Zerwany kabel światłowodowy na dnie Bałtyku...
Duże podwodne
obserwatorium znikło bez śladu w Morzu Bałtyckim,
co wprawiło uczonych w konsternację. Eksperci twierdzą, że stacja została usunięta z użyciem wielkiej siły. Jedynie pozostał po niej paskudnie zerwany kabel światłowodowy podłączony
do stacji monitoringu.
Stacja monitoringu
używana przez ekspertów do zbierania ważnych danych naukowych znikła w
tajemniczy sposób bez sladu na dnie Morza Bałtyckiego.
Stacja ta operująca
na dnie morskim od grudnia 2006 roku była wykorzystywana przez GEOMAR Helmholtz
Centre for Ocean Research w Kiel oraz Helmholtz Centre Geesthacht (HZG). Przez
trzy lata pracowała ona bez żadnych problemów. Potem, od dnia 21 sierpnia,
transmisje ze stacji uległy przerwaniu.
Aby zobaczyć, co
tam się stało, grupa nurków została wysłana do zbadania rzeczy in situ. Ku swemu zdumieniu i
przerażeniu ujrzeli oni, że całe to urządzenie znikło i tylko zerwany
światłowodowy kabel transmisyjny został zlokalizowany na miejscu, gdzie była
stacja.
- Początkowo sądziliśmy, że to jakiś błąd w transmisji danych – powiedział Hermann Bange, koordynator projektu z Boknis Eck Obserwatory w oświadczeniu
dla GEOMAR. To on doradził wysłanie misji nurków na miejsce w celu zbadania
sytuacji.
- Urządzenia znikły i nurkowie nie mogli ich znaleźć – powiedział on. – Kiedy nurkowie osiągnęli dno
morza w okolicy lokalizacji stacji, to znaleźli tylko urwany kabel światłowodowy.
Był on zupełnie zniszczony – dodał Bange.
Strefa zakazana
I chociaż
zniknięcie stacji bez śladu jest zdumiewające i alarmujące, to tajemnica się pogłębia.
Według BBC, to
podwodne obserwatorium było umieszczone wewnątrz strefy zakazanej u północnych
wybrzeży Niemiec. Tam nie mogły wpływać żadne jednostki, w tym łodzie rybackie.
Boknis
Eck Obserwatory było umieszczone w Eckernförde Bucht (N 54°30’ – E 009°59’), na
północ od Kilonii w Niemczech i na południe od granicy z Danią. Obserwatorium
umieszczono 2 km od brzegu na głębokości 22 m – doniosło BBC.
Choć eksperci nie
mają żadnego pomysłujak i co spowodowało znikniecie tej stacji bez śladu, to badacze
przekonują, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że ktoś lub
cała grupa ludzi usunęła stacje obserwacyjną z tego miejsca. I chociaż eksperci
przypuszczają, że ktoś sabotował tą stację, to inne czynniki mogły grać rolę w
jej zniknięciu. Uczeni9 powiedzieli, że mógł to być potężny sztorm, silny prąd
czy nawet jakieś morskie zwierzęta mogą być odpowiedzialne za ten incydent. Pomimo
to, kto czy co usunęło te urządzenia, to zniknięcie stacji pozostaje kompletną
tajemnicą. By dotrzeć do dna tajemnicy, policja aktualnie bada to zniknięcie i
prowadzi śledztwo, jak oświadczyło GEOMAR.
Podwodne dane
Podwodna stacja
pomiarowa została umieszczona na dnie morza w celu zbierania danych o zasoleniu,
temperaturze wody, składnikach odżywczych oraz koncentracji chlorofilu i
metanu. Dane te są wykorzystywane przez uczonych w celu oceniania ekosystemu w
rejonie południowo-zachodnich akwenów Morza Bałtyckiego. Dane te pomogą uczonym
wykryć potencjalne problemy zanim się wydarzą
w celu podjęcia odpowiednich przedsięwzięć ochronnych. Zbiaranie takich danych
jest niczym nowym. W rzeczywistości uczeni robią to już od lat 50-tych ub.
wieku. Stacja ta była także używana przez sieć COSYNA (Coastal Observing System
for Northern and Arctic Seas) należącej do HZG.
Dane zbierane przez
tą podwodną stację opisywano jako „wręcz bezcenne”. Obydwie organizacje: GEOMAR
i HZG prowadziły swe własne poszukiwania stacji, ale całkowicie bezowocnie. Teraz
zwracają się do ogółu społeczeństwa, prosząc każdego, kto wie coś o zaginionej
stacji, aby się z nimi skontaktował.
Co zaginęło?
Boknis Eck
Observatory składało się z dwóch stojaków ważących ogółem 350 kg. Zawierały one
źródło prądu oraz czujniki. Wedle oświadczenia GEOMAR, oba stojaki zostały usunięte z
ogromną siłą ze swych miejsc. Czy jakieś
morskie zwierzęta byłyby w stanie usunąć obie ramy, to wciąż pozostaje
tajemnicą.
Co dziwniejsze,
zniknięcie tej stacji monitorującej przypomina zatopione statki, które też w
podobnie zagadkowy sposób znikły z
dna morza. Chociaż w przypadku zaginięcia statku eksperci twierdzą, że rabusie
mogą być rozsądni licząc na znaczne zyski, to nie są pewni, co zrobiliby z „kupą
instrumentów naukowych”.
Dyskusja na FB:
Robert Leśniakiewicz: USO czy może... Megalodon?
[Megalodon? A czemu nie. Te gigantyczne
rekiny najprawdopodobniej istnieją we Wszechoceanie i jakiś okaz mógł się zapuścić
na akweny Bałtyku. W przeciwieństwie do waleni, Megalodon nie musi się wynurzać, by zaczerpnąć powietrza…]
Mateusz Majcher: 350 kg zestaw to
też nie takie wielkie halo do podiwanienia. Ciekawsze co wspominają - że na
dnie Bałtyku "znikają" całe wraki. Ciekawe czy "anomalia
bałtycka" może tu być jakimś wątkiem
Eleonora Zofia Piepiórka: Tak, to jest
zaskakujące, bo komu potrzebne są stare wraki?
Robert Leśniakiewicz: To mi przypomina
wydarzenia z lat 80-tych, kiedy Szwedzi oskarżali Rosjan o penetrowanie ich wód
terytorialnych przy pomocy tzw. midgetów.
Tam też w podobny sposób przecięto kabel podmorski w okolicach Umea czy
Sundswall. Ruskim niczego nie udowodniono, ale gazety miały o czym pisać...
[Nawiasem mówiąc,
wydarzenie to miało miejsce w okolicy Sundswall w 1985 czy 1986 roku, tego nie
pomnę. Sprawa była na tyle poważna, że zainteresował się nią Wydział Zwiadu
Pomorskiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza, bo rzecz dotyczyła zerwanego kabla
telekomunikacyjnego. Chodziło o ochronę naszych kabli telekomunikacyjnych przed
jakimś zagrożeniem. Przez jakiś czas śledziłem tą sprawę, ale poza tym, że według
Szwedów były to radzieckie „podmorskie traktory” jeżdżące po dnie morza i wykonujące
misje szpiegowskie u brzegów Półwyspu Skandynawskiego, niczego nowego w tej
sprawie się nie dowiedziałem. W latach 90-tych powróciłem do tej sprawy, ale
red. Clas Svahn – do którego się
zwróciłem - też niczego się nie dowiedział, a zatem był to chyba efekt „niepokoju
służbowego” szwedzkich dowódców…]
Radzieckie pojazdy podwodne rzekomo operujące w szwedzkich wodach terytorialnych
Eleonora Zofia Piepiórka: czyli podwodni
zbieracze metali?
Robert Leśniakiewicz: Możliwe. A może
Syreny robią u siebie porządek?
Eleonora Zofia Piepiórka: a gdzie to
składują?
Eleonora Zofia Piepiórka: może wyrzucają na
brzeg...
Robert Leśniakiewicz: Na wybrzeżach
Pakistanu...
Eleonora Zofia Piepiórka: a dlaczego tam?
Robert Leśniakiewicz: Bo tam ludziska
rozbierają je na złom.
Eleonora Zofia Piepiórka: podobnie w
krajach Amazonii...
Robert Leśniakiewicz: I to jest
racjonalne - ludzie stworzyli, niech ludzie utylizują...
[Oczywiście te
ostatnie uwagi to żart, prawda może być o wiele bardziej prozaiczna. Wraki są
źródłem metali kolorowych, przewożonych przez nie towarów, artefaktów z metali
szlachetnych, drogich kamieni i przede wszystkim złomu. Być może jest jakieś
konsorcjum, które trudni się wydobyciem wraków i zarabianiem na tym. Biznes jest
biznes…]
Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz