niedziela, 29 września 2019

„Buriewiestnik”: tajemnica Morza Białego




Joseph Trevithick


Rosja przyznaje, że tajemnicza eksplozja silnika pocisku rakietowego dotyczyła także „izotopowego źródła energii”. Ten nowy szczegół i inne informacje sugerują, że wypadek ten mógł dotyczyć jednego z rosyjskich pocisków manewrujących z napędem nuklearnym.

Rosyjska państwowa korporacja atomowa Rosatom mówi, że ekipa jej pracowników pracowała nad „eksperymentalnym źródłem energii”, kiedy to eksplodowało zabijając 5 osób i raniąc kilka innych w czasie tajemniczego wypadku w dniu 8.VIII.2019 roku. Kompania ta nie podała żadnych specyfikacji tego projektu, ale nowe informacje dodane do innych szczegółów pozwalają sądzić, że te źródło energii może być powiązane z pociskiem manewrującym Buriewiestnik z napędem jądrowym, co Kreml po raz pierwszy ogłosił publicznie w ubiegłym roku.


Wypadek ten wydarzył się w nieopodal wsi Nionoksa, znanej także jako Nenoksa, w północno-zachodnim regionie Rosji, w okolicach Archangielska, w dniu 8.VIII.2019 roku. Jest to znany poligon dla ICBM oraz pocisków manewrujących. Nie ma żadnych wcześniejszych doniesień, że Rosja testowała tam Buriewiestnika, w nomenklaturze NATO znanego jako SSC-X-9 Skyfall, póki rosyjski prezydent Władimir W. Putin nie ogłosił jego istnienia w przemówieniu w dniu marcu 2018 roku, wymieniając tą lokalizację. Wcześniejsze doniesienia, cytowane przez anonimowych amerykańskich oficjeli, wskazywały na to, że Rosjanie testowali taki pocisk, szczegóły na jego temat były ekstremalnie limitowane, od 2017 roku, z Nowej Ziemi – odległego archipelagu rosyjskiej Dalekiej Północy, który służy jako poligon broni atomowych.

Ta tragedia wydarzyła się, kiedy pracowano nad izotopowym źródłem energii i systemem napędu na paliwo ciekłe – mówi oświadczenie Rosatomu – pięciu pracowników […] zginęło w czasie wypróbowywania systemu napędu na paliwo ciekłe. Trzech naszych kolegów odniosło rany i oparzenia w różnym stopniu.

W oświadczeniu nie ma wzmianki o Buriewiestniku, ale ogólny opis Rosatom brzmi pod wieloma względami podobnie do tego, co wiadomo o układzie napędowym tej broni. Pocisk manewrujący ma podobno silnik rakietowy napędzany energią jądrową, który wykorzystuje boostery rakietowe - jak widać na filmie z rzekomego poprzedniego testu broni Buriewiestnik - w celu uzyskania optymalnej prędkości. W tym momencie szybko poruszające się powietrze przedmuchuje gorący reaktor, po czym wylatuje przez dyszę wylotową, aby wytworzyć ciąg.


Obecność transportowca paliwa jądrowego – okrętu Sieriebrianka na tym akwenie w czasie tego wypadku też wskazuje na Buriewiestnika. Ten okręt był częścią flotylli, którą Rosja wysłała do Arktyki w celu wydobycia jednego lub więcej rozbitych Buriewiestników w ubiegłym roku. Okręt, który jest przystosowany do transportu prętów paliwa nuklearnego i podobnego ładunku, mógłby być równie dobrze przystosowany do przewożenia pocisków manewrujących z napędem nuklearnym. Okręt ten pozostaje w wewnętrznej części Zatoki Dwińskiej na Morzu Białym, który to obszar władze rosyjskie zamknęły dla wszelkiej publicznej i komercjalnej aktywności po tym incydencie.

Nie jest jasne, jak silnik na paliwo ciekłe czy silnik odrzutowy, komponent który eksplodował, miał być dołączony do planu Buriewiestnika. Jest możliwe, że system używający rakiet pomocniczych na paliwo ciekłe ma za zadanie rozpędzenie pocisku do prędkości koniecznej do zadziałania silnika głównego.

Incydent ten mógł obejmować również eksperymentalną konfigurację z zainstalowanym małym reaktorem jądrowym, ale konwencjonalny silnik odrzutowy zapewniający rzeczywisty napęd, w celu oceny innych cech przed pełnymi testami pocisku w bardziej reprezentatywnej konfiguracji. Inną możliwością może być odniesienie do reaktora zasilanego ciekłym paliwem jądrowym.

W przeciwieństwie do pocisków wykorzystujących konwencjonalny silnik odrzutowy lub silnik rakietowy, silnik jądrowy mógłby potencjalnie utrzymywać pocisk w locie przez wiele tygodni i dać mu praktycznie nieograniczony zasięg, co czyni go koszmarem dla każdego, kto będzie się przed nim bronił. Niestety oznacza to również, że każdy test broni, nawet bez aktywnej głowicy, nadal wymaga odpalenia ładunku radioaktywnego. Bez względu na to, czy test się nie powiedzie - i rozbije się, czy eksploduje - czy rakieta dotrze do celu, zawsze będzie polegać na rozbiciu reaktora jądrowego o ziemię lub ocean.

Oczywiście nadal istnieje możliwość, że incydent ten nie był związany z Buriewiestnikiem, ale ta broń jest jedyną, którą Rosja publicznie ogłosiła, że pracuje nad źródłem energii jądrowej. W każdym razie niepokojące jest to, że Kreml testowałby taki układ napędowy w tak stosunkowo bliskiej odległości od centrów ludności. Zgłoszone testy Buriewiestnika na Nowej Ziemi miały sens.

Pozostaje pytanie o to, jak wiele radioaktywności uwolniło się do środowiska w wyniku tego incydentu. Władze miejskie w Siewierodwińsku położonego na wschód od Nionoksy, początkowo donosiły że zaobserwowano skokowy wzrost promieniowania do wartości 20 mSv/h przez dwa czujniki, które stanowią część automatycznego systemu Obrony Cywilnej. Typowe tło promieniowania na tym terenie wynosi 0,11 mSv/h (u nas jedynie 0,10 - 0,20 μSv/h czyli 1000 razy mniej – uwaga tłum.). Doniesienia o zwiększonej sprzedaży jodyny, która jest w stanie chronić organizm przed przeniknięciem do niego radionuklidu 131I* stwierdzona po incydencie, jednakże nie może to być potwierdzeniem tego, że władze nakazały mieszkańcom zrobienie takich zakupów.

Jednakże władze Siewierodwińska stwierdziły, że poziom radioaktywności powrócił do dawnego poziomu jak przez wypadkiem. Rosyjskie Ministerstwo Obrony Narodowej zaprzecza w ogóle jakiemuś skażeniu radioaktywnemu. Późno, dnia 8.VIII.2019 roku, oficjele z Siewierodwińska usunęli powiadomienia o napromieniowaniu, które opublikowali online w języku rosyjskim i angielskim, przekazując je Ministerstwu Obrony.

Niezależnie od tego wydaje się oczywiste, że nastąpiło przynajmniej niewielkie uwolnienie promieniowania. Norweski Radiation and Nuclear Safety Authority, znany również pod akronimem DSA, który ma bliskie stosunki robocze ze swoimi odpowiednikami w Rosji, wydał własne oświadczenie w dniu 9.VIII.2019 roku, aby potem powiedzieć, że otrzymał raporty o wycieku promieniowania, ale zauważono, że nie wykryto żadnego zwiększonego promieniowania przy użyciu własnych czujników.


Sześciu osobom udzielono pomocy (w Rosji) po otrzymaniu przez nie zwiększonych dawek promieniowania – mówi oświadczenie, ale niczego ono nie mówi o tym, czy zmarły one po tym napromieniowaniu – Nie stwierdzono żadnego podwyższonego poziomu promieniowania (sic!) – tym niemniej DSA kontynuuje monitoring.


Zdjęcia i wideo rosyjskiego personelu w helikopterach monitorujących, sprzęt ochronny, przynoszących rannych i karetek pogotowia ratunkowego podejmujących podobne środki ostrożności, gdy zabierali osoby do miejscowego szpitala, z pewnością sugerowałyby, że byli narażeni na znaczne promieniowanie. Mogłyby to być również standardowe środki ostrożności, biorąc pod uwagę radiologiczny charakter zdarzenia.

Jeśli w wypadku uczestniczył pocisk Buriewiestnik lub materiał testowy związany z rozwojem tej broni, nie jest jasne, w jaki sposób incydent może wpłynąć na dalszy rozwój programu. Poprzednie raporty, powołując się na anonimowych urzędników rządowych USA, stwierdzały, że program poniósł już wiele niepowodzeń.

To, jak poważna jest Rosja w kwestii pocisku i jak realna może być w ogóle broń, pozostaje przedmiotem dyskusji. W przeszłości Kreml podkreślał, że Buriewiestnik nie podlega postanowieniom nowego traktatu o redukcji zbrojeń strategicznych lub nowego START-u ze Stanami Zjednoczonymi, ale także wskazał, że może chcieć włączyć go do przeglądu lub do wszystkich - nowa umowa. Rodzi to możliwość, że Rosja mogła rozpocząć rozwój tego systemu wysokiego ryzyka wraz z podobnie kontrowersyjną torpedą o napędzie atomowym o nazwie Poseidon, przynajmniej częściowo, po prostu po to, by zaoferować zakończenie programu w zamian za koncesje z rządem USA w przyszłych negocjacjach w sprawie kontroli zbrojeń.

Cokolwiek się wydarzy, z pewnością interesujące będzie zobaczenie, jakie dodatkowe informacje Kreml może przekazać na temat tego incydentu w przyszłości, gdy ramię rosyjskiego rządu zapisało się do rejestru, aby przyznać się do wypadku z użyciem materiału radioaktywnego.

Aktualizacja z dn. 10.VIII.2019 roku:
Organizacja Traktatu o Całkowitym Zakazie Prób Jądrowych (CTBTO), która monitoruje przestrzeganie niniejszej umowy zabraniającej wybuchów jądrowych w jakimkolwiek celu, wydała oświadczenie, w którym wykryła incydent zbiegający się z wypadkiem w Nionoksa sejsmicznie i infradźwiękowo. Nie powiedzieli jednak, że wierzą, że to, co wykryli, to detonacja broni nuklearnej.


Moje 3 grosze


Dlaczego mnie to tak bardzo zajmuje? Wiedza o broniach i ich systemach była immanentną częścią mojego zawodu, więc to oczywiste, że mnie taka informacja zainteresowała. Ale jeszcze jest coś, a mianowicie – sprawa napędu atomowego do rakiet.

O napędzie tym ludzie marzyli jak tylko pojawiły się pierwsze „urządzenia nuklearne”: bomby atomowe i reaktory jądrowe. Echa tych marzeń możemy znaleźć w powieściach sci-fi z lat 50. – np. „Astronauci” i „Obłok Magellana” Stanisława Lema, „Zagubiona przyszłość”, „Proxima” i „Kosmiczni bracia” – Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki. Obok pojazdów naziemnych, nawodnych i napowietrznych wykorzystujących energię jądrową planowano atomowe statki kosmiczne osiągające prędkości pozwalające ludziom na realne opanowanie planet i księżyców Układu Słonecznego oraz loty do najbliższych układów planetarnych. Wtedy nie można było tego zrealizować, bo nie było takich sił i środków, ale dziś… - obawiam się, że takie konstrukcje już istnieją i – jak zwykle – będą wykorzystane przeciwko innym ludziom.

Nuklearny napęd odrzutowy wykorzystuje reaktor jądrowy do podgrzania powietrza i rozprężania go – lub innego czynnika roboczego w celu uzyskania siły ciągu – co dotyczy także atomowych silników rakietowych. Chciałbym zaznaczyć, że taki projekt powstał już w latach 50. ubiegłego stulecia i najwidoczniej mógł być zrealizowany dopiero teraz, z XXI wieku, kiedy istnieją odpowiednie materiały i technologie.

I jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia, a mianowicie taki, że najprawdopodobniej takie statki latające już istnieją. Zdają się o tym świadczyć obserwacje podorbitalnych i orbitalnych Nieznanych Obiektów Latających (NOO, UOO) przeprowadzane m.in. przez Pana Krzysztofa Dreczkowskiego. Temu badaczowi udało się zaobserwować i utrwalić na matrycy aparatu fotograficznego przeloty dziwnie się zachowujących „sztucznych satelitów” Ziemi. Celowo napisałem te słowa w cudzysłowie, bowiem te obiekty zachowują się szalenie nietypowo. Wydaje się, że wojna, która nam grozi na Ziemi już ma swój początek – na orbicie wokółziemskiej, co zresztą przewidział swego czasu prof. dr inż. Zbigniew Schneigert w swoich pracach, jeszcze we wczesnych latach 80-tych.

I jeszcze na koniec pewna refleksja – otóż Amerykanie podnoszą wrzask w sprawie wątpliwego wypadku z bronią jądrową na Morzu Białym po to, by odwrócić uwagę świata od prawdziwego problemu, jakim jest katastrofa reaktorów w Daiichi-Fukushima 1 EJ i postępujące radioaktywne skażenie wód Pacyfiku. Wszak wiadomo, że reaktory w japońskich EJ są amerykańskiej produkcji… - więc trzeba czymś zająć gawiedź, by przestała myśleć o japońskim problemie. Stara dobra metoda piekielnego kuternogi dr. Goebbelsa…       


Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz