czwartek, 10 sierpnia 2023

K-129: zatopiony i skradziony

 

SSB K-129

Oleg Pokrowskij

 

Tragedia radzieckiego okrętu podwodnego SSB K-129 w 1968 roku pozostawiła otwartym dwa zasadnicze pytania: co spowodowało jej zatonięcie i jakie tajemnice poznali Amerykanie, kiedy podnieśli jej szczątki?

W swój ostatni rejs okręt podwodny K-129 typu Golf II, z numerem taktycznym 573 wyszedł z bazy na Kamczatce w dniu 24.II.1968 roku, mając na pokładzie trzy balistyczne rakiety SLBM R-13 z głowicami jądrowymi, które można było odpalać spod wody oraz dwie torpedy z głowicami jądrowymi – wszystko o dużej mocy rażenia. Głębokość operacyjna okrętu wynosiła 300 m a długość przebywania pod wodą – 70 dób.

 

Koreańskie manewry

 

Rejs ten nie był zaplanowany. Już trzeci rok trwała wojna w Wietnamie, ale tak czy owak do Kamczatki było daleko. Ale całkiem blisko, północnokoreańscy pogranicznicy zatrzymali na swych wodach terytorialnych amerykański okręt zwiadowczy USS Pueblo. Jeden z Jankesów zginął, a wzięta do niewoli załoga została zatrzymana. Biały Dom wysłał na wody Zatoki Wschodniokoreańskiej dwie grupy uderzeniowe lotniskowców. Moskwa w celu ochrony swego sojusznika wysłała tam eskadrę okrętów nawodnych na czele z krążownikiem rakietowym Wariag i wyprowadziła w morze 27 okrętów podwodnych.

Samoloty amerykańskie zaczęły latać nad naszymi okrętami tak nisko, że niemal zawadzały o topy masztów. W powietrze wystartowały nosiciele pocisków rakietowych powietrze-woda samoloty Tu-16 wyczyniające jeszcze bardziej ryzykowne piruety. Jankesi zdecydowali się na powrót do swych baz w Japonii. Ale naprężone stosunki pozostały do końca roku, póki nie zwolniono załogi Pueblo. Rejs K-129 powinien być jednym z epizodów tej wojny nerwów.

W czasie rejsu okręt podwodny powinien realizować seanse łączności czy wysyłać kontrolne sygnały po dojściu do kolejnego punku swej drogi. 8 marca takich sygnałów nie było, o czym zameldowano dowództwu. Jak się potem wyjaśniło, K-129 zatonął w północnej części Pacyfiku, w odległości 750 mn od wyspy Oahu (Hawaje) w punkcie o współrzędnych N 40° - W 179°, na głębokości 5600 m. Znalazło tam swą mogiłę 98 marynarzy.

Okazuje się, że zamiast K-129 miał płynąć inny okręt, którego po prostu nie przygotowano do rejsu. Miesiąc wcześniej wrócił on z oceanicznego patrolu i część załogi zdążyła pojechać na urlop na Wielką Ziemię.[1]  Załogę uzupełniono kim się tylko dało i nawet w dzień katastrofy w sztabie Floty Pacyfiku nie było kompletnej listy załogi. (!!!)

 

Katastrofa K-129. Ciekawym jest to, że przebiegła ona o wiele dalej niż jego rejon patrolowania...? A może załoga chciała uciec na Hawaje i udaremniono jej ucieczkę, odwrotnie niż Czerwonemu Październikowi?

„Uznano za zmarłych”

 

Zorganizowane przez Flotę Pacyfiku poszukiwania nie różniły się niczym systematycznością i uporem. Metodycznie przeszukiwano dno na dużych głębinach i w oddaleniu od swych baz było całkiem trudne. Rodzinom załóg rozesłano zawiadomienia o śmierci, gdzie w rubryce „Przyczyna śmierci” wpisano „Uznano za zmarłych”.

Główna i oficjalna wersja głosiła, że okręt zatonął w czasie ładowania baterii akumulatorów, kiedy to z powodu niesprawności zaworu nieoczekiwania zanurzył się na niebezpieczną głębokość. Druga wersja – eksplozja wodoru przy ładowaniu akumulatorów z powodu niesprawności wentylacji.

Ale najbardziej przekonująca i politycznie niebezpieczna wersja wiązała się z tym, że K-129 zatonął wskutek kolizji z okrętem podwodnym USS Swordfish. Rzecz w tym, że w trzy albo cztery dni po zaginięciu radzieckiego okrętu, amerykański okręt przybył do bazy w japońskim porcie Yokosuka z widocznymi wgnieceniami w kiosku. W ciągu jednej nocy zrobiono kosmetyczny remont, po którym Amerykanie odpłynęli w nieznanym kierunku.

Oczywiście kolizja nie była umyślna. Żaden dowódca okrętu podwodnego nie poszedłby na uderzenie taranem, a to ze względu na to, że jest to samobójczy manewr. Poza tym Swordfish śledził K-129 pod wodą i poruszał się za nim w minimalnej odległości.  

Przy minimalnej odległości wykrycie go było niemożliwe. Ale taka taktyka miała także swą drugą stronę. Ostre przyhamowanie ruchu K-129 czy ostry zwrot mogły doprowadzić do kolizji. I najprawdopodobniej to właśnie się stało. Durnie – jak to się mówi – mają fart. Winny katastrofy wykręcił się lekkimi uszkodzeniami, a nasz okręt podwodny stał się ofiarą bezrozumnej amerykańskiej buńczuczności.

Pośrednim, ale mocnym dowodem na prawdziwość tej hipotezy jest to, że Amerykanie, sądząc po ostatnich wydarzeniach znali położenie zatopionego K-129 z dokładnością do 3 mil. Oni powoływali się na dane uzyskane od systemu głębinowego śledzenia okrętów podwodnych SOSUS, który jakoby w dniu 8 marca zarejestrował eksplozję w północnej części Oceanu Spokojnego. System ten składa się z umieszczonych na dnie Atlantyku i Pacyfiku sonarów biernych, które powinny wychwytywać pojawienie się okrętów podwodnych już w odległości 100 mn/185 km. Jednakowoż reklamowane możliwości SOSUS nie odpowiadały rzeczywistości i mogły one wykrywać obiekty podwodne na dystansie 60 mn czyli 111 km, zaś najbliższy sonar znajdował się w odległości 200 mil od miejsca katastrofy.

 

Operacja „Azorian”

 

Odczekawszy aż zakończą się radzieckie poszukiwania, Amerykanie zdecydowali się podnieść K-129. Interesował ich sam okręt, ale i dokumenty szyfrowe, których otrzymanie gwarantowało im odczytywanie zalegających w ich archiwach przechwycone wcześniej meldunki i inne dokumenty. A jakby się udało, to jeszcze przejąć aktualną tajną korespondencję.

Na rozpracowanie przez CIA operacji „Azorian” przeznaczono zawrotną sumę 350 mln US$, przy czym część środków dał Howard Hughes – miliarder, potentat lotniczy i producent filmowy.

Projekt "Azorian"

Na początek Amerykanie wzięli statek RV Glomar Challenger od firmy zajmującej się poszukiwaniem ropy i gazu na szelfach kontynentalnych. Trudno zrozumieć, czy kompania Glomar przekazała ten statek w ciemno, czy też wiedziała o jego przeznaczeniu i współpracowała z CIA? Zadanie polegało na tym, żeby radziecki wywiad przyzwyczaił się do amerykańskich statków znajdujących się w rejonie katastrofy.

Pod koniec 1973 roku, w sukurs Glomar Challengerowi przybył statek przystosowany do robót podwodnych na dużych głębokościach MV Glomar Explorer. Wywiad Floty Pacyfiku tą roszadę zaobserwował i prawidłowo ocenił. Także pewną rolę odegrał ciekawy fakt – otóż do drzwi radzieckiej ambasady w Waszyngtonie przymocowano następującą notatkę:

W najbliższym czasie służby specjalne USA przedsięwezmą działania skrytego podniesienia radzieckiego OP, który zatonął w Pacyfiku. Życzliwy. 

Natychmiast zawiadomiono o tym dowódcę Floty Pacyfiku adm. Siergieja Gorszkowa.

Do obserwacji Amerykanów wysłano okręt zwiadowczy Peleng.

Jankesi sprawiali wrażenie, że ich to nie obchodzi i spokojnie prowadzili poszukiwania ropy. Na Boże Narodzenie, Amerykanie odpłynęli do Honolulu na Hawajach. Tymczasem Peleng przez czas jakiś patrolował w pobliżu Hawajów. Ale nie poszukiwał miejsca katastrofy, bowiem podnieść K-129 samemu było niemożliwym.

W dniu 12.VIII.1974 roku, Amerykanie podnieśli zatopiony okręt podwodny. Wprawdzie kiedy K-129 został złapany przez ogromne kleszcze, jego kadłub złamał się z powodu szczelin w konstrukcji i na dno spadła z powrotem większa część wraku.

Niestety – dokumenty i maszyny szyfrowe znajdowały się w dziobowych przedziałach okrętu, tak że Amerykanom udało się wypełnić zadanie. Z podniesionych przedziałów wynieśli oni 70 ciał członków załogi.

Amerykanom nie udało się ukryć faktu podniesienia wraka K-129. Radzieckie MSZ wyraził protest, na co Amerykanie odpowiedzieli, że nikt ich nie powiadomił o katastrofie. MSZ zmienił taktykę i oświadczył, że został naruszony spokój masowej mogiły. W odpowiedzi Amerykanie pokazali ceremonię pochowania sześciu załogantów z honorami wojskowymi.

Nie było już czego ukrywać.

 

Gdzie są szyfry?

 

Pytanie na ten temat, czy udało się CIA dostać radzieckie szyfry pozostaje otwartym. Radziecki kontrwywiad przepytał inżyniera odpowiedzialnego za budowę K-129 w Dalniezawodie, który solennie zapewnił, że na prośbę dowódcy okrętu podwodnego kmdr. Władimira Kobzaria przeniósł szyfrówkę z dziobu na rufę okrętu. Przy rozmieszczeniu szyfrówki na dziobie rosłemu komandorowi było tam bardzo ciasno w małym pomieszczeniu dziobowym. Jednakże nie można odrzucić możliwości, że ta wersja była opracowana tylko dla uspokojenia przełożonych…

 

Moje 3 grosze

 

Tragedia K-129 budzi wciąż emocje i kontrowersje. I wciąż nie ma odpowiedzi na wiele pytań związanych z jego ostatnim rejsem. Nie wiadomo np. kim byli marynarze dokooptowani do załogi okrętu i jaką rolę pełnili w tym rejsie. Amerykanie stwierdzili wprost, że III Wojna Światowa miała się rozpocząć 8 marca 1968 roku wystrzeleniem SLBM z głowicą o mocy 1-10 Mt na Oahu i bazę morską w Pearl Harbor. Idealny casus belli.  Ale ile w tym prawdy? – tego nie wiem. Wydaje mi się, że to kolejna powieść z gatunku political fiction.

Nie odpowiedziano na zasadnicze pytanie, które brzmi: co wydarzyło się na pokładzie K-129 w czasie poprzedzającym katastrofę? Niestety, umarli milczą i tego się nigdy nie dowiemy…

 

Źródło – „Tajny SSSR” nr 3/2018, s. 19

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz   



[1] Tak żołnierze rosyjscy nazywają interior Rosji.