Kałamarnica z Morza Rossa
One są wielkie, one
są śliskie, one są przerażające, one nigdy nie były widziane żywe – i jak
donoszą nam teraz – one przejmują ten świat dzięki swej biomasie, która jest
większa od biomasy całej Ludzkości. Richard
Askwith pisze o tajemnicach wielkich kałamarnic, tajemniczych stworzeniach,
które naraz zaczęły ukazywać się wszędzie.
***
Gdybyście szukali
miejsca, w którym rozpocząłby się ostatni rozdział ludzkiej dominacji na tej
planecie, to nie ma niczego, gorszego nad wybór Seven Mile Beach na Tasmanii.
Znajduje się ona 10 mi/16 km na wschód od Hobart, do której pasuje bardziej
nazwa Storm Bay – miejsce mroczno-ponure, uderzane przez wielkie fale
oceaniczne, a którego ogrom pozwala nam na myśl, że nasze miejsce w wielkim
schemacie rzeczy jest bardziej marginalne, niż się to nam wydaje.
Jest to szczególne,
ponieważ to, co się wydarzyło tutaj dwa tygodnie temu (24.VII.2002 r.), a co
znalazł tam przypadkowy jogger – resztki najprawdopodobniej ogromnego
głowonoga. Nawet dla kogoś nieobeznanego z biologią morską odkrycie to będzie
niebanalne: bestia o wadze 250 kg, o długości 15 m, mająca 8 potężnych ramion,
oczy o rozmiarach spodeczków, papuzi dziób umieszczony centralnie oraz – co
pewien obserwator napisał entuzjastycznie – przyssawki
o wielkości opon ciężarówki.
Ale dla miejscowych
naukowców, którzy przybyli na miejsce znalezienia potwora, to znaczyło więcej
niż coś zwyczajnego. Ogromna kałamarnica, bardziej znana jako Kraken – jest jedną z najbardziej
nieuchwytnych istot we Wszechoceanie. Marynarski folklor jest pełen relacji o
tym straszydle atakującym wieloryby, zabierającym ludzi z brzegu, połykających
statki przy pomocy swych 75-metrowych macek.[1] Ale jak to wynika relacji
historycznych, tylko kilkaset okazów – albo bardziej adekwatnie – części tych
okazów – ukazało się na światło dzienne, i dopiero w ubiegłym stuleciu nauka
przyjęła ich istnienie do wiadomości. Znaleziska takie mają swą nadzwyczajną
wartość. Naukowcy zajmujący się głowonogami – teutholodzy – odżywają w takich
chwilach.
Kalmar na powierzchni morza
- To zdumiewające – mówi dr David Pemberton
– starszy kurator przy Tasmańskim Muzeum i Galerii Sztuki, który przybył na
scenę dokładnie kiedy był najwyższy czas by ratować delikatne pozostałości
przed nadchodzącym przypływem i zakonserwować je do analizy i do publicznej
ekspozycji. – Stoicie na brzegu i
tak myślicie: to jest największy bezkręgowiec na Ziemi. I jest taki świeży:
musiał się wyżywić w pobliskich wodach, i rozmnażać się także, wszak ma na sobie
kieszonki na spermę oraz ślady po przyssawkach na głowie i szyi. Patrzyłem na
to zwierzę i powiedziałem „To nam coś mówi” – nieczęste
są chwile takie jak ta.
Poza tym, w tych
dniach tak być mogło. Sześć miesięcy wcześniej, inny niemal kompletny
egzemplarz został wyrzucony na plażę – tym razem w Aberdeen.
- To jak wygrana na loterii – mówi Kelvin Boot z National
Maritime Aquarium w Plymouth (gdzie stwór ten został w końcu zawieziony). – Nie wierzyłem, że
zobaczę coś takiego w moim życiu. To naprawdę może być pożywka dla mitologii.
Parę tygodni
wcześniej, naukowcy z USA, Japonii, Hiszpanii i Francji donieśli o ośmiu
oddzielnych obserwacjach w różnych częściach Wszechoceanu, osobniki nieznanego
gatunku, który nie były gigantycznymi kałamarnicami – były długie na 7-8 m –
więc bardzo dużymi kałamarnicami.
- Spotkałem wiele dziwnych i niezwykłych
stworzeń – powiedział prof. William Sager z Texas A&M
University, który obserwował jedno z nich pod wodą. – Ale nigdy nie widziałem
czegoś takiego, jak to stworzenie. Zawisło w wodzie patrząc na nas.
Najbardziej
rozreklamowana przez media „słoniowa” kałamarnica z La Jolla, CA może być
prawdopodobnie przebita przez stwora złowionego w sieci przez hiszpańskich
rybaków łowiących u wybrzeży Azorów. Aktualnie jest ona na widoku publicznym i
stanowi żywy dowód na to, że gigantyczne kałamarnice nie są jedynie czczym
wymysłem teuthologów.
Ale być mo0że
najważniejszym odkryciem ze wszystkich znalezisk, było to z marca 2002 roku,
jakieś 150 mn/~277 km na wschód od Nowej Zelandii. W tym czasie, kałamarnica o
której mowa – jedna z 14! – została złapana w sieci rybackie, a był to młody
osobnik, który urósł do kilku metrów długości w czasie kilku miesięcy i – co
najciekawsze – był on żywy. Innymi słowy, była to pierwsza obserwacja żywej
kałamarnicy olbrzymiej.
Czy tak może wyglądać Kraken?
Dr Steve O’Shea z National Institute of
Water and Atmospheric Researches w Wellington, Nowa Zelandia poszukiwał tego
stworzenia przez lata, wspierany sponsoringiem przez Discovery Channel.
- Odkrycie ich po tych wszystkich latach było czymś wspaniałym – mówi on. – Nikt nawet nie wiedział, jak one wyglądają kiedy zabieraliśmy
się do pracy.
Nie zważając na
paskudną reputację, jaką cieszyły się te przerażające, gigantyczne kałamarnice,
dr O’Shea usiłował zbadać je w laboratorium. Padły po paru dniach, co było, jak
powiada – Jednym z
najgorszych doświadczeń w moim życiu. Ale jest on
przekonany, że jego życiowe zadanie jest bliskie do wykonania.
- Jestem absolutnie pewien, że pewnego dnia będziemy mogli
trzymać i wychowywać wielkie kałamarnice w niewoli. I jestem przekonany, że
stanie się to przed moją starością.
Zdumiewającym jest
to, że stworzenie będące ponoć wytworem fantazji podobnie jak Yeti czy potwór z
Loch Ness było obserwowane na żywo.
Ale to wszystko
jest zaledwie początkiem całej historii. Ostatni tydzień przyniósł dramatyczną
wieść: uznane czasopismo „Australasian Science” doniosło, że ogromne kałamarnice rosną bardzo szybko - zarówno w rozmiarach
jak i w ilości – w sensie przyrostu biomasy, aktualnie przewyższyły już
Ludzkość.
Kałamarnica olbrzymia z OceanParku we Władysławowie
W obliczu tego, to
jest absurdem. Okazało się, że istnieje gatunek, którego istnienie Ludzkość
ignorowała, nie zauważając do dziś dnia, a dla żywych egzemplarzy uczeni
poświęcali swe kariery naukowe w ich poszukiwaniu. Jak to się stało, że zajęły
one większą część planety niż my? I jak uczeni mogą być tego tak pewni – kiedy
są oni równocześnie takimi ignorantami?
Ale artykuł
napisany w oparciu o pracę dr. George’a
Jacksona z Tasmania’s Institute of Antarctic and Southern Ocean Studies
wydaje się tłumaczyć to dostatecznie jasno. Kałamarnice – jak się zakłada – stały się nowym wielkim graczem we
Wszechoceanie. Poprzednio ich populacja była
ograniczana przez takie czynniki jak pożeranie młodych osobników przez
kaszaloty i tuńczyki oraz konkurencję żywieniową ze strony mniejszych „ryb gruntowych”
jak flądry, halibuty, dorsze i morszczuki – które ostatnio zostały ostro
przetrzebione przez przełowienie. W tym samym czasie globalne ocieplenie – EGO
– podgrzało Wszechocean do temperatury bardziej sprzyjającej, niż kiedykolwiek
wcześniej, szybkiemu wzrostowi kałamarnic i głowonogów w ogóle.
Jackson opisuje
ostatnie dane o wzroście – biorąc pod uwagę znaleziska na plażach i w sieciach
rybackich oraz z resztek znalezionych w żołądkach kaszalotów – jako ekspotencjalne. Najwidoczniej ciepła
woda powoduje wzrost aktywności rozrodczej i wzrastające możliwości metabolizmu
– oraz, z braku drapieżników – górną granicą staje się niebo czyli powierzchnia
wody Wszechoceanu.
- Tak jak szybko rosnące populacje ludzkie mogą szybko
skolonizować obszary gruntu, które pozbawione są wegetacji, tak szybko
powiększające się populacje kałamarnic i
ich krótkie cykle życiowe pozwalają im na przenoszenie się w akweny, gdzie
nastąpiło przełowienie – mówi dr Jackson. – To my podgrzaliśmy je za
bardzo, i zaczęły się one rozmnażać za szybko.
Dr Jackson wylicza,
że biomasa całej Ludzkości wynosi 400 Mt (licząc po 11 stones/~70 kg[2] na pojedynczego osobnika),
ale 60% powierzchni mieszkalnej naszej planety znajduje się w głębinach
Wszechoceanu na głębokości poniżej 1,6 km.
- Jeżeli założymy, że głębiny naszych oceanów są zamieszkałe
przez gigantyczne kałamarnice i że każda z nich waży tylko 0,5 tony – powiedział on dla „Daily Mail” – to są one w stanie
przeważyć Ludzkość.
Brzmi to dość
niewiarygodnie, ale dr Jackson nie jest osamotniony w swych poglądach. Nawet
bardziej sceptyczni naukowcy – tacy jak prof. Raul Rodhouse z British Antarctic Survey – przyznaje, że możemy się spodziewać, że sprawy te będą coraz bardziej
aktualne – i że w ciągu ostatnich 20 lat obserwuje się
potężny wzrost ilości gigantycznych kałamarnic czy też fragmentów tych wielkich
głowonogów, które dostały się w rybackie sieci (jak głoszą pogłoski, nie
całkiem martwe w czasie ich wyciągania).
Sceptycy,
szczególnie prof. Rodhouse, twierdzą iż nie jest to jakiś szczególny kałamarnicowy boom, ale to, że
przełowiliśmy nie tylko strefy szelfu kontynentalnego, ale także głębiny
Wszechoceanu, chociaż to nie wyjaśnia do końca nagłego wzrostu
ilości egzemplarzy wyrzucanych przez morze na plaże.
Poza dyskusją jest to,
że populacja głowonogów wzrasta. Statystyki FAO wskazują na 200% wzrost tonaży
kałamarnic we Wszechoceanie pomiędzy latami 1970 a 1994 – i zgodnie z prof. dr.
Danielem Pauly z Fisheries Centre
przy University of the British Columbia, Kanada – wielu uczonych stwierdza, że fenomen ten jest niemalże
ogólnoświatowy. Czy oznacza to, że gigantyczne
kałamarnice są wyróżnione pośród głowonogów? Niekoniecznie. Nawet dr Jackson
przyznaje kiedy go przyciśnięto, że – Nie możemy wiedzieć czy populacja ogromnych kałamarnic znacząco
wzrosła, ponieważ nie wiemy tego, jak EGO wpływa na głębiny oceaniczne.
Niemniej jednak
faktem pozostaje, że nawet jeżeli one przejmą tego świata, to są one doskonale
przystosowane do tego. Na początek, są one większe od nas. Rosną one szybciej,
mają więcej przestrzeni do ekspansji i nie tak jak my miały problemy
środowiskowe. I można powiedzieć, że jako gatunek konkurencyjny mogą one być na
świecie uważane za zawodnika wagi ciężkiej. Zamieszkując w większości na
wielkich, ciemnych głębokościach niezbadanych rowów oceanicznych w całym
Wszechoceanie, one dorastają szybko i umierają młodo (zazwyczaj w wieku 5 lat),
co jest idealną receptą na szybki wzrost populacji. Ich techniki seksualne nie
brzmią zbyt zabawnie (np. trzystopowy muskularny wyrostek, efekt stempla do
działa, dezintegracja poseksualna), ale są to terminy naukowe. Mają one
proporcjonalnie największy mózg wśród bezkręgowców. Mają one doskonałą formę
komunikacji z innymi kałamarnicami dzięki tajemniczemu zjawisku
bioluminescencji. Poruszają się dzięki napędowi odrzutowemu[3] (- To one wynalazły napęd odrzutowy – twierdzi
David Pemberton) i o ile nam wiadomo, nie mają żadnych planów cywilizacyjnych –
zagrożenia wojną, aczkolwiek znajdywane szramy i blizny na skórze kaszalotów
świadczą o tym, że potrafią walczyć i to skutecznie. Nawet ich oficjalna
łacińska nazwa nadana w 1880 roku mówi o dominacji: Architeuthis dux – wódz kałamarnic[4]. Jest to morski
odpowiednik Tyrannosaurusa rex’a.
Oczywiście
większość z nas zjeży się na kwestionowanie naszej wyższości gatunkowej.
Jednakowoż warto zadać pytanie: skorośmy tak mądrzy, to jak powstrzymamy populacyjną
eksplozję najliczniejszego gatunku na Ziemi?
Na to pytanie są
cztery odpowiedzi.
1. Wielkie kałamarnice prawdopodobnie nie są dla nas tak
niewidzialne, jak sugerują to naukowcy. Historia i literatura są pełne
odniesień do Krakena i krakeno-podobnych stworzeń: homerowska Scylla, Tiamat w „Gilgameshu” i wielka ilość węży morskich, które teraz
można utożsamiać z olbrzymimi głowonogami. Pliniusz
Starszy opisał takie właśnie stworzenie – zapamiętane dzięki śmierdzącemu
oddechowi. Tak samo zrobił Melville,
który tak pisał w „Moby Dicku”: Wielka,
galaretowata masa, o długości i szerokości furlonga[5], błyszcząca w kolorze śmietany … niezliczone długie ramiona odchodziły
od środka, skręcając się i prostując jak anakondy w gnieździe; zaś inny
wielki kronikarz wielorybnictwa XIX
wieku – Frank Bullen, który napisał
„The Cruise of the Cachalot” widział ogromną kałamarnicę rozciągniętą na
kaszalocie u wybrzeży Sumatry. Do tego należy dodać sceny walki z ośmiornicami
w powieści „20.000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Verne’a, które zostały zainspirowane przez ówczesne
bliskie spotkanie francuskiego awizo[6] Alecton z gigantyczną
kałamarnicą nieopodal Teneryfy w 1861 roku. Mamy jeszcze wiele tego rodzaju
przykładów takich obserwacji i spotkań żywych gigantycznych kałamarnic w ich
naturalnym środowisku, w większości przypadków nie budzących wątpliwości,
niemniej jednak nie zapominajmy, że jak uczeni mówią, że skoro żaden z nich nie
widział czegoś takiego, to znaczy to że nikt nie widział czegoś takiego. I
kropka.
2. Drugim powodem wydającej się nam wszechobecności wielkich
kałamarnic jest nasz sposób życia, którego jesteśmy bardziej świadomi. Nowe
metody rybołówstwa prowadzą do poważnego wzrostu przypadkowych „złowień” tych
stworzeń. (Prof. Rodman sugeruje, że
mamy co najmniej 100 takich przypadków w czasie ostatnich 20 lat.) Najbardziej
oddalone miejsca świata – w których najczęściej znajduje się ślady
gigantycznych kałamarnic – stały się mniej odległe, niż to było dawniej. I – jak dr
O’Shea przedstawia to dalej – informacje o takich zwierzętach rozprzestrzeniają się o wiele szybciej
niż to było dawniej, zasilają fascynację publiczności tą problematykę i
uszczęśliwiają ludzi piszących do lokalnych brukowców z nadzieją trafienia na
pierwsze strony światowej prasy.
3. Naukowcy teraz patrzą we właściwe miejsca, szczególnie w płytkie
wody, które są odwiedzane przez gigantyczne kałamarnice kilka razy do roku w celu znalezienia
partnera/ki i prokreacji. – Wiemy już o tych stworzeniach tyle, że jesteśmy w stanie
przewidzieć, gdzie i kiedy one się pojawią i na jakiej głębokości je znajdziemy
i jakie gatunki im towarzyszą – mówi dr O’Shea,
który wierzy w szczęśliwe złowienie tych 14 młodych kałamarnic nie dlatego, że
było ich więcej niż zwykle, ale dlatego że dopuściliśmy trochę nauki do naszych
poszukiwań. – Nie wiem, czy wycieczki do wielkich kałamarnic stworzą nową
ofertę turystyczną – dodał on – ale znalezienie dorosłego żyjącego osobnika w
jego naturalnym środowisku nie będzie trudne.
4. I wreszcie po czwarte, skoro taka ogromna kałamarnica naprawdę istnieć
może, to czy będzie w stanie przejąć ten świat we władanie? Być może jeszcze
tego nie zrobili, a raport oparty na artykule „Australasian Science” mógł
wyolbrzymiać ich wzrost lub naszą wiedzę o tym; ale prosta prawda jest taka, że
coś co rośnie wykładniczo – wzrasta bardzo szybko. Nawet jeżeli one nie
przewyższają nas teraz, to dzień, w którym to nastąpi jest bliższy, niż nam się
wydaje.
Większości ludzi zna
początkowe wersy sonetu Tennysona „Kraken”
albo poprzez thriller pt. „Kraken się budzi” Johna Wyndhama z 1953 roku:
Poniżej grzmotów górnej
głębi
Daleko, daleko w dole,
w bezdennym morzu
Jego odwieczny
pozbawiony marzeń sen
Kraken śpi: słabe
promienie słońca uciekają…[7]
Następne wersy tego
sonetu są bardziej niejasne, ale za to bardziej prorocze:
O jego cienistych
stronach; nad nim puchną
Ogromne gąbki o
tysiącletnim wzroście i wysokości;
I daleko w słabe
światło,
Z wielu cudownych grot
i sekretnych komórek
Nienumerowane i ogromne
polipy
Winnow z gigantycznymi
ramionami drzemiącą zielenią.
Tam leżał na wieki i
będzie leżał
Walcząc we śnie z
ogromnymi robakami morskimi,
Aż ten ostatni ogień
ogrzeje głębię;
Wtedy raz przez
człowieka i anioły, aby być widzianym,
Z rykiem powstanie i
umrze na powierzchni.
Moje 3 grosze
Przyznaję,
że po przeczytaniu poprzednich materiałów na temat ośmiornic, kałamarnic i
innych inteligentnych mieszkańców Wszechoceanu zrobiło mi się nieswojo. Ich autorzy
sugerują, że zwierzęta te są inteligentne i będą chciały opanować całą hydrosferę
Ziemi, jak to miało miejsce w opowiadaniu braci Strugackich pt. „O odkrywcach i podróżnikach”, w którym pewien
podgatunek głowonogów – siedmiornice – zaczął opanowywać słodkie wody wewnętrzne:
rzeki i jeziora. Wizja ciekawa – ukazuje ona mechanizm, który działa po
przekroczeniu pewnego progu inteligencji – parcie do poznawania świata i jego
skolonizowania.
To, co się
dzieje we Wszechoceanie zaczyna być wyjątkowo niebezpieczne. Przełowienie, skażenie
i zatrucie hydrosfery Ziemi może doprowadzić do końca bioróżnorodności Oceanu Światowego
i będzie tak, jak np. w Morzu Japońskim i Wschodniochińskim, gdzie panoszą się
teraz niebezpieczne meduzy Nomury. W morzach okalających Australię od czasu do
czasu straszy ludzi zakwit kostkomeduz, które powoli opanowują wszystkie akweny
zapuszczając się coraz dalej na północ i południe od równika. To jest właśnie
efekt paranoicznej gospodarki człowieka nastawionej na zysk. Przełowienie spowodowało
brak drapieżników żywiących się polipami i dorosłymi osobnikami meduz w
rezultacie czego jest ich coraz więcej i opanowują coraz większe akweny Wszechoceanu
– q.e.d.
Brak drapieżników szczytowych doprowadzi do bujnego rozwoju Krakenów...
Nasz Bałtyk
na razie jest w miarę bezpieczny, ale gdyby dostały się tutaj meduzy Nomury, to
bardzo szybko by go opanowały, po jest on wysłodzony i skażony przez różne
zanieczyszczenia poprzemysłowe i biologiczne (np. fekalia) podobnie jak akweny w których
następuje rozród tych meduz w Morzu Południowochińskim. Na szczęście dla nas, Bałtyk
jest jeszcze za chłodny dla tych meduz, ale postępujący EGO wkrótce zmieni ten
stan rzeczy i stanie się on bardziej przyjazny dla tych stworzeń.
Wracając do
kałamarnic, to być może wkrótce powitamy je na Bałtyku, bowiem poszerzać one będą
swą przestrzeń życiową i każdy akwen będzie dobry do zasiedlenia, a wtedy żegnajcie
wakacje nad Bałtykiem… Będzie bojno wejść do wody!
Źródło: Independent.co.uk
– www.news.independent.co.uk/worls/environment/story.jsp?story=322280
Przekład – ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1] Bardzo
dokładnie ukazano to w filmie „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka” reż. Gore
Verbinsky, 2010.
[2] 1 stone
= 6,35 kg.
[3]
Właściwie jest to napęd rakietowy, a nie odrzutowy.
[4]
Właściwie: książę (dux) kałamarnic.
[5] 1
furlong = 201 m.
[6]
Kanonierka.
[7] Alfred
Lord Tennyson – „Kraken” (1830).