środa, 6 października 2021

Plamy na Wszechoceanie

 

Pomarańczowa plama na Pacyfiku...

Olbrzymia pomarańczowa plama…

 

…na Pacyfiku przeraziła naukowców. Wiemy, skąd się wzięła.

Satelita meteorologiczny ujawnił olbrzymią pomarańczową plamę, która pojawiła się na wodach Oceanu Spokojnego. Naukowcy złapali się za głowę, bo myśleli, że to skażenie. Wkrótce okazało się, że to skutek zjawiska, którego kompletnie się nie spodziewali.

Pamiętacie gigantyczne pożary buszu, które trawiły na przełomie 2019 i 2020 roku południowo-wschodnią Australię? Kataklizm, który okrzyknięto mianem „czarnego lata”, po wielu miesiącach objawił się w niecodzienny sposób. Tysiące kilometrów dalej na wschód, bogaty w żelazo pył pochodzący z pożarów, zaczął opadać na wody Pacyfiku.

Spowodował on spektakularny zakwity glonów między wybrzeżami wschodniej Australii, Nowej Zelandii i zachodniej Ameryki Południowej. W miejscach, gdzie glonów jest najwięcej, obejmują one obszar większy od powierzchni Australii.

Naukowcy uświadomili sobie, że kataklizm w jednym miejscu, może oznaczać rozkwit życia w innym miejscu, często odległym. To swoisty efekt motyla, który zmienia ekosystemy w stopniu, z którego nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Glony to mikroskopijne organizmy, stanowiące dla oceanicznej fauny źródło pożywienia. Mimo swoich niewielkich rozmiarów, gdy łączą się w całe skupiska, są widoczne nawet z ziemskiej orbity, okiem satelity.

Pożary strawiły obszar o powierzchni ponad 60 tysięcy kilometrów kwadratowych. Pył wzniósł się na wysokość ponad 20 kilometrów i z czasem okrążył kulę ziemską. Ilość dwutlenku węgla uwolnionego do atmosfery była większa od całej emisji CO2 w Australii w 2018 roku.

Ale jeszcze wcześniej…

 

...i zielone wiry na Morzu Bałtyckim


Gigantyczny zielony wir…

 

…w wodach Morza Bałtyckiego to ostrzeżenie, że dzieje się coś niepokojącego

Satelita meteorologiczny dostrzegł w wodach północnego Bałtyku zaskakujące zjawisko. To zielony wir, który ma kilkadziesiąt kilometrów średnicy. Jak zwykle pojawiły się teorie, że to manifestacja obcej cywilizacji, ale w rzeczywistości jest to coś zupełnie innego.

Satelita meteorologiczny Landsat-8 uwiecznił zagadkowe zjawisko w wodach północnej części Morza Bałtyckiego. Od razu uspokajamy, że nie jest to manifestacja obcej cywilizacji, lecz zupełnie naturalne zjawisko, które jednak może niepokoić.

Jego źródłem jest fitoplankton, czyli mikroskopijne organizmy roślinne, w tym glony, które są bogate w chlorofil, mieniąc się na zielono. Z powodu słabego wiatru, niewielkiego sfalowania i wyższej niż zwykle o tej porze roku temperatury wód morskich, glony zaczęły się błyskawicznie rozprzestrzeniać.

Nie wiemy jakiego typu są to glony, ale najpewniej cyjanobakterie, czyli algi w kolorze niebiesko-zielonym. Utworzyły one wir, ponieważ w ten sposób składniki odżywcze z morskich głębin, gdzie woda jest chłodniejsza, unoszą się ku powierzchni.

 

Martwe strefy Bałtyku

 

Niestety, te formacje, które przypominają dzieło słynnych malarzy, świadczą także o degradacji bałtyckiego środowiska. Okazuje się, że rozprzestrzenianie się glonów spowodowało występowanie martwych stref. Fitoplankton i cyjanobakterie zużywają składniki odżywcze, które dostają się do Bałtyku poprzez wymywanie ich przez deszczówkę z pól uprawnych do rzek.

Glony rozmnażają się na taką skalę, że zużywają olbrzymie ilości tlenu, którego zaczyna brakować dla całej bałtyckiej fauny i flory. Według najnowszych badań naukowców z Uniwersytetu w Turku, tegoroczna martwa strefa ma około 70 tysięcy kilometrów kwadratowych, a więc jest 135 razy większa od Warszawy i zarazem dwukrotnie większa od województwa mazowieckiego.

Martwe strefy to obszary pozbawione tlenu, na których nie występują żadne gatunki morskich stworzeń. Chociaż o tym zjawisku wiadomo od dawna, to jednak do tej pory świat naukowy nie zdawał sobie sprawy, jak zakrojony na szeroką skalę i szybko postępujący jest to proces w Morzu Bałtyckim.

Badania zostały zainicjowane i przeprowadzone przez zespół naukowców z Finlandii i Niemiec. Okazuje się, że utrata tlenu jest największa od 1500 lat. Jest to bezpośredni efekt działalności i ekspansji człowieka.


Zanieczyszczenia pochodzą głównie z nawozów sztucznych spływających z pól uprawnych po ścieki bytowe, które dostają się do rzek, a następnie do wód Bałtyku. Tak naprawdę odpowiedzialnymi za ten cały tragiczny w skutkach proces są wszyscy mieszkańcy Europy, a przede wszystkim mieszkańcy wybrzeży Morza Bałtyckiego.

Obecnie, i jest wielce prawdopodobnie, że też w przyszłości, na badanym przez nas obszarze ciągle będzie dochodziło do utraty tlenu wskutek przenikania składników odżywczych z pól uprawnych, uwalnianie się fosforu z osadów dennych i jego wędrówki w górę kolumny wody oraz wskutek globalnego ocieplenia - powiedział Sami Jokinen z Uniwersytetu w Turku.

Naukowcy prognozują, że w kolejnych latach zjawisko to będzie powiększało się. Efektem tego będzie znaczny spadek populacji ryb i masowe wymieranie innych morskich stworzeń.

Najgorszy jest w tym wszystkim fakt, że w ostatnich dekadach prowadzone są na szeroką skalę programy redukcji zanieczyszczeń w Bałtyku u wybrzeży Finlandii i Szwecji. Niestety, naukowcy nie zauważyli tam żadnych oznak odradzania się morskiego ekosystemu. Akcje jednak będą dalej prowadzone, bo być może sytuacja zacznie zmieniać się za kilka dekad.

Postępy skażenia biologicznego Bałtyku w latach 1905-2015

Moje 3 grosze

 

Jeżeli idzie o Bałtyk, to rzecz nie jest nowa – zjawiska te obserwowano wcześniej i ekolodzy sygnalizowali niebezpieczeństwa z nim związane. Rezultat był taki, jak zwykle – czyli żaden. Poza garstką uczonych nikt się tym nie przejmował. Ustalony dogmat mówił, że w celu podwyższenia plonów muszą być stosowane nawozy sztuczne, a szczególnie zawierające NPK i to miał być środek na wszelkie bolączki rolnictwa. I to zarówno w Polsce jak i pozostałych krajach basenu Morza Bałtyckiego. Efekty tego obłędu – na załączonych obrazkach.

Ta zieleń wcale nie jest kolorem życia, a wręcz odwrotnie – to kolor śmierci, bowiem ta masa glonów opadnie na dno morza i tam rozłoży się beztlenowo na siarkowodór – H2S i metan – CH4. Zabite ryby i inne organizmy morskie będą wzbogacać wody Bałtyku w związki fosforoorganiczne – np.  fosfina (fosforiak, fosfina) – PH3, który jest gazem toksycznym i palnym zarazem.

A do tego wszystkiego należy jeszcze doliczyć składowiska broni C leżące na dnie morza od lat 40-tych XX wieku, i zawierające m.in. Sarin – C4H10FO2P, Soman – C7H16FO2P, Tabun – C5H11N2O2P, Luizyt A – C2H2AsCl3, Iperyt – C2H8Cl2S, Clark I – C12H10AsCl, Clark II – C12H10AsCN i inne. Jak widać, większość z nich to piekielnie toksyczne związki fosforo- i arsenoorganiczne. Oczywiście do tego jeszcze bomby zapalające z białym fosforem i zwykłe z kruszącymi materiałami wybuchowymi.

Zrzuty broni chemicznej w wody Bałtyku po I i II wojnie światowej

I do tego jeszcze 6000 ton ropy naftowej znajdującej się w zbiornikach wraków statków z obu wojen światowych i powojennych katastrof: MS Wilhelm Gustloff, SS General von Steuben,  SS Stuttgart, MS Goya i TS Franken.[1] No i na dobitkę ścieki miejskie wlewane do rzek wpadających do Bałtyku – że wspomnę ostatnie dwa wlewy warszawskich nieczystości do Wisły.[2] Jednym słowem w naszym morzu jest wszystko, z wyjątkiem radioaktywnej trucizny, chociaż tego też nie możemy być pewni, jako że nad tym nieszczęsnym morzem postawiono kilka elektrowni atomowych, które mogły zrzucić niepostrzeżenie trochę radioaktywnego paskudztwa w jego wody. To także dziwne afery związane z zatonięciem MF Jan Heweliusz w 1993 i MF Estonia w 1994 roku.[3] Być może znajdują się tam także statki zaopatrujące nazistowskie ośrodki badań atomowych w Mostach (Luftmuna 4) i na Arkonie.

Potencjalnie niebezpieczne wraki w rejonie Pomorza Gdańskiego

Przyszłość Bałtyku rysuje się już nie zielono ale czarno. Ale głupców i pazernych oszołomów to nie przeraża, bo oni mają zysk – a zysk liczy się ponad wszystko. Tylko że tego zysku ani nie będą mieli komu zostawić, ani zabrać ze sobą do grobu…

 

Źródło: TwojaPogoda.pl / GeekWeek.pl / Phys.org / NASA/Nature.



[1] Stuttgart może mieć 600 ton ropy, Franken – ponad 1000 ton.

[3] Zob. St. Bednarz, M. Jesenský, R. Leśniakiewicz – „Piekielne katastrofy nuklearne”, Jordanów 2021.