czwartek, 2 sierpnia 2018

Zemsta faraona



Sofia Pawłowa


W latach 90-tych po raz pierwszy znalazłam się w Egipcie. Bardzo lubię historię antycznego świata i dlatego – rzecz jasna – oczekiwałam z tej strony czegoś zadziwiającego i niezwykłego. Ale kiedy zawieźli nas do Gizy do piramid, byłam rozczarowana. Wcale nie były one tak monumentalne. W podręcznikach historii opisywano, jak to kamienie z których są zbudowane piramidy, szczelnie przylegają do siebie, że nie można wsunąć pomiędzy nie noża. W rzeczywistości może pomiędzy nie lekko wejść palec. Natomiast słynny Sfinks był otoczony budowlanymi rusztowaniami.


Upadek z piramidy


Widząc jak turyści swobodnie gramolą się na piramidy i nikt im tego nie zabrania, ja także zdecydowałam się spróbować, ale nie dałam rady. Noga mi się poślizgnęła i wyrżnęłam łokciem w kamienie.

Wstałam, otrzepałam się i obejrzałam podrapany łokieć, ale była na nim rysa na skórze i parę kropelek krwi. Zakleiłam ją plastrem i zapomniałam o tym. Potem podszedł do nas przewodnik i poszliśmy zwiedzać piramidę Chefrena.


Korytarze w tej piramidzie są ciemne i niskie, i żeby dojść do komory pogrzebowej przyszło najpierw iść do dołu, a potem do góry, przy czym cały czas zgiętym we troje. Szliśmy tam zderzając się z potokiem turystów, którzy już zaliczyli ten punkt programu. Wielu ludziom nie starczało powietrza i oni się źle czuli.

I wreszcie doszliśmy do komory, było to okrągłe pomieszczenie, na środku którego stał sarkofag Chefrena, a z boku przystawiona do ściany kamienna pokrywa. Wszystkie ściany i pokrywa sarkofagu było pokryte napisanymi imionami turystów i datami zwiedzenia piramidy. Jak widać, wielu chciało pozostawić swój ślad w historii. A do tego – sądząc po napisach – było wśród nich wielu Rosjan.


Wszędzie krew


Zachciało mi się także pozostawienia autografu. Wyjąwszy z kieszeni żelazny klucz zdecydowałam się wyryć na kamieniu swe imię na pokrywie sarkofagu. Jakoś nie zastanowiłam się nad tym, że nie tylko niszczę pomnik kultury, który liczy sobie tysiące lat, i że lepiej byłoby tego nie robić.

Kiedy przewodniczka opowiadała o życiu faraona Chefrena, ja cichutko wydrapałam na pokrywie literę „S” i już się brałam do następnej… kiedy naraz literalnie, wręcz fizycznie odczułam, jak po moim podrapanym łokciu coś cieknie jak woda. Spojrzałam i zrobiło mi się słabo: to była krew. Na miejscu rysy na skórze była rana wielkości monety. Krew zaczęła kapać na podłogę komory, zalała moją białą bluzkę i torebkę… Wtedy turyści zobaczyli, co się dzieje i zaczęli mi udzielać pierwszej pomocy – ktoś wyciągnął plaster, ktoś miał wodę utlenioną. Ale to nie pomagało! Krew ciekła i ciekła bez względu na plastry i tampony z gazy. Przewodniczka poleciła mi zacisnąć brzegi rany i szukała w plecaczku bandaża.



Zabieraj swój autograf!


A mnie do głowy przyszło coś innego.
- Napisałaś swe imię na mogile faraona – rzekłam do siebie – więc nie dziw się, że to mu się nie spodobało.

Wzięłam klucz i zaczęłam zamazywać napisaną przeze mnie literę. I stał się cud: ledwie zamazałam literę, jak krawędzie rany się zamknęły, zaś krew która tam nakapała na podłogę naraz zaczęła dymić, jakby parowała. Chwila, i krew znikła. A najdziwniejsze było to, że krew znikła także z białej tkaniny mojej bluzki, jakby rzeczywiście wyparowała! Wracałam z piramidy cicha i przytłoczona. Turyści szeptali za moimi plecami. Wszyscy widzieliśmy ten cud, i nikt nie potrafił znaleźć dlań objaśnienia. Pamiętam, jak pewna kobieta powiedziała:
- Jeżeli faraon karze każdego, kto bazgrze po ścianach i pokrywie jego sarkofagu, co się stało z tymi, którzy pozostawili tam autografy?

No właśnie – co się z nimi stało?


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 18/2018, s.24
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
Ilustracja - De Gloria Olivae – blog.