czwartek, 1 września 2011

Atlantyda i Agharta (15)




Zagadka Butentau

Władimir Niecziporenko

Artykuł ten ukazał się na łamach rosyjskiego tygodnika „Kalejdoskop NLO” nr 35/2007 z dnia 27 sierpnia 2007 roku i traktuje on o dziwnej krainie, która znajduje się w Azji Centralnej, a w której być może znajduje się źródło legendy o świętej Śambhalli…

Wysokie pieczary

W głuchym i bezludnym regionie Azji Środkowej, na południe od Jeziora Aralskiego znajduje się zagadkowa kraina zwana Butentau (Buten-tau). To tutaj właśnie znajduje się suche i pozbawione życia Ustjurt (Ust’-jurt) Plateau spadające kamienistymi progami i skalnymi basztami do piaszczystych diun i barchanów pustyni Kara-kum. W pewnym miejscu spaszty tworzą skaliste urwisko wysokie na 70 m i ciągnące się w dal na dziesiątki kilometrów. Obok niego, pośród wydm można zobaczyć ślady istnienia koryta ogromnego, dawnego kanału nad brzegami którego wznoszą się potężne ruiny wczesnośredniowiecznej twierdzy Adak.

W górnej części żółtoszarych skalnych ścian, na wysokości 50 m od podnóża, widoczne są doskonale czarne plamy otworów. Są do wejścia do jaskiń. Jest ich setki! Sądząc po ich budowie, pieczary te i jaskinie nie są tworami naturalnymi, które powstały w wyniku erozji, one mają sztuczne pochodzenie. Tak, tylko kto i kiedy potrafił je w stromej, przewieszonej ścianie, o wysokości ponad 70 metrów?

Jeszcze przed wojną w rejonie twierdzy Adak, prowadził wykopaliska znany radziecki archeolog i etnograf, prof. Siergiej Pawłowicz Tołstow z MGU. Niestety, nie był w stanie zbadać tych pieczar, głównie z powodu braku specjalistów z tej dziedziny i środków technicznych do prac na takich wysokościach.

Dopiero w latach 70. XX wieku, do Butentau przybyli rozmaici miłośnicy historii z takich miast, jak Kijów, Odessa, Charków i Użgorod. Po kilku sezonach przebadali oni około stu pieczar przy użyciu specjalnych technik. Później dołączyli do nich miejscowi entuzjaści z Taszkentu, Samarkandy, Buchary i Urgenczu.

Pomiędzy uczestnikami jednej z takich ekspedycji znajdował się mieszkaniec Taszkentu – Nikołaj Aleksiejewicz Gołubiew, który potem przeniósł się do Sankt Petersburga. Lakoniczne opowiadanie tego badacza wskazuje na to, że zagadka Butentau jest skryta znacznie głębiej, niż myślimy…

Rysunki na ścianach

- Pieczary były podobne jedna do drugiej, jak pokoje jednego mieszkania – mówi Gołubiew. – Głębokość ich rzadko przekraczała dziesięć metrów. Doszliśmy do wniosku, że pieczary te służyły do zamieszkania, znaleźliśmy kominy, łóżka i legowiska oraz przedmioty codziennego użytku. Ściany pieczar były pokryte petroglifami przedstawiającymi zwierzęta domowe i dzikie, scenami z polowań, walk i wojowników. Te piękne rysunki-petroglify wciąż tchnęły życiem i mogłyby stanowić wspaniałą ekspozycję niejednego muzeum.

Rozwiązaliśmy także zagadkę, w jaki sposób ludzie wchodzili do swych wysoko położonych siedzib. W niektórych mieszkaniach znaleziono szczeble drabiny zrobione z kości dużych zwierząt. Najwidoczniej mieszkańcy pieczar mieli drabinki linowe, które na noc wciągali do wnętrza. Można założyć zatem, że w pieczarach ludzie chowali się przed najazdem wrogów.

Nasza ekspedycja dobiegała końca, kiedy przydarzyło mi się coś, o czym milczałem do tej pory, a dla którego nie znalazłem żadnego wyjaśnienia. Zaraz pan zrozumie, dlaczego.

Znikający tunel

Nasza grupa w sile trzech ludzi spuszczała się właśnie do kolejnej pieczary. Byłem na końcu. Na tym fragmencie ściany, trochę niżej i w bok – na wyciągnięcie ręki – czerniał otwór wejściowy do jeszcze jednej, niezbadanej jaskini. Z wyglądu niczym się on nie wyróżniał od sąsiednich. Na razie nie miałem zamiaru tam zaglądać.

Ale kiedy spuszczając się niżej doszedłem do poziomu tej pieczary, to z jej głębin usłyszałem jakiś dziwny dźwięk, jakiego jeszcze w tej miejscowości nigdy nie słyszałem.

Zaciekawiony wdrapałem się na krawędź jaskini i wszedłem do jej otworu. Przez kilka sekund siedziałem z zamkniętymi oczami, by przywyknąć do ciemności. A kiedy otworzyłem oczy… - zrozumiałem, że pieczara ta nie ma tylnej ściany! Wejście było pochyłe i wiodło do jakiejś płaskiej przestrzeni, która nie miała końca! I to przejście, a właściwie tunel nie był ciemnym, ale powietrze w nim świeciło jakimś bladożółtym światłem! Wszedłem do tunelu i zauważyłem, że robi się on stopniowo szerszy i wyższy. Wydawało mi się, że idę nim dość długo, ale w rzeczywistości przeszedłem jakieś 50 metrów, nie więcej. Ale problem nie był w tym. Zrozumiałem już, że korytarz ten ciągnie się bardzo, bardzo daleko. Jego perspektywa znikała gdzieś w pomarańczowej mgiełce.

Naraz do moich uszu dobiegły jakieś głosy. Pomyślałem, że to wołają mnie moi koledzy, którzy tymczasem spuścili się na ziemię i wołali mnie po stwierdzeniu mej nieobecności. No i bardzo dobrze! Zawołam ich, by podzielili moją radość i potwierdzili moje sensacyjne odkrycie!

Powróciłem zatem do wejścia i wychyliłem głowę z otworu jaskini-tunelu.
- Hej! – zawołałem.
Więcej już nic nie wołałem, bo za moimi plecami rozległ się ponownie ten dziwny dźwięk, jakby przesuwanych kamieni. Błyskawicznie odwróciłem się.

W odległości około 10 metrów ponosiła się ze spągu płyta skalna, która zamknęła tunel, z którego właśnie wyszedłem. Pół minuty – i tunel znikł! Dosłownie tak, jakby go nigdy nie było! Przede mną ciemniała teraz ściana, równie chropawa i monolityczna, jak ściany w pozostałych pieczarach.
- Co się tam stało! – zaniepokoili się moi towarzysze.
- A nic, zaraz się do was spuszczę – odpowiedziałem. Podbiegłem do ściany i oświetliłem ją latarką. Nie znalazłem nawet szczelinki na jej obrzeżach.

Po pięciu minutach byłem na ziemi. O swoim odkryciu nie opowiedziałem nikomu ani słowa. No bo przecież nie miałem nawet najmniejszego dowodu na prawdziwość moich słów, a nie chciałem, by mnie uznano za blagiera i fantastę. (W kręgach naukowych taka opinia jest cywilną śmiercią dla uczonego… - przyp. tłum.) Tym niemniej zapamiętałem sobie miejsce, w którym znajdowała się ta pieczara i postanowiłem do niej wrócić w przyszłym sezonie, spróbować wejść ponownie do tunelu, sporządzić dokumentację i próbować przeniknąć w głąb tajemnicy Butentau. Niestety, z przyczyn niezależnych ode mnie, ta wyprawa była dla mnie wyprawą ostatnią.

Domysły

- Krótko mówiąc, mam dwie hipotezy na ten temat – mówi Gołubiew na zakończenie.
- Pierwsza z nich, to historyczna. W niepamiętnych czasach, kiedy Amu-Daria płynęła do Morza Kaspijskiego, Butentau było żyzną, kwitnącą krainą. To tutaj właśnie kipiało życie, rozwijały się rzemiosła, kwitły nauki, a kupcy przybywali z całego dawnego Orientu. No i różni zdobywcy nie przechodzili obojętnie obok tych żyznych i bogatych ziem. No i najwidoczniej miejscowi władcy postanowili zbudować jakieś schronienia dla mieszkańców przed najazdem tychże zdobywców. Tak więc w litych skałach wykuto liczne jaskinie-tunele. Których wejścia zamaskowano ruchomymi płytami kamiennymi, poruszanych zmyślnymi mechanizmami.

Najwidoczniej, kiedy wspinałem się po ścianie, to nacisnąłem jakiś występ, który uaktywnił z kolei mechanizm, który mimo wieków wciąż zachował swe możliwości działania. Czy to nie dziwne? Nie, wszak podobne mechanizmy działają np. w egipskich piramidach jeszcze od czasów faraonów…No, a potem ten sam mechanizm wrócił płytę w to samo położenie. Na całe szczęście w tej chwili nie było mnie we wnętrzu tunelu.

No, ale jest jeszcze druga hipoteza, w której przedstawiam wersję nie z tej Ziemi. Jak wiadomo, interior Azji Środkowej z jakiejś przyczyny są w zainteresowaniu pilotów UFO. Ich statki latające niejednokrotnie widzieli mieszkańcy nawet najodleglejszych kiszłaków i aułów, przy czym te NOL-e wylatywały jakby spod ziemi.

Z drugiej strony, w mitologii zamieszkujących tam narodów niejednokrotnie mówi się o zaludnionym wnętrzu Ziemi i zamieszkujących w niej istotach ludzkich, którzy potrafią czynić cuda… A jak wiadomo mity i legendy nie pojawiają się z niczego, i u ich genezy leżą zazwyczaj realne wydarzenia historyczne. Być może akurat pojawiłem się w tej jaskini w tym momencie, kiedy Przybysze „przewietrzali” swoją podziemną bazę…???

Od tłumacza

Rzecz wymaga pewnego skomentowania. Zdaję sobie sprawę, że w moim ułomnym komentarzu nie będę w stanie w jakikolwiek sposób wyczerpać tego tematu. Chciałbym zwrócić uwagę tylko na jeden aspekt sprawy, a mianowicie ten, że ludzie – szczególnie ci pierwotni – mieszkali w jaskiniach, stąd nadano im miano jaskiniowców. Niby dlatego, że mieszkania w jaskiniach były najlepsze ze względu na czynniki atmosferyczne, możliwości obronne, itd. itp. A jednak są dowody na to, że tak nie było. Np. na Ukrainie budowano chaty z drewna i ciosów oraz innych kości mamutów, nosorożców włochatych i innych dużych ssaków. Wędrowne hordy ludzi pierwotnych mieszkały w przenośnych namiotach ze skór zwierzęcych. Ludzie osiadli budowali domy z cegieł zrobionych z gliny i nawozu zwierzęcego, z pokrojonych trzcin i innych materiałów. W jaskiniach mieszkało się raczej okazjonalnie i to tam, gdzie te jaskinie występowały.

A jednak powstawały całe metropolie mieszkań podziemnych – że wspomnę tylko słynny podziemny kompleks miejski w Kapadocji (góry Taurus) w Turcji i Wyspę Wielkanocną. A teraz do tego dochodzi Butentau i… tyle razy wymieniana przez różnych autorów Agharta.

Nie, nie wierzę w to, że Agharta jest krainą we wnętrzu Ziemi. Nie ma ona też niczego wspólnego z Śambhallą i jej stolicą Kalapą. Agharta jest niczym innym, jak kompleksem pieczar wydrążonych w górze nad jeziorem w sąsiedztwie świętej góry Kajłas, o czym już pisałem. To właśnie tam rezydowali mędrcy religii Bön, wcześniejszej niż buddyzm i lamaizm.

Co do UFO wylatujących spod ziemi, to legendy o takich incydentach krążą we wszystkich częściach świata. Ile jest w nich prawdy – trudno dociec. Być może są to pojazdy Interterran czy Aghartyjczyków, albo rzadkie zjawiska optyczne.

Tym niemniej warto jest odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: dlaczego w pewnym okresie istnienia ludzi na Ziemi pojawiła się wśród nich swoista moda na budownictwo podziemne, jakby coś zagrażało im z jasnego nieba… Czy było to jakieś wspomnienie zagłady Atlantydy i atomowych wojen bogów-astronautów? Wojny, które cofnęły Ziemian niemal do stanu pierwotnej dzikości?

Myślę, że warto jest szukać odpowiedzi na te pytania. Jedną z nich może uda się znaleźć wśród gorących piasków i skał Butentau…

Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©