niedziela, 10 kwietnia 2016

EKSPERYMENT WOŁNA: Igranie z ogniem w jonosferze?





Ta ciekawa sprawa zaczęła się dla mnie w lipcu 2001 roku. Oglądałem właśnie program „7 dni świat”, w którym przyciągnęła moją uwagę migawka filmowa z Rosji. Najpierw pokazano całkowicie wynurzony rosyjski okręt podwodny - podobny do nieszczęsnego K-141 Kursk, a potem start z jego pokładu (a raczej wnętrza) rakiety, która wzniosła się ku górze i znikła w dali. Następne ujęcie pokazywało jakąś kartę papieru czy kartonu, na której wołami wydrukowane stało jak byk po angielsku: Experiment Volna.[1] Głos lektora uprzejmie wyjaśnił, że oglądaliśmy właśnie nowy, rosyjski eksperyment ze statkiem kosmicznym, którego napędem był tzw. „żagiel słoneczny”, i że rakieta wyniosła małego satelitę na orbitę, gdzie miał on rozwinąć ten żagiel i następnie opaść na Kamczatkę.

Zaintrygowany chwyciłem za telefon i poprosiłem Marcina Mioduszewskiego z Krakowa, o poszukanie bliższych danych na temat tego Eksperymentu Fala w Internecie. Marcin oddzwonił po trzech czy czterech godzinach z nosem na kwintę - w Sieci nie było nic na ten temat, co mnie nie dziwiło - Rosjanie jeszcze uważają nas za potencjalne zagrożenie dla Matuszki Rossiji, więc raczej nie można się było niczego innego po nich spodziewać...

W kilka dni później poprosiłem o to samo Tomasza Niesporka z szopienickiego Zarządu Trzynastego - wynik jego poszukiwań był identyczny - zero informacji na temat Fali... A przecież ponoć była na ten temat konferencja prasowa! Czyli sprawie albo ukręcono łeb, w co nie wierzyłem, albo nie potrafiliśmy zadać Sieci właściwego pytania na ten temat. Internet ma to do siebie, że jest oceanem informacji, ale żeby otrzymać te, które chcemy otrzymać, musimy stawiać właściwe pytania, a tych widocznie nie postawiliśmy!

Nie dałem za wygraną i w czasie wrześniowego spotkania roboczego w Trstenie zacząłem suszyć o to głowę dr Milošowi Jesenský’emu. Wyłożyłem mu problem. Niestety, on także nic nie wiedział na ten temat, ale obiecał, że może się dowie. Nie dowiedział się wprawdzie, bo słowackie media na ten temat nie napisały ani słowa, ale w kwietniu 2002 roku, na kolejnym spotkaniu wyłożył mi swoją hipotezę na ten temat.
- Słyszałeś coś o HAARP-ie?[2] - zapytał.
- Oczywiście, było na ten temat w „Nieznanym Świecie”, no i ukazała się książka „HAARP - broń ostateczna” Jerry’ego E. Smitha - odpowiedziałem.
- No widzisz. A teraz pomyśl: jak można zrobić to ustrojstwo bardziej efektywnym? Nie wiesz? - no to ja ci powiem. Otóż można wziąć atmosferę z dwóch stron: od dołu poprzez system anten HAARP na Alasce i od góry - poprzez jednego lub kilka sztucznych satelitów Ziemi, które przekazując mikrofale z Ziemi mogą skierować je w każdy, dowolny punkt jej górnych warstw atmosfery. A zatem ilość promieniowania mikrofalowego skierowanego nad potencjalnie wrogi kraj możesz spokojnie pomnożyć przez dwa, albo nawet przez trzy... Rozumiesz? A teraz pomyśl, co się stanie, kiedy w grę wchodzą dwa takie systemy?...

Zrobiło mi się nieswojo, bo przypomniała mi się rozmowa z Tomaszem Niesporkiem, który zasugerował coś podobnego i to właśnie w odniesieniu do wojny w Afganistanie...
- Spójrz - powiada - w całej Europie anomalia pogodowe, na Bliskim Wschodzie mrozy, Jerozolima pod śniegiem, w Afryce susze, w Indiach powodzie, pogoda jednym słowem oszalała, a nad Afganistanem lazurowe niebo i amerykańskie bombowce. Nie dziwi cię to?

Faktycznie dziwiło, a jużci! Bo to było co najmniej dziwne. Jakby Amerykanie wymodlili sobie u świętego Piotra wyjątek spod ogólnej reguły. Inna rzecz, że nie ucierpiał na tym obłąkany mułła Omar, czy chory z paranoicznej nienawiści do Zachodu super-terrorysta XXI wieku Usama ben-Laden i inni przywódcy al-Quaedy, a tylko i tak już biedni Afgańczycy, których nędzne lepianki rozwalały najnowocześniejsze amerykańskie bomby z laserowym naprowadzaniem na cel i wszelkimi innymi elektronicznymi „bajerami”... Taka wojna przypominała mi dokładnie polowanie na muchy z siekierą, zamiast packi: straszliwe ciosy idą w ściany, meble czy szyby okienne, a mucha zaciera łapki i chichocze złośliwie widząc efekty takiego „polowania”, czyli dokładnie tak, jak robili to afgańscy Talibowie... No, ale czy sztabowców i planistów z Pentagonu stać byłoby na takie porównanie i odrobinę wyobraźni?

Miloš Jesenský założył od razu, że doszło do cichego porozumienia Stanów Zjednoczonych z Federacją Rosyjską i uruchomienia wielkiego kotła pogodowego w postaci amerykańskiego systemu HAARP i rosyjskiego systemu SURA vel ELIPTON[3], które to synergiczne i skoordynowane działania spowodowały anomalie pogodowe na obszarach Eurazji i częściowo Afryki. Kto wie, czy być może zmiana rytmu zjawisk El Niño i La Niña na Pacyfiku nie została spowodowana właśnie poprzez „podgrzewanie” jego wód emitorami mikrofalowymi? Dlaczego nie? Najlepsze efekty można by uzyskać właśnie zaprzęgając do tej roboty geostacjonarne satelity. W USA i byłym ZSRR pracowało się nad takimi broniami już od początku lat 80. ubiegłego wieku, kiedy to wyścig zbrojeń został już jawnie i bez ogródek przerzucony z Ziemi w Kosmos! Czysta paranoja, ale zapewne ktoś zrobił na tym wielki szmal, a już na pewno filmowcy z Hollywood, bo wojny kosmiczne zawsze były wdzięcznym tematem dla filmu.

Sprawa przycichła aż do kanikuły 2002 roku. Gdzieś tak w środku lipca nieoceniony w takich przypadkach Łukasz Świercz z Krakowa przesłał mi pakiet informacji, z których wyłonił się następujący obraz tego wydarzenia. W dniu 12 lipca 2002 roku, o godzinie 00:58.31 MSK[4] z płynącego po Morzu Barentsa okrętu podwodnego K-135 Riazań wystrzelono rakietę balistyczną typu Wołna z satelitą IRDT-2[5] o masie tylko 146 kg - był to lądownik Demonstrator-2 - którego głównym zadaniem miałoby być odzyskiwanie sztucznych satelitów Ziemi oraz służenie jako kosmiczny tender ratowniczy dla załogi ISS, gdyby ta znalazła się w opałach. Urok tego urządzenia polega na tym, że ma ono masę tylko około 150 kg, a zatem może to wynieść na orbitę każda przystosowana do tego rakieta balistyczna! Może on siadać na każdej planecie dzięki nadmuchiwanym ekranom ablacyjnym, zaś prędkość lądowania wynosi tylko 15 m/s!!! Specjaliści z NASA orzekli, że jest to niezwykłe osiągnięcie kosmonautyki rosyjskiej. No cóż - wydaje się, że inżynierom z RAK[6] udało się jako pierwszym wyprodukować pojazd typu SSTO[7] - marzenie inżynierów z NASA, ESA i NASDA[8]!


Przy okazji dowiedzieliśmy się, że próby z Demonstratorem-1 miały miejsce: pierwsza w dniu 8 lutego 2000 roku - częściowo udana, bo lądownik poleciał w Kosmos, ale były kłopoty z jego znalezieniem, i druga - w dniu 20 lipca 2002 roku - całkowicie nieudana. Kto wie, czy szczątki Demonstratora nie latały także nad Polską powodując falę doniesień o obserwacjach typu NOO w końcu lipca i w sierpniu 2001 roku?...

Ale czy to jest prawda, cała prawda i tylko prawda o tym eksperymencie? Założę się, że nie. Sama nazwa tego pojazdu Demonstrator daje do myślenia. Co ma on zademonstrować? Powrót Rosji w wielkim stylu w Kosmos po utracie Mira? A może coś nowego, nieznanego i groźnego dla potencjalnych wrogów Matuszki Rossiji? Wszak w 2000 roku do arsenału WNP wszedł pułk (10 jednostek), a teraz zapewne już dywizja (40-50 jednostek) najnowocześniejszych pocisków ICBM typu Topol M na mobilnych wyrzutniach. To właśnie w lecie 2000 roku rosyjska flota zaczęła swój wielki come back na wody Wszechoceanu, który zakończył się tragedią Kurska. I to właśnie w 2000 roku zaczął się Eksperyment Fala. Czy to przypadek? Nie, nie ma takich przypadków. Podejrzewam, że Demonstrator miał zademonstrować coś więcej, niż tylko obecność WNP w Kosmosie. To miała być i jest niesamowita broń wymierzona w amerykańskie i NATO-wskie satelity wczesnego ostrzegania, które przy pomocy Demonstratora będzie można po prostu... zdjąć z orbity, nie niszcząc ich! W tym kontekście nazwa tego pojazdu jest najzupełniej uzasadniona!

Jeżeli prawdą jest postawiona w tytule hipoteza, że pojazdy te służą do aktywowania mikrofalami górnych warstw atmosfery, to możemy być pewni, że grozi nam powiększenie się dziur ozonowych i powstanie nowych - i to niekoniecznie nad oboma Biegunami! A wtedy na powierzchnię naszej planety runie promieniowanie UVB i UVC, które jest w stanie wygubić każde życie. Byłby to koniec pewnego typu życia na Ziemi, jak po impakcie asteroidu Chicxulub, co miało miejsce 65 mln lat temu. Bo dinozaury wykończyło promieniowanie UVC, a nie zima poimpaktowa, jak to sugerują uczeni! Impakt przeżyły te stworzenia, które mogły schować się pod ziemię czy prowadziły nocny tryb życia, względnie zamieszkiwały głębiny Wszechoceanu, gdzie nie dobiegało do nich zabójcze promieniowanie, a zatem żyjące w strefie eufotyczej: abysalnej i hadalnej. Gruba warstwa wody z solami mineralnymi zapobiegła ich masowemu napromieniowaniu. Duże dinozaury wodne zamieszkiwały strefę fotyczną i litoralną Wszechoceanu i to je zgubiło. Mogły przeżyć to tylko te zwierzęta, które mogły oddychać powietrzem rozpuszczonym w wodzie, jak np. ryby. Inne musiały podpływać pod lustro wody by zaczerpnąć oddechu lub na fitoplanktonowy żer i tam dostawały dawkę śmiertelnego promieniowania z wiadomym efektem. To wyjaśnia całkowicie i bez reszty tajemnicę ich zagłady - po prostu wymarły na np. złośliwe nowotwory skóry!

Wracając do dnia dzisiejszego. Na orbicie wokółziemskiej latają różne satelity, ale 75% z nich, to satelity wojskowe lub cywilne z przeznaczeniem wojskowym. Szczególnie niebezpiecznymi są satelity szpiegowskie systemów jak  Echelon czy DSP. Jaka szkoda, że odwieczne marzenie Ludzkości o oderwaniu się od naszej planety sprostytuowano do roli narzędzia do walki o władzę, wpływy i dominację! Smutna to prawda.



Z ostatniej chwili:

SpaceX dokonał historycznego lądowania rakiety

Po raz pierwszy w historii SpaceX posadził rakietę na barce. Falcon 9 dostarczał zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Lądowanie miało miejsce na Oceanie Atlantyckim w piątek po południu. Gratulacje firmie złożył sam prezydent Barack Obama.

Rakieta Falcon 9 z kapsułą Dragon dostarczyła zaopatrzenie dla astronautów na ISS, zawierające ponad trzy tony sprzętu. Posłuży on m.in. do prowadzenia badań naukowych. Gdy Dragon odłączył się od rakiety, ta miała wrócić na Ziemię i wylądować na oceanie - przy użyciu specjalnych kontrolerów. SpaceX dokonywał takich prób wielokrotnie w przeszłości. Tym razem prywatna firma odniosła sukces.

Lądowanie rakiet na morzu to przyszłość w eksploracji kosmosu przez człowieka, bowiem w razie awarii nie naraża życia i zdrowia ludzi. SpaceX dopracowuje powroty rakiet na Ziemię, ponieważ ich ponowne użycie do przyszłych startów, oszczędzają czas i pieniądze firmy. Według planów szefa SpaceX Elona Muska, za kilka lat proces stanie się w pełni wydajny, a starty będą się odbywały raz na kilka tygodni. - Osiągniemy sukces, gdy stanie się to nudne - żartował Musk.

Gratulacje SpaceX popłynęły od samego prezydenta Baracka Obamy. "To przez takich innowatorów jak wy i NASA Ameryka jest liderem w przestrzeni kosmicznej" - napisał na Twitterze.
Dragon ma za sobą dziesięć lotów zaopatrzeniowych. Wczorajsza misja SpaceX CRS-8 jest pierwszą od czerwca 2015 roku, kiedy to statek wybuchnął kilka minut po starcie. (kg, Onet.pl)


*


O Demonstratorze na razie cicho-sza! - więc sądzę, że nadal się nad nim pracuje i będzie on używany w celach wojskowych. W Europie znów śmierdzi prochem, więc będzie cicho dalej, jak nad innymi wynalazkami tego rodzaju.

Natomiast interesuje mnie innego rodzaju zagadnienie. Czy tak to naprawdę z dinozaurami było – tego nie wiem. Ale jednego jestem pewien, a mianowicie tego, że promieniowanie UV mogło je wybić. Nie tyle efekty spadku asteroidy Chicxulub i mniejszych meteoroidów jej towarzyszących, a właśnie spowodowana przez nie dziura ozonowa, a co tłumaczyłoby wybicie dinozaurów na obszarze całej Ziemi. W przypadku samego tylko ostrzału meteorytowego, pewna część dinozaurów by się uratowała: w Australii i Antarktydzie oraz na południowych krańcach Afryki i Ameryki Pd. - a jednak wyginęły i tam… 

NB, nie zapominajmy, że coś podobnego przecież miało miejsce u końca Ordowiku – jakieś 438 MA temu, kiedy to życie na Ziemi odniosło pierwszą wielką stratę spowodowaną uderzeniem strumienia (dżetu) promieniowania gamma wyemitowanego przez eksplodującą gwiazdę Super- czy nawet Hipernową. Było to pierwsze Wielkie Wymieranie spowodowane przez promieniowanie jonizujące. Pod koniec Kredy zdarzyło się drugie…

Tak więc chciałbym zaznajomić Czytelnika z innym materiałem dotyczącym największego drapieżnika lądowego wszech czasów - Tyranosaurusa rex’a i jego świata sprzed 64.8 MA i przyczynami jego wygaśnięcia…   


[1] Volna - właśc. волна - fala.
[2] HAARP = High-frequency Active Auroral Research Program - program aktywnego badania zórz polarnych przy pomocy fal radiowych o wysokiej częstotliwości.
[3] ELEPTON lub ELIPTON, to hipotetyczna broń oddziałująca na środowisko, wyprodukowana w byłym ZSRR. Inaczej widzi ten problem Tomasz Niesporek, który twierdzi, że ELIPTON, to broń wzorowana na hitlerowskim Schallkanone - broni wykorzystującej działanie zogniskowanych i skolimowanych fal dźwiękowych, których energia byłaby czynnikiem rażenia siły żywej nieprzyjaciela. Broń ta ponoć została wykorzystana przez armię serbską przeciwko wojskom NATO w Kosowie, w 1999 roku.
[4] 11 lipca 2002 roku, godzina 21:58.31 GMT.
[5] IRDT = Inflatable Re-entry & Descent Technology - technologia “nadmuchiwany lądownik”. 
[6] RAK = Russkaja Agientia Kosmonawtiki - Rosyjska Agencja Kosmonautyki.
[7] SSTO = Single Stage To Orbit - lot z jednym stopniem na orbitę.
[8] Od 2003 roku JAXA – Japońska Agencja Kosmiczna.