wtorek, 4 października 2022

V-101: Ekstratajna rakieta nazistów

 

Pocisk rakietowy V-101 alias Wasserfall - protoplasta rakiet Minuteman

Chris Johnstone

 

Przyznam się szczerze, że nie słyszałem niczego o hitlerowskiej ICBM o nazwie V-101, aż do konferencji w słowackiej Zázrivej, gdzie swój referat wygłosił czeski dziennikarz, pisarz i badacz red. Jaroslav Mareš pt. „Wyjaśnione zagadki skarbu ze Štěchovic”. Jest on autorem znakomitej pracy pt. „Štěchovice koniec legend”, w której opisał on kompleks bunkrów i podziemnych fabryk w okolicach tego miasta. Przy okazji okazało się, że jest to tylko mały fragment obłędnych planów niemieckich uczonych pracujących dla Hitlera i jego sitwy. A oto co pisze się na temat V-101:

 

Rakiety dalekiego zasięgu

 

Użycie rakiet dalekiego zasięgu przez Niemcy pod koniec II wojny światowej w desperackiej, ale bezowocnej próbie odwrócenia losów wojny, jest dobrze znanym epizodem w historii. Podobnie jest z faktem, że wielu niemieckich ekspertów zostało powołanych przez zwycięzców do pomocy przy amerykańskim i sowieckim programie rakietowym. Ale późny czeski rozdział w próbie opracowania nowej super broni i rakiet jest mało znany i wciąż jest owiany pytaniami.

Nazistowskie Niemcy mogły sobie pogratulować, gdy wkroczyły do ​​tego, co pozostało z Republiki Czeskiej w marcu 1939 r. Oprócz dużego łupu broni i amunicji z jednej z najlepiej przygotowanych armii w Europie, naziści przejęli również niektóre imponujących producentów broni, zwłaszcza Škoda Plzeň i Zbrojovka Brno. Jednak, wykorzystując dostępne obecnie zdolności produkcyjne broni do nowych wojen na horyzoncie, naziści zwlekali z wykorzystaniem wiedzy technicznej i infrastruktury badawczej, która została rozwinięta w Czechach i na Morawach. Być może pewną rolę odegrała zwykła arogancja lub czynnik rasowy.

Ale gdy II wojna światowa zaczęła zwracać się przeciwko nazistom w kluczowym roku 1943, postanowili spróbować jak najlepiej wykorzystać czeskich badaczy, techników i naukowców, którzy mieli do dyspozycji, i postanowili zgrupować ich w nowym ośrodku badawczym, który miałby być ustawiony w Příbramie w budynkach, które były używane przez państwowy urząd górniczy.

Michal Plavec, kustosz kolekcji lotniczej w Narodowym Muzeum Techniki w Pradze, przeszukał archiwa w kilku krajach, aby poskładać historię ośrodka badawczego. Podejmuje opowieść. Niemcy uznali, że pozostawienie niewykorzystanych możliwości czeskich techników i naukowców może być bardzo złe i dlatego próbowali odnowić instytut badawczy, który był pod zarządem Škody Pilzno. I dlatego był to taki konglomerat trzech fabryk Škoda Plzeň i Zbrojovka Brno Explosia Semtín. Zajmowali się głównie badaniami rakietowymi, artylerią i produkcją pojazdów opancerzonych.

 

Współpraca

 

Trudno powiedzieć, na ile chętna była czeska współpraca w tej niewielkiej części rozległego imperium zbrojeniowego Hermanna Goeringa. Wydaje się prawdopodobne, że czescy technicy i badacze otrzymali do pracy niewielkie fragmenty większych projektów, aby nie mieli pełnego obrazu prac rozwojowych, nad którymi pracowali.

Według niektórych raportów jeden wybitny czeski matematyk, František Čuřík, popełnił samobójstwo w czerwcu 1944 r., ponieważ został poproszony o pracę w nowym instytucie nad obliczeniami balistycznymi pocisków V-2 dla nazistowskiego wysiłku wojennego. Przyjaciele i koledzy Čuříka powiedzieli, że nie widzi innego wyjścia, aby zapobiec temu, co uważał za zdradę. Inni kwestionowali tę interpretację śmierci Čuříka, twierdząc, że jest mało prawdopodobne, aby Niemcy powierzyli mu tak delikatną pracę i że mieli już wystarczającą liczbę własnych niemieckich ekspertów.

W każdym razie prawdziwa zmiana w zakładzie Waffen-Union Skoda-Brunn, jak to było znane w języku niemieckim, nastąpiła dopiero w sierpniu 1944 r., kiedy 38-osobowy zespół niemieckich naukowców i badaczy rakietowych został ewakuowany z Prus Zachodnich do Przybramu, aby zapobiec ich schwytaniu przez nacierającą Armię Czerwoną. Dołączyli do istniejącej kadry, która liczyła nieco ponad 300 osób.

Szefem niemieckiego zespołu był jeden z najlepszych niemieckich naukowców rakietowych, Rolf Engel, entuzjastyczny nazista, który również miał stopień SS-Hauptsturmführer (kapitan). Engel, wraz z młodym i ostatecznie bardziej znanym SS-Sturmbannfürerem (major) Wernerem Von Braunem, należał do małej grupy, która rozwijała niemiecką naukę o rakietach na początku lat 30. XX wieku. Jednym z jego najlepszych asystentów był Szwed Nils Werner Larsson, o którym więcej później.

Niemcy uznali, że pozostawienie niewykorzystanych możliwości czeskich techników i naukowców może być bardzo złe.

Koniec wojny zbliżał się wielkimi krokami, a Rosjanie już na początku 1945 r. opanowali główne niemieckie obiekty badawcze w Peenemünde i większość ich stałych miejsc startowych. Ale badania w Przybramie trwały. Michał Plavec kontynuuje: To było naprawdę pod koniec wojny i wiele projektów zostało tylko na papierze. Ale znaczenie było takie, że gdy wojna się skończy później, niektóre projekty na papierze będą mogły zostać wprowadzone w życie. Myślę, że jednym z najbardziej wpływowych projektów była tak zwana rakieta V101, rakieta długodystansowa ważąca 140 ton z czego 100 ton paliwa, z prędkością około 2000 kilometrów na godzinę przy wysokości około 200 kilometrów i zasięg 1800 kilometrów.

 

Pionierski nowator

 

Jakkolwiek megalomańskie projekty wydawały się w tle rozpadającej się i kurczącej Trzeciej Rzeszy, Niemcy zainwestowały ogromne środki w naukę rakietową szacuje się, że sumy znacznie przewyższyły wydatki USA na opracowanie bomby atomowej. A naukowcy stali się światowymi liderami w dziedzinie, której strategiczne znaczenie miało stać się aż nazbyt jasne wraz z nadejściem ery nuklearnej.

Sowieci i alianci pod koniec wojny gorączkowo starali się zdobyć wszystkie możliwe dokumenty, sprzęt badawczy i rakietowy. Większość niemieckich naukowców stanęła przed pytaniem, komu mają się poddać i ujawnić swoje sekrety. Jednym z szeroko rozpowszechnionych zmartwień było to, że fanatyczni naziści mogą nakazać zabicie wszystkich naukowców, aby ich sekrety umarły razem z nimi.

Michał Plavec mówi, że wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Przypuszczam, że tyle jeszcze zostało (śmiech). Ale wiemy na pewno o dwóch czołowych osobach w Versuchsamstalt Pribrams. Rolf Engel, który współpracował z niemieckim profesorem Hermannem Oberthem, który był pionierem niemieckiej nauki o rakietach. Rolf Engel zajmował się nauką o rakietach po II wojnie światowej we Francji, a następnie w Egipcie. I jego zastępca Nils Werner Larsson, Szwed z narodowości. Prawdopodobnie był zaangażowany w rozwój radzieckiej rakiety kosmicznej, a jego życie jest dla nas nadal w dużej mierze nieznane.

Rolf Engel po wojnie cieszył się barwną karierą. Następnie został konsultantem francuskiego krajowego biura badań i badań lotniczych w latach 1946-1952. Następnie przez pięć lat pracował jako konsultant w egipskich siłach powietrznych. Następnie udał się do pracy w Rzymie, aby pomóc w rozwoju systemów rakiet kierowanych. Po 15 latach spędzonych za granicą wrócił do Niemiec Zachodnich, aby kierować nowym działem kosmicznym MBB, firmy utworzonej częściowo ze szczątków producenta samolotów Messerschmitt.

Był autorem książki o historii rakiet i pocisków i był zagorzałym krytykiem odprężenia, często ostrzegając przed sowieckimi planami przejęcia całej Europy, a konkretnie uzyskania przewagi w kosmosie dzięki budowie orbitującej stacji bojowej.

Nils Werner Larsson rzeczywiście wydaje się być postacią z powieści Grahama Greene'a. Został aresztowany przez szwedzką policję, kiedy wrócił do kraju, z którego zrezygnował w 1943 roku. Postawiono go przed sądem za pierwsze ujawnienie nazistom szwedzkich tajemnic, najwyraźniej projektów pistoletu maszynowego, aby zyskać wśród nich wiarygodność. Został też oskarżony o przekazanie aliantom nazistowskich tajemnic pod koniec wojny.

Larsson pojawił się ponownie w 1960 roku na konferencji prasowej w Hamburgu w Niemczech i powiedział, że w latach 1953-1959 pracował z sowieckimi i warszawskimi specjalistami w dziedzinie rakiet. Twierdził, że był podwójnym agentem dla Zachodu. Wkrótce potem zniknął.

A czescy naukowcy, którzy współpracowali przy oryginalnych niemieckich programach, jakkolwiek niechętnie? Cóż, Plavec mówi, że żaden z nich nie pojawił się przed sądami po wojnie, niezależnie od tego, jakie były pytania o ich współpracę, i nie wygląda na to, by byli tropieni, by pomóc w amerykańskiej czy sowieckiej rasie rakietowej. Prawdopodobnie byli szczęśliwi, że wrócili do swojej poprzedniej pracy i zamknęli bolesny rozdział swojej służby wojennej w Pribram.[1]

 

I jeszcze jeden głos w sprawie. Jest to fragment pracy Clausa Reutera pt. „The A-4 (V-2)and German, Soviet and American Rocket Program”. Poza tym wzmianki o V-101 znalazłem w pracy Henry Stevensa pt. „Hitler’s Suppressed and Still-Secret Weapons, Science and Technology”. A oto ten fragment:

 

SS-Obergruppenfuhrer Hans Friedrich Karl Franz Kammler

V-101

 

Coraz to więcej informacji pojawia się na świetle dziennym i mówią one o wystrzeleniu ICBM napędzanego paliwem stałym w okolicy Arnstadt[2] tuż przed końcem wojny. Można przypuszczać, że był to pocisk zdolny do przenoszenia ładunku jądrowego. Pocisk ten został skonstruowany w sekretnej instalacji przy fabryce Škody, pod dozorem SS-Obergruppenführera Kammlera.

W 1944 roku, dr Bödewaldt i dr Teichmann (dr Teichmann był ekspertem od paliw stałych) rozpoczęli prace nad wielkim pociskiem rakietowym na paliwo stałe w fabryce w czeskim Přibramie, należącej do koncernu Škody. Większość historyków i ekspertów mówi, że z powodu braków paliwa stałego, nie produkowano tych pocisków i że nie istniał żaden program nuklearny.  

Pojawiło się coraz więcej relacji naocznych świadków mówiących coś innego. Ich zeznania mówią, że te pociski odpalono  sukcesem. Także odnalezione zdjęcia ukazują ogromny pocisk rakietowy zbudowany w zakładach MAKO w Rudisleben (Turyngia). Ukazują one Sonderrakete A-4 (rakietę specjalną A-4) na paliwo stałe. Start miał miejsce nieopodal jednej z ultrasekretnych fabryk w Turyngii – Polte 2. Właścicielem MAKO był Max Kotzan. Nad fabryką miał pieczę SS-Obergruppenführer Kammler.

Zakłady MAKO specjalizowały się w konstrukcji zbiorników ciśnieniowych i produkowaniu wyposażenia dla Luftwaffe, w rodzaju zbiorników na paliwo ciekłe do latających bomb V-1 i przewoźnych zbiorników ciekłego tlenu dla baterii rakiet V-2. Posiadaczem MAKO był Max Kotzan, który w czasie I Wojny Światowej był lotnikiem i dzięki temu miał doskonałe relacje z Hermannem Goeringiem i Ernstem Udetem, którzy także byli lotnikami w I Wojnie Światowej. MAKO uzyskał kontrakt z Ministerstwa Uzbrojenia Rzeszy. Poza fabryką Polte 2, Kotzan postawił dwa lotnicze hangary i pas startowy obok nich.

To tutaj właśnie takie osoby jak SS-Obergruppenführer Kammler i SS-Sturmbannführer dr Wernher von Braun przybyli by zobaczyć te instalacje. W MAKO i Polten 2 testowano same najtajniejsze konstrukcje. To właśnie tam Amerykanie znaleźli najtajniejszą farbę lotniczą absorbującą fale radaru. Farba ta została ciupasem wysłana do USA.      

 

No cóż, w rozmowie ze mną red. Jaroslav Mareš stwierdził, że wiele wskazuje na to, że Engel z Kammlerem pracowali na poligonie broni rakietowej SS we Władysławowie właśnie nad ICBM takimi jak V-101 i innymi egzotycznymi broniami nazistów, a potem przenieśli się do Czech. Znany polski autor i badacz historii broni V Igor Witkowski twierdzi, że oni faktycznie tam byli. Być może gdzieś na ziemiach polskich znajdują się jakieś szczątki czy inne ślady tych rakiet – kto wie?

Jednego jestem pewien – na ziemiach polskich Niemcy pracowali nad broniami antyrakietowymi na poligonie w Łebie – Rąbce, bo mając miecz pragnęli również mieć tarczę. I nad tym pracowali…   

 

Opracowanie - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz