sobota, 8 października 2011

O kłamstwach anty-ekologii (3)


Ten cykl nosi nadtytuł STAN KLĘSKI ROZUMU, jak określał to, co się dzieje w naszym kraju i w ogóle na świecie, dla wielu guru polskiej ekologii, miłośnik Przyrody i jej obrońca – red. Andrzej Zalewski, który w czerwcu bieżącego roku odszedł na wieczną wartę w Krainie Wiecznych Łowów. Jest to polemika z popaprańcami nadającymi sobie z prostaczej naiwności tytuły i stopnie naukowe i wyrządzające Naturze więcej szkód, niż wszyscy wrogowie życia tej planety razem wzięci. To są właśnie najwięksi wrogowie, którzy swe szkodnictwo usiłują łajdacko zepchnąć na obrońców Przyrody i obciążyć ich odpowiedzialnością za to, co zrobili sami. 

Wszyscy przeciwnicy ekologii zazwyczaj przedstawiają siebie jako jedynych sprawiedliwych wśród narodów świata, którzy dają odpór oszołomstwu, kłamcom i nade wszystko hamulcom tzw. postępu w każdej postaci. Dla nich ekolodzy są przeszkodą - "obstaklem konserwatorskim" czy "komplikatorem procesu deweloperskiego", który należy wyeliminować, a im szybciej tym lepiej dla Ludzkości. A oto próbka radosnej antyekologicznej twórczości jednego z polskich uczonych, którego nazwiska nie wymieniam, bo nie chcę robić reklamy jego infantylnym i życzeniowym poglądom, a który gromi wszystkich ekologów i z zaciekłością ex-ministra Ziobry tępi wszystkie przejawy ekologicznego, ochroniarskiego myślenia. Tytuł jego artykułu zamieszczonego w Internecie brzmi bombastycznie: ZWIĘZŁE I MOCNE ARGUMENTY PRZECIW EKOLOGICZNYM KŁAMSTWOM, a oto pierwszy fragment tego kuriozalnego dokumentu:

Największe nawet nonsensy zaczynają nabierać charakteru prawd objawionych, gdy są uparcie powtarzane przez media. Potęga prasy, radia i telewizji jako narzędzi kształtowania publicznej opinii jest znana od dawna, jednak w społeczeństwach jeszcze nie wytworzyły się odruchy automatycznego odrzucania i potępiania rozmaitych bzdur i kłamstw, jakimi nas zarzucają wszystkie środki przekazu. Bezkrytycznie przyjmujemy wszystkie, nawet najbardziej niewiarygodne lub śmieszne kłamstwa. Wielu ludzi ciągle wierzy, że to co piszą w gazetach i mówią w telewizji to święta prawda. Nie można się zatem dziwić, że tak bardzo rozpowszechniona jest wiara, że grożą nam różne nieszczęścia, jeśli zlekceważymy alarmy podnoszone w mediach przez ekologów i nie zastosujemy się do ich nauk.

Zaiste, argumentacja godna uczonego, za którego autor się uważa podpisując swe "dzieło" imieniem, nazwiskiem i stopniami oraz tytułami naukowymi. No i kto jest winien? No oczywiście - podłe media... Kiedy już zdefiniowano przeciwnika - nasz "uczony" zabiera się za szczegóły i atakuje:

Problem DDT

Istnieją liczne, poważne i groźne sygnały, że coś bardzo złego dzieje się w ekologicznej literaturze, ale żaden sygnał nie jest tak niewiarygodny, jak fakt opublikowania w roku 2004 artykułu, według którego stosowanie DDT było przyczyną epidemii paraliżu dziecięcego w latach 1942-1962. Artykuł ten, opublikowany w różnych miejscach w internecie, będzie prawdopodobnie miał większy wpływ na opinię publiczną niż tysiące naukowych prac o DDT, bo więcej ludzi korzysta z internetu niż z materiałów źródłowych, ukrytych w grubych tomach na bibliotecznych półkach. Można się obawiać, że to głupie kłamstwo o DDT będzie powtarzane, dopóki nie stanie się “powszechnie przyjętym faktem”.

Omawiany tu artykuł w internecie oparty jest na publikacji M. S. Biskinda, amerykańskiego lekarza, który w roku 1949 ogłosił pogląd, że przyczyną paraliżu dziecięcego (choroby Heinego-Medina) jest DDT. Można zignorować wypowiedź niedokształconego lekarza, który w roku 1949 mógł nie wiedzieć, że paraliż dziecięcy jest wywoływany przez wirusy i że szczepienia są skutecznym środkiem zapobiegawczym, ale ignorancja taka nie może być tolerowana obecnie. Bezkrytyczny powrót do poglądów Biskinda na początku XXI jest faktem groźnym, bo nie można się spodziewać, że wskrzeszanie idei Biskinda zginie bez śladu wśród miliardów internetowych publikacji. Istnieją przecież zagorzali przeciwnicy DDT, którzy skwapliwie podchwytują wszystkie krytyczne wypowiedzi o tym insektycydzie. Już teraz jest w internecie co najmniej kilkadziesiąt aktualnych pozycji, powtarzających brednie o wywoływaniu paraliżu dziecięcego przez DDT.

Bardzo ciekawe! Jak długo żyję, nie słyszałem o tym, że DDT powoduje chorobę Heine-Medina. Ale rzeczywiście, nie ma lepszej metody ośmieszania i dyskredytowania oponenta, jak znalezienie jakiegoś błędu i skierowanie na niego swego ataku zgodnie z zasadą - skoro jeden ekolog żywi takie poglądy, to wszyscy ekolodzy są tacy a priori i szkoda z nimi dyskutować. Ot, wlazł krytyk na przytyk i ruga...

Historia DDT od samego początku jest opleciona gęstą siecią kłamstw. Można mieć nadzieję, że kłamstwo Biskinda nie spowoduje dużych szkód, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że DDT powoduje paraliż dziecięcy i nie zrezygnuje ze szczepień, skutecznie chroniących dzieci przed tą straszną chorobą. Istnieje jednak wiele innych kłamstw o DDT, od bardzo szkodliwych do po prostu śmiesznych.

O ile wiem, dzieci są cały czas szczepione przeciwko polio i nikt tego nie odwołał, chociaż w kraju z TAKĄ chorą służbą zdrowia i pod rządami TAKICH światłych specjalistów, jak nasz autor, w zasadzie wszystko jest możliwe...

Już w pierwszych latach stosowania DDT do zwalczania owadów zaczęły się pojawiać głosy, że jest to związek trujący dla ludzi. Trudno dziś powiedzieć, co było przyczyną tych obaw, bo przecież nikt od DDT nie umarł i nie jest znany ani jeden przypadek choroby człowieka spowodowanej przez DDT. Nieszkodliwość DDT jest bardzo dobrze udowodniona, podczas gdy zarejestrowane zostały liczne przypadki śmiertelnych zatruć innymi środkami owadobójczymi.

DDT jest środkiem trującym. Objawy ostrego zatrucia DDT u ludzi: wzmożona pobudliwość, zaburzenia koordynacji ruchów, bóle głowy, wymioty i drgawki, zgon na skutek porażenia ośrodka oddechowego i obrzęku płuc. Szacuje się, że dawka śmiertelna DDT dla człowieka wynosi około kilkunastu gramów. Nagromadzenie takiej dawki w organizmie na skutek stosowania DDT w celach owadobójczych, a nie na skutek spożycia, do tej pory nie zostało odnotowane (=> Wikipedia). A zatem pierwsze kłamstwo autora. Ale i nie ostanie.

W piśmiennictwie nie brakuje sprzecznych doniesień o szkodliwości DDT. Na przykład w tygodniku "Wprost" z 13 listopada 2005 znajdujemy następującą wypowiedź:

“DDT jest bardzo niebezpieczną substancją dla człowieka, może uszkadzać układ immunologiczny, zakłócać działanie hormonów, wywoływać raka czy przedwczesne choroby”. Wypowiedzi tej można przeciwstawić wiele artykułów w najpoważniejszych czasopismach naukowych, które nie potwierdzają chorobotwórczego działania DDT, a w szczególności nie potwierdzają oskarżeń, że DDT jest rakotwórczy. Zrezygnuję jednak z relacjonowania dyskusji naukowych, bo dyskusje takie nie mają siły przekonywania społeczeństwa.

Doprawdy wzruszające – dlaczego w swej wielkiej dobroci autor nie chce obciążać naszych umysłów argumentami naukowymi? Może znalazłoby się w nich coś, co przeczyłoby przyjętej z góry tezie o nieszkodliwości DDT? -  woli za to coś innego:

 Zamiast dyskusji przedstawię twarde fakty.

Jest faktem, że kłamstwo o szkodliwości DDT doprowadziło do rezygnacji z tego insektycydu w walce z komarami na terenach malarycznych. W Europie i w USA protesty były tak powszechne i zajadłe, że doprowadziły do urzędowych zakazów produkcji i stosowania DDT. Jest ironią losu, że protestują bogate społeczeństwa nie znające malarii, a umierają biedni ludzie w malarycznych krajach tropikalnych.

Najlepszego i zrozumiałego dla wszystkich dowodu pożyteczności DDT dostarcza historia walki z malarią. W ciepłych krajach choroba ta zabija ponad milion ludzi rocznie. Największym sukcesem DDT było niemal całkowite zlikwidowanie malarii przez wytępienie komarów. Na przykład w Turcji przed użyciem DDT notowano ponad milion nowych przypadków rocznie a po zastosowaniu DDT liczba nowych zachorowań spadła do około dwóch tysięcy. Według WHO wprowadzenie DDT uratowało życie setek milionów ludzi. Sukces DDT był tak wielki i oczywisty, że odkrycie jego owadobójczego działania zostało zaliczone do największych osiągnięć naukowych i uhonorowane nagrodą Nobla dla Paula Muellera.

Nagroda Nobla dla odkrywcy DDT nie przeszkodziła ekowojownikom w ich zajadłych protestach przeciwko stosowaniu DDT. Skutki wprowadzenia urzędowych zakazów produkcji i stosowania DDT nie kazały długo na siebie czekać, bo malaria wróciła i znów dziesiątkuje ludzi w krajach, gdzie klimat pozwala na rozmnażanie się komarów. Dlatego różne kraje w strefie malarycznej produkują DDT wbrew zakazom, uchwalonym w bogatych krajach, gdzie malaria nie jest problemem.

Przy okazji walki z malarią DDT zabiło także wszystkie owady, które miały pecha znaleźć się w zasięgu działania tego pestycydu, a zarazem przerwały się łańcuchy pokarmowe, na których szczycie znajdują się drapieżniki. Autor wstydliwie przemilcza fakt, że dzięki temu zwierzęta te są osłabione i ich potomstwo także. Ale co tam zwierzęta! Autor huknął teraz z najwyższego C:

Jest faktem, że kłamstwo o szkodliwości DDT doprowadziło do niepotrzebnej śmierci wielu milionów ludzi, a więc zakaz produkcji i stosowania DDT trzeba uznać za akt ludobójstwa. Wnet po wprowadzeniu zakazu śmiertelność z powodu malarii wzrosła do poziomu z czasów przed wprowadzeniem DDT. Ekolodzy nie powinni zapominać, że wymuszony przez nich na początku lat 1970. zakaz DDT był przyczyną śmierci co najmniej stu milionów ludzi, którzy niepotrzebnie zachorowali na malarię. Jest mało znaną i bolesną prawdą, że hitlerowcy w Niemczech razem z komunistami w Rosji i w Chinach nie spowodowali śmierci tylu ludzi, ilu zabili ekologiczni działacze swoim zakazem używania DDT, zakazem wprowadzonym rzekomo dla dobra ludzkości.

Ze swej strony mogę stwierdzić, że lansowana przez Watykan „obrona życia poczętego” i zakaz używania środków antykoncepcyjnych spowodowała zakażenie niemal 1/3 ludności Afryki wirusem HIV (w niektórych krajach aż 40% populacji) i śmierć oraz cierpienia setek milionów ludzi, ale to jest temat tabu – z wiadomych względów.

Od samego początku walka z DDT była popierana przez ONZ. Dopiero we wrześniu 2006 do wysokich urzędów ONZ dotarła świadomość, że przeprowadzane raz w roku opryskiwanie mieszkań preparatami DDT skutecznie chroni domostwa przed inwazją komarów i dzięki temu zapobiega malarii. Fakt ten był znany od wielu lat, ale był skutecznie zagłuszany przez fanatycznych przeciwników DDT. Dopiero 15 września 2006 dyrektor departamentu malarii w WHO wydał urzędowe oświadczenie, że DDT najlepiej ze wszystkich insektycydów nadaje się do zwalczania komarów w mieszkaniach i wezwał ekologiczne organizacje do zaprzestania protestów przeciwko DDT. Można mieć nadzieję, że dobiega końca ponad trzydziestoletni okres bezpardonowego zwalczania DDT. Ale nie można mieć pewności, bo ekowojownicy są bardzo zawzięci i nigdy się nie cofają. Zawziętość ekowojowników i charakterystyczne dla niech lekceważenie ludzkiego zdrowia i życia doprowadziły w przeszłości do tego, że USA i bogate państwa europejskie wstrzymywały pomoc ekonomiczną dla tych biednych państw, które ośmielały się nielegalnie używać DDT.

Szanowny autor w ferworze polemiki zapomniał, że tym państwom cały czas podsyłano broń i wyposażenie wojskowe, na co szły miliardy dolarów i wskutek czego zamordowano więcej ludzi, niż zrobiłaby to malaria. Nie słyszałem, by ekolodzy i sozolodzy lekceważyli ludzkie zdrowie i życiem, a wręcz coś odwrotnego, bowiem ich akcje są wymierzone zawsze przeciwko trucicielom i niszczycielom środowiska, od którego zależy zdrowie i życie ludzi i innych istot na tej planecie. Oto klasyczny przykład manipulacji stosowanych przez „uczonych” pozostających na usługach koncernów chemicznych, farmaceutycznych czy atomowych… Dobro Ludzkości, dobro człowieka! W imię postępu ujarzmiajmy Przyrodę! Znamy to skądinąd – nieprawdaż? Dokładnie to samo opowiadali nam komuniści obiecujący nam gruszki na wierzbie, odwracający bieg rzek i betonujący ich brzegi. Jak to się skończyło – wszyscy wiemy. Dokładnie to samo obiecywano nam stawiając potwornie brudne elektrownie węglowe w b. NRD i CSRS – co skończyło się zniszczeniem lasów w Karkonoszach i Górach Izerskich. I tak dalej, i temu podobnie.      

Rehabilitacja DDT nie będzie pełna, dopóki ornitolodzy nie oświadczą publicznie, że nie są prawdą twierdzenia ekowojowników, że DDT był przyczyną masowego wymierania ptaków w połowie ubiegłego wieku. Przeciwko temu świadczy między innymi fakt, że w Ameryce Północnej w okresie najbardziej intensywnego stosowania DDT nastąpił największy wzrost populacji ptaków. Ekowojownicy z ich potężnymi organizacjami zamiast zwalczania DDT powinni raczej zmobilizować swe siły do walki przeciwko masowemu mordowaniu ptaków w południowych krajach europejskich podczas wiosennych i jesiennych przelotów.

Sam nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Autor jakoś nie wymienił z nazwiska „potężnych organizacji ekologicznych”, które mają na dodatek wpływ na decyzje ONZ. Oto wręcz akademicki przykład cynicznej, goebbelsowskiej manipulacji! I demagogia w iście lepperowskim tonie i wydaniu. Greenpeace nie ma żadnych wpływów, a przykład tego, co zrobiono w Auckland ze statkiem „Rainbow Warrior”, który zatopiono przy okazji mordując dwoje członków jego załogi stanowi doskonały przykład ilustrujący metody, jakimi rządy niektórych państw posługują się w walce z nimi.     

Co do DDT, to ze swej strony proponuję autorowi zjeść sobie parę kanapek posmarowanych masłem i suto posypanych DDT. Ciekawy jestem, czy to przeżyje czy nie. Powrót do użycia DDT jest po prostu podyktowany kosztami. Lepiej wydać parę dolarów na dezynsekcję, niż zmieniać struktury i układy panujące w niektórych krajach, co może kosztować miliardy. Ale nie zapominajmy, że utrzymywanie ludzi w ciemnocie, głodzie i nędzy jest najlepszym sposobem na rządzenie nimi, co w szczególności dotyczy bananowych republik. Po co wydawać miliardy dolarów na badania nad biologicznymi sposobami walki z malarią i komarami ją przenoszącymi? – lepiej rozsypać DDT i po problemie, a pieniądze przeznaczone na te badania wziąć do własnej kieszeni… Jakie to jasne i proste? 

I rzecz przeciekawa, wbrew tytułowi nie podaje ŻADNEGO twardego dowodu i argumentu, poza rzucanymi w ferworze polemiki gromami na oponentów. A już argument, że ekolodzy przyczynili się do śmierci większej ilości ludzi - bo 100.000.000, niż zabiły to totalitarne reżymy jest zwyczajnym nadużyciem. To nie DDT czy malaria ich zamordowała, ale nade wszystko panująca w tych krajach bieda i konflikty etniczne, religijne, ekonomiczne, itd. - ale tego autor już nie dostrzega... Tu liczy się punkt w walce ze znienawidzonymi ekologami. Tak, „znienawidzonymi”, bo autor zieje nienawiścią do ekologów i wyładowuje na nich swoje chore fobie, zamiast zająć się tym, na co pozwala mu jego wykształcenie.   

Co do walki o ptaki, to nasz "uczony" jakoś nie dostrzega (bo nie chce), że taka walka jest toczona - w Polsce piszą o tym m.in. były "Eko Świat" czy "Nieznany Świat", ale który z szanujących się "uczonych" czyta ten miesięcznik?

CDN.