wtorek, 1 października 2019

„Latający Łom”: broń końca świata, którą Ameryka prawie zbudowała…




Jason Torchinsky


Na marginesie jednego z materiałów prasowych na temat rosyjskiego pocisku manewrującego z napędem atomowym Buriewiestnik – w nomenklaturze NATO – SSC-X-9 Skyfall – wspomniano o amerykańskim Projekcie Pluto:

W późnych latach 50-tych, USA zaczęły rozwijać The Flying Crowbar (dosł.: latający łom) także znany jako Project Pluto – odrzutowy pocisk z napędem atomowym, który był na bazie bezzałogowego bombowca. Zaprojektowany do lotów na niskim pułapie nad wrogim terytorium z prędkością Ma 3/~0,99 km/s, pocisk z Project Pluto był w stanie rozwalać naziemne struktury balistyczną falą uderzeniową – sonic boom. Bezzałogowy pojazd był zaprojektowany do zrzucania bomb wodorowych (bomb H) na cele, jak leciał po zaplanowanej trajektorii, a na końcu uderzał swoją masą w końcowy cel, pokazując wrogom środkowy palec, kiedy nuklearny silnik rozlatywał się w czasie impaktu.[1]

A oto rozszerzenie tej informacji:



Zimna Wojna miała wiele wad dla całego świata, to prawda, ale nigdy nie było lepszego czasu, aby być szalonym naukowcem z szalonymi narzędziami zagłady. Zimna Wojna nie ograniczała się już do pracy na własny rachunek, która stanowi zagrożenie dla ONZ, ale oznacza, że rządy faktycznie zatrudniają cię do robienia takich rzeczy. Rzeczy takich jak Project Pluto.

Nie twierdzę, że naukowcy, którzy wymyślili Projekt Pluto, byli szalonymi naukowcami, ale w tej sprawie działo się całkiem sporo szalonej nauki. W pewnym sensie było to idealne ucieleśnienie myślenia z czasów Zimnej Wojny, które doprowadziło do skrajności. Projekt Pluto, znany również jako Latający Łom, byłby niezwykle potężną bronią. Silny, a także okrutny, przerażający i ostatecznie niekontrolowalny.

W zasadzie Project Pluto był tylko pociskiem manewrującym. Cóż, nie tylko pociskiem manewrującym. Był to pocisk manewrujący zaprojektowany do jądrowego silnika odrzutowego, a jego akronim powinien dać kolejną wielką wskazówkę na temat jego natury: SLAM – co oznacza  Ponaddźwiękowy Niskopułapowy Pocisk Odrzutowy. Oznacza to, że ta gigantyczna, napędzana energią jądrową bestia leciałaby na poziomie wierzchołka drzewa.


Ten atomowy silnik odrzutowy w sercu Projektu Pluto jest kluczem do tego, co robi tą broń tak straszliwą. Ma on bardzo prosty projekt i nie ma w zasadzie żadnych części ruchomych. Gdy pocisk zostanie wystrzelony za pomocą konwencjonalnych silników rakietowych, prędkość powietrza wchodząca do wlotu odrzutowca będzie wystarczająco duża, aby umożliwić funkcjonowanie silnika, a zasadniczo nieekranowanego reaktora jądrowego[2], który ogrzeje powietrze, gdy ono wejdzie do komory rozprężania, gdzie rozszerzy się adiabatycznie i zostanie wyrzucone z dyszy silnika, zapewniając zarówno duży ciąg, jak i mnóstwo materiału radioaktywnego.[3]

Dzięki reaktorowi jądrowemu, pocisk mógłby znajdować się w powietrzu niemal w nieskończoność. Oznacza to, że po oblocie Ziemi dookoła do swoich celów w ZSRR, gdzie pozbędzie się swego ładunku 16+ bomb H, pojazd ten jest wciąż zdolny do latania. A to pozwala na wszelkiego rodzaju terrorystyczne zagrania:

…pocisk wielkości lokomotywy, który może poruszać się na wysokości czubków drzew, z prędkością Ma 3 rozrzucający bomby wodorowe, rycząc dookoła nad głowami. Projektanci Pluto wyliczyli, że sama tylko balistyczna fala uderzeniowa może zabić ludzi na ziemi. Pozostawał problem radioaktywnego fall-out’u czyli opadu. Na dodatek promieniowanie gamma (γ) i neutrony (n) z niechronionego reaktora silnika odrzutowego Plutona, który może rozrzucać pozostałości po reakcjach nuklearnych w strumieniu gazów odrzutowych w czasie jego lotu. (Jeden przedsiębiorczy planista zbrojeń chciał zamienić oczywistą odpowiedzialność w czasie pokoju w zasób wojenny: zasugerował latanie rakietą radioaktywną tam i z powrotem nad Związkiem Radzieckim po tym, jak zrzuciła ona tam bomby).

Ten szalony bękart miał tak wiele sposobów na zabicie was i był jak autentyczny bufet śmierci: wszak mógłbym zginąć od wybuchu bomby H, balistycznej fali uderzeniowej i skażenia, gdyby pocisk przeleciał nade mną? Być może czekałbym na chorobę popromienną, podczas gdy ten pojazd latałby mi nieustannie nad głową, jak jakiś kolosalny sęp-robot… Jakiż to byłby trudny wybór!

Z inżynieryjnego punktu widzenia Projekt Pluto z pewnością był imponujący i przesunął absolutne granice ówczesnej technologii. Reaktor, który napędzał pocisk, był jednym z najmniejszych, najlżejszych, jakie kiedykolwiek zbudowano - częściowo osiągnięto go, eliminując prawie wszystko, co miało związek z tak zwanymi „cukiereczkami”, jak bezpieczeństwo… Temperatury pracy reaktora były tak wysokie (2500°F/~1371°C), że większość stopów stopiłaby się, co wymusiło użycie takich komponentów jak pręty paliwowe do wykonania ceramiki, opracowanych przez małą firmę porcelanową o nazwie Coors. Wyłożone ceramicznymi płytkami Coorsa ostatecznie udało się stworzyć dochodową linię boczną, o której słyszeliście.

Potrzebnych było wiele egzotycznych materiałów na trudne parametry Plutona, a niektóre pochodzą z nieoczekiwanych miejsc. Do pokrycia i ochrony szkieletów silników elektrycznych zastosowano farbę kolektora wydechowego, którą konstruktorzy zamówili z reklamy w magazynie „Hot Rod”, co było naprawdę nieco śmieszne.

Choć był tak zaawansowany, Pluton był pełen większych problemów. Nawet odkładając na bok kwestie moralne związane z używaniem takiej broni, logistyka również okazała się trudna. Aby zapobiec wykryciu go przez radziecki radar, Pluton musiałby lecieć bardzo nisko. Tego się spodziewano. To, co nie było tak dobrze brane pod uwagę, to fakt, że aby dostać się do ZSRR na tak małych wysokościach, Pluton musiałby latać nad USA i/albo znaczną częścią naszych sojuszników w Europie Zachodniej. Co oznacza, że terroryzowalibyśmy i zabijalibyśmy naszych ludzi i przyjaciół.

I ogłuszyłby ich także – lecąc Pluto wydzielał hałas równy 150 dB.[4] Dla porównania, księżycowa rakieta nośna Saturn V wydzielała hałas równy 200 dB. I to jest to…

Oczywiście testowanie bezzałogowego, nieukończonego, nieosłoniętego reaktora jądrowego również było trudne, ponieważ wszelkie testy przeprowadzane w Newadzie mogłyby z łatwością narazić Las Vegas lub Los Angeles na niebezpieczeństwo, a większość rzeczy (jak naprawdę ogromny łańcuch) do kontrolowania wszystkiego wydawała się całkowicie niewystarczająca.


I prawdopodobnie warto wspomnieć, że tego nie można było wyłączyć. Jeśli to rzeczywiście zostało użyte, nie stanowi to większego problemu, ponieważ jeśli go używasz, praktycznie odpisujesz warunki mieszkaniowe dla każdego miejsca, do którego go wysłałeś, więc możesz równie dobrze krążyć wokół niego, aż się rozbije lub zabije wszystkich. Do celów testowych najlepszą opcją, jaką wymyślili, było zrzucenie go w głąb oceanu.

Ostatecznie połączenie tanich i skutecznych ICBM oraz kilka chwil przerażenia wykończyło Project Pluto. Mimo że część podstawowej technologii była tak interesująca (samoloty/rakiety, które mogą latać bez tankowania), Latający Łom był po prostu zbyt wredny, nawet jak na broń.

Tak nawiasem mówiąc, interesujące jest czytanie takich komentarzy na stronach, które przedrukowują stary artykuł z „Air and Space” z 1990 roku o Projekcie Pluto:

Jest to słabo zakamuflowana ekologiczna wywrotowa propaganda, mająca na celu sprawienie, by energia jądrowa wydawała się niebezpieczna w umyśle lemingów. Gdybyśmy zastosowali tę broń, nie wiadomo, jaką technologię mielibyśmy dzisiaj.

Tak, nieekranowany reaktor jądrowy wielkości budynku latający na wysokości dachu „wydaje się niebezpieczny”. Jestem zwolennikiem napędu jądrowego, ale myślę, że to może być niewłaściwa opcja. Takie tylko przeczucie.




Moje 3 grosze


Można tylko dziękować Bogu, że dał tym ludziom na tyle rozsądku, że nie wprowadzili w czyn tego paranoicznego planu. Prawdę powiedziawszy nie jestem sobie w stanie wyobrazić efektu działania takiej broni, którą można spokojnie nazwać Bronią Sądu Ostatecznego! Już sam jej przelot miałby skutki śmiertelne, a co dopiero jej zasadnicze działanie? Ale czego się nie zrobi dla zniszczenia drugiego człowieka – nieprawdaż? Głupota, nienawiść, zawiść, chciwość, chore majaczenia i bzdury religijne, a nade wszystko chore ambicje – to wszystko może w każdej chwili zabić nas wszystkich - a są w Polsce idioci, którzy pragną wojny mimo straszliwych strat w obu wojnach światowych – nie zdający sobie sprawy z tego, że III Wojna Światowa zmiecie nasz kraj z powierzchni Ziemi i tym sposobem wreszcie skończy się „sprawa polska”. Dlatego tak wściekle atakują oni wszelkie ruchy lewicowe, pokojowe i ekologiczne, które dążą do atomowego rozbrojenia, przecież wiadomo, że nic tak nie napędza koniunktury gospodarczej jak jakaś wojenka – im większa, tym lepsza. Brak wojenki = brak popytu na uzbrojenie = brak kasy. Proste? 

A wracając do Latającego Łoma, to do tego pomysłu można w każdej chwili powrócić. Na tym właśnie polega niebezpieczeństwo, bo coś takiego jest poza traktatami rozbrojeniowymi oraz regulującymi ilość broni jądrowej na świecie.  

I o tym powinniśmy pamiętać. Lepszy jest najgorszy pokój od najlepszej wojny.  
  

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
Rysunek: Damon Moran


[2] Pozbawionego osłon biologicznych, wydzielającego produkty rozpadu do opływającego je powietrza.
[3] Idea ta została zastosowana po raz pierwszy w niemieckich pociskach samobieżnych (latających bombach) Fisseler Fi-103/A-2/V-1, gdzie zastosowano pulsacyjne przepływowe silniki odrzutowe. Podobny silnik miano zastosować w modelach nazistowskich latających spodków znanych jako V-7.
[4] Próg bólu natężenia hałasu wynosi 120-140 dB.