wtorek, 20 maja 2025

O pulsowaniach Wszechświatów

 


Ostatnio media obiegła hiobowa wieść – życie na Ziemi wkrótce się skończy. Eksperci z NASA i Uniwersytetu Toho dzięki nowoczesnym symulacjom komputerowym określili możliwy termin całkowitego zaniku życia, podkreślając przy tym, że chwilowo nie grozi nam żadne natychmiastowe zagrożenie. Badacze twierdzą, że to odległy scenariusz. Chodzi bowiem o rok... 1.000.002.021. Superkomputer przeanalizował różne warianty dotyczące przyszłości Ziemi, wyznaczając potencjalny rok, w którym może dojść do ostatecznego wygaśnięcia wszelkich form życia. Mimo że brzmi to dramatycznie, naukowcy uspokajają, iż wskazana data jest niezwykle odległa w czasie. Zespół specjalistów z NASA oraz Uniwersytetu Toho dążył do sprawdzenia, czy za około miliard lat nasza planeta będzie nadal zdolna do podtrzymania życia. Superkomputer wyznaczył rok 1.000.002.021 jako moment, w którym warunki przestaną być sprzyjające dla jakichkolwiek organizmów. Ilość cyfr w tej liczbie jest dość przytłaczająca. To tak, jakby od aktualnej daty 2025 odjąć 4 lata, po czym dodać do niej... miliard lat.

A zatem mamy miliard lat do końca świata – jak napisali to Strugaccy Bros. w ich kultowej powieści. Nie zapominajmy, że do śmierci Słońca mamy jakieś 5 mld lat, kiedy to Słońce wypali resztę wodoru i zacznie puchnąć sięgając swą powierzchnią do orbity Ziemi. I to będzie prawdziwy koniec naszej planety. Wyżarzona na kość, sucha jak pieprz będzie krążyć wokół białego karła, w jakiego zmieni się nasze Słońce, aż wreszcie spadnie nań z błyskiem i hukiem. No może huku nie będzie słychać, ale błysk będzie potężny…

Tymczasem nasze nocne niebo będzie czarne, bo wszystkie galaktyki odlecą poza horyzont kosmologiczny. Nasz Wszechświat bowiem ekspanduje i to z wzrastającą prędkością wynoszącą ok. 60-80 km/s/Mpc. Aktualnie Wszechświat mierzy ok. 98 mld ly średnicy i jego przestrzeń jest wciąż generowana i to z v > c.

Co z tego wynika? – ano to, że grozi nam wielkie zamrożenie, kiedy wszystkie galaktyki (a raczej to, co z nich zostało) znajdzie się za horyzontem kosmologicznym. I na odwrót – w przypadku odwrócenia się wektora ekspansji dojdzie do skolapsowania Wszechświata i powstania Osobliwości – jak w modelu pulsującego wszechświata. Trudno powiedzieć, czy Wszechświat będzie się kiedyś kurczył do stanu Osobliwości po to, by znów eksplodować w kolejnym Wielkim Wybuchu. Taka jest najpaskudniejsza możliwość.

A teraz o możliwości równie paskudnej.

Zakładając, że istnieje jedno wielkie Multiversum złożone z nieskończonej wielości wszechświatów, które ekspandują we wszystkie możliwe strony a wraz z nimi materia i antymateria oraz teoretyczna ciemna materia i ciemna energia. Nasz Wszechświat rozszerza się jak balon i znajdujące się w nim wyspy materii czyli galaktyki oddalają się od siebie ze stałą prędkością – rys. 1.

Każdy wszechświat generuje swoją przestrzeń i przestrzenie te przenikają się nawzajem, zaś materia znajdując się na styku tychże przestrzeni kondensuje się w strefach zgniotu – rys. 2.

Właśnie tam dochodzi do zapadnięcia się materii z kilku wszechświatów i co za tym idzie pojawia się Osobliwość, która po jakimś czasie wybucha i ekspanduje na zewnątrz – rys. 3.

I tak w koło Macieju przez całe eony. Wychodzi więc na to, że mamy do czynienia z materią z kilku czy kilkunastu wszechświatów, która najpierw się skondensowała w strefie zgniotu, następnie stała się Osobliwością, a potem eksplodowała w Wielkim Wybuchu tworząc nasz Wszechświat. Oczywiście nie jesteśmy w stanie tego zobaczyć – światło bowiem wlecze się z v = c czyli te 300.000 km/s i ma do pokonania biliony megaparseków i rzeczywiście – to właśnie dlatego w nocy jest ciemno i grawitacja się nie równoważy.