Krzysztof Dreczkowski
Zbierając materiały do kolejnego, trzeciego tomu
„Zaginionych…” natknąłem się na osobliwe poglądy Pana Krzysztofa Dreczkowskiego na temat istnienia i działalności Istot
Zmiennokształtnych, które zamieszkują naszą planetę i być może są
odpowiedzialne za wszystkie dziwne i tajemnicze wydarzenia, które stanęły u
podstaw legend miejskich i podań ludowych znanych od Islandii po przylądek
Matapan i od Portugalii po Ural. A oto ten ciekawy materiał oraz linki do jego
blogu:
O Rusałkach w Wiśle
W przeszłości obok
Wisły wiodło wiele dróg, dróżek i ścieżek. Niektórymi ludzie chodzili ochoczo,
ale inne raczej omijali albo szli nimi wtedy, gdy już musieli.
Najbardziej obawiano
się wędrowania w górnych partiach rzeki. Przed przejściem niektórymi odcinkami
podczas wieczorów i nocy, naprawdę się broniono jak diabeł przed krzyżem. Ani w
ciągu dnia nie czuli się na nich pewnie, a co dopiero po zachodzie słońca.
[Nimfa wodna w mitologii słowiańskiej powstawała kiedy
dziewczyna (lub młoda kobieta) utopiła się. W zależności od regionu Rusałka
była różnie przedstawiana. Rusałki z Dunaju i Dniepru były czarujące, wdzięczne
i cudownie śpiewały niczym otoczone mgiełką Syreny wabiły mężczyzn ku
zagładzie. Śmierć przez utonięcie w było przyjemniejsze niż u ich syberyjskiej
odmiany, które raczej przypominały celtyckie banshee (bean-nighe).
Rusałki z północy cechowały się żądzą krwi, były brudne i zaniedbane oraz w
przeciwieństwie do południowych kuzynek nie stosowały sztuczek oraz nie
śpiewały ogólnie były to nagie wiedzmy, które chwytały ofiarę i torturowały
przed utopieniem. Czasem jeśli były w lepszym nastroju (nie morderczym) to
niszczyły sieci, zsyłały powodzie i sztormy lub kradły płótna/nici z
okolicznych domów. Źródło - https://mityczne.pl/rusalka/]
Rusałki posiadały
naturę wodną jak i leśną oraz uważano, że rusałki w księżycową noc tańczyły na
polanach, a w miejscach (trawa, zboża) po których stąpały stawały się
gęściejsze.
Były tam moczary,
stawy i bagniska. Właśnie tam zamieszkiwały Rusałki, przez które podróżujący
wiele wycierpieli. Te urodziwe dewy [dziewy, dziewki – z sanskr. devi – boginki] nieoczekiwanie,
kiedy się tego najmniej spodziewał, otaczały i wabiły go słowami:
Chodź z nami, chodź z nami, tu jest piękna ścieżka…
Jak ich wędrowiec
posłuchał i udał się z nimi, wydawało mu się, że kroczy skrótem do swego domu.
Jednak zdradliwe
Rusałki z uśmiechem na twarzach wiodły przez największe zarośla i moczary, w
których bardzo łatwo mógł się utopić.
Będąc tam, bądź go
zmuszały do tańca aż nie zemdlał, albo z niczego nic sprawiały, że pobłądził. I
biedny wędrowiec zostawał sam gdzieś pośrodku moczarów. Iluż z nich już
zostało. Iluż się do domów żywych nie wróciło.
Później było
najlepszym położenie się na ziemi i nie zwracanie na nie uwagi. Tylko że to się
łatwo mówi. Położyć się ot tak i leżeć pozwalając się obłapiać przez wściekłe
Rusałki. Tylko, że to się łatwo mówi. Położyć się ot tak sobie i leżeć,
pozwalając się obściskiwać przez te wściekłe Rusałki które szalały, że straciły
nad nim swą moc.
To już lepiej leżeć na
ziemi przed niedźwiedziem, ponieważ i przed tym drapieżnikiem doradza się to
samo, co przed Rusałkami. A miś nie jest na pewno taki gniewny, jak szalone,
wściekłe Rusałki.
Najwięcej ich było „U
Signalov” w „Močarnej”.
Raz kobiety na
„Skolnite” chciały zrobić sobie w domu potańcówkę, podobnie jak robiły to przy
darciu pierza. Posłały więc gazdę do Javornika, po muzykanta.
- Ale nie byle jakiego
– krzyczały za nim. – My chcemy tylko tego najlepszego! A tym był stary Goiček.
Ale gazda do Javornika
nie doszedł, ponieważ w najbliższym lesie otoczyły go przy potoku Rusałki.
- O nie, jest źle –
błysnęło mu myślą.
Wiedział jednak, jak
sobie poradzić. Pamięć podpowiadała mu, że trzeba położyć się na ziemi. było mu
wszystko jedno, więc położył się na ziemi i czekał, co się będzie dziać.
No i dobrze zrobił.
Rozzłoszczone Rusałki
różne na nim próbowały sztuczki, na dobre sposoby i na złe. Gazda jednak leżał
jak wór ziemniaków. Ani się nie ruszył, choć serce mu łomotało, aż czuł, że
słychać go było w całej okolicy.
Już żegnał się z swym życiem.
Takiej długiej nocy jeszcze nie przeżył. Z ulgą odetchnął, kiedy we wsi
usłyszał pierwsze pianie koguta. Do domu przyszedł cały mokry i opowiadał
kobietom, co z nim Rusałki robiły.
Nie minął ani tydzień,
a miłe Rusałki niedaleko od tego miejsca wywiodły innego gazdę. Ten właśnie z
gospody, w której się jakoś za długo zasiedział, wracał do domu. Kiedy wokół
niego pojawiły się Rusałki, przez chwilę nie wiedział, czy to sen czy
rzeczywistość. No ale bardzo się przekonał, że to sen na pewno nie jest i też
tak pomału wytrzeźwiał. W pewnym momencie wdrapał się na brzozę i tak uciekł
Rusałkom, które go nie sięgły. Ani do końca nie wiedział, jak na nią wlazł, tak
że musiał siedzieć na niej do samego rana.
Kiedy tajemnicze dewy zniknęły, nie umiał z drzewa zejść.
Cały się trząsł, w głowie mu huczało, a nogi i ręce nie słuchały. Dość się namęczył
nim z bezpiecznej wysokości udało mu się zejść niżej, skąd już spadł na ziemię
niczym zgniła gruszka.
Ghdy znalazł się na
ziemi, zdziwił się jeszcze bardziej. Parę metrów za brzozą znajdowała się
olbrzymia przepaść, której w nocy nie widział. Gdyby nie wdrapał się na brzozę,
to zrobiłby parę kroków dalej, spadł i się zabił. Po tej przygodzie powiedział
sobie, że naprawdę przestanie pić. Lecz chcieć to rzecz jedna, a dotrzymać tego
druga.
Ponieważ życie w
Beskidach nie jest łatwe, tak więc znajdował sobie powody, by napić się domowej
wódki na poprawienie humoru, na przegnanie smutku, bólu – więc sobie czasem
wypił. Ale już się nie upijał. Wtedy jednak przed nocą nigdy do rzeki nie
szedł. Jedno spotkanie z Rusałkami wystarczyło mu do końca życia.
Częstokroć ci, którym
udało się cudem dotrzeć do domu, jeszcze daleko mieli do wygranej. Jeszcze nie
zdążyli drzwi zamknąć za sobą, a już stały przed ich chatami, stukając do
okiennic, błyszczącymi oczyma spoglądając do wnętrza i wykrzykując: Wpuść nas tam stary, wpuść nas tam!
Najbardziej lubiły tych, którzy przed wędrówką już trochę wypili, bądź w podróż pijani wybrali... Aby się ich pozbyć trzeba było ponoć kieszenie w płaszczu wywrócić na drugą stronę, albo cały płaszcz ubrać odwrotnie. Wtedy już nie miały nad takim mocy.[1]
A oto krótki wywiad z Krzysztofem Dreczkowskim na temat Rusałek i innych Istot Zmiennokształtnych:
KD: Większość Syren i Rusałek to po prostu
ci sami co kiedyś nazywani byli Smokowatymi a dziś Reptilianami tyle że różne
formy przybierają.
Ja: Albo są to hybrydy stworzone na Atlantydzie w celu
opanowania Wszechoceanu, albo tzw. Neodinozaury – niedobitki po dinozaurowym
Armagedonie 66 MA temu?
KD.: Różne przypadki spotkań z tymi
istotami mogą dotyczyć różnych kwestii, tak jak jest z UFO że jedne są tajnymi
eksperymentalnymi urządzeniami, inne aktywnością istot z innych wymiarów, a
jeszcze inne w pełni mogą dotyczyć cielesnych Obcych z innych planet. Problem
jest "tylko" w tym że my jako ludzie nie pochodzimy od małp. Teoria
Ewolucji jest bardzo zmanipulowana, wysłałem właśnie Panu na email link na ten
temat, co w tej kwestii zebrałem, a widać tam jakie są kombinacje tych którzy
ją chcą utrzymać. Jeśli by brać część "smokowatych" za materialne
istoty, to jeszcze opcja mogłaby być taka że to istoty z innych systemów
słonecznych, trafiające do nas przez otwarte portale. Życie ogólnie przybiera
formy analogiczne w różnych miejscach, wedle jakichś wyższych
"matryc" które niektórzy nazywają polem morfogenicznym, itp.
Ja: A co zatem z Syrenami?
KD.: Poniżej przesyłam informacje na temat
Syren, niestety materialistyczni etnografowie dość w ich kwestii namieszali,
przykładowo z relacji o nich wypływa na przykład to, że mogły się pojawiać w
różnych formach: kobiet z syrenim ogonem, hybrydy łączących inne stworzenia z
postaciami humanoidalnymi, małpoludów - nazywanych też dziwożonami (gdzieś w
relacjach słowackich nawet natknąłem się na wzmiankę o małpoludzie wychodzącym
z głębin rzeki czy jeziora, a także jedna kobieta mi pisała kiedyś o małpiej
łapie wylewającej wodę z wiadra w studni) - oraz pod postacią świetlistych
obiektów pojawiających się nad morzami (typowałbym że obserwacja Kolumba ich
dotyczyła, które spotkał w drodze do Ameryki także w formie hybrydalnej) i przy
górskich potokach (zwano je pod słowacką częścią Tatr "bohyniami").
Pozorny niby w tym
chaos, ale to tylko kwestia innych przemian. Przesyłam więc część tego co na
ich temat zebrałem - jeśli Pan się nie będzie zgadzał z moimi wnioskami, w
porządku, proszę jednak o przeczytanie całości dla całokształtu tego na co
trafiłem:
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2013/04/spotkania-z-rusakami-vilami-devami-i.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/07/spotkania-z-rusakami-vilami-devami-i.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/04/wodne-czarodziejki-czyli-obserwacje.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/03/spotkania-z-wodnikami-utopcami.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/11/dodatek-50-duchy-tajgi.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2016/08/dodatek-66-dodatek-60-niebianie-i.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/12/mapoludy-w-polsce.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/03/niebezpieczne-czarodziejki-nocnice.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/08/yokai-i-yurei-czyli-zmiennoksztatni-w_26.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2016/04/jest-miastem-w-ktorym-nie-tylko.html
·
https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/12/dziwne-mutacje-czy-cos-wiecej-ii.html