środa, 12 października 2011

Finis America?


Scenariusz, który jest wciąż w mocy - osuwisko na La Palmie stanie się źródłem megatsunami, które uderzy w zachodni brzeg Atlantyku 

W dniu 11 października 2011 roku media podały, że aktywizuje się wulkan podmorski położony w odległości 5 km na wschód od wyspy El Hierro zwana też Isla de Meridiano w archipelagu Wysp Kanaryjskich. Portal Zmiany Ziemi podaje takie informacje:

Rząd na Wyspach Kanaryjskich mówi, że rozpoczął dogłębne badania geologiczne El Hierro, najmniejszej z wysp archipelagu. Celem badań jest ustalenie źródła rojów trzęsień ziemi, jakim podlega.


Bezprecedensowa aktywność sejsmiczna rozpoczęła się 19 lipca. Do 14 września 2011 zanotowano ponad 6000 trzęsień ziemi. Ponad trzydzieści wstrząsów odnotowano w środę (14 września).

Zdecydowaną większość wstrząsów zanotowano w północno-zachodniej części wyspy posiadającej 278,5 kilometrów kwadratowych powierzchni.  Miejsce ich występowania to El Golfo, a to właśnie tam prawie 50.000 lat temu miało miejsce masowego osuwisko, który stworzył 100-metrową falę tsunami.

Jak twierdzi Narodowy Instytut Geograficzny (IGN) wielkości wstrząsów wahają się od 1 do 3 stopni w skali Richtera. Jednak należy wspomnieć, że Instytut Wulkanologiczny Wysp Kanaryjskich i Actualidad Volcánica de Canarias odnotowały znaczny spadek liczby wstrząsów w ciągu pierwszych dwóch tygodni września, w porównaniu do drugiej połowy sierpnia.

Narodowego Instytutu Geograficzny potwierdził w środę, że rozpoczęto ekspertyzy geologiczne, epicentrum wstrząsów w mieście Frontera. Lokalne władze przyznają, że zjawiska sejsmiczne mogą być pochodzenia wulkanicznego, ale wymagane są dalsze badania.

Rada El Hierro zauważyła, że teraz nie ma bezpośredniego zagrożenia dla mieszkańców słabo zaludnionej wyspy (10 600 mieszkańców), ale odmówiła wykluczenia ewakuacji mieszkańców wyspy w przypadku podwyższone ryzyka wybuchu wulkanu.

Pozostaje niejasne, czy bezprecedensowa aktywność sejsmiczna na El Hierro jest prekursorem do możliwego przyszłego wzrostu ilości trzęsień ziemi lub aktywności wulkanicznej. Jednak ostatni wzrost zarejestrowanych trzęsień oraz inflacja terenu wokół wulkanu może wskazywać na wzrost magmy pod El Hierro.


Brzmi to alarmująco i kto wie, czy nie dojdzie do odpalenia wielkanocnego niewypału prof. Jana Pająka? Popatrzcie sami:

WIELKANOCNY NIEWYPAŁ

Gdzieś w połowie lutego 2005 roku, znany polski ufolog mieszkający na Nowej Zelandii a pracujący w Malezji – prof. dr inż. Jan Pająk rozesłał poprzez Internet apel-ostrzeżenie przed zbliżającym się kolejnym nieszczęściem podobnym do tego, jakie miało miejsce w Azji Południowo-Wschodniej w dniu 26 grudnia 2004 roku. Z jego badań wynikało, że w kolejnym 26 dniu miesiąca marca – tj. w Wielką Sobotę 26 marca 2005 roku lub w poniedziałek, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia – tj. 26 grudnia 2005 roku, Europa Zachodnia i wschodnie wybrzeża Ameryki Pn. mają być uderzone przez gigantyczne tsunami – podobne do tego z Oceanu Indyjskiego. Autor opiera swe przepowiednie na bazie relacji ludzi porwanych przez UFO, którym pokazywano na pokładzie NOL-i zrujnowaną Europę lub Amerykę, a które to zniszczenia spowodowały trzęsienia ziemi i gigantyczne fale. Jak pokazują Ufici – jedno epicentrum tsunami będzie w pobliżu wybrzeży Europy Zachodniej, drugie w pobliżu południowego końca Afryki oraz nieco na zachód od Afryki. Poza tym zniszczeniu ma ulec także Australia i Nowa Zelandia. Kataklizmy te są spowodowane przez Ufitów, którzy chcą nas zniszczyć „metodami naturalnymi”, a nie np. bombami nuklearnymi, które zanieczyszczają środowisko. Tsunami na Oceanie Indyjskim było generalną próbą końca świata. Przed tymi kataklizmami – ostrzega prof. Pająk – nie ma żadnej ucieczki. Dane odnośnie tych badań zostały zamieszczone na kilku stronach internetowych, aliści – jak się zastrzegł – większość z tych stron będzie sabotowana czy wręcz blokowana przez Ufitów, którzy nie chcą, by ludzie się dowiedzieli, jaki Oni los gotują Ludzkości...

Nie jestem tak wielkim autorytetem w dziedzinie ufologii, ale zdumiewają mnie dwie rzeczy w oświadczeniu: skoro Ufici są tacy krwiożerczy i chcą nas zniszczyć, to dlaczego ostrzegają przed tym ludzi i to na wiele, wiele lat przed tym aktem agresji? I po drugie – skoro mają takie możliwości techniczne, to dlaczego nas jeszcze nie zniszczyli? Tłumaczenie prof. Pająka o satanicznych siłach tworzących Inteligencję, która stoi za ufozjawiskiem uważam za zwyczajny unik i klasyczne objaśnienie x poprzez y, zgodnie z zasadą błędnego koła – ignotum per ignotum – tłumaczeniem rzeczy nieznanej przez rzecz nieznaną... To myślenia tego rodzaju jest następujący, skoro nie da się objaśnić Ufitów, to należą Oni do niematerialnej ergo duchowej strony Rzeczywistości, a że są źli to an masse należą zatem do Ciemnej Strony, a więc za Ufitami stoi sam Lucyfer, Asmodeusz i Belzebub in persona, a więc diaboli perfectum! i na chwałę płomieni! – jakby mało było Piekła na Ziemi, które ludzie stworzyli sobie sami...

To także jest nie tylko moja opinia, boż od razu odezwały się krytyczne głosy, które tutaj przytaczam, bym nie był posądzany o gołosłowność:

Panie profesorze czemu Pan straszy ludzi. Chce Pan uchodzić za Proroka czy geniusza w prognozowaniu ?
Niektóre tylko z pańskich przemyśleń są sensowne, w innych myli się pan okropnie. Nie wszyscy Ufole czyhają na zdobycie Ziemi. Na co im ona? Są tylko ci, którzy od milionów lat stworzyli życie na Ziemi i nadal się nią opiekują. Ma rację Leśniakiewicz idąc za wnioskami uczonych rosyjskich, że tzw. bolid syberyjski z roku 1908 odstrzelili w powietrzu zanim uderzył w Ziemię ci właśnie, którzy nas pilnują jak niegrzecznych dzieci... (Jest to w drugim tegorocznym numerze „Nieznanego Świata”) Zajmuję się tymi sprawami już 40 lat i wiem o wiele więcej, niż sam na ten temat piszę. Niech się Pan postara o czwarty tegoroczny numer „Nieznanego Świata”, tam będzie mój artykuł „Powrót Marduka" ( czegoś takiego jeszcze nikt nie przewidział i to z dokładnością do 3 dni - ale się zdarzyło... to co tam jest opisane ( plus zdjęcia i mapy satelitarne ) potwierdzą, że była to jakby o wiele mocniejsza powtórka bolidu z Syberii z 1908 r.
W tej chwili sprawy UFO schodzą dla mnie na drugi plan, gdyż po tych 40 latach wiem już na czym polega pojawianie się UFO w naszej przestrzeni, i to UFO docierające do nas z prędkością większą niż prędkość światła.
Wie Pan dobrze, że każda materia, a więc i UFO przy dojściu do „c” traci masę i zamienia się już tylko w „informację”(energię)...
Teraz interesuje mnie świat alternatywny i wszystko na ten temat, a zwłaszcza sposób nawiązywania kontaktu dwustronnego z tymi co tam mieszkają. Staram się zdążyć zanim mi się życie skończy - mam już 80 lat i jestem już inwalidą w wysokim stopniu.
[...]
Od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że ktoś opiekuje się
Ziemią. Prawdopodobnie ta inteligencja, która stworzyła życie na Ziemi a
opieka datuje się od okresu  przed stworzeniem pierwszych żywych komórek
na Ziemi. Kilkadziesiąt milionów lat temu. ta inteligencja jeszcze nie
miała mocy by zepchnąć z toru bolid,
którego uderzenie  wybiło w Ziemi Zatokę Meksykańską, i spowodowało
wybicie wielkich gadów. Rozwój  technologiczny tej samej inteligencji
pozwala już na duże działania kosmiczne, podróże poza czasem i wszystko
kwalifikuje ją do nazwania jej ziemskim Bogiem., lub czymś w tym
rodzaju. Setki małych asteroidów są co roku odrzucane z toru kolizyjnego
z Ziemią, czy choćby syberyjski z 1908 r czy Grenlandzki z 1997
r. Ponadto wiele niechcianych UFO jest zestrzeliwanych już w atmosferze
ziemskiej...
Podstawą wszelkich rozważań dotyczących możliwości kontaktu z „Obcymi” jest stosowanie takiego samego środka łączności, co i Oni stosują od tysięcy lat. Opiera się on na systemie łączności ponadświetlnej - ale nie falą elektromagnetyczną! (która jest ograniczona do prędkości = c).
Pierwsze swoje dociekania w tej sprawie podałem w swej książce „Sieć Wilka”, pisząc, że może to być możliwe przy uzyskaniu przez foton - po przejściu przez punkt osobliwy w czarnej dziurze czyli przez „przyśpieszony foton” - co JEST zgodne z Teorią Względności... Książka wyszła w czerwcu  1999 r. a rok później - prof. Lijun-Wang z Uniwersytetu Princeton uzyskał (w załączniku podaję tekst po angielsku z londyńskiego „Timesa” z 4 czerwca roku 2000.):
«Falę transmitującą informację, którą może być np. zapis zeskanowanego trójwymiarowo  załogowego UFO jest fala stojąca hiperdźwiękowa, w zakresie od 100 MHz do 30 GHz. Taka fala jest pozaczsowa i może przenosić informacje z przyszłości, przeszłości i odwrotnie.»
 Żeby osiągnąć tą wiedzę zużyłem 40 lat... pomyślcie i Wy trochę...
Celem ufologii powinno być znalezienie sposobu na łączność z nimi wówczas, kiedy to NAM się tak zachce a nie kiedy Oni zrobią komuś wzięcie.....

 Pozdrowienia wszystkim - Kazimierz Bzowski (Warszawa)

Takie jest zdanie najstarszego polskiego ufologa „w tym temacie”. Ostatnią kwestię pozwoliłem sobie podkreślić, bo to definiuje jeden z celów ufologii, który jest jakby zapomniany w natłoku sensacyjnych doniesień i ogniu namiętnych dyskusji, a przecież niesłychanie ważki! Jak dotąd, to ludzie są w defensywie na polu prób nawiązania Kontaktu z Obcymi i to Obcy mają cały czas inicjatywę, co widać chociażby po stale modyfikowanej taktyce kontaktów z nami, od Obserwacji Dalekich, poprzez Bliskie Spotkania aż do masówki, jaką stały się agroformacje... Jakie będzie Ich następne posunięcie w tej grze, możemy tylko zgadywać.

Następne wypowiedzi były równie ciekawe:

Myślę, że i Ty też dostałeś list od prof. Pająka. Mam mieszane uczucia i już nie wiem: geniusz czy wariat? Przejrzałem pobieżnie proponowaną witrynę - pobieżnie, bo tego się nie da czytać! Widać wpływy australijskiego „Nexusa” na każdym kroku (np. ufoludki-nordycy!!!). Nie rozumiem, dlaczego ufoludki chciałyby nas zniszczyć? Czy dlatego, że staliśmy się groźni dla reszty kosmosu? Bzdura! Natura da sobie radę z Cywilizacją Sklepikarzy i Dealerów sama, bez pomocy ET i odpalania bomb w regionach sejsmicznych.
Cała sprawa wygląda mi na jeszcze jeden chwyt propagandowy, żeby zmusić podatników do hurrra-akceptacji dalszych zbrojeń. Osama się schował, Saddama załatwili, ZSRR nie istnieje, więc nie ma przeciwko komu się zbroić i bawić się w wojenki "dla zachowania światowego pokoju". Pamiętasz jak było za komuny? My też gorączkowo szukaliśmy Nieprzyjaciela. Byle jakiego, gdziekolwiek. A więc przyszła kolej na ET, choć New Age trąbi, że są pokojowo nastawieni i chcą nam pomóc. Skąd ten nagły zwrot w polityce kosmicznej? A może to tylko ciąg dalszy polityki jak najbardziej ziemskiej, np. New World Order?
Jak można zapobiec trzęsieniom ziemi, wybuchom wulkanów i tsunami? Klęczeć i modlić się do ET o zmiłowanie? A może wziąć za łeb rodzimych polityków. Akurat jedno i drugie jednakowo nieskuteczne.
Pająk twierdzi, że nie będzie gdzie się schować. To jedyna prawda, którą u niego wyczytałem. Jeżeli coś takiego się zacznie na skalę globalną - a wielu o tym mówi coraz głośniej - to faktycznie nie będzie gdzie uciekać, bo tam, gdzie nie dosięgną fale, wulkany, trzęsienia i totalne zatrucie środowiska zrobią swoje. Cóż może zrobić malutki człowieczek? Starać się przeżyć jak najuczciwiej i bogobojnie te parę miesięcy lub lat, które mu pozostały. Z Naturą nikt jeszcze nie wygrał ani siłą, ani po dobroci - zrobi to na co sobie ludzkość zasłużyła idąc owczym pędem za kilkoma bogatymi durniami. Ale człowieczek chce nawet i to wykorzystać i jak najwięcej się nachapać dla siebie, nie myśląc, że może jego pierwszego szlag trafi.
Dziwne, że Pająk nic nie pisze o możliwości upadku bolidu na południowy wschód od Nowej Zelandii, choć to się staje coraz głośniejsze. Jeśli się interesuje tymi sprawami i w dodatku mieszka w tym regionie, to powinno mu się to obić o uszy. Tamte tereny Pacyfiku, to istna bomba zegarowa, chyba nawet potężniejsza niż Hawaje. Gdyby tam się coś stało, to nie tylko NZ zniknie, ale dwukilometrowej wysokości fala przejdzie przez Australię. A może nawet większa - tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.
Wielu ludzi ma różne wizje i sny na ten temat. Moja żona ma sny o wielkiej, czarnej ścianie wody sięgającej najwyższych wieżowców od co najmniej 30 lat. Ja od 20 lat mam sny (i nie tylko) nt. tego, co będzie się działo po tych kataklizmach: wielkie tłumy uchodźców, wszystko przewrócone do góry nogami, ruiny, ruiny i jeszcze raz ruiny, bunkry, schrony, ciemności egipskie, ogień z nieba, wybuchy nuklearne, dymy, niewidzialna śmierć czająca się wszędzie, itd. Mam różne kontakty z ludźmi zaawansowanymi i wielu mówi o tym samym. Coś będzie, ale co? Być może mieliśmy właśnie próbkę - Natura zrobiła sobie próbę generalną.
Jak człowiek może zapobiec temu, co zaplanowano w Sztabie Generalnym? Nie mam tu na myśli ET lub jakichś wymyślonych "hierarchii galaktycznych", lecz Moc, która kieruje całym Universum. Ta Moc nie potrzebuje ani ludzi, ani ET, żeby ją wyręczali przy pomocy swoich zabawek. Siła Słowa, czyli naczelnej energii, która wszystkiemu daje życie, tworzy wszystkie formy ożywione i nieożywione, i niszczy gdy zachodzi potrzeba, jest niezmierzona i wszechmocna. Odrobina tej mocy może wywołać na Ziemi i w każdym innym punkcie kosmosu takie kataklizmy, które nie pozostawią ani jednej istoty ludzkiej przy życiu. Patrząc z tego punktu widzenia teorie Pająka są po prostu śmieszne. Jeszcze śmieszniejsze są wszystkie obiecanki New Age i próby zmieniania świata. Świata się nie zmieni, bo ma być takim, jaki jest, a w każdym razie na pewno ludzie go nie zmienią. Jednakże każdy z nas może się zmienić we własnym zakresie i to mu niewątpliwie trochę pomoże, gdy przyjdzie ta „czarna godzina”. Pomoże mu przynajmniej w pogodzeniu się z losem, bo jeśli będzie próbował z nim walczyć, jego przegrana będzie o wiele dotkliwsza.
Ani tsunami, ani inne kataklizmy nie są na Ziemi niczym nowym. Kosmos cały czas ulega przeobrażeniom - jedne światy giną, a inne powstają. Nic w Universum nie jest nieruchome, lecz wszystko jest w nieustannym ruchu, bez przerwy się zmienia.
Myślę, że nadchodzi czas, żeby każdy z nas pomyślał trochę o sobie. Nie o tym, ile jeszcze zgromadzić do gumna i banku, lecz co zrobić, żeby psychicznie, mentalnie i duchowo przygotować się na najgorsze oraz już teraz zacząć sobie zasługiwać na lepsze miejsce zarówno w zaświatach, jak i w Nowym Świecie, gdy wszystko się uspokoi. Żeby sobie gromadzić ten duchowy skarb, który jest jedyną rzeczą, która pójdzie z nami, gdy nasze doczesne szczątki zabierze wielka fala lub jakaś inna cholera. Wtedy będziemy mogli powiedzieć, że nie zmarnowaliśmy czasu, który nam został dany na refleksję i konkretne działanie. To będzie nasze dziedzictwo, które kiedyś przyniesiemy ze sobą, gdy przyjdzie znów wracać do materialnego świata. Na tym będziemy bazować kontynuując naszą ewolucję świadomości. Ten, kto niczego teraz nie zgromadzi, będzie duchowym żebrakiem zarówno w zaświatach, jak i później.
[...]

Piotr Listkiewicz (Australia)


Hmmm... – krytyka miażdżąca, ale w wielu punktach słuszna. Przy bełkotliwych ostrzeżeniach różnych nawiedzonych XX-wiecznych proroków i przepowiadaczy przyszłości brzmi to wszystko bardzo rozsądnie i klarownie. Ja też mam od czasu do czasu katastroficzne sny à la „Ostatni brzeg” Nevila Shute’a (1899-1960), ale mogą to być reperkusje dwóch filmów pod tym samym tytułem, do których chętnie wracam i wiedzy o skutkach konfliktu jądrowego. Dodajmy – konfliktu jądrowego, który w aktualnej sytuacji politycznej na Bliskim i Środkowym Wschodzie oraz Korei Pn. jest piekielnie realny! Zimna Wojna trwa nadal, tylko zmieniły się bieguny konfliktu, a – co gorsze – bomba A, H czy N oraz tzw. „brudna bomba” staniała i może sobie pozwolić na nią każdy, kto ma wystarczająco dużo kasy, zaś instrukcje jej budowy bez trudu można znaleźć w Internecie... Takim ostrzeżeniem o możliwości eskalacji konfliktu jądrowego są wypadki z końca lat 90. ub. wieku, kiedy to Hindusi i Pakistańczycy zdetonowali 10 ładunków jądrowych pod powierzchnią Pustyni Thar w Radżastanie. W kilka dni później zakołysała się ziemia w Turcji. Wstrząsy zmieniły Izmit w morze gruzów, pod którymi znalazło śmierć ponad 30.000 ludzi. I trzeba do tego Kosmitów? Wystarczą opętani fanatyzmem i chorymi ambicjami, krótkowzroczni i tępi politycy...  

I kolejny głos w dyskusji:

Szanowni Przyjaciele
Po kolejnym już liście w sprawie Wielkanocnego tsunami, jakiego spodziewa się Pan Pająk, zdecydowałem się również wziąć udział w dyskusji na ten temat.
Na samym początku chciałbym przyłączyć się do opinii Pana Kazimierza Bzowskiego, i tak jak on, nie uważam, aby wszyscy Ufonauci czyhali na nasze życie, bo wielu z nich nas ochrania, a poza tym to powinniśmy się zająć przede wszystkim znalezieniem sposobu na nawiązanie z nimi łączności i odkryciem sposobu poruszania się w kosmosie z prędkością większą od prędkości światła.
Powracając do tematu tsunami to, chociaż zapowiadane są od stuleci dramatyczne kataklizmy, to nikt nie jest w stanie określić daty tych tragicznych wydarzeń. Dlaczego?
Bo to nie daty wyznaczają zdarzenia, tylko zdarzenia wyznaczają daty. Za bardzo chcemy sobie życie uprościć, chcielibyśmy wszystko podporządkować naszemu gregoriańskiemu kalendarzowi.
Co do samych przemian jakie mają nastąpić na ziemi, to przepowiedni na ten temat jest wiele, dawniejszych jak Sybilli, Nostradamusa, Caycego a nawet w Biblii: „… i będzie głód, mór, a miejscami trzęsienia ziemi. Ale to dopiero początek boleści”. (Mat. 24,7) A także współczesnych, w których Matka Boska przepowiada katastroficzne zdarzenia przez dzieci w Fatimie, Madjugorie, Garabandal i in.
Z racji faktu, że oprócz mego zafascynowania sprawami UFO jestem również przedstawicielem stowarzyszenia im. Edgara Cayce’go, chciałbym w paru zdaniach przybliżyć wam jego postać i zapowiedziane przez niego wydarzenia:
Edgar Cayce (1877-1945) urodził się w Ameryce, Po dwudziestym roku życia potrafił sam wprowadzać się w stan pewnego rodzaju transu i wówczas odpowiadał na pytania na każdy temat. Przez pierwsze dwadzieścia lat zajmował się tylko leczeniem i robił to fenomenalnie. Leczył skutecznie choroby, o których nawet lekarze nie słyszeli, podając w transie sposób i nazwy leków, których normalnie nie znał. Kiedy zorientowano się, że może również opowiadać o zdarzeniach z przeszłości zadawano mu pytania o starożytny Rzym, Egipt, Atlantydę, nawet początki istnienia człowieka na Ziemi. Wiarygodność jego przekazów była sprawdzana i potwierdziła się wiele razy. Pozostawił po sobie ponad 14 tysięcy spisanych przekazów, które są od lat studiowane przez naukowców wielu dziedzin, a przede wszystkim medycyny, historii ziemi, biblistów, psychologów i teozofów.
Cayce mówił o wcześniejszych wielokrotnych zmianach biegunów Ziemi, co zresztą potwierdzone zostało już naukowo. Jak powiedział, nagłe przesunięcie się biegunów 50.780 lat temu spowodowało gwałtowną zmianę temperatury i zamarznięcie olbrzymich zwierząt. Potwierdzeniem tego faktu było późniejsze odnajdywanie na Syberii zamrożonych w lodzie mamutów, które w treści żołądka miały świeżą trawę.
Zapowiedź przez Caycego kolejnych tego typu zmian na Ziemi brzmi katastroficznie. Pojawią się nowe lądy na Atlantyku i na Pacyfiku, część zachodniej Europy zostanie zalana morzem, część lądu Japonii wsunie się do oceanu, Ameryka zostanie zniszczona zarówno na wschodzie jak i na zachodzie, wody Wielkich Jezior przeleją się do Zatoki Meksykańskiej, będą trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów, przesuną się bieguny.
Pytanie, kiedy to nastąpi? Cayce stwierdził, że to już następuje. Zaczęło się od zmian klimatycznych, obrotu jądra wewnątrz Ziemi, przesuwania się pola magnetycznego i przesuwania się osi Ziemi, co zresztą potwierdzają obserwacje naukowe. W ciągu ostatnich 30 lat lodowce w Peru skurczyły się o 1 km tylko z powodu wzrostu temperatury. Naukowcy przewidują, że do końca tego wieku średnia temperatura Ziemi wrośnie od 1,4ºC do 5,8ºC. Taki wzrost temperatury musi spowodować wręcz katastroficzne w skutkach zmiany w życiu biologicznym planety.
Jeśli chodzi o dokładną datę, to jest ona trudna do określenia zważywszy, że tego rodzaju kataklizmy zdarzają się co kilkadziesiąt tysięcy lat. Cayce powiedział, że może się to zacząć około 2000 do 2001. Zmiany na Ziemi już są zauważalne, szczególnie wzmogła się ilość trzęsień Ziemi. Geolodzy uważają za przełomowy rok 1914. Po tym roku stwierdzono znaczny wzrost wstrząsów. Jeżeli od roku 856 do 1914 czyli w okresie ponad 1050 lat zdarzyły się zaledwie 24 trzęsienia ziemi, w których zginęło 1.973.000 ludzi, to od 1915 do 1978 w ciągu zaledwie 63 lat było już 43 wielkich trzęsień ziemi i śmierć poniosło około 1.600.000  ludzi. Obecnie uczeni szacują, że na świecie rocznie ma miejsce około miliona wstrząsów, z czego 15 do 25 silnych. Cayce dał pewną przestrogę z której Amerykanie mogą skorzystać, powiedział bowiem, że kiedy jednocześnie wybuchną dwa wulkany Etna i Mt. Pele wówczas mieszkańcy Kalifornii będą mieli tylko 90 dni na to, aby opuścić zagrożony teren.
Cayce przepowiedział jeszcze wiele innych zdarzeń m.in. początek i koniec II Wojny Światowej, śmierć prezydenta Johna Kennedy’ego. [...]

Pozdrawiam –

Jerzy Łatak (Zakopane)


Ze swej strony polecam Czytelnikowi lekturę książki dr Leszka Szumana (1903-1987) pt. „Astrologia i polityka”, w której zamieścił on m.in. przegląd wizji różnych mistyków, wizjonerów i jasnowidzów na temat przyszłości Ziemi. Dając znamienną sentencję Graviora manet (najgorsze przed nami) jako motto tej książki dał nam do zrozumienia, że czasami lepiej nie znać swej przyszłości... NB, powołany już tutaj Michel de Nostre-Dame vel Nostradamus (1503-1566) przepowiedział koniec świata lub podobny kataklizm na lipiec 1999 roku, a jednak świat istnieje, a zatem nawet najwięksi wizjonerzy i jasnowidze się też mylą... Pamiętam jak w latach 80. krążyła w Polsce przepowiednia – odbita i powielona na spirytusowym powielaczu – która głosiła, że świat dotkną wszystkie plagi egipskie i dopusty Boże, ale Polska i inne kraje Europy Środkowej wyjdą z nich niemal bez szwanku! Nie udało się jej dociec źródła tej przepowiedni, może były to wizje jakiegoś domorosłego jasnowidza, a może kolejna interpretacja Nostradamusa? – tego też nie udało się jej ustalić. Dość powiedzieć, że ten ktoś trafnie przewidział zabójstwo Olofa Palmego (w 1986) i zamach na Indirę (w 1984) oraz Rajiwa Gandhich (w 1991) i inne ważkie wydarzenia z końca XX wieku. 

Oczywiście włączyłem się do tej dyskusji, aliści w przeciwieństwie do prof. Pająka czuję się bezpiecznie, bo do najbliższego morza mam 700 km i mieszkam na wysokości 490 m n.p.m., a zatem atak tsunami mi nie grozi – już prędzej trzęsienie ziemi, najbliższe epicentrum jest odległe o jakieś 40 km na południe w linii prostej od Jordanowa... Ale czy potrzeba nam tak bardzo kataklizmów tektonicznych w chwili, gdy na czoło doniesień wszystkich agencji informacyjnych wysuwają się klęski pogodowe? Co je powoduje – oczywiście bezrozumna działalność człowieka rozumnego (podobno). Z drugiej strony, jak doszedłem do wniosku w dyskusji z red. Andrzejem Zalewskim z EURO-EKO RADIA – na Ziemi wskutek nieznanych mechanizmów Natury dochodzi do co najmniej miesięcznego opóźnienia pór roku w stosunku do tradycyjnego podziału – i tak np. zima przychodzi dopiero w styczniu zamiast w grudniu, wiosna w kwietniu zamiast w marcu, lato w lipcu zamiast w czerwcu i trwa ono do października, zamiast do września... Czy za to też odpowiadają Kosmici i Ich technika tak, jak pokazano to w filmach pt. „Spotkanie” i „Spotkanie 2”, w którym to Kosmici wzbogacali atmosferę ziemską w gazy cieplarniane, by się na niej osiedlić? Osobiście od tej amerykańskiej chały (będącej jakby usprawiedliwieniem tego, że USA nie podpisały umowy o redukcję emisji gazów cieplarnianych) bardziej wolę o wiele mądrzejszą polską książkę Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki pt. „Kosmiczni bracia” (Warszawa 1956, 1988), w której Ziemia zostaje zdewastowana przez cywilizację rozumnych krzemowców – Silihomidów właśnie poprzez podwyższenie naturalnego wulkanizmu ziemskiego. Tym niemniej, wysunięto przypuszczenia, iż to Kosmici właśnie  celowo zmieniają orbitę Ziemi tak, by doszło do radykalnych zmian pór roku i zagłady ekologicznej – co zapewne jest reperkusją długiej i ostrej zimy 2004/2005 – sic! No, ale to już jest folklor ekologiczno-ufologiczny, a wracając do tematu, to istnieje jednak pewne zagrożenie tsunami na Atlantyku i oto mój głos w tej dyskusji:

Rzecz jasna możliwość wielkiego tsunami na Atlantyku jest nikła, ale realna – jak każde wydarzenie o prawdopodobieństwie wyższym od zera – napisałem w e-mailu do wszystkich dyskutantów. Zakładam, że w Poniedziałek Wielkanocny, tj. dn. 28 kwietnia 2005 roku, dojdzie do oberwania się w wody Atlantyku połowy wyspy La Palma z archipelagu Wysp Kanaryjskich. Wytworzona tym sposobem fala tsunami będzie miała wysokość 100 m i prędkość 700 km/h. (To jest szacunek znacznie zawyżony, bowiem po wybuchu Krakatau powstała fala o wysokości 40 m, zaś fale powstałe po wybuchu wulkanu na Therze [Santoryn] około roku 1425 (±25 lat) p.n.e. były pięć razy wyższe według najbardziej ostrożnych szacunków!) Na załączonej mapce, podałem czasy dojścia fali do poszczególnych miejsc na zachodnich brzegach Atlantyku - bowiem fala będzie się rozchodziła w kierunku zachodnim, zaś jej mniejsza wysokość będzie na kierunkach północnym i południowym. Najgorzej dostanie się Azorom i Wyspom Zielonego Przylądka - patrz mapka, gdzie czerwone liczby oznaczają czas dobiegu fali, - a najmniej Islandii i Ameryce Południowej. Ameryka Północna też specjalnie nie oberwie, bo fala po przebyciu 6.000 km już się nieco spłaszczy i straci nieco energii, a poza tym Amerykanie i Kanadyjczycy będą mieli 6-7 godzin czasu na ewakuację - zakładając, że dowiedzą się o kataklizmie natychmiast. A zatem nie jest tak źle - i nie taki diabeł straszny, jak go malują. Ja w każdym razie nie wybieram się na Florydę, i święta spędzam w domu. [...] (Nawiasem mówiąc, coś takiego w mniejszej skali już miało miejsce na Alasce w 1958 roku, kiedy to w wody Lituya Bay z wysokości ok. 1.000 m do wody obsunęła się masa 30.000.000 m³ ziemi i skał, a wytworzona przez nią fala tsunami wdarła się na pół kilometra w głąb lądu. W roku 1972 podobna fala spowodowała śmierć 15.000 ludzi na japońskiej wyspie Kiusiu. Pochodzenie tych tsunami było asejsmiczne.) Oczywiście, w przeciwieństwie do tego, co wypisuje prof. Pająk, rzecz jest możliwa, bo wyspa La Palma jest faktycznie jednym wielkim wulkanem - uśpionym wprawdzie (jak ten z filmu "Góra Dantego" z Pierce Brosnanem w roli głównej), ale mogącym w każdej chwili się obudzić. Ten kataklizm jest możliwy, bowiem wyspa jest przecięta aktywnym uskokiem. Wybuch wulkanu czy wstrząs tektoniczny może spowodować, że jej połowa obsunie się do morza z wiadomym opisanym przeze mnie efektem. Ale spokojnie - to nie będzie takie proste i takie hop - jak to malują. Myślę, że w przypadku spokojnej erupcji ta połowa wyspy powoli zsunie się do wody i fale będą, ale mniejsze. To raz, a po drugie - żeby osiągnąć efekt niszczący Amerykę musiałoby tam dojść do eksplozji à la Krakatau z 1886, czy Katmai z 1906 roku, a na to się nie zanosi. Tak zatem prawdopodobieństwo zajścia takiego wydarzenia jest nikłe, co nie oznacza, że to się nigdy nie wydarzy... (Tym niemniej strach pomyśleć, co byłoby, gdyby jacyś terroryści od Usamy ben-Ladena czy Abu Musafy al-Zarkawiego zechcieli wykorzystać tą możliwość i zaatakować Amerykę wielkimi falami??? Prawdę powiedziawszy, to jednak wydaje mi się, że większe niebezpieczeństwo stanowią „cielące się” w coraz szybszym tempie lodowce Antarktydy, które mogą spowodować zagrożenie opisane w bestsellerowej powieści katastroficznej Jamesa Folletta pt. „Lód” [Londyn 1978], w której wizjonersko opisał on efekty oderwania się ogromnej góry lodowej od kontynentu antarktycznego. Scenariusz ten niemal dosłownie sprawdził się 13 maja 2000 roku, kiedy to od Bariery Lodowej Rossa oderwała się ogromna góra lodowa oznaczona w katalogu NOAA jako B-15 o rozmiarach 295 x 40 km, czyli niewiele mniej od powierzchni stanu Connecticut, czyli niemal tak wielka jak Biała Atlantyda z powieści Folletta – vide il. 18 i 19. NB, obrywaniu się takich gór lodowych też towarzyszą tsunami...) Bardziej niebezpiecznym byłby impakt asteroidy w wody Atlantyku - o! To byłoby naprawdę paskudne, bo już pierwotne efekty impaktu mogłyby zniszczyć pół Europy i spustoszyć wybrzeża Afryki i obu Ameryk. Najgorsze byłyby jednak wtórne skutki impaktu: zamglenie atmosfery, wulkanizm, trzęsienia ziemi, itd. itp. Mam nadzieję, że ta Wielkanoc będzie spokojna, czego wszystkim życzę.

To jest jasne, i zaraz to udowodnię. Fale tsunami są zaliczane do fal płytkowodnych, bowiem dla nich oceany stanowią płytkie kałuże – a to dlatego, że średnia głębokość oceanów stanowi mniej, niż 1/20 jej długości, D < L/20, zaś długość fali oblicza się ze wzoru:
                                                                                 

L = 3,13√DT


- gdzie D to głębokość wody, T to okres fali, a L to długość fali. Dla tsunami wartość L zawiera się w przedziale od 100 do 200 km, a T wynosi 10-20 min. Prędkość fal tsunami C jest zatem determinowana tylko głębokością wody i można ją bardzo łatwo wyliczyć ze wzoru:
                                                       

C = √gD albo prościej: C = 3,13√D


- gdzie g to wartość przyspieszenia ziemskiego (9,81 m/s²) i tak np. fala poruszająca się na oceanie o głębokości 4.000 m będzie przemieszczała się z C = 720 km/h, czy jak kto woli 388,76 węzła (kts). W wodzie o głębokości L/2 – L/20 prędkość fali ulega spowolnieniu, ale za to ogromna ilość energii jest przenoszona przez coraz mniejszą ilość wody. Energia fali wzrasta wraz z kwadratem jej wysokości... Fala się wypiętrza i jednocześnie zwalnia do ok. 80 km/h (43,2 kts). Potem następuje niebywała koncentracja energii, co można tylko porównać do reakcji zapłonu w bombie atomowej, bo energia fali jest proporcjonalna do kwadratu wysokości, i wyładowanie jej przy załamaniu fali, które następuje po przekroczeniu granicznej wartości stosunku jej wysokości do długości jak 1/7, z wiadomymi efektami niszczącymi, które widzieliśmy w Indonezji, Malezji, Śri Lance, itd. ... – ale tylko w pasie przybrzeżnym w odległości od brzegu o wiele, wiele  mniejszej od L. (NB, dzięki dużej L fala tsunami bardzo powoli traci swą energię – w ciągu doby zmniejsza się ona tylko o 37%...) Jednak nie ma się co obawiać, żadne tsunami na Atlantyku nie zaszkodziłoby zbytnio Polsce. Dlaczego? Ano dlatego, że od Atlantyku oddziela nas pas lądu Europy Zachodniej, a Bałtyk jest po prostu za płytki i nawet gdyby doszło w nim do trzęsienia ziemi i tsunami, to jego parametry byłyby raczej nędzne (prędkość jego fal wyniosłaby mniej więcej tyle samo, co zwykłych fal wiatrowych, z tym że fale wiatrowe poruszają się w grupach i ich prędkość określa tzw. prędkość grupowa obliczana z prostego wzoru Vg = ½C) zważywszy fakt, iż Bałtyk jest morzem szelfowym i jego średnia głębokość jest niewielka i wynosi 56 m – w tym „płytkim talerzu z kluskami” fala po prostu nie ma gdzie się rozpędzić. A nawet, gdyby był on tak głęboki jak Głębia Landsort – czyli na 459 m – to i tak nie można tego porównać z żadnym oceanem. No, chyba żeby w Bałtyk trafiła asteroida, to wtedy groźne byłyby skutki ekologiczne takiego impaktu, a tsunami byłoby nieco mniejsze, jak po wybuchu wulkanu na Therze, Ałaidu (vide il. 20) czy Mt. St. Helens (vide il. 21), bo jego przyczyna byłaby zupełnie innego rodzaju, ale Bałtyk to nie Morze Egejskie i to jest temat na zupełnie inne rozważania... Pamiętam, jak w 1996 roku TVN-owska „Strefa 11” straszyła ludzi wizją spadku asteroidy w regionie Paryża (wizja Nostradamusa o roku 1999, która jak wiadomo się nie sprawdziła) lub spadku asteroidy w rejonie Morza Czarnego – dokładniej Odessy, które ponoć miało mieć miejsce w roku 2000 i oczywiście nie doszło do skutku, co wcale nie oznacza, że jakaś „kosmiczna przybłęda” nie trafi w Ziemię... Tymczasem dno oceaniczne trzęsie się nadal w pobliżu Sumatry. A nam pozostało zatem czekać na rozwój sytuacji do Wielkanocy. […]

Wielkanoc minęła i nic się nie stało, wnioski z tego wyciągnij sobie Czytelniku sam. Wszystko to wynika z tego, że bardzo lubimy się bać, a takie przepowiednie, jak prof. Pająka stanowią pożywkę dla naszej wyobraźni, bowiem jak widać świat ma jeszcze za mało strachu... Trzeba być gotowym na najgorsze, to prawda, ale nie oznacza to straszenia spokojnych zjadaczy chleba, którzy mają na głowie inne problemy. Podejrzewam, że 26 grudnia 2005 roku będzie w Polsce równie bezpieczny, jak w poprzednich latach. A jeżeli nam coś może naprawdę zagrozić, to tylko jakieś przeklęte błazeństwo wylęgłe na Wiejskiej w Warszawie przez nowy parlament...

* * *

Te słowa napisałem 28 marca 2005 roku. Dzisiaj – po upływie 6 lat – zagrożenie zaczyna się [nareszcie!] materializować i być może, ta tykająca geologiczna bomba odpali w dniu 21 grudnia 2012 roku – czyli w ostatnim dniu cyklu kalendarza Majów, czyli 13.0.0.0.0. 4 Ahau 3 Kankin. Ale to zostawiam wielbicielom STD. Jako racjonalista uważam, że każdy z pięciu mega-kataklizmów:
1.      mega-trzęsienie ziemi  w obrębie Ognistego Pierścienia Pacyfiku;
2.    impakt asteroidy;
3.    wybuch super-wulkanu Yellowstone;
4.    mega-tsunami wywołane przez osuwisko na La Palma;
5.     skokowa zmiana klimatu na całej planecie

- może się wydarzyć w każdej chwili, więc nie ma co rozdzierać szat, tylko przygotować się do przeżycia. I to jest wszystko, co można doradzić ludziom przestraszonym przez medialne doniesienia…