W dniu 7.XI.2015 roku
otrzymałem email od Pana Rafała Kucharczyka, który poruszył jeden z tematów,
który ostatnio znowu podgrzał nastroje wśród polskich (i nie tylko)
poszukiwaczy skarbów:
Dzień dobry.
Od dłuższego czasu śledzę bloga "UFO i Ludzie
Wszechoceanu", który Pan redaguje. Z wieloma sprawami zetknąłem się po raz
pierwszy, za co dziękuję. Zauważyłem, że co jakiś czas powraca Pan do tematu
Bursztynowej Komnaty. Otóż natknąłem się na opis rozmowy dowódcy okrętu
podwodnego floty ZSRR z przewodniczką w Pałacu Katarzyny II. Opis ten znajduje
się w książce: Zatiejew Mikołaj - "SOS z głębin. Wspomnienia dowódcy
okrętu podwodnego". Jeśli nie trafił Pan na ten tekst wcześniej, a po
artykułach wnioskuję, że nie, to okaże się on godny zainteresowania. Autor
wydaje się prawdomównym człowiekiem. Poniżej cytat z książki.
Pozdrawiam serdecznie.
Rafał Kucharczyk
"Podczas
pobytu w Leningradzie zwiedziliśmy pałac Katarzyny II w Carskim Siole, gdzie
mieściła się niegdyś słynna Bursztynowa Komnata. Usłyszeliśmy tam dziwną i
zastanawiającą historię. Komnaty tej wszyscy szukają po całym świecie, wydano
już na ten cel ogromne sumy, stracono mnóstwo czasu, było wiele dyskusji,
audycji radiowych i telewizyjnych, pojawiały się coraz to nowe wersje wydarzeń.
A Bursztynowej Komnaty wciąż nie ma. Kończyliśmy właśnie naukę na kursie. Po
raz pierwszy po wojnie otwarto dla zwiedzających pałac Katarzyny i Liceum w
Carskim Siole. Odbudowa i rekonstrukcja pałacu dopiero się zaczęła i - jak
ogłoszono w radiu - potrzebne były na ten cel pieniądze. Dlatego dyrekcja
pałacu postanowiła udostępnić dla wycieczek odrestaurowane pomieszczenia w
prawym skrzydle pałacu i budynek Liceum. W pewną czerwcową niedzielę 1954 roku
wybraliśmy się ze starym przyjacielem z okrętu „L-5” - który razem ze mną uczył
się w grupie oficerów Floty Czarnomorskiej - wraz z rodzinami do Puszkina, jak
wówczas nazywało się Carskie Sioło. Poprzednim razem byłem tam w 1948 roku,
jako kursant. Pałac był wówczas zamknięty, o jego odbudowie mało kto mówił.
Pospacerowaliśmy
po parku, obejrzeliśmy piękne stawy, obejrzeliśmy słynny posąg „Dziewczyny z
dzbanem”, rzeźby w Kameronowej Galerii, i wreszcie, wraz z niewielką grupą
zwiedzających, poszliśmy obejrzeć pałac i Liceum. Nasza przewodniczka, młoda
sympatyczna dziewczyna, poprowadziła nas głównym wejściem do pałacu. Rozpoczęła
opowieść o wojennych losach pałacu. Paradne schody i główna klatka schodowa
były jeszcze w rusztowaniach, trwał remont. Przewodniczka opowiada, że jesienią
1941 roku niemiecka bomba trafiła prosto w klatkę schodową, rozbiła dach, sufit
i wybuchła na paradnych schodach. Teraz są one restaurowane. Idziemy na
pierwsze piętro, na prawo amfiladą odrestaurowanych komnat. W niektórych stoją
rzeźby, wiszą obrazy, w gablotach możemy obejrzeć różne eksponaty. Dochodzimy
do sali, gdzie była Bursztynowa Komnata. Sali pilnuje starsza kobieta. W lewym
rogu pomieszczenia, naprzeciwko okna, stoi kilka dużych paneli ściennych z
bursztynu (nie pamiętam już, co na nich było wyrzeźbione), dookoła stoją oparte
o ściany fragmenty obrazów (dość duże kawałki bursztynu), w oszklonych
gablotach leżą wyrzeźbione w bursztynie różne figurki zwierząt, ptaków,
aniołków i inne przedmioty.
Przewodniczka
zaczęła opowiadać historię komnaty. Kończąc swe opowiadanie, podkreśliła
niezwykłe barbarzyństwo Niemców, którzy w 1941 roku zajęli Carskie Sioło i
ograbili pałac, a wycofując się, podpalili go. Zniszczyli również Bursztynową
Komnatę. „Wszystko, co z niej zostało, co udało się odnaleźć i zgromadzić po
odejściu Niemców, widzicie państwo w tej sali” - powiedziała na zakończenie.*
Obejrzeliśmy eksponaty, pokiwaliśmy głowami, wspólnie pożałowaliśmy utraconego
skarbu. Przewodniczka poprowadziła całą grupę dalej.
Już wówczas
krążyły opowieści i słuchy, że Niemcy wywieźli Bursztynową Komnatę. Oboje z
żoną uważaliśmy, że przewodniczka nie powiedziała nam całej prawdy. Wróciliśmy
do komnaty, gdzie uprzejmie zagadnąłem starszą strażniczkę: „Jak udało się
odnaleźć i zgromadzić te wszystkie eksponaty? Przecież dość dużo fragmentów
Bursztynowej Komnaty ocalało. Czy to możliwe, że Niemcy nie wywieźli
wszystkiego, co było w komnacie?”. Strażniczka zaczęła swą opowieść od słów:
„Jeśli Państwo się nie spieszycie, to posłuchajcie. Przeżyłam tu okupację, przed
wojną też byłam strażniczką w muzeum. Gdy front zbliżał się do Carskiego Sioła,
otrzymaliśmy rozkaz wyniesienia z pałacu i zakopania w parku co cenniejszych
eksponatów. Pomagałam przy zakopywaniu rzeźb z Kameronowych schodów. Potem
układaliśmy eksponaty w długich drewnianych skrzyniach. Pomagali nam
czerwonoarmiści. Później ewakuowaliśmy się z pałacu, a żołnierze zostali,
czekając na Niemców. Walki toczyły się w okolicach miasta. Niemcy wkroczyli
drugiego lub trzeciego dnia po ustąpieniu naszych. W tym czasie do pałacu i
Liceum przychodziły setki, jeśli nie tysiące, okolicznych mieszkańców.
Przychodzili też chłopi z pobliskich wsi. Wynosili z pałacu wszystko, co tylko
zdołali unieść. Możecie to nazwać, jak chcecie: barbarzyństwem, wandalizmem,
grabieżą. Po prostu miejscowi grabili wszystko, co zostało w pałacu”.
„Gdy
będziecie zwiedzać pomieszczenia Liceum - ciągnęła dalej strażniczka -
zobaczycie walające się wszędzie resztki drewnianych kolumn z pozłacanymi
kapitelami. Leżą w sali, gdzie Puszkin deklamował Dzierżawinowi swoje
Wspomnienia z Carskiego Sioła. Kolumny stały w tej komnacie. Gdy ludzie grabili
pałac, porąbali je na kawałki i wynosili - skusiły ich złocenia na kapitelach i
ozdobach. Złoto można zdrapać... Wtedy rozgrabiono też Bursztynową Komnatę.
Tutaj widzicie wszystko, co ocalało. A zachowało tylko się dzięki niemieckiemu
komendantowi. Następnego dnia po wkroczeniu Niemców wydał rozkaz, aby
mieszkańcy w ciągu trzech dni zwrócili do muzeum cały rozgrabiony majątek. Kto
nie wykona rozkazu, ma być rozstrzelany. Tak właśnie ocalały fragmenty
Bursztynowej Komnaty. Zapytacie, co stało się z resztą? Odpowiedź jest bardzo
prosta: bursztyn doskonale się pali, nie pozostawiając śladów. Miejscowi wiedzą
o tym i żeby nie było śladów - a Niemcy za przestępstwo nie głaskali po głowie,
można było trafić na szubienicę albo przed pluton egzekucyjny - spalili
bursztyn w piecach, a czego nie dało się spalić, wyrzucili w okolicznych
wąwozach”.
Taką
historię opowiedziała nam starsza strażniczka. Podziękowaliśmy i poszliśmy
dalej, chcąc dogonić naszą grupę. W sali cerkiewnej Liceum rzeczywiście walały
się kawałki kolumn, noszące wyraźne ślady siekiery -pamiętam jasnoniebieskie,
porąbane na kawałki kapitele, kawałki mebli i ozdób. Wiedziałem oczywiście, że
Niemcy wywieźli mnóstwo skarbów z naszych muzeów i pałaców. Ale wiedziałem też,
że cały zagrabiony majątek z niemiecką pedanterią pakowali w skrzynie,
uprzednio starannie numerując wszystkie eksponaty i układając je w kolejności,
aby później można było je łatwo zmontować. Nie zostawiali też żadnych kawałków
większych eksponatów. Można tu przytoczyć historie, zagrabienia i wywiezienia
pomnika „Tysiąclecie Rusi”: jest to znakomity przykład niemieckiej
systematyczności i skrupulatności przy wywożeniu zagrabionego mienia (notabene,
dobrze się stało, że grabieżcy nie zdążyli rozebrać całego pomnika i we
wzorowym porządku wywieźć go do Vaterlandu).
Ani ja, ani
żona nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że strażniczka mówiła prawdę o
okolicznościach zaginięcia Bursztynowej Komnaty. Również teraz, w 1994 roku,
jestem pewny, że tak właśnie było.
Niemcy nie zostawiliby części skarbu - oni byli dokładni i
skrupulatni. A to, co widzieliśmy w pałacu Katarzyny II w Carskim Siole w 1948
roku, nie było halucynacją. Oboje możemy przysiąc, że widzieliśmy pozostałości
po Bursztynowej Komnacie. Dokładnie zapamiętaliśmy słowa strażniczki:
„Miejscowi spalili bursztyn w swoich piecach”. Czego zatem ludzie
szukają?"
(Mikołaj Zatiejew - "SOS
z głębin", Bellona, Warszawa 2000, ss.67-70)
I moja odpowiedź:
Witam Pana!
- dzięki piękne za Pański email. Przyznaję, że choć mam
książkę Zatiejewa, to na zacytowany passus nie zwróciłem uwagi, bo bardziej
interesowały mnie inne sprawy w niej poruszane, a konkretnie katastrofy,
wypadki i inne wpadki radzieckiej floty podwodnej.
Sprawa Bursztynowej Komnaty to taki święty Graal
współczesnych poszukiwaczy skarbów i idę o zakład, że tego rodzaju prawda, jaką
Pan przedstawił do nich dotrze, i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie jej
szukał. Taka jest już właściwość ludzkiego mózgu, że potrzebuje jakiejś
podniety i celu wyższego, niż codzienne mozolne dobywanie chleba. Stąd właśnie
biorą się legendy - te wielkie i te zwyczajne, miejskie. Ludzie pragną czegoś
niezwykłego, bo to mają wkodowane w umysł, a ten zaś ma to do siebie, że raz zaznawszy
niezwykłości rad by każdą rzecz pod nią podciągnąć - jak lapidarnie ujął to Jan
hr. Potocki w "Rękopisie znalezionym w Saragossie".
Jeszcze raz Panu dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
Robert K. Leśniakiewicz
-----
A jednak to nie wszystko i nie całkiem tak. Bogusław Wołoszański w swym cyklu programów o skarbach III Rzeszy
powiedział - omawiając Zamek Książ - że jedna z sal zamkowych została
przygotowana do zamontowania w niej paneli i innych elementów właśnie
Bursztynowej Komnaty! Jej wymiary się zgadzały, skuto ozdoby i inne elementy architektoniczne, jakby do montażu paneli Komnaty. Interesującym jest to, czy Niemcy wiedzieli o tym, że
Bursztynowa Komnata została zniszczona czy nie? Jeżeli nie, to wiadomo - być
może chcieli ją tam zainstalować. Jeżeli tak, to...?
Osobiście jestem zdania, że
faktycznie - Zamek Książ nadawał się do eksponowania w nim Bursztynowej Komnaty
i faktycznie - jedna z sal została do niej przygotowana. Jeżeli Niemcy
wiedzieli o zniszczeniu Bursztynowej Komnaty, to najprawdopodobniej chcieli ją
odtworzyć i eksponować jej replikę właśnie w Książu. Być może Führer nawet nie
wiedział o tym, że Komnatę spalono i dlatego chciano mu podrzucić jej podróbkę?
Tego już nie wiem.
Jeżeli Nikołaj Zatiejew ma
rację, to nie ma co szukać Bursztynowej Komnaty, a w Złotym Eszelonie może być
złoto Wrocławia, plany V-7 i dalszych, albo… ładunek
bursztynu przeznaczony dla Zamku Książ. Mam nadzieję, że prace poszukiwawcze w
Wałbrzychu dadzą rozwiązanie tej zagadki.
-----------
* - Tu i dalej podkreślenia moje - R.K.L.
-----------
* - Tu i dalej podkreślenia moje - R.K.L.