czwartek, 2 kwietnia 2020

Ku pokrzepieniu serc: ospa we Wrocławiu


Tablice informacyjne o epidemii ospy na rogatkach Wrocławia w lipcu 1963 roku


Stanisław Bednarz


Jak PRL zwalczył ospę prawdziwą? Był upalny lipiec 1963. Choroba przywleczona została przez powracającego z Indii podpułkownika MSW (nie SB jak głoszą „specjaliści” z IPN).

Po powrocie do Wrocławia 22 maja zdiagnozowano u niego malarię wyzdrowiał i w połowie czerwca został wypisany. W rzeczywistości oprócz malarii zainfekowany był również wirusem ospy prawdziwej, którym zdążył zarazić w czasie pobytu w separatce salową – która stała się wtórnym źródłem epidemii.

Pierwszą śmiertelną ofiarą epidemii we Wrocławiu była zmarła 8 lipca Lonia Kowalczyk córka salowej. Następnym chorym był syn salowej, kolejnym lekarz, u którego salowa szukała porady, jednak ospy prawdziwej wciąż nie rozpoznano i dopiero półtora miesiąca po pierwszych zachorowaniach, 15 lipca 1963 (dzień ten zwano później „czarnym poniedziałkiem) w mieście ogłoszono stan pogotowia przeciwepidemicznego.

Od pierwszego zachorowania do momentu ogłoszenia epidemii minęło aż 47 dni. Spostrzeżenie, że w mieście rozprzestrzenia się epidemia Variola vera przypisuje się doktorowi Bogumiłowi Arendzikowskiemu. Pierwsze izolatorium urządzono 18 lipca. W sumie izolowano 1462 osoby podejrzane o kontakt z wirusem, zdecydowano o obowiązku zaszczepienia mieszkańców Wrocławia.

W „Gazecie Robotniczej” ogłoszono listę osób poszukiwanych w związku z kontaktem z chorymi. Mimo drastycznych zarządzeń choroba wydostała się z Wrocławia. 19 lipca w Opolu zachorowała osoba mająca wcześniej kontakt z pacjentem zero. W tym czasie chory zdążył już zarazić dwie osoby. Do 24 lipca stwierdzono dwa przypadki zachorowań: w Oławie i Legnicy. Ponadto przypadki zachorowań stwierdzono w Wieruszowie i Gdańsku. Stan bliski paniki osiągnięto, gdy zachorował motorniczy tramwaju 0, linii łączącej największe dworce wrocławskie: Wrocław Główny, i Świebodzki. Ostatnią śmiertelną ofiarą był doktor Stefan Zawada, który zmarł 5 sierpnia.

10 sierpnia nastąpił ostatni przypadek zachorowania na ospę mający miejsce poza izolatoriami i szpitalami. Łącznie 99 przypadki, 7 ofiar. Wrocław stał się miastem otoczonym kordonem na szosach wyjazdowych patrole milicji legitymowały podróżujących i sprawdzały szczepienia. Ospa zwalczała epidemię biurokracji. Nie czekano na pisemka, powiadomienia, pokwitowania, zarządzenia. W tym czasie urzędy nie „urzędowały”, lecz pracowały, działacze nie „działali”, lecz harowali, sprawy mało znaczące były rzeczywiście mało znaczące i załatwiane od ręki, a bardzo trudne nie znaczyły niewykonalne. W związku z brakiem dostatecznej informacji krążyły plotki, że we Wrocławiu na chodnikach leżą trupy. Kiedy do izolatorium dostarczono komorę dezynfekcyjną, przypuszczano, że to piec krematoryjny. Plotki krążyły: choroba miałaby być przywleczona do Wrocławia przez cyrk, w którym zachorowała tancerka na linie, lub też przez Murzyna…


Moje 3 grosze


W peerelowskiej szkole podstawowej była czytanka na temat tej epidemii. Nie pamiętam w której klasie, zresztą nieważne – ale była. Dzisiaj wspomina się tylko ospę we Wrocławiu w tym najbardziej negatywnym kontekście. Mało mówi się bohaterskiej postawie lekarzy i białego personelu, a także zwykłych ludzi – dzisiaj mówi się, jakie to złe były radzieckie szczepionki. Jakie były, ale były. Innych nie było. Oczywiście amerykańskie pojawiły się post factum, jak zwykle. Łatwo jest krytykować – teraz po latach. Oczywiście wyolbrzymia się niedostatki szpitali i braki lekarstw, sprzętu, itd. itp. 

A dzisiaj? Ciekawy jestem, co byłoby teraz, gdyby ospa pojawiła się w RP nr IV? Nawet nie chcę myśleć. W stanie, kiedy służba zdrowia jest w proszku, a wszystkie rządy po 1989 roku miały i mają ją gdzieś, Polska bardzo szybko by się wyludniła. I tak naprawdę to o to rządzącym chodzi. Przyznam, że jak usłyszałem jak kandydatka na prezydenta RP obiecała przywrócenie wieku emerytalnego do 67 lat, to zdrętwiałem. To oczywiste, bo tu chodzi o to, żeby zaoszczędzić na emerytach. Idiotyzm pani kandydat polega na tym, że będziemy mieli 67-letnich policjantów, 67-letnich żołnierzy i 67-letnich strażaków, strażników granicznych i innych mundurowych. 67-letnich nauczycieli użerających się z bezstresowo wychowywanymi bandytami in spe… No i oczywiście taki emeryt ma przed sobą 3 no 5 lat życia i do widzenia w parku sztywnych. Liberalne idiotyzmy są jeszcze groźniejsze od pisowskich. Mam nadzieję, że SARS-2 przeorze świadomość tego ogłupionego narodu, którego do myślenia trzeba zmuszać kopniakami. Niestety.

A dowodem na powyższe jest to, że wielu ludzi w Polsce wierzy w różne brednie antyszczepionkowców, płaskoziemców, antybitbergowców i innych pomyleńców i hochsztaplerów, którzy mącą im w głowach głosząc „jedynie słuszne” prawdy.