Jason Torchinsky
Na marginesie
jednego z materiałów prasowych na temat rosyjskiego pocisku manewrującego z
napędem atomowym Buriewiestnik – w nomenklaturze NATO – SSC-X-9 Skyfall –
wspomniano o amerykańskim Projekcie Pluto:
W późnych latach 50-tych, USA zaczęły rozwijać The
Flying Crowbar (dosł.: latający łom) także znany jako Project
Pluto – odrzutowy pocisk z napędem atomowym, który był na bazie
bezzałogowego bombowca. Zaprojektowany do lotów na niskim pułapie nad wrogim
terytorium z prędkością Ma 3/~0,99 km/s, pocisk z Project Pluto był
w stanie rozwalać naziemne struktury balistyczną falą uderzeniową – sonic
boom. Bezzałogowy pojazd był zaprojektowany do zrzucania bomb wodorowych
(bomb H) na cele, jak leciał po zaplanowanej trajektorii, a na końcu uderzał
swoją masą w końcowy cel, pokazując wrogom środkowy palec, kiedy nuklearny
silnik rozlatywał się w czasie impaktu.[1]
A oto rozszerzenie
tej informacji:
Zimna Wojna miała wiele wad dla
całego świata, to prawda, ale nigdy nie było lepszego czasu, aby być szalonym
naukowcem z szalonymi narzędziami zagłady. Zimna Wojna nie ograniczała się już
do pracy na własny rachunek, która stanowi zagrożenie dla ONZ, ale oznacza, że
rządy faktycznie zatrudniają cię do robienia takich rzeczy. Rzeczy takich jak Project
Pluto.
Nie twierdzę, że naukowcy, którzy
wymyślili Projekt Pluto, byli szalonymi naukowcami, ale w tej sprawie
działo się całkiem sporo szalonej nauki. W pewnym sensie było to idealne ucieleśnienie
myślenia z czasów Zimnej Wojny, które doprowadziło do skrajności. Projekt
Pluto, znany również jako Latający Łom, byłby niezwykle
potężną bronią. Silny, a także okrutny, przerażający i ostatecznie
niekontrolowalny.
W zasadzie Project Pluto był tylko
pociskiem manewrującym. Cóż, nie tylko pociskiem manewrującym. Był to pocisk manewrujący
zaprojektowany do jądrowego silnika odrzutowego, a jego akronim powinien dać
kolejną wielką wskazówkę na temat jego natury: SLAM – co oznacza Ponaddźwiękowy
Niskopułapowy Pocisk Odrzutowy. Oznacza to, że ta gigantyczna, napędzana
energią jądrową bestia leciałaby na poziomie wierzchołka drzewa.
Ten atomowy silnik odrzutowy w
sercu Projektu Pluto jest kluczem do tego, co robi tą broń tak
straszliwą. Ma on bardzo prosty projekt i nie ma w zasadzie żadnych części
ruchomych. Gdy pocisk zostanie wystrzelony za pomocą konwencjonalnych silników
rakietowych, prędkość powietrza wchodząca do wlotu odrzutowca będzie
wystarczająco duża, aby umożliwić funkcjonowanie silnika, a zasadniczo nieekranowanego
reaktora jądrowego[2],
który ogrzeje powietrze, gdy ono wejdzie do komory rozprężania, gdzie rozszerzy
się adiabatycznie i zostanie wyrzucone z dyszy silnika, zapewniając zarówno
duży ciąg, jak i mnóstwo materiału radioaktywnego.[3]
Dzięki reaktorowi jądrowemu,
pocisk mógłby znajdować się w powietrzu niemal w nieskończoność. Oznacza to, że
po oblocie Ziemi dookoła do swoich celów w ZSRR, gdzie pozbędzie się swego
ładunku 16+ bomb H, pojazd ten jest wciąż zdolny do latania. A to pozwala na
wszelkiego rodzaju terrorystyczne zagrania:
…pocisk wielkości lokomotywy,
który może poruszać się na wysokości czubków drzew, z prędkością Ma 3
rozrzucający bomby wodorowe, rycząc dookoła nad głowami. Projektanci Pluto
wyliczyli, że sama tylko balistyczna fala uderzeniowa może zabić ludzi na
ziemi. Pozostawał problem radioaktywnego fall-out’u czyli opadu. Na dodatek
promieniowanie gamma (γ) i neutrony (n) z niechronionego reaktora silnika
odrzutowego Plutona, który może rozrzucać
pozostałości po reakcjach nuklearnych w strumieniu gazów odrzutowych w czasie
jego lotu. (Jeden przedsiębiorczy planista zbrojeń chciał zamienić oczywistą
odpowiedzialność w czasie pokoju w zasób wojenny: zasugerował latanie rakietą
radioaktywną tam i z powrotem nad Związkiem Radzieckim po tym, jak zrzuciła ona
tam bomby).
Ten szalony bękart miał tak wiele
sposobów na zabicie was i był jak autentyczny bufet śmierci: wszak mógłbym
zginąć od wybuchu bomby H, balistycznej fali uderzeniowej i skażenia, gdyby
pocisk przeleciał nade mną? Być może czekałbym na chorobę popromienną, podczas
gdy ten pojazd latałby mi nieustannie nad głową, jak jakiś kolosalny sęp-robot…
Jakiż to byłby trudny wybór!
Z inżynieryjnego punktu widzenia Projekt
Pluto z pewnością był imponujący i przesunął absolutne granice
ówczesnej technologii. Reaktor, który napędzał pocisk, był jednym z
najmniejszych, najlżejszych, jakie kiedykolwiek zbudowano - częściowo
osiągnięto go, eliminując prawie wszystko, co miało związek z tak zwanymi „cukiereczkami”,
jak bezpieczeństwo… Temperatury pracy reaktora były tak wysokie (2500°F/~1371°C),
że większość stopów stopiłaby się, co wymusiło użycie takich komponentów jak
pręty paliwowe do wykonania ceramiki, opracowanych przez małą firmę porcelanową
o nazwie Coors. Wyłożone ceramicznymi płytkami Coorsa ostatecznie udało się
stworzyć dochodową linię boczną, o której słyszeliście.
Potrzebnych było wiele
egzotycznych materiałów na trudne parametry Plutona, a niektóre
pochodzą z nieoczekiwanych miejsc. Do pokrycia i ochrony szkieletów silników
elektrycznych zastosowano farbę kolektora wydechowego, którą konstruktorzy
zamówili z reklamy w magazynie „Hot Rod”, co było naprawdę nieco śmieszne.
Choć był tak zaawansowany, Pluton
był pełen większych problemów. Nawet odkładając na bok kwestie moralne związane
z używaniem takiej broni, logistyka również okazała się trudna. Aby zapobiec
wykryciu go przez radziecki radar, Pluton musiałby lecieć bardzo nisko.
Tego się spodziewano. To, co nie było tak dobrze brane pod uwagę, to fakt, że
aby dostać się do ZSRR na tak małych wysokościach, Pluton musiałby latać nad
USA i/albo znaczną częścią naszych sojuszników w Europie Zachodniej. Co
oznacza, że terroryzowalibyśmy i zabijalibyśmy naszych ludzi i przyjaciół.
I ogłuszyłby ich także – lecąc Pluto
wydzielał hałas równy 150 dB.[4]
Dla porównania, księżycowa rakieta nośna Saturn V wydzielała hałas równy 200
dB. I to jest to…
Oczywiście testowanie
bezzałogowego, nieukończonego, nieosłoniętego reaktora jądrowego również było
trudne, ponieważ wszelkie testy przeprowadzane w Newadzie mogłyby z łatwością
narazić Las Vegas lub Los Angeles na niebezpieczeństwo, a większość rzeczy (jak
naprawdę ogromny łańcuch) do kontrolowania wszystkiego wydawała się całkowicie
niewystarczająca.
I prawdopodobnie warto wspomnieć,
że tego nie można było wyłączyć. Jeśli to rzeczywiście zostało użyte, nie
stanowi to większego problemu, ponieważ jeśli go używasz, praktycznie
odpisujesz warunki mieszkaniowe dla każdego miejsca, do którego go wysłałeś,
więc możesz równie dobrze krążyć wokół niego, aż się rozbije lub zabije
wszystkich. Do celów testowych najlepszą opcją, jaką wymyślili, było zrzucenie
go w głąb oceanu.
Ostatecznie połączenie tanich i
skutecznych ICBM oraz kilka chwil przerażenia wykończyło Project Pluto. Mimo że
część podstawowej technologii była tak interesująca (samoloty/rakiety, które
mogą latać bez tankowania), Latający Łom był po prostu zbyt
wredny, nawet jak na broń.
Tak nawiasem mówiąc, interesujące
jest czytanie takich komentarzy na stronach, które przedrukowują stary artykuł z
„Air and Space” z 1990 roku o Projekcie Pluto:
Jest to słabo zakamuflowana
ekologiczna wywrotowa propaganda, mająca na celu sprawienie, by energia jądrowa
wydawała się niebezpieczna w umyśle lemingów. Gdybyśmy zastosowali tę broń, nie
wiadomo, jaką technologię mielibyśmy dzisiaj.
Tak, nieekranowany reaktor
jądrowy wielkości budynku latający na wysokości dachu „wydaje się
niebezpieczny”. Jestem zwolennikiem napędu jądrowego, ale myślę, że to może być
niewłaściwa opcja. Takie tylko przeczucie.
Moje
3 grosze
Można tylko dziękować Bogu, że dał tym
ludziom na tyle rozsądku, że nie wprowadzili w czyn tego paranoicznego planu. Prawdę
powiedziawszy nie jestem sobie w stanie wyobrazić efektu działania takiej broni,
którą można spokojnie nazwać Bronią Sądu Ostatecznego! Już sam jej przelot
miałby skutki śmiertelne, a co dopiero jej zasadnicze działanie? Ale czego się
nie zrobi dla zniszczenia drugiego człowieka – nieprawdaż? Głupota, nienawiść,
zawiść, chciwość, chore majaczenia i bzdury religijne, a nade wszystko chore
ambicje – to wszystko może w każdej chwili zabić nas wszystkich - a są w Polsce
idioci, którzy pragną wojny mimo straszliwych strat w obu wojnach światowych –
nie zdający sobie sprawy z tego, że III Wojna Światowa zmiecie nasz kraj z
powierzchni Ziemi i tym sposobem wreszcie skończy się „sprawa polska”. Dlatego tak
wściekle atakują oni wszelkie ruchy lewicowe, pokojowe i ekologiczne, które
dążą do atomowego rozbrojenia, przecież wiadomo, że nic tak nie napędza
koniunktury gospodarczej jak jakaś wojenka – im większa, tym lepsza. Brak
wojenki = brak popytu na uzbrojenie = brak kasy. Proste?
A wracając do Latającego Łoma, to do
tego pomysłu można w każdej chwili powrócić. Na tym właśnie polega
niebezpieczeństwo, bo coś takiego jest poza traktatami rozbrojeniowymi oraz
regulującymi ilość broni jądrowej na świecie.
I o tym powinniśmy pamiętać. Lepszy jest
najgorszy pokój od najlepszej wojny.
Źródło - Jalopnik - https://jalopnik.com/the-flying-crowbar-the-insane-doomsday-weapon-america-1435286216
Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
Rysunek: Damon Moran
[2]
Pozbawionego osłon biologicznych, wydzielającego produkty rozpadu do opływającego
je powietrza.
[3]
Idea ta została zastosowana po raz pierwszy w niemieckich pociskach
samobieżnych (latających bombach) Fisseler Fi-103/A-2/V-1, gdzie
zastosowano pulsacyjne przepływowe silniki odrzutowe. Podobny silnik miano
zastosować w modelach nazistowskich latających spodków znanych jako V-7.
[4] Próg
bólu natężenia hałasu wynosi 120-140 dB.