Dr
inż. arch. Krzysztof Wielgus
Zbliża się kolejna
rocznica domniemanego zniknięcia załogi wartowniczej Fortu 38 „Skała”. W tak
postawionym stwierdzeniu jest już organiczny błąd, jak można określać
definiować poprzez przypisanie daty wydarzeniu, które być może nie zaistniało w
ogóle?
Niniejsza informacja będzie
prawdopodobnie pierwszym w miarę rzetelnym zestawieniem źródeł i wersji informacji
o wydarzeniu, które - wg stanu wiedzy autora zaistniało jako rodzaj miejskiej
legendy w początkach lat 80. XX wieku. Istnieją poszlaki iż wcześniejsze
pojawienia się tej legendy miały miejsca w latach 20/30 XX wieku i pod koniec
lat 50 XX w., wyłącznie w Krakowie. Jak wskazują fora internetowe - wznowy
zainteresowania nim miały miejsce ok. 2008 i 2014 roku.
Zestawienie dostępnych mi informacji -
fragmentarycznych i będących wynikiem pozyskiwania relacji ustnych, w żaden
sposób nie przesądza i nie uwiarygodnia
samego wydarzenia, podkreśla jednak żywotność kulturową - jako jednej z
krakowskich techno-legend, niejaki wzmocnionej podwójnie przez powtórzenie jej
przez środowisko naukowe, związane z miejscem zaistnienia domniemanego
wydarzenia.
Niezależnie od autentyczności
wydarzenia, sama opowieść, nowoczesna krakowska legenda stanowi ekspresyjny,
barwny i smakowity fenomen, wart odnotowania jako zjawisko kulturowe.
Forty Krakowa
(wg. „Gazety Krakowskiej”
Spośród prawie 40 znajdujących się w Krakowie fortów i bastionów
większość, niestety, stoi dziś pusta. W ich przypadku podajemy tylko numer,
nazwę i ulicę, przy której się mieszczą.
·
Fort 2 Kościuszko (al. Waszyngtona) - siedziba Muzeum Kościuszkowskiego
i Radia RMF FM
·
Bastion II Kleparz. Dziś mieści się tu klub muzyczny
·
Fort 4 Błonia (ul. Piastowska), zniszczony
·
Bastion V Lubicz. Ruiny na rondzie Mogilskim
·
Fort 7 Bronowice (ul. Rydla), własność wojska
·
Fort 8 Łobzów (ul. Radzikowskiego), siedziba hurtowni
·
Fort 9 Krowodrza - w dzisiejszym parku Wyspiańskiego
·
Fort 10 Prądnik Biały (ul. Wybickiego)
·
Fort 12 (IVa) Luneta Warszawska (ul. Kamienna). W czasie
okupacji mieściło się tu więzienie gestapo
·
Fort 15 Pszorna (al. Jana Pawła II)
·
Fort 17 Luneta Grzegórzecka (obok dzisiejszej ul. Skrzatów)
·
Fort 31 Benedykt (ul. Rękawka)
·
Fort 32 Krzemionki. Zachował się jedynie jego fragment, leży
przy siedzibie TVP Kraków
·
Fort 33 Krakus - przy kopcu Krakusa, ruiny są dostępne dla
zwiedzających
·
Fort 38 Śmierdząca Skała (ul. Chełmska)
·
Fort 39 Olszanica (ul. Kosmowskiego) - działa tu hotel
·
K - fort Bielany lub Krępak (bez numeru), ul. Księcia Józefa
·
Fort 41 Bronowice Małe (ul. Tetmajera), własność armii
·
Fort 41a Mydlniki (ul. Wieniawy-Długoszowskiego)
·
Fort 44 Tonie (ul. Jurajska) - siedziba Muzeum Otwarta Twierdza
·
Fort 47 i 1/2 Sudół (ul. Powstańców)
·
Fort 48 Batowice (ul. Wawelska)
·
Fort 48a Mistrzejowice (ul. Ognistych Wici)
·
Fort 49 Krzesławice (ul. Architektów)
·
Fort 49a Dłubnia (ul. Petofiego)
·
Fort 49 1/2 Wanda - kopiec Wandy
·
Fort 49 1/2 a (ul. Igołomska)
·
Fort 49 1/4 Grębałów (ul. Kocmyrzowska), siedziba organizacji
"Przyjaciel Konika" zajmującej się rehabilitacją na koniach dzieci
niepełnosprawnych
·
Fort 50 Prokocim (ul. Medyczna)
·
Fort 50 1/2 W Kosocice (ul. Osterwy)
·
Fort 50 1/2 O Barycz (ul. Hallera), ośrodek szkoleniowy
·
Fort 51 Rajsko (ul. Droga Rokadowa), tu po zdjęciu z postumentu
składowano pomnik Lenina
·
Fort 51 1/2 Swoszowice (ul. Sawiczewskich)
·
Fort 52 Borek (ul. Forteczna)
·
Fort 52a Jugowice (ul. Forteczna)
·
Fort 52 1/2 S Skotniki (ul. Kozienicka), siedziba Centrum
Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń
·
Fort 52 1/2 N Sidzina (ul. Kozienicka)
·
Fort 53 Bodzów (przy wzgórzu Solnik), zrujnowany
·
Fort 53a Winnica (ul. Winnicka) - zakład konserwacji zabytkowych
mebli
Wersje
wydarzeń. Streszczenia
Trzon opowieści bez jej licznych wersji
i dopisków - stanowi informacja iż z początkiem XX wieku, w Twierdzy Kraków,
podczas zmian austro-węgierskiego posterunku wartowniczego na Forcie 38 „Skała”
oddział luzujący zastał fort pusty, w stanie takim, jakby dotychczasowa załoga
opuściła go niedawno. Śladów wal, rozboju, kradzieży nie stwierdzono. Śladów
zaginionych żołnierzy nie odnaleziono.
Reszta,
nawet daty a w szczególności interpretacje są już rozbieżne, o różnych
stopniach prawdopodobieństwa i z charakterystycznym i „nalotami” innych wzorców
estetycznych i kulturowych.
Daty w różnych wersjach podawane są
jako rok 1908, 1910, 1912, zawsze początek lata.
Liczba żołnierzy waha się od 7 przez
ok. 12, 15, 20 do kilkudziesięciu. Najpowszechniejsze są od 7 do ok. 20.
Wersja nagłego zniknięcia
W części wersji pojawia się dramatyczny wątek, iż fort był
zamknięty od środka, nawet część pomieszczeń, w których były ślady niedawnego
pobytu żołnierzy w tym gorące lecz niezjedzone posiłki. Wersje te wskazują wyraźne
podobieństwo do opowieści o Trójkącie Bermudzkim bądź o uprowadzeniach przez
Obcych i jakby a priori wykluczały dezercję bądź uprowadzenie.
W jednej z wersji pojawia się nawet
nazwisko oficera przyprowadzającego oddział luzujący Otto Müller (bez podania stopnia). W tejże - fakt, iż tego samego
dnia jeden żołnierz z załogi a raczej posterunku na Forcie 38 „Skała” był w
sklepie w Kryspinowie po papierosy.
Wersje te sugerują niebezpośrednio
dramatyczne, tajemnicze powody zniknięcia lecz nie definiują ich. Sam fakt
zniknięcia z nachyleniem ku przyczynom niecodziennym staje się ośrodkiem owej mini-opowieści grozy. W tle
jest bowiem sugerowana śmierć lub innego rodzaju exodus zaginionych żołnierzy.
Dalsze, rzadziej pojawiające się wersje
były mutacjami opisanej i nazwać je można: strukturalno-techniczną,
nadprzyrodzoną i szpiegowską. Z każdą wiążą się też opowieści dublujące,
uzupełniające i niejako wspierające te wersje.
·
Wersja
strukturalno-techniczna, wiązana też z nadnaturalną lub bestialną. Żołnierze weszli
(zwabieni?) do tak tajemniczych, częściowo tylko zbadanych podziemi, iż z
przyczyn naturalnych (zawalenie), zbrodniczych (zamknięcie) nadnaturalnych
(przejście lub wessanie przez bramę w czasie lub pomiędzy wymiarami) lub
pożarcie przez nieokreśloną bestię - z owych podziemi już nie wyszli.
Opowieściami suplementarnymi są wersje, iż z początkiem II wojny światowej na
forcie pojawili się Niemcy czegoś intensywnie szukając. Poszukiwania doprowadziły
do odkrycia części zapomnianych (odciętych, zawalonych) chodników i
odnalezienia tam czegoś takiego, iż okupanci w popłochu opuścili je zamurowując
szczelnie wejścia. Opowieść ta wiązana jest z ukrytymi tam gazami bojowymi z
czasów I wojny światowej. Inna z wersji mówi o długotrwałym wywożeniu z zachowaniem tajemnicy czegoś z głębi fortu,
po wejściu Sowietów do Krakowa (po 18 stycznia 1945 roku). Każda z tych wersji
opiera się na częściowo realnej wersji o podziemnych chodnikach
przeciwminowych, wentylacyjnych i osuszających w nietypowej strukturze tego
unikatowego, górskiego, wczesnego fortu pancernego.
·
Wersja nadprzyrodzona nie wiąże się z nietypowymi elementami struktury fortu.
Sugeruje porwanie żołnierzy w inny wymiar, domniemywa działalność demoniczną
lub pozaziemską.
·
Wersja szpiegowska jest bardzo interesująca,
oparta na równoległej opowieści znajdującej podobno (nie byłem w stanie
sprawdzić!!!) odzwierciedlenie w rzeczywistości, zwanej „aferą świateł”, bądź „aferą
latarkową”. Wersja ta mówi o wcześniejszym w stosunku do zaginięcia żołnierzy
wielkim zainteresowaniu wywiadu rosyjskiego Fortem 38 „Skała”.
Austro-węgierskie oddziały wartownicze były niepokojone aktywnością niezidentyfikowanych
osób w okolicach fortu, szczególnie w nocy. Obserwowali błyski światła, jednak
wysyłane patrole nie były w stanie zatrzymać intruzów. Podczas jednej z
kolejnych niespokojnych nocy, wartownik po ostrzeżeniu szybko oddał strzał w
kierunku rozbłyskującego światła. W nocy jednak nikogo nie odnaleziono, jednak
rano znaleziono zakrwawiony oderwany mankiet od koszuli. Zawezwani oficerowie Kundschftstelle (ekspozytury wywiadu
wojskowego) zidentyfikowani znak firmy bieliźniarskiej i tą drogą udało się
dotrzeć do groźnej siatki rosyjskiej Ochrany i aresztować szpiegów. Jedna z
odmian tej wersji wskazuje iż... firma szyjąca koszule i zakonspirowanej miejsce
komórki Ochrany zlokalizowane były we Wrocławiu, wówczas na terenie Niemiec.
Zniknięcie żołnierzy miało być wynikiem ich skaptowania przez wywiad rosyjski
(dezercja) lub uprowadzenia i likwidacji - w celu umożliwienia zrobienia
precyzyjnych zdjęć wnętrza budowli a w szczególności wielkiej wieży pancernej Grusona. Znanych obecnie dowodów na
takąż akcję wywiadu rosyjskiego nie ma, natomiast infiltracja Twierdzy Kraków
przez agentów wywiadu rosyjskiego (w tym Czechów, służących w garnizonie
krakowskim) a także wywiadu francuskiego - jest faktem historycznym (patrz
załącznik). Data „afery świateł” wskazywana jest na lata 1904, 1907, 1908 a
także 2012.
·
Wersja astro-mistyczna. W istocie najbardziej
prawdopodobna, choć być może będąca wynikiem kreacji z lat 70./80. XX w. Jest
to jedyna wersja, wtórnie, osobliwie, jednak pisemnie udokumentowana. Jest głęboko
osadzona w realiach kulturowych epoki; być może świadomie wysublimowana, podniesiona
do rangi przypowieści. Bardzo dokładnie precyzuje datę wydarzenia - na pierwsze
dni lipca 1908 roku. Wprowadza personalizację jednego z żołnierzy (oficerów?
raczej podoficerów) czyniąc z niego rodzaj proroka, człowieka nawiedzonego, lub
po prostu niezwykle wrażliwego, będącego jakże prawdopodobnym owocem, „produktem”
narastającej fali mistycyzmu przełomu wieków, wielokulturowej i
wieloreligijnej, jednak katolickiej monarchii; żołnierza z konieczności,
któremu obcy był dryl zinstytucjonalizowanej armii. Znalazł on posłuch,
zrozumienie, być może grupę współwyznawców w jednostce w której służył.
Oddetaszowany do służby na Woli Justowskiej, przejmując wielokrotnie posterunek
na Forcie 38 „Skała” widział innego rodzaju „Boży Fort” - białą sylwetę Klasztoru
Kamedułów na Bielanach. Ostatecznym impulsem do grupowej dezercji nie związanej
jednak z dywersją czy działaniem na szkodę monarchii były niezwykłe wydarzenia
po uderzeniu Meteorytu Tunguskiego 30 czerwca 1908 r. Kolejne jasne noce,
rozświetlające niebo nagle i gwałtownie już po zachodzie słońca traktuje jako
widoczny Znak od Boga - że to JUŻ! Zamyka fort, zabezpiecza sprzęt, przynagla
swych podwładnych i nie tyle dezerteruje, co „zmienia garnizon” - idąc na inną
służbę. Droga do białego klasztoru nie jest daleka. Mnisi przyjmuję
uciekinierów, głęboko ukrywają, po czym po jednym, po dwóch rozprowadzają do
innych klasztorów na terenie całej monarchii. Śledztwo prowadzone równolegle
przez Prezydium Policji w Krakowie i przez ekspozyturę Biura Ewidencyjnego nie
przynosi żadnych rezultatów.
Źródła poszczególnych
wersji
Informacja
ta nie ma charakteru naukowego stanu badań, w przyszłości powinno stać się
przedmiotem studiów kulturoznawców i historyków nauki. Jest to jedynie zapis
dostępnych danych wyjściowych, przyczynku do dalszych badań.
Wersję podstawową o zniknięciu załogi
Fortu „Skała” poznałem po raz pierwszy w roku 1978 od artysty grafika Krzysztofa Trzebickiego, potomka rodu Anczyców, syna dawnego
austro-węgierskiego oficera, Hugo
Trzebickiego. Później w jego opowiadaniach, przytaczanych zresztą raczej
jako rodzaj osobliwości kulturowej, bez zapewnień o pełniej wiarygodności
pojawił się motyw nagłego zniknięcia, zamknięcia fortu od środka i porzuconych
posiłków.
Wersję podstawową o zniknięciu wraz z
wyeksponowaniem roli nierozpoznanych podziemi Fortu 38 „Skała” przekazał też
pod koniec lat 80. XX w. prof. dr hab. Andrzej
Laszczka od którego otrzymałem również kopie zdjęć archiwalnych fortu z
czasów rozbiórki wieży pancernej Grusona i adaptacji na Obserwatorium
Astronomiczne UJ.
Pełne wersje o zniknięciu, wraz ze
wspierającymi motywami szpiegowskimi oraz o porzuconej nagle penetracji fortu
przez Niemców w czasie II wojny światowej, o śledztwie prowadzonym jeszcze
przez... policję polską po 1918 roku i braku wyników śledztwa austriackiego
przekazał w roku 1985 uczestnik ówczesnych wycieczek po Twierdzy Kraków,
organizowanych przez „Echo Krakowa”. Postać informatora była charakterystyczna
i niezwykła. Człowiek wówczas ok. 55-letni był istną kopalnią wiedzy o
krakowskich wydarzeniach niezwykłych, wojennych, kryminalnych, osadzonych mocno
w historii miasta. Przestawiał się jako technik mocno związany z Radiem Kraków,
pracującym przez wiele lat w radiostacji na terenie dawnego Fortu № 1 „Zwierzyniec”.
Był niezwykłym źródłem tego, co dziś nazywane jest Urban Legends[1],
miał jakiś dostęp do materiałów (raczej międzywojennych czasopism popularnych
typu „Tajnego detektywa” niż do rzeczywistych akt policyjnych, co czasem
sugerował). Barwnie i ze swadą opisał „aferę
świateł” a następnie zniknięcie załogi „Skały”, używając nawet niemieckiego
terminu: Das Skala Geheimnis[2].
I on wiązał to z tajemniczymi podziemiami, wskazując na dramatyczne
okoliczności, zapewne śmierć żołnierzy. Podkreślał długotrwałość, uporczywość i
bezowocność, lub brak ujawniania wyników śledztwa, kontynuowanego jeszcze
podobno przez polską policję (nie żandarmerię wojskową!) w okresie
międzywojennym. Potencjalną dezercję łączył z działalnością wywiadu rosyjskiego
i likwidacją żołnierzy na terenie fortu, z ukryciem ciał w jego nieznanych
kazamatach. Nie wspominał jednak ani słowem o możliwości dezercji do Kamedułów.
Informator wspominał też o innych, niezwykłych, ponadnaturalnych wydarzeniach
związanych z fortami krakowskim (m.in. z Fortem 45a „Bibice” i 50 1/2 O „Barycz”)
ale też w szczegółowy i jak się okazało, generalnie zgodny z prawdą sposób
opisał katastrofę samolotu Liberator na Zabłociu 16/17 sierpnia
1944 r. i lądowanie Latającej Fortecy koło Fortu „Borek” 26 grudnia 1944 r.
Wspominał o stacji nasłuchowej polskiego radiowywiadu na Forcie 49a „Dłubnia” i
o maszcie stacji nasłuchowej na Forcie 49 „Krzesławice” a także o stacji
radionasłuchu wywiadu austro-węgierskiego w Twierdzy Kraków - pod Kopcem
Kościuszki i na Dąbiu. Nazwisko niezmordowanego rozmówcy mogło ulec
zniekształceniu, z późniejszych notatek wynika iż mógł on się nazywać Władysław Uliński.
Najobszerniejszą,
poniekąd najgłębszą i najbardziej naukową wersję o ucieczce do Klasztoru
Kamedułów przekazał po raz pierwszy osobiście prof. dr hab. inż. arch. Janusz Bogdanowski - największy znawca
krakowskich i polskich fortyfikacji - jesienią 1988 roku lub z początkiem 1989
r. Przekazał on ją powołując się na pracowników Obserwatorium Astonomicznego UJ
na Forcie 38 „Skała”, później do tegoż tematu wracał wielokrotnie. Pokazywał
nawet numer osobliwego czasopisma „Acta Brutisica”, wydawanego jako rodzaj
wewnętrznego pisma naukowo-satyrycznego, traktującego o nauce i naukowcach
powiązanych z uniwersyteckim Obserwatorium[3].
Pismo - dzieło naukowców pracujących w
Obserwatorium było rodzajem intelektualnej zabawy i równocześnie odtrutki na
atmosferę dogorywającego komunizmu; wydawane było ono również w burzliwych
latach 90. Na redaktora naczelnego powołano...wielkiego, czarnego kota o
imieniu Brutus, maskotkę
Obserwatorium. O pięknym tym zwierzęciu krążyły niezwykłe opowieści, pośrednio
tylko związane z tematem i przedmiotem niniejszego opracowania, jednak dające
pogląd na środowisko, w którym zrodziła się lub ewoluowała opowieść o mistycznej
dezercji z 1908 r. Odwiedzając Obserwatorium w połowie lat 80. XX w.
dowiedziałem się pół-żartem od jego pracowników, iż kot znika nieraz na wiele
godzin czy nawet dni w forcie, po czym znajduje się nieoczekiwanie w całkowicie
innej jego części, niż zniknął i gdzie szukali go zaniepokojeni opiekunowie.
Ponadto doskonale rozumie, gdy powie się do niego po niemiecku lub po
węgiersku. Wtedy natychmiast łasi się, tuląc się do rąk zwracającego się doń
człowieka. Dokonałem takiej próby i po prawie 40 latach przyjdzie mi tylko
potwierdzić ową reakcję wspaniałego kota, a precyzyjniej... kotki!
Zlokalizowanie artykułu w „Acta
Brutusica” powinno być łatwe, zdobiła go grafika przedstawiająca Klasztor
Kamedułów. Artykuł napisany był pięknym językiem i z wiedzą astronomiczną w
odwołaniach do realiów katastrofy tunguskiej.
Jako autora takiej interpretacji
wydarzenia, być może mającego do tego realne przesłanki ostrożnie wskazać można
prof. dr hab. Konrada Rudnickiego,
znakomitego astronoma, teologa i antropozofa, dyrektora Obserwatorium. O.
Konrad Rudnicki sam przeszedł drogę od ateizmu i komunizmu, od szeregów GL i AL
do święceń kapłańskich w Starokatolickim Kościele Mariawitów w roku 1959.
Zarys Legendy - propozycje
w odniesieniu do realiów Twierdzy Kraków
Lato 1907 r. Odbywa się inspekcja
fortów Twierdzy Kraków. (w załączeniu program takiej inspekcji w Krakowie,
Przemyślu, Mikołajowie). Okazja do ukazania najlepiej zachowanych wnętrz i
urządzeń fortecznych). Równocześnie dowódca K-Stelle
z Krakowa kpt. (Hauptmann) Józef Rybak otrzymuje od mjr. Wiktora Grzesickiego,
kierownika Grupy Rosja) (zaufanego
mjr. Maximiliana Rongego z Biura Ewidencyjnego
Sztabu generalnego w Wiedniu) otrzymuje tajny rozkaz prowokacji i umożliwienia
kontrolowanej penetracji fortów krakowskich przez zidentyfikowanych, dyskretnie
śledzonych lecz nie „zdejmowanych” szpiegów francuskich, brytyjskich i
rosyjskich. Dzięki zwerbowanej agentce, Teresie
(imię fikcyjne, robocze) pracownicy Domu Ubogich Helclów, wywiad ma szczególny
wgląd w działalność niebezpiecznego szpiega, Czecha Vaclava Dostala (wyniki jego pracy w załączeniu). Wg rozkazu
przywiezionego przez Grzesickiego, agentom należy pozwalać na infiltrację
przede wszystkim starych bastionów rdzenia (Bastion III, Bastion V) które i tak
będą kierowane do demilitaryzacji oraz starych fortów reditowych, takich jak
Fort 7 „Przy Łobzowie”. Grzesicki instruuje Rybaka by wszelkimi siłami odwracać
uwagę szpiegów od modernizacji fortów i instalacji dział do ognia flankującego
- tradytorów. Szczególnie chronione są najnowocześniejsze wysuwalno-obrotowe
wieże Skody M.2 instalowane na Forcie 44 „Tonie” i przewidziane dla
fortów przemyskich. Grzesicki nie mówi Rybakowi, iż jego mocodawca mjr Ronge ma
poszlaki i koszmarne przypuszczenie, iż w samym dowództwie Biura Ewidencyjnego
może znajdować się szpieg rosyjski - równocześnie ich przełożony. Poszlaki
które bardzo trudno potwierdzić wskazują na płk. Alfreda Redla.[4] Nie
wskazując skąd wie, Grzesicki informuje Rybaka, iż Rosjanie mając przecieki na
temat wielkiej akcji modernizacji galicyjskich twierdz - przede wszystkim
Przemyśla - koncentrują swoje zainteresowanie na pancernych fortach Krakowa, w
szczególności tam, gdzie instalowane są najnowsze produkty Skody. Grzesicki
wie, iż napór Rosjan na zdobywanie tajemnic konstrukcyjnych fortów pancernych,
spowodowany przeciekiem na najwyższych szczeblach, będzie się nasilał.
Do przygotowania akcji dezinformacyjnej
wciągają płk. (Obersta) Emila
Gołogórskiego - wcześniej projektanta szeregu krakowskich fortów
pancernych. Gołogórski podejmuje decyzję, iż najmniej szkodliwe a wysoce „smakowite”
dla Rosjan będzie podsunięcie im najstarszego, wyglądającego najbardziej
niesamowicie, położonego najwyżej wyposażonego w olbrzymią wieżę pancerną Grusona i kaponiery bronione
mitraliezami - Fortu 38 „Skała”.
Górski pancerny fort „Skała”, dzieło
wizjonera Daniela Salis Soglio,
staje się wielką pułapką. Jest do cna przestarzały. Ogromna wieża pancerna
należy do zamierzchłej epoki w metalurgii, jej uzbrojenie jest anachroniczne;
jest efektownym i całkowicie nierozwojowym dinozaurem. Szykuje się natomiast
przezbrojenie jego kaponier w nowe płyty pancerne i karabiny maszynowe. Nie
będzie to jednak żaden technologiczny przełom. Poprzez agentkę Teresę wiadomość
o niezwykłym, tajemniczym, modernizowanym forcie „Skała” zostaje wpuszczona w
tryby rosyjskiego wywiadu.
Podczas rozmowy z Rybakiem wychodzi też
problem współpracy z polskimi organizacjami niepodległościowymi, mogącymi
szerzyć dywersję na terenie cesarstwa rosyjskiego. Rybak z ramienia K-Stelle kontaktował się z
przedstawicielem PPS - Józefem
Piłsudskim. Grzesicki, mimo iż jest Polakiem zachowuje tu nadzwyczajną
powściągliwość.
Vendelin
Valach (nazwisko fikcyjne) jest sierżantem (Feuerwerker) CK Morawsko-Galicyjskiego Regimentu Artylerii
Fortecznej № 2. Pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego, pierwotnie służył z poboru w
100. Cieszyńskim Pułku Piechoty „von Krieghammer”. Jego rodzina pochodziła z
gór, z Beskidów, ojciec zatrudniony został w Hucie Trzynieckiej, młody Vendelin
miał smykałkę do mechaniki, poszedł do szkół przy arcyksiążęcych hutach,
marzyła mu się służba na kolei. Widział wspaniałe, ekspresowe parowozy serii
180, chciał kiedyś stanąć po prawej stronie budki maszynisty takiego potwora.
Musiał jednak stanąć do asenterunku,
rygorystyczna służba młodego szeregowego piechoty straszliwie mu ciążyła. W
koszarach dał się jednak poznać jako złota rączka, szybko trafił do ślusarni,
umiał podkuć konia i naprawić elementy taborowego wozu rekwizytowego. Gdy
podoficer przyniósł zapytanie o chętnych, umiejących pisać, rachować i
obeznanych z maszynami - do zmiany służby i przejścia do artylerii fortecznej,
nie wahał się ani chwili. Trochę nakłamał co do owej umiejętności pracy przy
maszynach, ale szybko wylądował w Krakowie, w koszarach przy Montelupich. W
pułku służyli Czesi, Morawianie, Polacy, Niemcy; pomiędzy katolikami i
protestantami sporo było Żydów. Wendelin z podziwem ale i coraz większym
przerażeniem poznawał niezwykłe machiny śmierci - wieże pancerne, pancerne
kazamaty i tradytory, zaznajamiał się ze starymi i nowszymi armatami wałowymi i
moździerzami artylerii fortecznej. Był przy próbnym strzelaniu z wielkiej wieży
pancernej Fortu 38 „Skała”. Jeździł na poligon artyleryjski w Nowym Targu. Tam
też przywieziono nowy typ armat, zaś pod Czerwonym Borem wybudowano próbne
forty. Wendelin widział wspaniałe góry, a z drugiej strony działanie nowych
pocisków, masakrujących eksperymentalne konstrukcje i zamknięte w nich na próbę
owce. Widział cielska balonów obserwacyjnych, jednak w ostatnim dniu ćwiczeń
nastąpiła tragedia - wybuch amunicji przy jednym z dział. Kilku artylerzystów
zginęło, Wendelin stracił na pewien czas słuch, zaś, gdy odzyskał - zaczął
słyszeć różne głosy, nie tylko komendy wydawane przez oficerów artylerzystów, z
których najbardziej zjadliwym był niejaki Josef
Bigaj.
Posterunki wartownicze na Forcie 38 „Skała”
zostają wzmocnione. Codziennie oddział 12 żołnierzy zazwyczaj z 16. regimentu
Obrony Krajowej, stacjonującego w koszarach na Woli Justowskiej maszeruje na
fort, by zmienić szkieletową załogę; co kilka dni idzie z nimi kilku kanonierów
i podoficer z 2. Regimentu Artylerii Fortecznej by zadbać o działa, sprawdzić
mechanizmy i ustawić wietrzenie fortu. Żołnierze mają jednak dziwny rozkaz -
nawet gdyby ktoś złamał rozkaz wejścia poza tablice ostrzegawcze rejonu
fortecznego, zakazujące fotografowanie - postraszyć, ale nie aresztować!
Major Grzesicki ma powody do
połowicznej radości. Do jego wiedeńskiej centrali docierają wiadomości via Paryż, iż do Rosji docierają tryumfalne meldunki o rozpracowaniu największego fortu
krakowskiego z wielką wieżą pancerną.
Wiosna 1908. Nocny alarm na Forcie 38 „Skała”.
Błyski świateł. Jeden z żołnierzy nie wytrzymuje. Padają strzały. Odnaleziony
zostaje mankiet koszuli. Zabierają go żołnierze krakowskiego K-Stelle. Śledztwo doprowadza do
zakonspirowanej ekspozytury wywiadu rosyjskiego we Wrocławiu. Niechętnie trzeba
było się podzielić sukcesem z Oddziałem IIIb niemieckiego Sztabu Generalnego.
Płk. Walter Nicolai przypisał ten
sukces całkowicie sobie. Trudno... Grzesicki zamyka kopertę z meldunkiem. Wieże
M.2 wraz z 8 centymetrowymi armatami Skody zostały bezpiecznie zamontowane na
Forcie 44 „Tonie”.
Wzmożonej działalności agentów w
okolicy nie zaobserwowano.
Feurwerker
Valach po wypadku w Nowym Targu mówi coraz mniej. Leżał przez jakiś czas w nowo-otwartym
szpitalu w Krakowie, widział, jak malarze kończą przedziwne figury aniołów w
kaplicy, gdzie codziennie chodził się modlić. Ciągle słabo słyszał, a w coraz
liczniejszych wizjach - naoliwione tryby wież pancernych, ich wymalowane na
biało wnętrza, mieniły mu się z kopułą pełną aniołów w szpitalnej kaplicy, z
widokiem Tatr, krwią owiec i krwią ludzi podczas ćwiczeń w Nowym Targu. Wyszedł
ze szpitala, wrócił do jednostki i coraz częściej chodził z Landwerzystami na Fort Skała. Któregoś
dnia dostał jednak polecenie, by objąć dowodzenie transportem na jucznych
koniach i osłach jakiegoś urządzenia na szczyt Babiej Góry. W czasie ćwiczeń miano
nawiązać łączność heliograficzną z najwyżej położonym w Krakowie Fortem 51 „Rajsko”.
Panowie oficerowie przyjechali automobilami, potem konno wspinali się na
najwyższy szczyt Beskidów. Rozstawiono namioty, wielkie lustra na trójnogach,
teodolity i lunety. W południowym słońcu zaczęto nadawać błyskami znaki. I
nagle, gdzieś na sinym horyzoncie pojawiły się podobne, słoneczne rozbłyski.
Wojskowi zaczęli wiwatować, Wendelin patrzący dotąd na góry u jego stóp, na
łańcuch Tatr a ku zachodowi - na Pilsko i swój Beskid, spojrzał ku
zwierciadłom. Zobaczył jeszcze odwrócony w zwierciadłach sferycznych obraz Tatr
gdy poraził go potężny słoneczny odbłysk. On jednak zobaczył w nim jedynie jasną
postać z otwartymi ramionami.
W komendanturze Twierdzy Kraków przy
Placu Marii Magdaleny w Krakowie trwa poruszenie. Po raz kolejny obcinane są
fundusze na budowę samodzielnych baterii flankujących i wieżowych przy fortach
nad kordonem rosyjskim, których plany kreślili wojskowi, jako następny etap
rozbudowy fortecy. Nie ma jednak ani centa nawet na przebudowę kaponier na modernizowanym
na pancerny Forcie „Tonie”. Powoli i niecałkowicie rozbudowywany jest rdzeń
twierdzy. Forteczni oficerowie-technokraci, elita inżynierów, zaczyna czuć się
odsuwana na boczny tor. Ważniejszy jest Trydent; Kraków i Przemyśl jest jakby
pozostawiony samym sobie - w razie czego to co jest - musi wystarczyć. Na
otarcie łez przychodzą decyzje o budowie i przebudowie zaledwie kilku fortów -
te mają być rozwleczone w krajobrazie, niskie, małe, przycupnięte i wyposażone
w coraz liczniejsze karabiny maszynowe. Ich plany są pilnie strzeżone.
Vendelin w swoim pułku mówi niewiele
ale słuchał dużo, ostatnio także opowieści kolegi z pułku, który świetnie przeliczał
tabele artyleryjskie, zaś mówiono o nim Chasyd.
Rozmawiał za to coraz częściej ze swoimi Landwerzystami – „Krakusami” z 16.
regimentu. Nie pochodzili tylko z Krakowa, w większości byli niepiśmiennymi,
porządnymi chłopami od Raciechowic, Rzeszotar i Myślenic. Gdy mówił im - nie
daj Boże, żeby tego wszystkiego użyli - pokazując na wielką wieżę pancerną „Skały”
- bo cały świat zniszczą, odpowiadali mu – „....eee, jakże to! Przecież Cysorz Pon na to nie dozwoli!”
1 lipca 1908 roku słońce... nie zaszło.
Po długim, jakby zbyt cichym, letnim dniu, po zachodzie, gdy nadmiernie wielkie
czerwone słońce nie schowało się za horyzontem, nie nadeszła seledynowa
godzina, po której zaczynają świecić gwiazdy. Nagle niebo zrobiło się czerwone,
wszystko zalała czerwona poświata mimo tego iż słońce zaszło. Krwawa poświata gasła,
ale na jej miejsce przyszło zimne, złotawe światło, tak że drzewa zaczęły znów
rzucać cienie...
Major Grzesicki w swym wiedeńskim
gabinecie, gdzie pracował do późna, wyłączył światło podszedł do okna i
przyglądał się własnej dłoni, białej jak u trupa, rzucającej czarny cień na granatową
mundurową bluzę. Niebo miało kolor złocisty. Minęła właśnie północ
Wartownicy Fortu „Skała” stali w
bezruchu na tarasie fortecznym. Wielka wieża pancerna, mimo że pomalowana na
rudobrunatny kolor, lśniła nieziemskim, zimnym blaskiem jak czerep wielkiej
czaszki.
We wsiach, w Kryspinowie, Śmierdzącej,
Chełmie, Bielanach wyły psy. Na ich żałosny skowyt zaczęły nakładać się słowa
pieśni
- od powietrza ognia głodu
i wojny...
Żołnierze
zaczęli, wspierając się o karabiny, przyklękać, ściągać czapki z cesarskim
godłem i żegnać się...
- Zachowaj nas Panie!
- Od nagłej a
niespodziewanej śmierci...
Wszyscy
już klęczeli oprócz wyprostowanego jak struna Vendelina
- Zachowaj nas Panie!
Jasnym
dźwiękiem uderzyły dzwony na Bielanach.
Dwa dni później. Ciągle trwają „białe
noce”. Porannym ekspresem z Wiednia przyjechał mjr. Grzesicki. Informacja o
zniknięciu załogi Fortu 38 „Skała” przyszła telegramem z dowództwa I. Korpusu w
Krakowie.
Śledztwo
prowadzone było dyskretnie ale na szeroką skalę. Najpierw sprawdzono i objęto
obserwacją wszystkie miejscowości, skąd pochodzili żołnierze z zaginionej
warty.
Fort przeszukany został na dziesiątą
stronę, ze zdziwieniem stwierdzono idealny porządek, pozostawione w porządku:
karabiny, oporządzenie racje żywnościowe a bawet czapki z cesarskimi bączkami.
Fort został tak zamknięty, jakby załoga wyparowała ze środka - choć dobrze
obeznani w jego konstrukcji mogli tak pozamykać bramy i okiennice, by trudno
się było dostać od zewnątrz, a jednak można było wyjść.
Grzesicki rozpoczyna śledztwo poprzez
nielicznych agentów w Warszawie, żadne nowe materiały, oprócz napływających
wąską strużką „rewelacji” z kolejnych wizyt na „Skale”, „Pszornej”, „Krowodrzy”
i jeszcze kilku innych starszych fortach Krakowa nie stwierdzono.
Ciągnące się godzinami przesłuchania w
pułkach przyniosły tylko jedną konkretną wiadomość o zaginionym. „Feuerwerker Valach Vendelin. Odkąd go
prasnęło u kanona na szissplacu w Nojmarkcie[5], to
on jakiś dziwny był. Ino by się modlił" - tak zeznali jego koledzy a
podoficer z komendy korpusu precyzyjnie zapisał.
Niedługo później nastąpiło kilka
wydarzeń, które zatrzymały Grzesickiego w Krakowie. Tego samego dnia przyszedł
telegram od Rongego - aby jak najszybciej wyjaśnić sprawę dezercji i sprawdzić
drogi i kierunki spodziewanej wielkiej ilości danych wywiadowczych oraz poufna
wiadomość od komisarza politycznego Prezydium Policji w Krakowie by
zainteresować się kliniką psychiatryczną dr Piltza i jej pensjonariuszami oraz... klasztorem Kamedułów na
Bielanach. Dowiedział się też że zjedzie z Bielska do Krakowa podpułkownik (Oberstleutnant) Zygmunt Zieliński, dowódca 1. batalionu Krakowskich Dzieci, „Staszków”,
ulubionego pod Wawelem 13. Regimentu Piechoty, zwanego wprost – „polskim”.
Stawał przed dylematem, na ile dezercja
- z planami lub bez - wszystkich bez wyjątku wartowników z 16. krakowskiego
Regimentu Piechoty Obrony Krajowej z podoficerem z krakowskiego 2. Regimentu
Artylerii Fortecznej - w większości Polaków, mogła mieć związek z
niepodległościowymi działaniami jego rodaków? Pochodził z Ochotnicy, wychował
się nad Dunajcem i Popradem, służył w góralskim 20. regimencie z Nowego Sącza. Myślał
o tym szczególnie intensywnie, odkąd podchwytliwe pytanie o to zadał mu niby mimochodem
główny tropiciel nielegalnych związków - radca Krupiński z prezydium policji. Kto kogo tu przesłuchiwał?...
O tym właśnie chciał porozmawiać z
pułkownikiem Zielińskim swoim przyjacielem.
Hauptann
Rybak z K-Stelle Krakau dostarczył wiadomość od której pod majorem ugięły się nogi. Informatorzy
austriackiego wywiadu donosili się iż ekspozytury Ochrany w Królestwie i
szpiedzy w Galicji mają... natychmiast zająć się ustaleniem co stało się z
zaginioną załogą krakowskiego fortu, bezwzględnie dotrzeć do nich i zmusić do
wyjawienia wszystkiego co wiedzą! Intuicja podpowiadająca mu dotąd iż za
porwaniem i zapewne unicestwieniem nieszczęsnych żołnierzy stoi carski wywiad i
równocześnie cień wyrzutów sumienia, iż wabik skombinowany przez Rongego,
Gołogórskiego i jego samego zadziałał zbyt mocno - rozsypały się, pozostawiając
pustkę.
Rozpoznanie w Klinice Psychiatrii nie
dało nic oprócz ciekawej rozmowy z doktorem - o dużej ilości fiksacji na tle
religijnym i okultystycznym, wzmocnionych niedawnymi tajemniczymi zorzami,
związanymi, jak pisały gazety, z wybuchem wulkanu bądź upadkiem jakiegoś ciała
niebieskiego na dalekiej Syberii.
Przez ponad miesiąc spływały meldunki z
wielu powiatów w Galicji a także Moraw i Górnych Węgier, skąd pochodzili zaginieni.
Indagowano nieszczęsne rodziny, posterunki policji i żandarmerii nie spuszczały
oka z ich obejść i domostw. Nie pojawili
się w swych wioskach.
Wyjazd na Bielany Grzesicki połączył z
inspekcją całego III. Rejonu Warownego. Zaczął od wielkiego starego Fortu 2
Kościuszko. Nie on go jednak interesował
a nowo wybudowane bramy forteczne, urządzenia flankujące, kilometrowa wały i
zasieki rdzenia twierdzy. Pod Sikornikiem wrzała praca, budowani schrony
amunicyjne, poprawiano wielkie baterie 34 i 36. Pod baterią 35 „Srebrna Góra”
pozostawił automobil. Nieopodal artylerzyści rychtowali stare działa M.61,
oliwili, czyścili, poprawiali chroniące daszki przeciwodłamkowe. Zapukali do
klasztornej bramy. Weszli we trzech, dwóch oficerów było funkcjonariuszami
krakowskiego oddziału K-Stelle.
Księżyc w pełnie stał już wysoko na
niebie, gdy major znalazł swego kierowcę smacznie śpiącego na fotelu wielkiego Austro-Daimlera
Victoria, zaś dwóch ledwo stojących na nogach artylerzystów trzymało
przy nim wartę.
Gdy ruszali serpentynami do miasta,
major wiedział co jutro napisze do Wiednia. Zamknąć sprawę, akta zniszczyć. I
był dziwnie spokojny że major Ronge z ochotą na to przystanie.
I tylko spotkanie z Zielińskim odwlokło
się o ponad rok. Sprawy służbowe majora i pułkownika rozdzieliły ich. Grzesicki
objął redakcję najbardziej prestiżowego czasopisma wojskowego w cesarstwie – „Streffleurs”.
Dopiero w niedzielny wieczór 22 maja
1910 roku Grzesicki i Zieliński spotkali się, tak jak się umówili, na
krakowskich Błoniach. Obydwaj nosili już pułkownikowskie gwiazdy na
kołnierzach. Spragnieni nietypowych zjawisk krakowianie zebrali się
na Błoniach, aby zobaczyć przelatującą raz na 76 lat
w pobliżu Ziemi kometę Halleya. W ten pogodny wieczór widać ją było
gołym okiem. Nagle od strony toru wyścigowego na Czarnej Wsi usłyszeli terkot jakby
sieczkarni. Nad drzewami, nisko, pojawił się wielki cień. Aeroplan powoli
nadciągał nad Błonia. Lot Otto
Hieronymusa wreszcie doszedł do skutku. Oficerowie patrzyli na niebo bez
uśmiechu.
Kometa, odwieczny zwiastun wojen
wisiała nisko nad horyzontem. Krakowianie bili brawo awiatorowi ale Grzesicki
widział oczyma wyobraźni wielkie aeroplany miotające bomby i siejące
spustoszenie ogniem karabinów maszynowych. Następna wojna będzie udręką nie do zniesienia...
-
Następna wojna może przynieść wolność Polsce - poważnie rzekł Zieliński. Coraz
częściej o tym się mówi.
-
Następna wojna zmiecie nasz świat, równie poważnie odpowiedział Grzesicki
-
Może przyjdzie nam służyć już w polskim wojsku? - w ramach trój-monarchii albo
i bez niej? - ciszej pytał Zieliński
-
Wiesz... ja chyba nie. Ja już mam nawet wnętrzności czarno-żółte - odparł
Grzesicki. Nawet gdyby powstała Polska, osobne państwa Czechów, Rusinów,
Węgrów, Kroatów, gdy zabraknie im jedności i siły cesarstwa, Rosja będzie tak
długo sączyć w nie jady, tak długo je latami rozkładać jak gangrena, iż w końcu
w końcu rozłoży... Ja zresztą już jestem na to wszystko za stary. Gdy wybuchnie
ta nowa wojna, wszyscy na niej umrzemy. Nawet ci, co fizycznie ją przetrwają...
-
I oni wszyscy na prawdę poszli do mnichów? - zapytał zmieniając temat
Zieliński.
-
Wszyscy. Odcięli się od swych rodzin. Miast. Wsi. Umarli. A jednak... żyją!
-
I my ich nie ścigamy? - zapytał Zieliński.
-
I my ich nie ścigamy - powtórzył niemal tym samym głosem Grzesicki.
CDN.
[1] Legendy
miejskie.
[2] Tajemnice
Skały.
[3] http://www.oa.uj.edu.pl/pbl/period.pl.html
Publikacje periodyczne Obserwatorium UJ. Acta Brutusica. (Publikację zakończono; dostępne tylko
lokalnie.) Czasopismo o nauce i naukowcach. Stanowczo nie na
poważnie. Wymagane wysokie IQ i poczucie humoru dla zrozumienia treści
artykułów.
[4] I
faktycznie – płk Alfred Redl (Opernball-13) rzeczywiście był bohaterem głośnej
afery szpiegowskiej z czasów sprzed I Wojny Światowej.
[5] Nowy Targ.