Stanisław Bednarz
Dziś dzień Bałtyku , zajmiemy się
zlodzeniami naszego morza. Gdy zimy są ciepłe, a ostatnio takie
przeważają zlodzenie Bałtyku ogranicza
się do zatoki Botnickiej i Fińskiej. Gdy
zimy są ostre, zlodzenie obejmuje też południowe wybrzeże .
Wczesne Średniowiecze było
stosunkowo ciepłym okresem w naszej części świata. Kres temu przyniosło
ochłodzenie znane jako mała epoka lodowa, która trwała szacunkowo od XV do
połowy XIX wieku. Ataki zimy rozpoczęły się już w pierwszych dwóch dekadach XIV
wieku - źródła podają, że kilkukrotnie zamarzło wtedy Morze Bałtyckie. Zapewne
wiele w tym kronikarskiej przesady, ale z pewnością Cieśniny Duńskie pokrył
stały lód, po którym poruszali się skandynawscy kupcy.
Tawerny na zamarzniętym Bałtyku? W
ówczesnych podaniach zaczęły pojawiać się też karczmy, które stawiano na
zamarzniętym morzu. Takie tawerny, w których odpoczynku zaznać mogli podróżni
strudzeni wyprawą po lodzie, występowały także w późniejszych źródłach. Na ile
była to prawda - nie wiadomo - ale ówcześni mieszkańcy nadbałtyckich państw
święcie w nie wierzyli. O ich stawianiu w surowe zimy był z pewnością
przekonany Szwed Olaus Magnus, który
w dziele "Historia ludów północnych" wspomniał, że Niemcy budowali
karczmy na lodzie. Ponadto w wydanej w 1539 r. mapie północnej Europy
"Carta Marina" pokazał zasięg lodu na południowym Bałtyku oraz
tawerny, z których najbliższa położona była kilkanaście kilometrów na północ od
dzisiejszego Władysławowa.
Olaus Magnus, był ostatnim katolickim
arcybiskupem Uppsali, który po przemianach reformacyjnych w Szwecji zamieszkał
w Gdańsku. Tam za namową biskupa warmińskiego Maurycego Ferbera rozpoczął pracę nad wielką mapą krajów
północnych. Zamarznięty Bałtyk pozwalał jednak nie tylko na podróżowanie, ale
też na toczenie wojen…
Ostra zima wpłynęła też na przebieg
Potopu Szwedzkiego. W 1657 r. Dania wypowiedziała wojnę Szwecji, chcąc
zrewanżować się za porażkę z wojnie toczonej w latach 1643-1645. Mimo
zaangażowania w Polsce król Karol X
Gustaw zmusił przeciwników do kapitulacji, ponieważ w styczniu i lutym 1658
r. przeprowadził wojska przez zamarznięte cieśniny - Wielki Bełt i Mały Bełt -
wprost pod Kopenhagę. Odważny manewr szwedzkiego monarchy został zapamiętany
jako "marsz przez Bełty".
Mnóstwo ekstremalnych zjawisk
przyniosła w 1709 r. tzw. zima tysiąclecia - ostry mróz dotarł na dalekie
południe Europy, przez co zamarzły m.in. Zatoka Wenecka oraz porty w Genui i
Marsylii. Na Bałtyku niskie temperatury i pokrywa lodowa utrzymywały się na tyle
długo, że pierwszy statek zdołał wpłynąć do Gdańska dopiero 11 maja. Miastu nad
Motławą zagrażało jednak nie tylko zamarznięte Morze Bałtyckie, ale też zatory
lodowe na Wiśle w okresie wiosennych roztopów.
W 1829 r. w połączeniu z cofką na
Bałtyku spowodowały one największą powódź w historii Gdańska, podczas której
zalaniu uległa większość miasta.
Mimo stopniowego ocieplenia klimatu
jeszcze w XX wieku zimy potrafiły zaskakiwać. W 1937 r. pokrywa lodowa w
gdyńskim porcie była tak gruba, że po prośbie Urzędu Morskiego z pomocą przybył
estoński lodołamacz SS Tasuja.
Podobnie było 1929. Gdyńskie baseny portowe i awanport bywały
zamarznięte także w latach powojennych. Dzięki temu w roku 1947 (duże zlodzenie). mieszkańcy
mogli podchodzić nawet do wraku niemieckiego pancernika Gneisenau, który w marcu
1945 r. został zatopiony u wejścia do portu.
Nie zawsze lód sprawiał jednak
problemy - w latach 30. niektórzy rybacy skracali sobie drogę z Helu do Pucka,
jeżdżąc samochodami ciężarowymi po zamarzniętej Zatoce.
Sumując ostatnie wielkie zlodzenia w czasie których Bałtyk był prawie całkowicie zlodzony (1893, 1940, 1942, 1947).
W zasadzie nie zamarzają tylko głębsze
akweny Bałtyku Środkowego i Bałtyku Południowego, chociaż pojawia się na nich
lód dryfujący. . Ostatni przypadek
zamrożenia Bałtyku na wielka skalę
odnotowano w 1987 roku.( maksymalne zlodzenie osiągnęło 405 tys. km kw.) Ostatnie duże
zlodzenie Bałtyku u polskiego wybrzeża, kiedy to morze zamarzło aż po
horyzont, miało miejsce w lutym 2021 roku, a wcześniej też w lutym 2011 roku. W
roku 2021 był to epizod już (15.02)
wiatr zmienił kierunek na południowy, a odwilż sprawiła, że pokrywa lodowa
oderwała się od plaż i odpłynęła w siną dal, po drodze roztapiając się.
Moje 3 grosze
A ja pamiętam potężne zalodzenia Zatoki Pomorskiej, kiedy to
pływające lody utworzyły pole lodowe sięgające na kilkanaście kilometrów w
morze. Wyglądało to następująco: pole lodowe szerokie na 50 m a potem ściana
torosu o wysokości 2-4 m. i znów pole lodowe i toros – i tak w koło Macieju
kilka kilometrów w morze. Tak było w połowie lat 80. Pamiętam jak lodołamacze i
większe jednostki robiły tzw. „rynny”, którymi statki wpływały i wypływały z
świnoujskiego portu. Dzisiaj kiedy jest mało pływającej kry, takich zjawisk już
się nie spotyka…