piątek, 2 września 2011

Atlantyda i Agharta (16)


GOŚCIE Z PLANETARNEGO PODZIEMIA

Wyobraźnia i fantazja ludzka zaludniła Ziemię, i inne planety różnymi stworami – od elfów i krasnoludków aż do spielbergowskiego ET i innych Ufoludków. Także planetarne podziemia są zamieszkałe i to już to przez smoki, już to przez mieszkańców Piekła. Pan Juliusz Verne, Edgar Rice Borroughs, Robert E. Howard, Władimir Obruczew i cały legion ich naśladowców widzieli wewnątrz Ziemi tajemnicze światy zamieszkałe przez zamierzchłe potwory i tajemnicze cywilizacje. Także Robin Cook znalazł tam swą Interterrę, która istnieje już od co najmniej trzech miliardów lat. W tym wszystkim są także rzadkie polonica, a mianowicie: książki Erazma Majewskiego (1858-1922) – „Profesor Przedpotopowicz” (Warszawa 1957) napisana w 1895 roku, Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego (1876-1945) – „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” (Warszawa 1923) i F. Montyherta – „Atlantyda i Agharta” (Warszawa 1983), w których opisano podziemne światy i ich wpływ na rzeczywistość świata z końca II tysiąclecia...

W rosyjskim czasopiśmie „Kalejdoskop NLO” nr 29/2006 roku, ukazał się kolejny artykuł o tej tematyce pt. „Goście z podziemnego świata”, napisany przez dr Walentina Psałomszczikowa. Od razu wyjaśniam niezorientowanym, kto to: Walentin Filippowicz Psałomszczikow jest doktorem nauk matematyczno-fizycznych i w czasach Związku Radzieckiego oraz już w Rosji pracował jako szef wielu tajnych wojskowych projektów badawczo-rozwojowych uzbrojenia elektronicznego i bio-elektronicznego, przy czym w jednej z tych grup badawczych zajmował się badaniem wszelkich dziwnych i niewytłumaczalnych zjawisk. Zajmował się także niezwykłymi możliwościami ludzkiego mózgu i organizmu, w celu przekształcenia ich w nowe generacje inteligentnych broni. Jest on jednym z nielicznych naukowców, którzy podpisują swe kontrowersyjne artykuły imieniem, nazwiskiem oraz stopniem i tytułem naukowym...

„Żar-ptaki” nad Pamirem


W sierpniu 1966 roku, geolog Nikołaj Zawijałow i jego kolega, praktykant Boris Gribowskij powracali wieczorem po stromym i krętym szlaku, biegnącym po stoku Pamiru, zamierzając do zapadnięcia zmroku zejść na dno suchej doliny, gdzie można było rozłożyć się na biwak. Do celu pozostało im tylko do przejścia niewielki odcinek aktywnego urwiska, po którym można było iść tylko – jak zażartował geolog – „przeciwrozumnym zygzakiem” chroniąc się przed osuwającymi się i spadającymi w dół kamieniami.

Pozostało im jeszcze jakieś 200 metrów do dna doliny, kiedy ziemia pod nimi jakby zadrżała (słabe trzęsienia ziemi są tutaj na porządku dziennym), i od razu po stoku poleciały kamienie. Geologowie rzucili się do schronu, jaki dała im kamienna koleba, wtulili się w głazy i z obawą obserwowali kamienny ostrzał. Iść dalej było niepodobieństwem, póki urwisko nie uspokoiło się i nie ustało bombardowanie głazami. Czekając na to zdjęli ciężkie plecaki i usiedli wygodnie, by odpocząć.

W tym samym czasie, nastąpił mocniejszy wstrząs ziemi i na przeciwstoku – bardziej stromym od tego, na którym oni się znajdowali – oderwał się skalny bałwan i z wzrastająca prędkością ruszył w dół i spadł na dno doliny. Pojawił się obłok pyłu i drobnych odłamków jak przy wybuchu, a i wstrząs był taki, jak przy gwałtownej eksplozji. I jeszcze obłok pyłu nie opadł, kiedy wystrzeliły zeń coś, jakby fajerwerki – były to jakieś duże ogniste kule. W momencie swego pojawienia się, były one rozmiarów piłki futbolowej. Wylatywały one pod dużym kątem z miejsca, gdzie spadła kamienna bryła. Kule te wznosiły się zrazu pionowo do góry, by na wysokości około 50 metrów zmienić trajektorię, która była zgodna z kierunkiem wiejącego tam silnego wiatru.

Geolodzy naliczyli około 20 kul, które popłynęły w powietrzu, dosłownie jak stado znanych z rosyjskich bajek жар-птиц – ognistych ptaków, znanych z baletu Igora Strawińskiego i Michaiła Fokina. Przeleciały one około pół kilometra i znikły za występem skały. Geolodzy zauważyli, że ich średnica zwiększyła się w locie jakieś 2-3 razy.

Zwiastuny trzęsień ziemi?


Młody praktykant obserwował takie zjawisko po raz pierwszy w życiu, ale jego bardziej doświadczeni koledzy opowiadali mu, że takie ogniste kule pojawiały się z wnętrza Ziemi w czasie trzęsienia ziemi w Niemczech, co miało miejsce w 1910 roku, a także w czasie katastrofalnym trzęsieniu ziemi w Tokio, w 1924 roku. NB, podobne zjawisko zaobserwował i sfilmował stały współpracownik Centrum Badań Zjawisk Anomalnych pan Kiyoshi Amamiya z Tenri k./Nara. Widział on świecącą czerwonym światłem kulę, która śledziła samolot pasażerski na ok. 30 minut przed silnym trzęsieniem ziemi w sąsiedniej prefekturze Niigata. Podobne zjawiska obserwowano przed straszliwym trzęsieniem ziemi o sile 7,2°R, które spustoszyło Kobe w 1995 roku. Jeszcze bardziej spektakularne obserwacje poczynił pan Hiroshi Sakamoto, który wraz z żoną kilkakrotnie widział i sfotografował UFO w kształcie czerwonych lub białych BOL-i w okolicach tego miasta. Także na Oceanie Indyjskim podobne kule widziano przed terremoto o sile 9,0°R, które wywołało morderczą falę tsunami, która z kolei pozbawiła życia 300.000 ludzi w grudniu 2004 roku. Gdyby wtedy ktoś skojarzył te zjawiska ze sobą, to być może tych ludzi dałoby się uratować!... Jeżeli idzie o polonica, to kilka przypadków obserwacji UFO typu BOL opisałem w mojej pracy pt. „Projekt Tatry” (Kraków 2002). Wypadki te miały miejsce w Tatrach i Sudetach – terenach pensejsmicznych, na których od czasu do czasu odczuwa się wstrząsy o sile do 5°R.

Specjaliści z dziedziny fizyki ciała stałego doskonale znają tego rodzaju zjawisko. W warunkach laboratoryjnych ściskanie lub rozciąganie próbek różnych górskich minerałów powoduje powstawanie pól elektrycznych, których napięcie w strefach szczelin, uskoków i pęknięć skał w górnych warstwach ziemi może wynosić setki milionów V/m. W czasie odkształcania, naprężania i pękania skał i minerałów dochodzi także – poza zjawiskami świetlnymi – do emisji fal elektromagnetycznych w zakresie fal radiowych, a także emisji szybkich elektronów o energii dochodzącej do 100 kiloelektronowoltów - keV (jest to tzw. promieniowanie β-). Przy ich wyhamowywaniu w podłożu dochodzi do wtórnej emisji promieniowania rentgenowskiego (X) o energii kwantów liczonej od 10 do 100 keV. W wielu przypadkach dochodzi także do emisji promieniowania gamma i neutronów (n).

Tak zatem w warunkach naturalnych, w strefach tych wzrasta niepomiernie ilość podobnych zjawisk, w rezultacie czego pojawiają się liniowe i kuliste błyskawice. I o ile te pierwsze nie pojawiają się zbyt często jako „pioruny z jasnego nieba”, o tyle pioruny kuliste „przecedzają „ się przez warstwy skalne – a jak wiadomo są one w stanie przenikać przez ściany i zapory materialne – i wydostają się na zewnątrz w strefie pęknięć czy uskoków.

E. Wostokowa, autorka artykułu pt. „Przeklęte miejsca” w „Feniksie” z 2006 r. pisze tak:

Na naszej planecie znajdują się miejsca, o których się mówi, że jak się tupnie nogą, to spod ziemi wypełzają „ogniste potwory”. To oczywiście przesada, ale rzeczywiście, w strefach aktywnych uskoków, w warstwach skalnych rozciąganych i ściskanych przez potężne siły pojawiają się znaczne ładunki elektryczne, wystarczy lekki wstrząśniecie ziemi, by wywołać efekt wyładowania elektrycznego.

Podziemne potwory

W końcu lat 80. ub. wieku efekt ten zademonstrowali geofizycy z Tomska. Ustawili potężne kafary tzw. „baby” i wibratory pneumatyczne w strefie aktywnego uskoku, uruchomili je i potem sfotografowali wylatujące spod ziemi świetliste kule...

Jedna z takich stref znajduje się w pewnym gęsto zalesionym rejonie europejskiej części Rosji, niedaleko od Pskowa. Tam, wedle oświadczeń miejscowych, znajduje się tzw. Diabelska Polana, na której te „potwory” w kształcie czarnych stworzeń z ognistymi paszczami regularnie wypełzają spod ziemi. I tak już tutaj cytowana Wostokowa pisze na ten temat:

W mitologii greckiej i im podobnych historiach mówi się o Cerberze – potwornym, szatańskim psie, który według nich stoi na straży wejścia do Piekieł. Od czasu do czasu wychodzi on na spacer na powierzchnię ziemi. I biada temu, kto stanie mu na drodze – z człowieka pozostają tylko spopielone szczątki.

Legendę tą postanowił sprawdzić moskiewski inżynier-elektryk S. Martjanow z grupą entuzjastów tematu. I miał niezwykłe szczęście, bo już od pierwszego razu powiodło mu się spotkać z „ognistym potworem”:

Tam też wytoczyła się na mnie z gęstych krzaków zagadkowa   czarna   kula, na powierzchni której przebiegały ogniste języczki. Nieopodal znajdowała się ogromna łąka. Czarna kula zaiskrzyła się i z sykiem potoczyła się po łące. W powietrze podniósł się obłok gęstej pary i rozległ się głośny hałas. Po chwili kula szybko znikła, jakby dosłownie zapadła się pod ziemię, a na ziemi pozostała po niej pożółkła i wyschła trawa...

Czy błyskawica może być czarna?...

Prawdę powiedziawszy, niektórzy specjaliści – np. doktor nauk chemicznych M. Dimitriew – twierdzą, że piorun kulisty może być czarny. Zjawisko to ma kilka różnych wyjaśnień, ale przypomnę tu tylko jeden fakt, a mianowicie – większość z nich wiąże pioruny kuliste z istnieniem plazmy. Jak wiadomo z fizyki plazmy, w pewnych warunkach swej koncentracji  pochłania ona wszelkie padające na nią promieniowania elektromagnetyczne, w tym także światło i fale radiowe, a taki obiekt będzie de facto ciałem doskonale czarnym. W takim przypadku piorun kulisty czasem będzie wydzielał słabe światło i jego światło będzie podobne do świecenia żarówki o mocy od 20 do 100 W. W jasny, słoneczny dzień świecenie powierzchni takiej plazmatycznej kuli będzie praktycznie niewidoczne.

W nastepnej wyprawie do „diabelskiego miejsca” do grupy inż. Martianowa dołączył fizyk-teoretyk A. Anochin. Zabrali oni ze sobą mierniki pola elektrycznego, które rozstawili potem wokół polany i objęli je całodobową obserwacją. Z miernikami sprzężono kamerę wideo, która ustawiono na statywie.

Po kilku dniach przyrządy zadziałały. Jak relacjonowali to świadkowie – pośrodku polany wytrysnęły bordowe płomienie, które szybko zgasły. Potem spod ziemi wychynęło „coś czarno-szarego”, i zaczęło się najdziwniejsze. Obiekt poruszał się, jak rozumne stworzenie – obleciał całą polanę dookoła, po kolei spalając czujniki... Kamera ze statywem została stopiona, a tymczasem to „coś” powróciło na środek polany i zapadło się pod ziemię... Fizyk-teoretyk kiedy wrócił do siebie po szoku związał zaobserwowane zjawiska z podziemnymi burzami, które odkryli i badali uczeni z Tomska pod kierownictwem prof. A. A. Worobiewa.

Według poglądów Anochina, w czasie powstania takich podziemnych burz pioruny kuliste mogą wydostawać się na powierzchnię ziemi. I jak widać z oświadczeń i relacji naocznych świadków – pioruny kuliste są w stanie niszczyć i unieszkodliwiać aparaturę elektryczną i elektroniczną – od aparatów telefonicznych i telegraficznych w poprzednich wiekach do nowoczesnych telewizorów i komputerów XXI wieku. Tyle podaje dr Psałomszczykow.

Ale czy na pewno?

Na temat podziemnych burz już pisałem kilka lat temu, wtedy brzmiało to jak fantazja. Ale ta fantazja dokładnie pasuje do teorii głoszonych przez Krzysztofa Piechotę, który w ufozjawisku widzi właśnie taki fenomen – według jego poglądów mamy do czynienia z plazmatycznymi zgęstkami czystej energii pochodzącymi ze Słońca i/lub także z wnętrza Ziemi. Swe poglądy wyłożył on w swych opracowaniach, które – niestety – nie ukazały się jeszcze drukiem, ani w Internecie, a szkoda. Teorie Krzysztofa Piechoty tłumaczą bowiem kompleksowo ufozjawisko w stopniu wysoce wiarygodnym. I niemal bez reszty!...

Z kolei znany Czytelnikom „Nieznanego Świata” australijski mistyk Piotr Listkiewicz twierdzi, że w antycznych i współczesnych religiach i wierzeniach Wschodu krążą echa legend o podziemnych światach, w których zamieszkują istoty rozumne i o wiele doskonalsze od ludzi. I jak twierdzą Wtajemniczeni – to właśnie one są odpowiedzialne za ufozjawisko i inne tajemnicze fenomeny na powierzchni Ziemi.

A na Księżycu...

A teraz oderwijmy się na chwilę od Ziemi i przyjrzyjmy się naszemu kosmicznemu sąsiadowi. Na co dzień pokazuje on nam swą jedną stronę i wydaje się, że jest to martwa, pozbawiona powietrza i wody bryła. Wydaje się, bo tak może wcale nie być, o czym pisał na łamach „Nieznanego Świata” dr Miloš Jesenský. Obserwacje bowiem wykazują, że na Srebrnym Globie cały czas coś się dzieje. Obserwowane tam zjawiska nazwano w skrócie TLP – krótkotrwałe zjawiska księżycowe.

Okazało się – w czasie realizowania programu Apollo, że Księżyc zachowuje się jak bryła, która jest pusta w środku. Wskazuje na to propagacja fal sejsmicznych, które przebiegają tak, jak w pudle rezonansowym instrumentu muzycznego. Trzęsienia ziemi na Księżycu są długotrwałe i wydaje się, że to nie Ziemia, ale właśnie Księżyc jest pusty w środku. I kto wie, czy to nie tam należałoby zlokalizować tajemniczy Pellucidar czy Plutonię...

Przy tym od razu należałoby postawić pytanie: czemu ludzie wycofali się z dalszej eksploracji Księżyca? Czemu przerwano przygotowania do programów kolonizacyjnych Srebrnego Globu. To przecież byłoby najlogiczniejsze posunięcie ze strony Ludzkości – skolonizowanie naszego naturalnego satelity i uczynienie z niego ogromnej bazy do badań astronomicznych i astronautycznych. Czyżby więc miał rację Herbert G. Wells, który w swej powieści „Pierwsi ludzie na Księżycu” (1901) opisał księżycowe królestwo Wielkiego Mózgu mieszczące się pod powierzchnią Srebrzystego Globu? Co zobaczyli astronauci amerykańscy na własne oczy i badacze rosyjscy przez kamery Łunochoda 1 i Łunochoda 2 na powierzchni Księżyca, co spowodowało przerwanie jego eksploracji na prawie 30 lat? I to eksploracji, którą zaczęto przy pomocy sondy nie należącej do NASA, ale do Pentagonu. Czego obawiają się Amerykanie i Rosjanie? Chyba nie tylko TLP, o których mówią uczeni, że są tylko zjawiskami naturalnymi? A może jednak nie?

To są ważkie pytania, na które odpowiedź może stanowić o przyszłości naszego gatunku czy nawet życia na tej planecie...

Ciągle aktualne pytania

Tak czy inaczej, o wnętrzu naszej planety i zjawiskach tam zachodzących wiemy mniej, niż o powierzchniach planet Układu Słonecznego. Pewne jest, że coś się dzieje lub działo w nieodległej Przeszłości, co spowodowało, że nasze planetarne podziemie zostało zasiedlone. Jedni mówią, że były to kolejne Epoki Lodowe, zaś inni widzą przyczynę w Wielkich Wojnach Bogów-Astronautów, po których pozostały podziemne schrony przeciwko broniom masowej zagłady... Wszak wedle obliczeń niektórych specjalistów, piramidy byłyby ponoć idealnymi schronami przed promieniowaniem i falą uderzeniową powstałą w wyniku eksplozji nuklearnych. Podejrzewam, że jak zawsze prawda jest gdzieś pośrodku. 

Tak zatem wcale nie jest powiedziane, że czarne błyskawice nie są skutkiem działania podziemnych burz, ale skutkiem działania podziemnych instalacji z czasów Złotego Wieku Ludzkości. Jak dotąd – o ile wiem – takiej możliwości nikt nie brał serio pod uwagę. A przecież wiele rzeczy znajdowanych w ziemi i spadających na Ziemię z przestrzeni kosmicznej wskazuje na to, że jest zupełnie inaczej i na wiele rzeczy należy spojrzeć z zupełnie innej strony, niż to wmawiają nam szkolne podręczniki i opasłe traktaty naukowe...