czwartek, 21 listopada 2024

Dialogi o Tribeczu – cd.

 


František Kovár

 

A oto następne opowieści o dziwnych wydarzeniach na Trybeczu:

Historia 29. - Wybraliśmy się na wycieczkę do zamku w Oponicach. Źle zaplanowaliśmy to czasowo i dotarliśmy do zamku po ciemku. Zaczęliśmy wracać prawie w ciemności. W drodze powrotnej co jakiś czas słychać było nieprzyjemne szczekanie z innej strony (jelenie nie miały wtedy rui). Przez całą drogę towarzyszyło nam nieprzyjemne uczucie. Im dalej, tym bliżej, w końcu pobiegliśmy, dotarliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.

Historia 30. - Często jeżdżę na rowerze w Tribeczu. Podczas jednej z takich wypraw zatrzymałem się na grani, żeby odpocząć. Kiedy odpoczywałem, uświadomiłem sobie, że panuje kompletna cisza. Nagle usłyszałem wyraźny gwizdek, który się powtarzał, nigdzie nie widziałem nikogo. Wsiadłem na rower i kontynuowałem podróż. Na kolejnym przystanku nie miałem już dobrego przeczucia i wolałem wsiąść na rower i kontynuować podróż do Zlatna. Nigdy wcześniej ani później nie przeżyłem czegoś takiego.

Historia 31. - Jestem myśliwym, pewnej styczniowej nocy siedziałam na zasiadce. Tej nocy zdałam sobie sprawę, że nigdy nie doświadczyłam takiej ciszy w lesie. Przez cały czas nie słyszałam żadnego dźwięku. Jednocześnie każdy mój ruch, nawet oddech, wydawał się odbijać echem daleko i szeroko.

[Taka nienaturalna cisza jest odnotowywana przez świadków Bliskich Spotkań z UFO i innych ψ-fenomenów. O przypadkach w Polsce pisałem uprzednio.]

 

Opinie i polemiki:

 

·        Przednie brednie o górach! Tribeč to góra jak każda inna w każdych górach ludzie przez lata gubią się gubią a nawet „tajemniczo znikają”, są proste wyjaśnienia, bo to można wpaść w szczelinę w ziemi, do jaskini, dostać zawału i później być zjedzonym przez zwierzęta, zgubić się zimą i zamarznąć itp., a o tych dźwiękach i złych uczuciach to tylko ludzka wyobraźnia i fantazja. Chodzę w góry Tribeč od ponad 50 lat i czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem, to są bajki jak duchy i czarownice (Miroslav Zuzula)

·        Ja też mogę napisać, że pisze pan przednie brednie. Co cię powstrzymuje, i spróbuj to poprzeć czymś, czego nie powiedziała żadna pani, albo sci-fi à la „Szczelina” i tym podobne plotki jak smoki w zamkach, bo takie plotki zawsze krążą w górach, lasach itp., a ponieważ pochodzę z Topoľčian, a Tribeč przeszedłem wystarczająco dużo razy przez ponad 50 lat, od kiedy tam jeżdżę o każdej porze roku. Nie czytałem i nie widziałem „Szczeliny”. Niektórzy ludzie mają zdolności, których inni nie mają. Potem drugi mówi, że to niemożliwe, bo nie ma takich umiejętności. Więc wymienię tutaj coś na próżno. Skończyłem z tym już dawno, bo to do niczego nie prowadzi. Są duchy, są dusze po śmierci, są też czarownice... I są też inne istoty. A to, że od lat chodzisz po Tribeczu i niczego nie doświadczyłeś, jest zupełnie normalne, ale myślę, że miliony ludzi już tam były. Ale byli też tacy, którzy coś przeżyli i przez takich jak Ty nie lubią rozmawiać o tym publicznie, żeby nie zostać wyśmianym. (František Kovár)

·        Tak à propos szczelin, to w książce „Projekt Tatry” (Kraków 2002) pisałem o dziwnych wydarzeniach w masywie Czerwonych Wierchów w polskich Tatrach Zachodnich, gdzie przedstawiłem hipotezę inż. Jerzego Łataka o istnieniu wąskich i głębokich szczelin w wapiennych masywach tych gór. Człowiek wpadając do nich nie ma żadnych szans na wyjście w pojedynkę, bo ściany takiej „mikrojaskini” są śliskie i przewieszone, zaś wołanie o pomoc, sygnał radiowy CB czy GSM idzie jedynie Panu Bogu w okno… (Robert Leśniakiewicz)

·        Mówi się o różnych pęknięciach, zapadliskach, starych kopalniach, ale brakuje dowodów, wspomniałem już, że mówi się też o Tribeczu, ale nie mogłem znaleźć nikogo, kto coś takiego znalazł, zrobił zdjęcie, lub opisał to. Jeśli ktoś znalazł coś takiego, to raczej ludzka ciekawość to zbadać, a może nawet opublikować zdjęcie lub film. (František Kovár)

·        Owszem. Jest także trzecia możliwość – ten, kto znalazł taką pułapkę już nie miał możliwości o niej powiedzieć innym, bo nie mógł się z niej wydostać i w niej zmarł. Dlatego też nic o nich nie wiadomo. Oczywiście wszystkie trzy możliwości zostaną potwierdzone bądź zanegowane, gdy znajdziemy takie „mikrojaskinie” ze zwłokami w środku…  (Robert Leśniakiewicz)

·        Z moich opowieści o Tribeczu wynika, że ​​większość z nich szła znakowanymi szlakami, gdy coś im się przydarzyło, i że nie tylko biegali po lesie. (František Kovár)

 


Wracając do kwestii istnienia „mikrojaskiń Łataka”, to chodziłem po stokach Czerwonych Wierchów i okolicy, na „mikrojaskinie Łataka” się nie natknąłem, ale to wcale nie znaczy, że ich nie ma. Fakt jest faktem, w rejonie Czerwonych Wiechów zaginęło w niewyjaśniony sposób kilkanaście osób, których zwłok nie odnaleziono do dziś dnia.

Moja pierwsza zwiadowcza wyprawa na stok Małołączniaka miała miejsce w październiku 1988 roku. Wyszedłem z Kuźnic do Doliny Kondratowej, potem na Kondratową Przełęcz i dalej na Kopę Kondracką (2008 m n.p.m.) zielonym szlakiem a następnie wzdłuż granicy czerwonym szlakiem na Małołączniaka (2096 m). Po krótkim popasie na szczycie Małołączniaka schodziłem w doliny niebieskim szlakiem via Kobylarz podziwiając białe zerwy Krzesanicy i Ciemniaka. Wtedy też po raz pierwszy zobaczyłem na własne oczy cud Natury, jakim jest głazowisko Wantule.  To było niesamowite – na brązowym tle zeschłych liści widać było białe głazy jak rodzynki w cieście. Ogromne rodzynki – niektóre o objętości kilkunastu metrów sześciennych i masie setek ton. Z map i przewodników wiedziałem, że teren jest usiany jaskiniami – w samym masywie Czerwonych Wierchów jest ich ponad sto… Niestety, musiałem uciekać, bo mimo cudownej pogody słońce zniżało się nad górami i od wschodu nadchodziła noc. Kiedy znalazłem się na Przysłopie Miętusim było zupełnie ciemno. Świecąc latarką dotarłem do Drogi pod Reglami a nią do Kuźnic, gdzie wtedy mieszkałem.

Druga wyprawa na Czerwone Wierchy miała miejsce w maju następnego roku. Wtedy też wybrałem się na Kopę Kondracką, Małołączniaka i dalej na Krzesanicę (2122 m) i Ciemniaka (2096 m). Tym razem schodziłem za czerwonym szlakiem do Doliny Kościeliskiej. I znów, w pobliżu oznakowanej drogi nie znalazłem niczego podejrzanego, co wcale nie oznacza, że czegoś niebezpiecznego tam nie było. Kopuły szczytowe Czerwonych Wierchów są od północy podcięte i opadają stromymi klifami w doliny. Wystarczy zabłądzić w śnieżycy czy mgle i nieszczęście gotowe… A jest gdzie polecieć, bowiem ściany te mają 300 i więcej metrów wysokości. Poza tym ściany te są podziurawione jaskiniami, do których dojście wymaga sprzętu alpinistycznego i umiejętności.

Trzeci wypad w tamten rejon Tatr Zachodnich był w czerwcu 1992 roku. Tym razem wybrałem się do Wantul, tego fascynującego miejsca u podnóża masywu Krzesanicy. Wtedy już wiedziałem o możliwości istnienia takich skalnych pułapek i spodziewałem się znaleźć takowe. Poszedłem zatem niebieskim szlakiem na Małołączniaka, ale pod Kobylarzem (1430) skręciłem w prawo, na zachód i zacząłem schodzić do Miętusiej. Na mapie wyglądało to całkiem przyjemnie – odległość jakieś 800 m, w swej naiwności liczyłem, że przejdę ją w jakieś piętnaście minut. W rzeczywistości schodziłem prawie dwie godziny!  Droga była koszmarna: w wysokich na 1-1,5 m trawach chroniły się powalone, zmurszałe pnie smreków, śliskie wapienne bloki i kamienie. Po kwadransie byłem mokry od potu i rosy. Trzeba było uważać, by nie skręcić czy połamać kończyn lub rozbić głowę w razie wywrotki… Mokry i zziajany wreszcie znalazłem się na dnie doliny. Teraz już wiedziałem, czym grozi zejście ze szlaku i odniesienie poważniejszej kontuzji. Dla kogoś nieobytego z górami to była śmierć – długa i bolesna.

Zszedłem na południowy skraj Wyżnej Miętusiej Równi, gdzie zdjąłem i wykręciłem koszulkę i szorty, obmyłem rany i skaleczenia poharatanych rąk i nóg. Potem grzałem się w czerwcowym słońcu i po jakiejś godzinie wróciłem do siebie. Na szczęście ciuchy mi wyschły w ostrym słońcu i mogłem je włożyć. Rozglądałem się po otaczającym mnie krajobrazie. Od południa widok zamykały mi białe, wapienne zerwy Krzesanicy i Małołączniaka, od zachodu – turnia Dziurawego, z której 12.000 lat temu obsunęły się do Miętusiej skalne bałwany tworząc uroczysko Wantule (wanta = głaz). Zrobiłem serię zdjęć na kolorowym filmie slajdowym – niestety wyszły prześwietlone i nieostre. Później doszedłem, że robiłem te foty nie wziąwszy poprawki na wysokość i bez filtra UV…

Po południu wróciłem do Kościeliskiej pewien, że większość ofiar Czerwonych Wierchów mogła zapałętać się tam, gdzie ja i po prostu paść bez sił, co na mrozie i w zawiei równało się śmierci. Reszty dokonały drapieżniki, które zjadły rozczłonkowane przez siebie zwłoki, a niejadalny ekwipunek po prostu rozwłóczyły. Chciałbym zobaczyć tego, który by ruszył na ich poszukiwanie. Użyłby tam jak pies w studni – nomen-omen. Ale oczywiście to było tylko takie prowizoryczne, robocze wyjaśnienie, bo prawda mogła być zupełnie całkiem inna…  

[To] góry znacznie wyższe niż Tribeč, czy Kremnické vrchy w mojej okolicy. Jak już pisałem, w tych wyższych górach istnieje większe prawdopodobieństwo, że w sposób naturalny się „zgubię” lub coś się komuś przytrafi, niż w niskich górach Tribeča. (František Kovár)

Oczywiście racja, ale… Ale nie zapominajmy, że takie przypadki być może – nie mam na to dowodów – zdarzają się także wszędzie tam, gdzie zachodzą zjawiska krasowe związane z erozją chemiczną skał węglanowych – głównie wapieni. Wszak wiadomo, że nawet największa jaskinia krasowa ma swój początek od małej szczeliny… Dlatego też należałoby poszukać ukrytych szczelin i studni pod cienką warstwą darni czy ścioły leśnej. Oczywiście nie wiem, jaka jest budowa geologiczna skał na Trybeczu. Myślę, że to też byłoby warte zbadania, bo szczeliny natury tektonicznej występują także w skałach piaskowcowych – jak ma to miejsce u nas w Beskidzie Małym, na Babiej Górze czy Beskidzie Sądeckim, NB gdzie poszukiwaliśmy Księżycowej Jaskini czy inaczej Jaskini Półksiężyca.  (Robert Leśniakiewicz)  

Tribeč składa się głównie z kwarcu. (František Kovár)

No to zmienia postać rzeczy! Te zjawiska mogą mieć związek z elektrycznością telluryczną, której źródłem jest kwarc i efekt piezoelektryczny. (Robert Leśniakiewicz)

Jeśli dodać, że pod rzeką Tríbeča podobno znajduje się podziemna jaskinia ze słoną morską wodą, może to również stwarzać różne „tajemnice”. (František Kovár)

Zapewne tak. Zbiornik słonej wody + skały zawierające kwarc to daje nam wiele możliwości występowania ψ-zjawisk działających na ludzkie mózgi i aparaturę elektroniczną.  (Robert Leśniakiewicz)

 

CDN.