Vladimír Šiška (Projekt Záře)
Po raz pierwszy o tym zjawisku
dowiedzieliśmy się dzięki komentarzom na naszej stronie (dzięki!). Następnie
pojawiły się raporty z kilku stacji pogodowych, a na koniec pojawiły się raporty
za pośrednictwem naszego internetowego kwestionariusza. Dopiero dzięki
wypełnionemu kwestionariuszowi zawierającemu konkretne dane mogliśmy znaleźć
prawdziwą przyczynę tego zjawiska.
Już w poprzednim tygodniu podobne
zjawisko pojawiło się w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w południowej
Kalifornii i Arizonie. Od początku wszystko było jasne: 22 grudnia 2017 roku
wystrzelono rakietę kosmiczną Space-X Falcon 9. Stworzyła na
niebie piękne i tajemniczo wyglądające zjawisko.
Rakieta wystartowała w momencie,
gdy nad punktami obserwacyjnymi panowała już noc. Ale szybko wznosząca się
rakieta zaczęła promieniować światłem słonecznym na dużych wysokościach.
Tryskające gorące gazy z dziewięciu dysz rakietowych, dzięki otaczającemu
niskiemu ciśnieniu, szybko rozprzestrzeniły się wokół i stworzyły wspaniały
spektakl.
We wtorek, 26 grudnia 2017 r. w
godzinach od 04:30 do 04:45 CET można było zaobserwować dość podobne zjawisko w
Europie Środkowej. Zjawisko to było obserwowane nie tylko z Czech (kamery
internetowe CHMI w Medvědín i Luční bouda), ale także ze Słowacji (stacja
meteorologiczna Stúpava), Austrii, Węgier, Rumunii, Polski i innych miejsc.
Materiał pochodzi z Soboth w
Austrii (źródło: Facebook)
Rosyjskie Ministerstwo Obrony
również skomentowało to zjawisko. Był to zaplanowany wcześniej test
balistycznej międzykontynentalnej rakiety balistycznej RS-12M Topol. W tym
czasie rakieta wystartowała z kosmodromu Kapustin Jar w rejonie Astrachania.
Znajduje się około 2250 km od naszej republiki (Czeskiej).
Zaraz potem na czeskiej stronie
pojawił się artykuł informujący o zjawisku - mało informujący. Refleksje na
temat gustów ludzi w zieleni i austriackich specjałów kulinarnych należałyby
raczej do jakiegoś bardzo podupadającego brukowca niż do „poważnej” gazety.
Na szczęście nie byliśmy od nich
tylko zależni. Kilku świadków z Opawy, Loukova i Miličína obserwowało to
zjawisko w naszym kraju i relacjonowało o nim. Ta ostatnia obserwacja zawiera
najbardziej szczegółowe dane:
2017.12.26.02-UFO-Miličín
Świadkowie zostali obudzeni
wczesnym rankiem przez helikopter karetki, który wylądował na pobliskim lądowisku,
jak się później okazało, w związku z wypadkiem na drodze E55.
-
Kiedy patrzyłem na helikopter, nagle zobaczyłem jasne światło na wschodnim
niebie, nad którym uformowała się jasna owalna formacja. Światło natychmiast
zniknęło, ale formacja szybko się rozszerzyła. Zachował owalny kształt z
wyraźnymi konturami. Gdy rósł, wyglądał, jakby zbliżał się do naszego domu.
Bałem się, że to mogą być chemikalia i wolałem zamknąć okno. Obłok ostatecznie
rozproszył się. Dopiero rano dowiedziałem się, że lądowanie helikoptera miało
związek z wypadkiem samochodowym na przedmieściach Miličína. Dodatkowo
dowiedziałem się, że pojawienie się helikoptera obudziło w Miličínie więcej ludzi,
którzy obserwowali to, co robiłem, a to zjawisko świetlne nie wydawało się mieć
związku z pojawieniem się helikoptera.
Według danych z ankiet zjawisko
to obserwowano na wschodnim niebie na wysokości około 30-45° nad horyzontem.
Czy naprawdę można było patrzeć,
jak rakieta startuje z tak dużej odległości, tak wysoko nad horyzontem? A co z
krzywizną powierzchni ziemi? Spróbujmy zgadnąć przynajmniej z grubsza.
Ze szkicu można wyczytać, że to,
co widzimy na horyzoncie, musi znajdować się nad Kapustin Jarem na wysokości
około 500 km. Jeśli jednak dodamy kolejne 30° nad horyzontem, otrzymamy co
najmniej dwukrotność wysokości. Ale jaką wysokość osiągnęła testowana rakieta Topol?
Niestety, nie można tego nigdzie odczytać z oficjalnych danych. Można to jednak
oszacować.
Rakieta Topol M
Pocisk zwykle leci w „obszar
uderzenia” w Sary-Shagan w Kazachstanie, oddalony o około 2000 km, czyli
znacznie poniżej jego zasięgu (ponad 10.000 km). Oznacza to, że leciała wzdłuż
krzywej balistycznej skierowanej stromo w górę. Według naszych szacunków
musiała mieć od 1200 do 1500 km wysokości. Wschodzące słońce mogłoby wtedy
oświetlić gazy wydobywające się z silnika rakietowego, aby można było je
zobaczyć z tak dużej odległości.
Moje
3 grosze
Z materiału przedstawionego
przez Projekt Záře wynikałoby, że jednak nie mamy tu do czynienia z rosyjskim
czy amerykańskim ICBM. Żeby była tak widoczna, jak w relacjach, to musiałaby
lecieć na co najmniej dwukrotnie większej wysokości. Mało tego – to „coś”
leciało ze wschodu na zachód, a więc znad Rosji nad Europę. A zatem na pewno
nie na poligon Sary Szagan w Kazachstanie, czy Kura na Kamczatce. Chyba że…
Chyba że ten ICBM został
wystrzelony tak, by obleciał dookoła kulę ziemską lecąc wzdłuż 55-tego
równoleżnika i spadł na Kamczatkę. Tylko pytanie: czy coś takiego jest w ogóle
możliwe? Nie mówiąc już o tym, jaka zapanowałaby histeria w NORAD i Pentagonie!
A zatem co to mogło być?
Mógł to być:
·
jakiś kosmozłom, który spadł i spalił się nad
Europą Środkową;
·
meteoroid, który eksplodował i spalił się w
górnych warstwach atmosfery – jakaś asteroida à la Tunguskie Ciało Kosmiczne;
·
niewielka kometa, która eksplodowała w
atmosferze i pozostawiła po sobie obłoki iryzujące (perłowe).
Ta trzecia hipoteza nawet
odpowiadałaby temu, co widziano i sfotografowano. Obłoki perłowe (PSC) powstają
na wysokości 15-25 km n.p.m. W zależności od składu wyróżnia się:
PSC I rodzaju, tworzące się
w temperaturach poniżej −78°C:
·
typu Ia, złożone z kryształków lodu i kwasu
azotowego,
·
typu Ib, złożone z lodu oraz kwasów azotowego
i siarkowego,
·
typu Ic, złożone z metastabilnej mieszaniny
wody z kwasem azotowym,
PSC II rodzaju, tworzące się
przy temperaturze poniżej −85°C, złożone wyłącznie z lodu; występują częściej
nad Antarktyką, gdzie atmosfera jest chłodniejsza niż nad Arktyką.
Polarne chmury
stratosferyczne znajdują się wysoko na niebie i mogą odbijać promienie
słoneczne spod horyzontu w stronę powierzchni ziemi, co powoduje ich jasne
świecenie przed i po zachodzie słońca. Są najlepiej widoczne, gdy Słońce
znajduje się od 1 do 6 stopni poniżej horyzontu. PSC II rodzaju są znacznie
jaśniejsze i mają bardziej intensywne kolory niż częściej obserwowane obłoki
iryzujące położone w troposferze.
Chmury PSC I rodzaju mają
związek ze zjawiskiem dziury ozonowej. Pojawiają się one w zimie, kiedy
temperatura stratosfery spada nawet do −85°C. Na powierzchni chmur mają miejsce
reakcje chemiczne, przekształcające lotne związki zawierające chlor (m.in.
freony) w wolne rodniki. Na wiosnę, kiedy światło słoneczne powraca, substancje
te reagują z cząsteczkami ozonu, niszcząc je w rosnącym tempie; w Antarktyce
maksimum tego zjawiska przypada na wczesny październik, potem tempo spada i w
grudniu sytuacja powraca do normy. (Wikipedia)
Wyglądałoby na to, że
mieliśmy tu do czynienia z PSC II rodzaju. Chmura poeksplozyjna składała się z
rozpylonych materiałów pędnych boostera rakiety i szczątków tegoż rozerwanego
wybuchem, o ile był to ICBM czy inny pojazd kosmiczny. Powoli rozwiała się, a
szczątki opadły w dół – dlatego znikła dość szybko.
Jedno jest pewne – cokolwiek
to było, leciało ze wschodu na zachód i eksplodowało na dużej wysokości nad
Europą Środkową. I na pewno nie leciało to-to na poligon Kura, a w zupełnie
innym kierunku. Mógł to być rosyjski pokaz siły dla Europejczyków. Jeżeli był
to przekaz z Kremla, to jest on oczywisty: Czesi,
Słowacy, Polacy, Węgrzy, Rumuni i kto tam jeszcze – nie podskakujcie, bo
skończy się to dla was bardzo źle…
No chyba że…
…jest jeszcze jedna
możliwość, a mianowicie – mieliśmy powtórkę z dnia 20.VIII.1979 roku, kiedy to
nad Polską przeleciał Wielki Bolid Polski, który przypomniał swym widokiem
przelot SLBM czy ICBM, a którego natura nie jest znana do dziś dnia. To też
jest możliwe, ale mało prawdopodobne i odnotowuję to tylko dla porządku.
Źródło: Projekt Záře - http://www.projektzare.cz/tajemny-ukaz-nad-stredni-evropou
Przekład z czeskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz