poniedziałek, 23 września 2019

Tsunami na Bałtyku


Tsunami i powódź w Kanale Bristolskim w 1607 roku


Stanisław Bednarz


Nadmorskie Darłowo 16 września 1497 roku zmagało się z falą tsunami nazwana niedźwiedziem morskim. Morska fala wdarła się w głąb lądu…

Nikt nie spodziewał się, że wrzesień roku pańskiego 1497 będzie cezurą, dzielącą historię miasta na dwa okresy. Bogusław X, ówczesny władca, udał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej pozostawiając żonie – księżnej Annie, córce polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka opiekę nad krajem.

Był 16 września 1497 roku gdy od strony Bałtyku dochodziły „pomruki” ów niedźwiedzia, będące w rzeczywistości wybuchami metanu pod dnem morza. Nie był to jednak zwykły sztorm, fale w pewnym momencie zalały całe Darłówko i płynęły dalej w głąb lądu. Fala, która dotarła do miasta położonego trzy kilometry od wybrzeża miała trzy metry wysokości (łącznie poziom wody musiał podnieść się o około 20 metrów).

Kronikarz z darłowskiego klasztoru kartuzów opisał te wydarzenia:
Sztorm zerwał się w piątek, ósmego dnia po narodzinach Maryi 1497 roku i trwał do późnego wieczora, wywołując powódź. W Darłówku zostało zniszczone całe nabrzeże portowe. Woda wyrzuciła na ląd 4 zacumowane w porcie statki. Prawie wszystkie domy zostały rozmyte i potonęło wszystko bydło. Ucierpiało również Darłowo: w spichlerzach było pełno wody, w kościele parafialnym spadła część dachu z wieży. W klasztorze woda stała do wysokości ołtarzy, sad mnichów został zniszczony, a ich piwo i wino było tak zepsute, że ich nie chciał nikt pić.

Dzięki szybkiej reakcji rady miasta i księżnej Anny nie ma wzmianek o ofiarach w ludziach. Samo miasto odbudowywało się jednak aż 20 lat, zaś Darłówko trzeba było niemal na nowo założyć. Doktor Andrzej Piotrowski z Instytutu Geologicznego uznał, że to musiało być tsunami, a opisywany w relacjach ryk niedźwiedzia towarzyszący zjawisku – był wybuchem uwolnionego metanu, zalegającego południowe obszary Bałtyku. Obliczono, że tylko eksplozja metanu mogła być na tyle silna by wytworzyć falę, która gwałtownie wyrzuciła zacumowane w porcie cztery statki o prawie cztery kilometry dalej, w tym jeden pod wzgórze Kopa o wysokości 22 m n.p.m. Dziś w tym miejscu stoi wzniesiony jeszcze w I połowie XIV wieku kościół p.w. Świętej Gertrudy. Dla upamiętnienia tej katastrofy corocznie, 17 września, rusza stąd procesja pokutno-błagalna ulicami Darłowa.

Pokłady klatratów metanowych we Wszechoceanie (NOAA)

Moje 3 grosze


Cała ta historia wydaje mi się wielce podobna do innego wydarzenia, które miało miejsce w Anglii i które opisano już na stronie - https://wszechocean.blogspot.com/2017/02/powodz-w-kanale-bristolskim-w-1607-roku.html, a temat ten poruszony został także w tym materiale: https://wszechocean.blogspot.com/2013/01/jeszcze-jeden-straszak.html
Nie sądzę jednak, by za te tsunami była odpowiedzialna erupcja klatratów metanowych. Oto dlaczego:
Naturalne hydraty metanu na Ziemi występują licznie na szelfach kontynentalnych i w wiecznej zmarzlinie, gdzie woda jest ogólnie dostępna. Metan pochodzi z dwóch źródeł – powszechnej fermentacji anaerobowej lub mniej rozpowszechnionych ekshalacji termogenicznych. Klatraty z pierwszego źródła zawierają niemalże czysty metan bogaty w lekki izotop węgla 12C*. W drugim przypadku zróżnicowanie składu chemicznego i izotopowego gazów jest znacznie większe.
Globalnie hydraty metanu tworzą się poniżej strefy stabilności hydratów gazu GHSZ (ang. Gas Hydrate Stability Zone), która w zależności od temperatury rozciąga się od głębokości poniżej ok. 300 m w wodach arktycznych do 1100 m w głąb sedymentu, choć odnaleziono złoża występujące już na głębokości 60–100 m. W wiecznej zmarzlinie hydraty metanu są stabilne od 150 do 2000 m pod powierzchnią.
W związku z ociepleniem klimatu rozpatruje się potencjalne zagrożenia, jakie stwarzają klatraty. Metan jest gazem cieplarnianym, którego zdolność zatrzymywania ciepła (potencjał cieplarniany) jest dwudziestokrotnie większa niż w przypadku dwutlenku węgla. Uwolnienie się go ze złóż hydratów, które zawierają szacunkowo 3000 razy więcej metanu niż wynosi jego ilość w atmosferze ziemskiej, znacząco podniosłoby temperaturę na Ziemi. Podejrzewa się, że zwiększenie stężenia metanu spowodowało gwałtowne podwyższenie temperatury o 7 °C w późnym paleocenie 55 mln lat temu, co doprowadziło do wyginięcia wielu gatunków organizmów morskich. Paleobiolodzy z Instytutu Paleobiologii PAN wysunęli hipotezę, że klatraty metanu odpowiadają za większość gwałtownych zmian klimatu w historii Ziemi.
Innym zagrożeniem mogą być wywołane przez osunięcia fale tsunami. Około 6100 lat p.n.e. rozpad złóż klatratów doprowadził do przesunięcia się do Morza Norweskiego masy skał ze stoku kontynentalnego o objętości ocenianej na 5300 km³ o 800 km, co wywołało potężną falę. Jej efekty są do dzisiaj zauważalne na północy Anglii. Zagrożone są między innymi Bahamy, które od wschodu opadają stokiem 5000 m w głąb oceanu, przy czym klatraty są utrzymującym je spoiwem.
Zagrożenie wynika z ocieplenia wody oceanicznej, co może prowadzić do przekroczenia granicy stabilności. Przyczyną uwolnienia się metanu może też być zdestabilizowanie zasobów w wyniku prac wydobywczych, jednak jest to możliwe jedynie w szczególnych warunkach geologicznych.
Klatraty metanu stały się przyczyną niepowodzenia próby zablokowania wycieku ropy z platformy wiertniczej Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej w maju 2010 roku.

Tyle Wikipedia.

No właśnie – na Bałtyku raczej nie ma warunków, by powstały wielkie pokłady klatratów metanowych, choćby dlatego, że jest morzem płytkim i jego średnia głębokość sięga 50 m, a największa (Jama Landsort) – 459 m, a jednak coś musiało spowodować powstanie tych fal, które niszczyły całe miasta i porty na Bałtyku…

Tsunami na polskim wybrzeżu

·        Pierwszym z nich była legendarna wolińska Vineta w ok. X wieku n.e. Legenda głosi, że miasto zostało zalane przez potężne fale, które spowodowały jego zatopienie, jak platońską Atlantydę.

·        W 1497 roku potężne fale tsunami zmyły z powierzchni ziemi Darłówek i Darłowo, co wedle uczonych było efektem eksplozji pokładu klatratów metanowych spowodowanych wstrząsami ziemi o sile M4,5 w okolicach jeziora Vetter w Szwecji.
·        W 1757 roku wielkie fale uderzyły w Trzebiatowo…
·        …a w 1779 roku potężne fale uderzyły w Łebę i Kołobrzeg.
·        W 2004 roku doszło do trzęsienia ziemi w okolicach Kaliningradu. Siła wstrząsów wynosiła M5,3 jednakże tym razem nie było żadnych ekstrafal…
·         
Obszar Bałtyku jest obszarem pensejsmicznym, tzn. od czasu do czasu zdarzają się tam trzęsienia ziemi, co w połączeniu z odkładającymi się tam złożami metanowego lodu może spowodować powstanie fal tsunami. Dowodem na to są kratery poeksplozyjne na dnie Bałtyku.  

Tak więc do wszystkich niebezpieczeństw Bałtyku jakimi są zatopione BŚT, zatrucie wód głębinowych toksycznymi gazami powstałymi w procesie rozkładu materii organicznej: siarkowodorem – H2S, amoniakiem – NH3, dwutlenkiem węgla – CO2, skotolem – C9H9N, indolem – C8H7N, putrescyną – C4H12N2, kadaweryną – C5H14N2 oraz fosforiakiem – PH3 i difosfiną – P2H4, dochodzą jeszcze trzęsienia ziemi i ich efekty w postaci eksplozji pokładów klatratów metanowych a co za tym idzie – fal tsunami.

Jest jednak jedno małe ale, a mianowicie: w czasie obu wojen na Bałtyku toczyły się zacięte walki w czasie których używano torped i bomb głębinowych oraz konwencjonalnych. Eksplozje tychże powinny powodować zmiany ciśnienia wody poprzez fale uderzeniowe, które mogły powodować wstrząsy dna, a co za tym idzie – namiastkę trzęsień ziemi, co jednak nie powodowało eksplozji pokładów metanu… A powinno! Nie zaobserwowano żadnych wielkich fal na Bałtyku w czasie obu wojen światowych.


Czy w ogóle zaobserwowano takie zjawisko? Owszem, na akwenie Trójkąta Bermudzkiego, w Rowie Portorykańskim, gdzie w dniu 11.IV.1963 roku, o godzinie 13:30 AST/17:30 GMT z pokładu samolotu Boeing 707 lecącego z San Juan do Miami (inne źródła mówią o Nowym Jorku) z wysokości 10.000 m, na pozycji N 19°54’ i W 066°47’. Był to wydymający się nad wodę „kalafior” o rozmiarach 800 m średnicy i wysokości niemal 400 m!

Oczywiście piloci powiadomili władze, które skojarzyły sobie to wydarzenie z zatonięciem dzień wcześniej, 10 kwietnia 1963 roku,  amerykańskiego okrętu podwodnego z napędem nuklearnym USS Thresher (SSN 593) w Zatoce Maine, w pobliżu punktu określonego współrzędnymi N 41°46’ i W 065°03’, około 220 mn na wschód od przylądka Cod... Jednakże oba te miejsca dzieli znaczny dystans - ponad 1.500 mn, a zatem nie mogło to mieć związku z zatonięciem tego okrętu. Przynajmniej nie w tym sensie, w jakim się to przyjmuje, o czym później. Także wybuch jądrowy czy termojądrowy (np. reaktora trakcyjnego czy głowic ICBM lub HWT) pod wodą daje zupełnie inny obraz zjawiska. USS Thresher zatonął na głębokości 2.500 m. 

Teraz, w świetle tej hipotezy metanowej, można śmiało założyć, że to była właśnie tego rodzaju wybuchowa ucieczka gazowego metanu z dna oceanu. Całe zjawisko trwało ponoć 5 minut i szybko się uspokoiło.

Nawiasem, naprzeciwko Trójkąta Bermudzkiego, u wybrzeży Japonii znajduje się Morze Diabelskie, w którego otchłaniach odnotowano takie same zjawiska świetlne i akustyczne, jak w Trójkącie. Morze Diabelskie, a w szczególności akwen zwany Trójkątem Smoka, cieszy się równie paskudną sławą, jak Trójkąt Bermudów. Tutaj także giną statki i samoloty, a diabły porwały nawet statek badawczy, którego zadaniem było wyjaśnienie losów kilku innych statków, które zaginęły tamże – w okolicach archipelagu Bonin i Izu-Shotō rozciągniętych wzdłuż rowu oceanicznego Izu-Ogasawara, którego głębokość wynosi maksymalnie 10.340 m. I tutaj na dnie odkłada się metan. I tutaj może podnosić się metan w postaci „białych wód”, a złoża klatratów metanowych poruszonych trzęsieniem ziemi mogły wyzwolić się z dna oceanu potęgując fale tsunamiTak najprawdopodobniej było pamiętnego dnia 11.III.2011 roku u wybrzeży Japonii! Wybuchowe uwolnienie się metanu mogło dać dodatkowego „dubla” głównej fali tsunami, lub spowodować jedną z kilku fal tsunami, które uderzyły w brzegi tego kraju. Nie pęknięcia osadów dennych, nie kumulacja czy soczewkowanie wstrząsów, ale właśnie eksplozja metanu…


Wygląda zatem na to, że istnieje jakaś inna przyczyna wybuchowego uwalniania się metanu z pokładów klatratów metanowych na dnie naszego morza. 

Ale jaka???

Tego właśnie nie wiemy.