyrzucając ogromna ilość
pary i błota. Lahary do szerokości 70
m runęły w dół po zboczach góry w promieniu do 30 km, zmiatając wszystko co
stało im na drodze. Zginęło 3000 osób. Zabiły ich potoki lawy a potem lahary. W ciągu dwóch miesięcy Mayon zalał
okolicę lawą i zasypał popiołem. O tych tragicznych stronach historii Harry
James opowiada turystom, czym podwyższa im dawkę adrenaliny.
Dla fanów nocnej egzotyki ten
biznesmen wynajmuje samolot od miejscowej kompanii lotniczej. Lata on krążąc
nad kraterem wulkanu Mayon. Z góry rozpościera się niesamowity obraz.
Pasażerowie mogą obejrzeć rozbłyski jasnego światła i fontanny pomarańczowych
iskier. Wszystko to przypomina im, że wulkan Mayon jest wciąż czynny i
niebezpieczny.
- Jego erupcje można porównać ze skurczami porodowymi planety. Tylko że
tutaj możecie widzieć, jak kurczą się trzewia Ziemi – mówi Harry James
turystom tającym oddech ze strachu i rozkoszy…
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 8/2015, ss. 26-27
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©