czwartek, 17 grudnia 2015

Nieznana katastrofa samolotu PLL LOT w Beskidach 19 marca 1954 roku



Stanisław Bednarz


Wszyscy znają dobrze szczegóły katastrofy samolotu AN-24 B na Policy w Zawoi 2 kwietnia 1969 roku, mało kto jednak wie że w Beskidzie Wyspowym  pod szczytem  Ćwilin, miała miejsce katastrofa samolotu Li-2 PLL LOT lecącego z Warszawy do Krakowa.  Ja też przypadkowo zapoznałem się z tą katastrofa studiując amerykańska stronę internetową o wszystkich wypadkach samolotowych w świecie. Najpierw zapoznam czytelników z miejscem katastrofy. Gdy jedziemy z Mszany Dolnej do Limanowej to niedaleko za Mszana Dolna wspinamy się na przełęcz i wieś o tej samej nazwie Gruszowiec. Na lewo od tej przełęczy wznosi się szczyt Śnieżnica o wysokości 1006 m n.p.m. , natomiast na prawo szczyt Ćwilin o wysokości 1072 m n.p.m. , który jest drugim co do wielkości  w Beskidzie Wyspowym.


Ryc.1 Widok na Ćwilin z Mogielicy

 Szczyt jest bardzo atrakcyjny posiada wiele osobliwości przyrody ożywionej i nie ożywionej, tak że zachęcam Czytelników do odwiedzenia go. Z polany szczytowej roztacza się przepiękna panorama. Ale nie o tym będzie mowa.
W dniu 19 marca z Warszawy wyruszył samolot Lisunow Li-2 Polskich Linii Lotniczych LOT na rejs do Krakowa. Powiedzmy więc  sobie co nieco o historii tego samolotu. Li-2 był licencyjną produkcją ZSRR na podstawie amerykańskiego samolotu DC-3 (Dakota). Wyjątkowo ZSRR legalnie zakupił licencję w 1938 roku od USA. Piszę wyjątkowo bo ZSRR bardzo często kopiował kapitalistyczne produkcje, nie pytając o zgodę. Po dokonaniu przeróbek umożliwiających dostosowanie samolotu do ciężkich przewozów transportowych w 1939 uruchomiono produkcje do celów głównie transportowych, a także pasażerskich. Ogółem do końca 1946 roku gdy zakończono produkcję z taśm fabryki w Chimkach koło Moskwy zeszło 3000 sztuk, najwięcej w wersji transportowej. Polskie Linie Lotnicze LOT po wojnie odczuwały drastyczny brak maszyn. Z końcem 1946 roku do Polski sprowadzono do Polski 20 samolotów Li-2 wersji 2P -pasażerskiej o dwóch silnikach tłokowych o mocy 840 KM każdy. Taki samolot zabierał 26 pasażerów  i  posiadał załogę złożona z 4 osób (2 pilotów, 2 stewardessy). Otrzymały one numery rejestracyjne do SP-LAA do SP-LAW. Nasz samolot nosił rejestracje SP-LAH. Czyli pochodził z tej dostawy. Były i następne dostawy tak że w 1954 roku PLL LOT miał na swoim wyposażeniu maksymalna liczbę 39 egzemplarzy. Samoloty te były w służbie  PLL LOT do połowy lat sześćdziesiątych, a ostatni lot pasażerski  odbył się w 1967 roku. Stopniowe wycofywanie tego modelu rozpoczęto w 1961 roku. W lotnictwie wojskowym przetrwały do 1974 roku.


Ryc 2 Samolot Li-2P w barwach PLL LOT

Ale wróćmy do pechowego 19 marca wówczas samoloty PLL LOT  Warszawy do Krakowa  latały nieco inną trasą kierowały się na Dąbrowe Tarnowska gdzie był radiolatarnia, a następnie skręcały na Kraków. Po minięciu radiolatarni w Dąbrowie Tarnowskiej  która w tym dniu miała awarię zasilania samolot utracił zdolności prawidłowej nawigacji. Zboczył  zatem  z zaplanowanej trasy i niespodziewanie w warunkach złej pogody to jest gęstej mgły  i błędu nawigacyjnego znalazł się nad Przełęczą Gruszowiec. Należy w tym miejscu dodać, że w 1969 roku  gdy była katastrofa w Zawoi  samoloty z Warszawy do Krakowa latały już inna trasą kierując się na radiolatarnie w Jędrzejowie. Ze względu na wspomnianą mgłę pilot w ostatniej chwili zauważył stoki Ćwilina. Podciągnął więc maszynę do góry by nie uderzyć czołowo i złagodził w ten sposób skutki uderzenia gdyż osiadł  równolegle do stoku. Manewrem tym uratował pasażerów bowiem  zginęła  tylko 1 osoba z 23 znajdujących się na pokładzie, a pozostałe zostały ranne. Samolot rozbił się wysoko koło przysiółka Bursawina nad osiedlem Granice na wysokości około 950 m n.p.m. W warunkach dużego zaśnieżenia okoliczni mieszkańcy przez cały dzień  na prowizorycznych noszach z gałęzi świerkowych jak i na własnych plecach znosili  rannych do karetek, które stały na dzisiejszej drodze krajowej nr 28. Manewr podniesienia dziobu maszyny, który uratował pasażerów, był możliwy w tej maszynie gdzie zainstalowane były silniki tłokowe, a prędkość przelotowa wynosiła 240 km/h. W AN-24B w 1969 taki manewr był niemożliwy gdyż samolot miał silniki turbośmigłowe o mocy 2820 KM każdy, a prędkość przelotowa wynosiła 450km/h i samolot uderzył czołowo w stok. Wrak Li-2  w późniejszych dniach przetransportowano do Limanowej gdzie leżał jeszcze długo koło bazyliki.


Moje 3 grosze


No i mamy rozwiązanie innej tajemnicy Beskidów, a mianowicie katastrofy samolotu An-24 B z dnia 2.IV.1969 roku. Tak samo, jak w przypadki Li-2 miała miejsce ograniczona widoczność, co spowodowało błąd nawigacyjny pilotów, a nadmiar mocy w silnikach uniemożliwił „przeskok” nad szczytem Policy. I nie ma się co tu dopatrywać żadnych dodatkowych udziwnień.

A że wszystko zostało utajnione? To oczywiście – samolot wyprodukowano w ZSRR i „wielki brat” nie życzył sobie, by dochodzenie rzuciło jakikolwiek cień na producenta. Taki sam mechanizm działa w przypadku samolotu Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem. W obu przypadkach chodzi o grubą kasę, zaś opowiastki o helu, bombie czy jeszcze inne brednie są majaczeniami chorych umysłów.

Oczywiście ktoś powie, że „wielki brat” zaliczył dwie katastrofy samolotów Ił-62 MSP-LBG Tadeusz Kościuszko (9.V.1978 r.) i SP-LAA Mikołaj Kopernik (14.III.1980 r.) które latały w barwach LOT-u, i media zostały poinformowane o katastrofach. Oczywiście, bo nie dało się ich ukryć – zginęło zbyt wielu ludzi i obie zdarzyły się w okolicach Warszawy, a nie gdziekolwiek indziej. Ważne jest miejsce tych tragedii. To okolice wielkiego miasta, a nie beskidzkich wsi…

Tak czy inaczej – zagadkę katastrofy pod Policą można uznać za rozwiązaną.