Chris Johnstone
Przyznam się szczerze, że nie
słyszałem niczego o hitlerowskiej ICBM o nazwie V-101, aż do konferencji
w słowackiej Zázrivej, gdzie swój referat wygłosił czeski dziennikarz, pisarz i
badacz red. Jaroslav Mareš pt. „Wyjaśnione
zagadki skarbu ze Štěchovic”. Jest on autorem znakomitej pracy pt. „Štěchovice
koniec legend”, w której opisał on kompleks bunkrów i podziemnych fabryk w
okolicach tego miasta. Przy okazji okazało się, że jest to tylko mały fragment
obłędnych planów niemieckich uczonych pracujących dla Hitlera i jego sitwy. A oto co pisze się na temat V-101:
Rakiety
dalekiego zasięgu
Użycie
rakiet dalekiego zasięgu przez
Niemcy pod koniec II wojny światowej
w desperackiej, ale bezowocnej próbie odwrócenia losów wojny, jest dobrze znanym
epizodem w historii. Podobnie jest z faktem, że wielu
niemieckich ekspertów zostało powołanych
przez zwycięzców do pomocy przy amerykańskim i sowieckim programie rakietowym. Ale późny czeski
rozdział w próbie
opracowania nowej super broni i rakiet jest mało znany i
wciąż jest owiany pytaniami.
Nazistowskie Niemcy mogły sobie pogratulować, gdy wkroczyły do tego, co
pozostało z Republiki Czeskiej w marcu 1939 r. Oprócz dużego łupu broni
i amunicji z jednej z najlepiej przygotowanych armii w Europie, naziści przejęli również niektóre
imponujących producentów broni, zwłaszcza Škoda Plzeň i Zbrojovka Brno. Jednak, wykorzystując dostępne
obecnie zdolności produkcyjne broni do
nowych wojen na horyzoncie, naziści
zwlekali z wykorzystaniem wiedzy technicznej i infrastruktury badawczej, która została rozwinięta w
Czechach i na Morawach. Być może pewną rolę odegrała zwykła arogancja lub czynnik rasowy.
Ale gdy II wojna światowa zaczęła zwracać się
przeciwko nazistom w kluczowym roku 1943, postanowili spróbować jak najlepiej wykorzystać czeskich badaczy, techników i naukowców,
którzy mieli do dyspozycji, i postanowili zgrupować ich w nowym ośrodku
badawczym, który miałby być
ustawiony w Příbramie w
budynkach, które były używane przez
państwowy urząd górniczy.
Michal
Plavec, kustosz kolekcji lotniczej w Narodowym Muzeum Techniki w
Pradze, przeszukał archiwa
w kilku krajach, aby poskładać historię ośrodka badawczego. Podejmuje opowieść. Niemcy uznali, że
pozostawienie niewykorzystanych możliwości czeskich techników i naukowców
może być bardzo złe i dlatego próbowali odnowić instytut badawczy, który był pod zarządem Škody
Pilzno. I dlatego był to taki
konglomerat trzech fabryk Škoda
Plzeň i Zbrojovka Brno Explosia Semtín. Zajmowali się głównie
badaniami rakietowymi, artylerią i
produkcją pojazdów opancerzonych.
Współpraca
Trudno powiedzieć, na ile chętna była czeska współpraca w tej niewielkiej części rozległego imperium zbrojeniowego Hermanna Goeringa. Wydaje się prawdopodobne, że czescy technicy i badacze otrzymali do
pracy niewielkie fragmenty większych
projektów, aby nie mieli pełnego obrazu prac rozwojowych, nad którymi pracowali.
Według niektórych raportów jeden wybitny czeski matematyk,
František
Čuřík, popełnił samobójstwo w czerwcu 1944 r., ponieważ został
poproszony o pracę w nowym
instytucie nad obliczeniami balistycznymi pocisków V-2
dla nazistowskiego wysiłku
wojennego. Przyjaciele i koledzy Čuříka
powiedzieli, że nie widzi innego wyjścia, aby zapobiec temu, co uważał za zdradę. Inni kwestionowali tę interpretację śmierci Čuříka,
twierdząc, że jest mało prawdopodobne, aby Niemcy powierzyli mu tak
delikatną pracę i że mieli już
wystarczającą liczbę własnych niemieckich ekspertów.
W każdym razie prawdziwa zmiana w zakładzie Waffen-Union Skoda-Brunn, jak to było znane w języku
niemieckim, nastąpiła dopiero w sierpniu 1944 r., kiedy
38-osobowy zespół niemieckich naukowców i badaczy rakietowych został ewakuowany z Prus Zachodnich do Przybramu,
aby zapobiec ich schwytaniu przez nacierającą Armię Czerwoną. Dołączyli do
istniejącej kadry, która liczyła nieco ponad 300 osób.
Szefem niemieckiego zespołu był jeden z
najlepszych niemieckich naukowców
rakietowych, Rolf Engel,
entuzjastyczny nazista, który również miał stopień SS-Hauptsturmführer
(kapitan). Engel, wraz z młodym i
ostatecznie bardziej znanym SS-Sturmbannfürerem (major) Wernerem Von Braunem, należał do małej grupy,
która rozwijała niemiecką naukę o rakietach na początku lat 30. XX wieku. Jednym z jego
najlepszych asystentów był Szwed Nils
Werner Larsson, o którym więcej później.
Niemcy uznali, że pozostawienie niewykorzystanych możliwości
czeskich techników i
naukowców może być bardzo złe.
Koniec wojny zbliżał się wielkimi krokami, a Rosjanie już na początku 1945
r. opanowali główne
niemieckie obiekty badawcze w Peenemünde i większość ich stałych miejsc startowych. Ale badania w
Przybramie trwały. Michał Plavec kontynuuje: To było naprawdę pod koniec wojny i wiele projektów zostało tylko na papierze. Ale
znaczenie było takie, że gdy wojna się skończy później, niektóre projekty na papierze będą mogły zostać wprowadzone w życie. Myślę, że jednym z najbardziej wpływowych projektów była tak zwana rakieta V101, rakieta długodystansowa ważąca 140 ton z czego 100 ton
paliwa, z prędkością około 2000 kilometrów na godzinę przy wysokości około 200 kilometrów i zasięg 1800 kilometrów.
Pionierski
nowator
Jakkolwiek megalomańskie projekty wydawały się w tle
rozpadającej się i kurczącej Trzeciej Rzeszy, Niemcy zainwestowały ogromne środki w
naukę rakietową – szacuje się, że sumy
znacznie przewyższyły wydatki USA na opracowanie bomby atomowej.
A naukowcy stali się światowymi liderami w dziedzinie, której strategiczne znaczenie miało stać się aż nazbyt
jasne wraz z nadejściem ery
nuklearnej.
Sowieci i alianci pod koniec
wojny gorączkowo starali się zdobyć
wszystkie możliwe dokumenty, sprzęt badawczy i rakietowy. Większość
niemieckich naukowców stanęła przed pytaniem, komu mają się poddać i ujawnić swoje
sekrety. Jednym z szeroko rozpowszechnionych zmartwień było to, że fanatyczni naziści mogą nakazać zabicie wszystkich naukowców, aby ich sekrety umarły razem z nimi.
Michał Plavec mówi, że wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Przypuszczam, że tyle jeszcze zostało (śmiech). Ale wiemy na pewno o dwóch czołowych osobach w Versuchsamstalt Pribrams. Rolf Engel, który współpracował z niemieckim profesorem Hermannem Oberthem, który był pionierem niemieckiej nauki o rakietach. Rolf Engel zajmował się nauką o rakietach po II wojnie światowej we Francji, a następnie w Egipcie. I jego zastępca Nils Werner Larsson, Szwed
z narodowości. Prawdopodobnie był zaangażowany w rozwój radzieckiej rakiety
kosmicznej, a jego życie jest dla nas nadal w dużej mierze nieznane.
Rolf Engel po wojnie cieszył się barwną karierą. Następnie został
konsultantem francuskiego krajowego biura badań i badań lotniczych w latach 1946-1952. Następnie przez pięć lat
pracował jako konsultant w egipskich siłach powietrznych. Następnie udał się do pracy w Rzymie, aby pomóc w rozwoju systemów rakiet kierowanych. Po 15
latach spędzonych za granicą wrócił do Niemiec Zachodnich, aby kierować nowym działem
kosmicznym MBB, firmy utworzonej częściowo ze
szczątków
producenta samolotów Messerschmitt.
Był autorem
książki o historii rakiet i pocisków i był zagorzałym
krytykiem odprężenia, często ostrzegając przed
sowieckimi planami przejęcia całej Europy, a konkretnie uzyskania przewagi w
kosmosie dzięki budowie orbitującej stacji bojowej.
Nils Werner Larsson rzeczywiście wydaje się być postacią z powieści Grahama
Greene'a. Został
aresztowany przez szwedzką policję, kiedy wrócił do kraju, z którego
zrezygnował w 1943 roku. Postawiono
go przed sądem za pierwsze ujawnienie
nazistom szwedzkich tajemnic, najwyraźniej
projektów pistoletu maszynowego, aby
zyskać wśród nich wiarygodność. Został też oskarżony o przekazanie aliantom nazistowskich
tajemnic pod koniec wojny.
Larsson pojawił się ponownie
w 1960 roku na konferencji prasowej w Hamburgu w Niemczech i powiedział, że w
latach 1953-1959 pracował z
sowieckimi i warszawskimi specjalistami w dziedzinie rakiet. Twierdził, że był podwójnym
agentem dla Zachodu. Wkrótce potem
zniknął.
A czescy naukowcy, którzy współpracowali przy oryginalnych niemieckich
programach, jakkolwiek niechętnie? Cóż, Plavec
mówi, że żaden z
nich nie pojawił się przed sądami po
wojnie, niezależnie od
tego, jakie były pytania o ich współpracę, i nie wygląda na to,
by byli tropieni, by pomóc w
amerykańskiej czy sowieckiej rasie rakietowej.
Prawdopodobnie byli szczęśliwi, że wrócili do
swojej poprzedniej pracy i zamknęli
bolesny rozdział swojej służby
wojennej w Pribram.[1]
I jeszcze jeden głos w sprawie. Jest to fragment pracy Clausa Reutera pt. „The A-4 (V-2)and German, Soviet and American
Rocket Program”. Poza tym wzmianki o V-101 znalazłem w pracy Henry Stevensa pt. „Hitler’s Suppressed
and Still-Secret Weapons, Science and Technology”. A oto ten fragment:
V-101
Coraz to więcej informacji
pojawia się
na świetle dziennym
i mówią one o
wystrzeleniu ICBM napędzanego paliwem stałym w okolicy Arnstadt[2] tuż przed końcem wojny. Można przypuszczać, że był to pocisk
zdolny do przenoszenia ładunku jądrowego. Pocisk ten został skonstruowany w
sekretnej instalacji przy fabryce Škody, pod dozorem SS-Obergruppenführera
Kammlera.
W
1944 roku, dr Bödewaldt i dr Teichmann (dr Teichmann był ekspertem od
paliw stałych)
rozpoczęli prace nad
wielkim pociskiem rakietowym na paliwo stałe w fabryce w czeskim Přibramie, należącej
do koncernu Škody. Większość historyków i ekspertów mówi, że z powodu braków
paliwa stałego, nie produkowano tych pocisków i że nie istniał żaden program
nuklearny.
Pojawiło się coraz więcej relacji
naocznych świadków mówiących coś innego. Ich zeznania mówią, że te pociski
odpalono sukcesem. Także odnalezione
zdjęcia ukazują ogromny pocisk rakietowy zbudowany w zakładach MAKO w
Rudisleben (Turyngia). Ukazują one Sonderrakete A-4 (rakietę specjalną
A-4) na paliwo stałe. Start miał miejsce nieopodal jednej z ultrasekretnych
fabryk w Turyngii – Polte 2. Właścicielem MAKO był Max Kotzan. Nad fabryką miał pieczę SS-Obergruppenführer Kammler.
Zakłady MAKO specjalizowały się w
konstrukcji zbiorników ciśnieniowych i produkowaniu wyposażenia dla Luftwaffe,
w rodzaju zbiorników na paliwo ciekłe do latających bomb V-1 i przewoźnych
zbiorników ciekłego tlenu dla baterii rakiet V-2. Posiadaczem MAKO był
Max Kotzan, który w czasie I Wojny Światowej był lotnikiem i dzięki temu miał
doskonałe relacje z Hermannem Goeringiem
i Ernstem Udetem, którzy także byli
lotnikami w I Wojnie Światowej. MAKO uzyskał kontrakt z Ministerstwa Uzbrojenia
Rzeszy. Poza fabryką Polte 2, Kotzan postawił dwa lotnicze hangary i pas
startowy obok nich.
To tutaj właśnie takie osoby jak
SS-Obergruppenführer Kammler i SS-Sturmbannführer dr Wernher von Braun przybyli
by zobaczyć te instalacje. W MAKO i Polten 2 testowano same najtajniejsze
konstrukcje. To właśnie tam Amerykanie znaleźli najtajniejszą farbę lotniczą
absorbującą fale radaru. Farba ta została ciupasem wysłana do USA.
No cóż, w rozmowie ze mną red.
Jaroslav Mareš stwierdził, że wiele wskazuje na to,
że Engel z Kammlerem pracowali na poligonie broni rakietowej SS we
Władysławowie właśnie nad ICBM takimi jak V-101 i innymi egzotycznymi broniami
nazistów, a potem przenieśli się do Czech. Znany polski autor i badacz historii
broni V Igor Witkowski twierdzi, że
oni faktycznie tam byli. Być może gdzieś na ziemiach polskich znajdują się
jakieś szczątki czy inne ślady tych rakiet – kto wie?
Jednego
jestem pewien – na ziemiach polskich Niemcy pracowali nad broniami
antyrakietowymi na poligonie w Łebie – Rąbce, bo mając miecz pragnęli również
mieć tarczę. I nad tym pracowali…
Opracowanie
- ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz