środa, 20 grudnia 2017

Zapomniana katastrofa


Te samoloty to miała być chluba LOT. Po dwóch katastrofach wycofano je.

Mój Kalendarz – 55 lat temu 19 grudnia 1962 miała miejsce katastrofa samolotu rejsowego PLL LOT Vickers Viscount 804 w pobliżu lotniska Okęcie; zginęły w niej 33 osoby. Wśród nich był inżynier Fryderyk Bluemke, konstruktor silnika Syreny.

Do czasu katastrofy w Zawoi 1969 była to największa katastrofa polskiego samolotu. Wykonywał powrotny lot z Brukseli do Warszawy. Podczas podejścia do lądowania rozbił się i spłonął – 1335 metrów od pasa.

Jak doszło do tego wszystkiego: wiosną 1962 LOT uruchomił połączenia do Amsterdamu i Rzymu. Na Iłach-18, pasażerowie z Zachodu nie chcieli latać, polskie linie miały trzy ConvairyCV-240, ale wstyd było je wysyłać. British Airlines wystawiły na sprzedaż trzy Vickersy Viscounty 804, pięcioletnie. Były z hermetyzowaną kabiną, i czteroma turbośmigłowymi silnikami. Zabierały na pokład 56 pasażerów, latały dwukrotnie szybciej niż Ił-14, Był tylko jeden problem: radar.

We wrześniu 1962 roku grupa pilotów wyjechała do Wielkiej Brytanii na szkolenia. Viscount był bardzo skomplikowany Dla Polaków latanie z wykorzystaniem systemu umożliwiającego lądowanie przy braku widoczności, było nowością. Takie urządzenie od dwóch lat było już w magazynie na Okęciu ale zabrakło dewiz na zakup kabla. Anglicy zachwycali się, patrząc, jak Polacy lądują z wykorzystaniem starszej metody, na radiolatarnie. Ten archaiczny system wciąż był w PRL wykorzystywany jeszcze w 1969 przy katastrofie w Zawoi.





W rezultacie odmówili podpisania licencji uprawniających do samodzielnego pilotowania. Dyrekcja LOT podjęła decyzję, że nasze załogi będą latać w trójkę z pilotem brytyjskim. Pozostał jeszcze problem radarów, ale LOT musiał dopłacić. Dyrektor uznał, że bez nich też można latać.

6 listopada pierwszy Viscount wylądował na Okęciu. Witały go tłumy warszawiaków. Kilka dni przed katastrofą wszystkie gazety pisały o nowych pięknych samolotach, a tu katastrofa. Podchodząc do lądowania, popełniono fatalny błąd. ILS wciąż nie działał, więc piloci jak zwykle podchodzili na sygnał radiolatarni. Tyle że tego dnia z trzech radiolatarni, które pracowały na Okęciu, dwie były zepsute. Gdy w końcu udało się złapać sygnał jedynej działającej, samolot był już zbyt nisko. Zwyciężył odruch z samolotów tłokowych, aby poderwać maszynę, raptownie zwiększył moc. Całą winą za wypadek obciążono kapitana. O zepsutych radiolatarniach, braku systemu ILS nie wspomniano…

Pech jednak nie opuszczał tych maszyn. Zimą 62/63 drugi Viscount, miał niezwykłą przygodę... W śnieżycy, dwukrotne podejście do lądowania w Warszawie. Paliwa było zbyt mało, aby dotrzeć na lotnisko zapasowe. Wtedy odezwał się w radiu nieznany głos, który podał częstotliwość radiolatarni w Łęczycy (lotnisko wojskowe). Był to żołnierz, pełniący służbę na wieży kontrolnej. Złamał procedury, Lądowanie w Łęczycy odbyło się bez przeszkód. Władze wojskowe zareagowały błyskawicznie... aresztując załogę i pasażerów. (!!!)

20 sierpnia 1965 rozbił się w Belgii drugi, zginęła 4 osobowa załoga samolot wracał bez pasażerów. Pozbawiona radaru maszyna wleciała w burzę. Po utracie drugiej maszyny zapadły decyzje, które na długie lata skazały nas na dostawy wyłącznie radzieckich samolotów. One także się rozbijały. Eksploatacja ostatniego Viscounta stała się nieopłacalna. W 1969 roku sprzedano go do Nowej Zelandii. I tak nastała era turbośmigłowego AN-24.


Opracował – Stanisław Bednarz