Przed zniknięciem: eksplozja, bójka czy kolaps?
Wydaje się to być niewiarygodnym, że wielki samolot komunikacyjny zmieni kurs, przeleci gdzieś nad Azją, a potem zniknie nie wiadomo gdzie – pisze na marginesie zagubionego lotu MH-370 czeski publicysta Jan Matura – w czasie, w którym każdy może czytać wasze SMS-y, a na niebie śledzą nas bezpilotowe drony, laik musi pomyśleć o tym, że w przypadku zaginionego malajskiego Boeinga, ktoś pociągał za sznurki.[1]
A przecież prawdą jest, że wydarzenie to jest jeszcze ciemniejsze niż w czasie jego powstania, bowiem już w sześć lat po tym incydencie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, co się stało z „samolotem-widmem“ i nieszczęsnymi pasażerami na jego pokładzie.
Zadajmy sobie pytanie, jak to może być, że tak wielki samolot jak Boeing-777 mógł zupełnie zniknąć z radaru? Na to nie ma prostej odpowiedzi, kiedy przedstawimy sobie ogromną ilość przyrządów w samolocie, w tym radiostacje pracujące w zakresach częstotliwości UHF i VHF, automatyczne nadajniki, GPS i komputerowe systemy komunikacyjne. Na drugiej stronie równania o wielu niewiadomych brakuje danych o trajektorii lotu i obszar poszukiwań zawiera ogromny akwen oraz rzadko zamieszkanych obszarów dżungli i gór.
Ale jak wyjaśnić to, że piloci nie wysłali sygnału Mayday czy chociażby Pan-pan? Wyjaśnieniem byłaby sytuacja natychmiastowej dezintegracji maszyny – np. w przypadku wybuchu na pokładzie, zestrzelenia albo rozpad samolotu z powodu awarii technicznej. Ukazały się też spekulacje, że samolot, a właściwie jego elektronika, został napadnięty przez hakerów przy pomocy elektronicznego systemu rozrywkowego dla podróżnych. Jest on wyposażony w porty USB do przegrywania zasobów multimedialnych, a przy pewnej zręczności manipulowaniem tegoż, byłoby można opanować elektronicznej infrastruktury maszyny i jej systemów bezpieczeństwa, usługowych i sterowniczych.
Szczególnym jest to, że z jakiegoś powodu przestał działać transponder samolotu, a zatem radionadajnik w kokpicie, który współpracuje z naziemnym radarem, kiedy przyjmuje jego sygnał i odpowiada kodem z pozycją samolotu, wysokością lotu i sygnałem wywoławczym. Kontrolerzy lotu jego sygnały używają do określenia prędkości i kierunku lotu samolotu. Dlaczego transponder zamilkł jest jednym z podstawowych, kardynalnych pytań. Urządzenie to jest umieszczone pomiędzy dwoma pilotami i można je bardzo łatwo wyłączyć. Według doświadczonego pilota Marka Weissa, jest to jednak bardzo nieprawdopodobne, bowiem ten przyrząd podaje bardzo ważne informacje załodze i nie można go wyłączyć ze względu na bezpieczeństwo lotu. Bez czarnych skrzynek, a więc bez zapisu rozmów w kokpicie i dziennika pokładowego, będzie bardzo trudno dojść do tego, co się stało w kokpicie – twierdzi Weiss. Inni eksperci różnią się w poglądach, co do umyślnego wyłączenia transpondera. Według jednych został on wyłączony przez np. porywacza, według innych mogło tam dojść do awarii instalacji elektrycznej zasilającej transponder.[2]
Gdyby doszło do porwania i jego sprawcy by chcieli spowodować „niewidzialność“ samolotu poprzez wyłączenie wszystkich przyrządów i transpondera – samolot wcale by nie zniknął z ekranów radiolokatorów, bo jego kadłub wciąż odbijałby fale radarowe. Także gdyby załoga była zmuszona do wyłączenia urządzeń, samolot zniknąłby tylko na jednym typie radaru. Na innym, który pokazuje obraz samolotu jako realnego, fizycznego obiektu, byłby on stale widzialny, co jednak zależy od pokrycia zasięgiem radaru danego obszaru, typu radaru, i prędkości obrotowej anteny na minutę. W związku z tym przypomnimy, że radiolokator pracujący w paśmie 1 m może – w normalnych warunkach – wykryć i obserwować samoloty w odległości 850-1000 km, przy czym w niższych pasmach o wyższej częstotliwości ta odległość się zmniejsza.
Jednakże jeżeli doszło tam do ataku terrorystów i natychmiastowego przerwania łączności, to musiała być precyzyjnie zaplanowana akcja, jak twierdzi to na portalu The Conversation, dziekan Katedry Aeronautyki na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii – Jason Middleton.[3] Wedle jego poglądów, mogło dojść do eksplozji ładunku wybuchowego w przestrzeni za kokpitem, która mogła byc zupełnie zniszczona. Inną możliwoscia jest celowy wybuch bomby w przedniej części samolotu – np. w toaletach, atak na pilotów w kokpicie, do którego terroryści w jakiś sposób przeniknęli. Taki właśnie niespodziewany napad na załogę wyjaśniałby, dlaczego piloci nie nadali sygnału Mayday lub Pan-pan i czterocyfrowego kodu: 7500 (porwanie) czy 7700 (zagrożenie).
Przy wyświetlaniu tej zagadki mogłoby bardzo pomóc przesłuchanie zawartości czarnych skrzynek, których nadajniki radiowe są skalibrowane tak, że przy przeciążeniu przewyższającym 8 g[4] samoczynnie się aktywują. Ich sygnały radiowe można potem wychwycić specjalnymi urządzeniami z pokładów statków czy okrętów. Po zanurzeniu się w wodę, urządzenia te wysyłają sygnał ultrasoniczny o częstotliwości 37,5 kHz przez miesiąc od aktywacji. Zaginiony Boeing należał jednak do starszej generacji tych maszyn, które były wyposażone w czarne skrzynki IV generacji. Niemniej jednak zapewniają one co najmniej jednostronną telemetrię danych (od pokładu do stacji naziemnej), której dane są przechowywane w zapisie wielościeżkowym w dwóch niezależnych urządzeniach w samolocie. Jednocześnie transmitują je bezpośrednio lub satelitarnie do Boeing Air Operations Center w czasie rzeczywistym.[5]
W związku z możliwą awarią techniczną pojawiły się także uwagi związane z doniesieniem o nieszkodliwej kolizji Boeinga 777-200 Malaysia Airlines z Airbusem A-340 z China Eastern Airlines dwa lata wcześniej. W czasie kołowania na lotnisku Pudong obydwie maszyny otarły się o siebie, a Boeing utracił kawałek skrzydła. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a samoloty po naprawie zostały włączone do ruchu.[6]
Zarówno towarzystwo lotnicze jak i producent samolotu ma dokładne dane techniczne na temat stanu swej maszyny przed jej zniknięciem, co pozwala sądzić, czy mogło dojść do jakiejś awarii, czy wzrosła temperatura, czy nie doszło do wycieku paliwa, itd. itp. Jednakże z tych informacji nie można wydedukować ataku terrorystów czy porywaczy. CVR czyli Cockpit Voice Recorder znajduje się w skrzynkach na pokładzie samolotu. Ponadto następne generacje czarnych skrzynek będą automatycznie wysyłać sygnał kodowany sygnał do Centrum Operacji Lotniczych Malaysia Airlines, w przypadku eksplozji na pokładzie czy zestrzelenia.
Rozmowy z duchami
Dnia 11.III.2014 roku, na świecie zaczęły się szerzyć sensacyjne informacje o tym, że niektórzy krewni dzwonili na komórki swych zaginionych członków rodziny, przy czym stwierdzali, że telefony wciąż działają, ale nikt nie odbiera połączeń.[7] Inni znów stwierdzili, że ich numery telefonów są wciąż aktywne w chińskiej sieci komórkowej QQQ, co by znaczyło, że ich status jest wciąż on-line. Te próby znów spowodowały falę nadziei i frustracji – według nich telefony zaginionych były wciąż aktywne, a można by je było wyłączyć. Według dziennika „Daily Mail“ do końca były aktywne telefony załogi.[8]
Co to oznacza? Póki telefony dzwoniły to oznaczało to, że pracowały one na odbiorze, a zatem nie były utopione w morzu. Zasięg sieci GSM na częstotliwości 900 MHz w normalnych warunkach wynosi 35 km. Oczywiście telefon może przyjąć sygnał z nadajnika znajdującego się o wiele dalej, ale nie da się przeprowadzić rozmowy – tak dzieje sie zwykle na morzu. Z powyższego wynika możliwość, że telefony zaginionych pasażerów znajdowały się na lądzie[9], gdzie znajdowało się pokrycie siecią GSM, albo w jej bezpośredniej bliskości – zatem w Malezji lub w Wietnamie. Tak więc rozumiemy frustrację pozostałych – skoro telefony działają, a operatorzy sieci telefonii komórkowych są w stanie namierzyć je z dokładnoscią do kilkunastu metrów, to władze muszą wiedzieć, gdzie zaginieni się znajdują. I to właśnie...
...wywołało wielkie emocje.
Sytuacja się jednak komplikuje, kiedy musimy wziąć pod uwagę fakt, że na pokładach samolotów mają być wyłączone telefony komórkowe, czego czy to przez nieuwagę czy celowo część podróżnych nie zrobiła. A może z jakiegoś powodu włączyli telefony, ale od razu pokazuje się pytanie, dlaczego nie odpowiadali na przychodzące wezwania?
Próby połączenia się z pasażerami zaginionego lotu MH-370 trwały przez trzy dni od ich zniknięcia. Baterie smartfonów mogły być naładowane na jakieś dwa-trzy dni, ale zwykłych telefonów nawet do tygodni. Ale to wszystko w przypadku, kiedy aparaty te nie dostana się do słonej wody, która by je zdezaktywowała w krótkim czasie.
Według ratowników z tego faktu wynika kilka możliwości, a mianowicie:
· Samolot z nieznanych przyczyn wylądował gdzieś, gdzie jest pokrycie sieciami łączności komórkowej. Telefony dzwonią, ale ich właściciele nie mogą lub nie potrafią przyjąć rozmowy. Być może nawet nie mają przy sobie telefonów. Ta możliwość wskazuje na porwanie.
· Samolot spadł na ląd albo do morza w pobliżu wybrzeża. Niektóre telefony znajdowały się w bagażach i przetrwały upadek, a potem pływały po powierzchni morza, albo wytrzymały upadek na ląd, np. na las czy namorzyny.
· Samolot rozpadł się na pułapie przelotowym 11.000 m, a prądy powietrzne mogły przenieść bagaże zawierające włączone telefony komórkowe na miejsce znajdujace się w zasięgu sieci telefonii GSM.
· Reagujące na wezwania komórki pasażerowie pozostawili w domu lub miejscu pracy.
· Podróżni, do których wydzwaniano na komórkimieli je przekierowane na inne komórkowe lub telefoniczne linie.
Operator China Mobile, który ma niemal 800 mln abonentów i jest największym operatorem telefonii komórkowej na świecie, spróbował namierzyć komórki na żądanie członków rodzin ofiar katastrofy i rządu chińskiego – niestety bezskutecznie.[10] Poza tym malezyjskie Boeingi-777 nie są wyposażone w telefony satelitarne ergo ta możliwość także odpada.
Możliwość, że telefony komórkowe podróżnych zalogowały się do sieci podczas lotu nad lądem na wysokości 11.000 m zależy od tylu czynników, że najczęściej gra w tym rolę przypadek. Od czasu do czasu możliwe będzie dostarczenie SMS-a na twój telefon, zwykle z informacją o roamingu lub o kontakcie z ambasadą w danym kraju. Nadajniki GSM nie są przeznaczone do transmisji „w niebo“, ale przy niskich pułapach lotu wzrasta prawdopodobieństwo zalogowania się do sieci. Nawet w tym przypadku nie oznacza to jednak zdolności do mówienia z powodu prędkości samolotu, a także braku zasięgu sygnału na zwykłym poziomie lotu. Jednak w pewnych okolicznościach możliwe jest nadanie krótkiej wiadomości tekstowej, ale jeśli było to porwanie, a sprawcy byli gotowi, mogliby użyć zakłócacza sygnału mobilnego w bezpośrednim sąsiedztwie kokpitu lub bezpośrednio w nim. Rzeczywiście, ten nielegalny przyrząd można kupić na azjatyckim czarnym rynku tylko za kilkadziesiąt euro. Z technicznego punktu widzenia wystarczyłoby tylko skasować pasmo 900 MHz, co nie wpłynęłoby na inne systemy komunikacji lotniczej działające na znacznie niższych częstotliwościach (ACARS, HF i VHF). Wówczas nie można zalogować się do telefonu.
Gdyby jednak coś takiego zostało zrobione podczas lotu MH-370, zalogowanie się co najmniej jednej komórki rozwiązałoby zagadkę wokół trajektorii samolotu. Wystarczy jedna rejestracja urządzenia w sieci, aby sprawdzić, czy utracony Boeing poleciał z Cieśniny Malakka na północ czy południe. Istnieją jednak ograniczenia, które ograniczają użyteczność tej procedury. Telefony komórkowe powinny być wyłączone na pokładzie samolotu, a stewardesy są wyraźnie poinstruowane, aby zrobić to przed startem. Niemniej jednak można mieć nadzieję, że przynajmniej niektórzy z 237 pasażerów tego nie zrobili, ale nie jest to jeszcze wygrana w zakresie oceny danych. Operatorzy przechowują dane przy logowaniu do sieci przez ograniczony okres kilkudziesięciu godzin, kiedy są usuwane z systemu ze względu na pojemność.
Podczas dochodzenia rozważono także wykrycie sygnału awaryjnego z ELT (Emergency Locator Beacon), które były również na pokładzie zaginionego samolotu. Sygnały nawigacyjne są automatycznie aktywowane w przypadku awaryjnego lądowania lub wypadku na lądzie lub morzu, a nawet są stale wbudowane w zjeżdżalnie awaryjne i nadmuchiwane pontony. Na częstotliwości 406 MHz komunikują się z satelitami Cospas-Sarsat na niskiej orbicie. Teoretycznie w przypadku porwania personel pokładowy może nie zauważyć pozycji samolotu, ale jego członkowie nie są szkoleni na taką ewentualność, ponieważ zakłada się, że użycie radiolatarni poza samolotem podczas awaryjnego lądowania.
CDN.
[1] „Was Missing Plane's Transponder Turned Off?” dostępne na https://news.sky.com/story/was-missing-planes-transponder-turned-off-10413823
[2] MIDDLETON, Jason: „What could have happened to flight MH370?” dostępne na http://theconversation.com/what-could-have-happened-to-flight-mh370-24161
[3] MIDDLETON, Jason: „What could have happened to flight MH370?” Dostępne na http://theconversation.com/what-could-have-happened-to-flight-mh370-24161
[4] 1 g to wartość przyspieszenia ziemskiego – gdzie 1 g = 9,81 m/s².
[6] PARRIE, Lizzie: „Missing Malaysia Airlines Boeing 777 feared crashed off Vietnam 'collided with another plane breaking its wingtip two years ago'” Dostępne na https://www.dailymail.co.uk/news/article-2576353/Malaysian-Airlines-Boeing-777-centre-crash-probe-collided-plane-two-years-ago-breaking-wingtip.html
[7] „Smartphones of missing aboard flight MH370 'are still ringing', families say.” Dostępne na https://www.dailymail.co.uk/news/article-2578020/Why-cellphones-missing-Malaysian-Airlines-passengers-ringing-Family-members-claim-loved-ones-smartphones-active.html
[8] „19 families of missing claim to be connected - airline have also called crew.” Dostępne na https://www.dailymail.co.uk/news/article-2578020/Why-cellphones-missing-Malaysian-Airlines-passengers-ringing-Family-members-claim-loved-ones-smartphones-active.html
[9] Albo w powietrzu.
[10] LUK, Lorraine: „China Mobile: Not Able to Locate Cellphones on Missing Malaysia Plane”. Dostępne na https://blogs.wsj.com/digits/2014/03/13/china-mobile-not-able-to-locate-cellphones-on-missing-malaysia-plane/