niedziela, 9 października 2011

O kłamstwach anty-ekologii (4)


A oto dalszy ciąg wywodów polskiego „uczonego”, który po rozprawieniu się z przeciwnikami stosowania DDT zabrał się za:

Problem roślin genetycznie modyfikowanych (GMO)

Zachodzi pilna potrzeba stanowczego przeciwstawienia się tym alarmom ekologicznym, które grożą zahamowaniem postępu w różnych dziedzinach nauki, techniki i gospodarki. W Polsce szczególnie groźne w obecnej chwili są nawoływania do rezygnacji z genetycznej modyfikacji roślin, łącznie z zakazem importu produktów pochodzących z roślin zmodyfikowanych. Zakaz uprawiania zmodyfikowanych roślin z całą pewnością pogłębi zacofanie naszego kraju, i to w tej dziedzinie rolnictwa, która obecnie najszybciej się rozwija.

I straszno i smieszno. Wytoczono najcięższe działo – oto podli ekolodzy stanowią hamulec postępu. To właśnie dzięki nim w oczy każdego Polaka wkrótce zajrzy Wielki Głód! No brawo! Autor bez żenady wskazał na wroga-ekologa, którego bij-zabij w imię Boga. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że spada wciąż areał ziemi uprawianej pod zboża, ziemniaki i inne płody rolne, bo świetlane reformy przeprowadzane przez kolejne rządy różnych popaprańców po 1990 roku doprowadziły do tego, że coraz więcej ziemi ornej stoi odłogiem i zamienia się powoli w ugory. Pół biedy, jak się je zalesia, przynajmniej będzie z tego trochę lasów…

Inną rzeczą jest to, że ludzie nie chcą uprawiać roli bo im się to po prostu nie opłaca. Gospodarka agrarna jest doprowadzana do poziomu UE i doszło do tego, że żywność sprowadzana z krajów UE jest tańsza od krajowej, dla której z kolei nie ma rynków zbytu na Wschodzie, z którym stosunki zostały totalnie popsute przez nieodpowiedzialne i awanturnicze rządy niekompetentnych z Bożej łaski ministrów, „specjalistów” i „ekspertów” PiS, SO i LPR, a obecnie koalicji PO i PSL.

Młodzież z terenów wiejskich ucieka przed biedą do miast i za granicę – i jak na razie końca nie widać tego EXODUSU. Ziemia popegeerowska leży odłogiem, bo nie ma żadnego pomysłu, jak ją wykorzystać i jak na niej gospodarować. Nie jest temu winien zakaz uprawiania GMO – jak stwierdza to autor w swych chorych enuncjacjach, ale brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony nieudolnych i sprzedajnych polityków oraz władzy zajmującej się problemami płci Teletubisi i walką z gejami, niż problemami ekonomiki. Z prawdziwymi problemami żadna władza nie ma ochoty walczyć i polska wieś – szczególnie ta popegeerowska jest nadal zaniedbaną Polską C zmierzająca powoli ku Polsce D...

I dalej:      

Genetycznie zmodyfikowane rośliny zdobywają świat, ponieważ przynoszą odczuwalne korzyści ekonomiczne.

Na temat korzyści ekonomicznych płynących z uprawy GMO pisałem już w swym referacie na XII UFO Forum (impreza ta wbrew temu, co „prawdziwi uczeni” mówią na temat UFO ma swój naukowy sznyt i podchodzi do zagadnień nauki i nauk z pogranicza z powagą, której brak jest rozmaitym „naukowcom” w rodzaju cytowanego tu autora i jego kolegów po fachu). Tutaj powtórzę tylko główne tezy części referatu omawiające różne aspekty uprawiania roślin i grzybów GM, a zatem:

Stronnicy GMO i zwolennicy inżynierii genetycznej zapowiadali nowy cud, jak w Kanie Galilejskiej, bowiem genetyczne mutacje miały doprowadzić do tak dużego wzrostu plonów, że rozwiązany zostałby problem żywnościowy dla przeludnionego świata.

Cudu nie ma – wydajność GMO okazała się mniejsza od zapowiadanej. […] Wielkie ponadnarodowe korporacje w rodzaju Monganto lub Pioneer są zainteresowane GMO głównie ze względu na zyski. […] Jeśli GMO zdominują rolnictwo, to wspomniane korporacje będą dysponentami licencjonowanego ziarna, co zapewnia im krociowe dochody liczone w miliardach USD. (=> Wł. Miziołek – „GMO: Produkt Frankensteina?” w „EKO Świat” nr 5/2008) 

Dr Zbigniew Hałat, lekarz specjalista epidemiolog, wyjaśnia: „...Organizmy genetycznie zmodyfikowane są jednostkami biologicznymi zdolnymi do replikacji i przenoszenia materiału genetycznego, w których materiał genetyczny został zmieniony w sposób nie zachodzący w warunkach naturalnych. Promotory i wektory – nośniki obcych genów wprowadzanych do genomu gospodarza – z założenia mają przełamać barierę genetyczną, np. pomiędzy światem roślin i zwierząt. W tym celu wykorzystywane są agresywne wirusy, jak wirus mięsaka Rousa. W przebiegu procesu tylko nikła część organizmów ulega modyfikacji i dla ich oddzielenia od niezmodyfikowanej reszty wszystkie poddaje się działaniu antybiotyków, w tym należących do grup stosowanych w lecznictwie, jak aminoglikozydy lub tetracykliny. Przeżywają tylko te konstrukty genetyczne, które wyposażono w markerowe geny oporności na antybiotyki. Z rakotwórczych wirusów mogą powstać nowe zarazki o nie dających się przewidzieć losach, a zmodyfikowane organizmy mogą przenieść antybiotykoodporność na ludzi, zwierzęta i rośliny. Krytycznym problemem jest plejotropia, czyli zaskakująca ekspresja pojedynczego genu w jego nowej lokalizacji w konstelacji genów gospodarza, prowadząca do nieoczekiwanych i licznych efektów w zmodyfikowanym organizmie. Niespodziewanie mogą pojawić się białka, w tym toksyny i alergeny, będące powodem wielu zagrożeń zdrowia człowieka i środowiska...”.

Jakie są zagrożenia? Genetycznie zmodyfikowane rośliny uprawia się komercyjnie dopiero od 10 lat. 70% światowej produkcji roślin GM ma miejsce w USA i Kanadzie, 20% w Argentynie, 5% w Brazylii, 4% w Chinach. W krajach UE niewielkie ilości w Hiszpanii, Niemczech, Francji, Czechach. Najczęściej uprawia się soję, kukurydzę, rzepak i bawełnę. Około 60% przetworzonych produktów spożywczych zawiera soję lub kukurydzę.

Wprowadzeniu roślin GM na rynek towarzyszyły kampanie wielkich korporacji obiecujące:
- uzyskanie wyższych plonów
- mniejsze zużycie herbicydów
- rozwiązanie problemu głodu na świecie
- możliwość zachowania czystości naturalnych nasion

Po 10 latach komercyjnych upraw i niezależnych doświadczeń, prawda okazuje się być inna. Modyfikacje genetyczne nie przyczyniły się do zmniejszenia ilości stosowanych herbicydów. Potwierdzają to rolnicy i niezależni eksperci. Na przykład dr Charles Benbrook, jeden z bardziej znanych niezależnych ekspertów ds. rolnictwa, opierając się na danych Departamentu Rolnictwa USA stwierdził, że zużycie pestycydów i herbicydów na 222 mln ha uprawy GM soi, GM kukurydzy i GM bawełny w USA w latach 1996-2004 było większe w porównaniu z uprawami tradycyjnymi o 22,7 tys. ton.

Według Benbrooka, w wyniku wprowadzenia do upraw genetycznie modyfikowanych ziaren amerykańscy farmerzy stracili miliardy dolarów z eksportu. W południowo-wschodnim rejonie USA, gdzie niemal całkowicie przekształcono uprawę soi i bawełny w kierunku ich genetycznie zmodyfikowanych odpowiedników, rolnictwo jest niemal na skraju załamania. Rekordy bije liczba wykorzystywanych środków ochrony roślin i przez to zyskowność farm gwałtownie spada.

Rolnicy, którzy kupują ziarno GM, uzależniają się od chemicznych korporacji, ziarna są patentowane i trzeba je kupować co roku od producenta (nie wolno wysiewać zebranych ziaren). Zysk wynikający z upraw GMO trafia w dużej części do producentów nasion objętych patentami. I przede wszystkim o to tu chodzi.

Stwierdzono także, iż dochodzi na dużą skalę do krzyżowania między roślinami GM a konwencjonalnymi. Pyłki roślin GM są przenoszone przez wiatr, owady i ludzi na sąsiednie uprawy i nie sposób temu zapobiec. Badania w Central Science Laboratory (Anglia) potwierdziły, że pyłki rzepaku mogą być roznoszone na odległość 26 km. Natomiast badania przeprowadzone przez Uniwersytet w Reading (Anglia) wykazały, iż rzepak oleisty GM krzyżuje się w drodze zapylenia z dziko rosnącymi gatunkami kapustowatych (kalarepa, rzepa, buraki pastewne, rzodkiew), tworząc superchwasty – ale o tym naukowcy tworzący GMO już milczą.

Współistnienie – sąsiedztwo – koegzystencja to tylko polityczne hasła, które mają być rozumiane jako możliwość prowadzenia upraw bez GMO obok upraw zmodyfikowanych genetycznie bez ryzyka zanieczyszczenia tych pierwszych. W praktyce współistnienie roślin genetycznie zmodyfikowanych z roślinami naturalnymi nie jest możliwe, tak jak nie jest możliwa jednoczesna cisza i hałas w tym samym pomieszczeniu.

Ustawy i akty regulujące tzw. współistnienie roślin GM i roślin tradycyjnych, polegające np. na wprowadzaniu zapór zasiewowych i odległości między uprawami, nie sprawdzają się i nie gwarantują czystości ziarna. Na przykład w USA, po 10 latach stosowania roślin GM, zanieczyszczenie upraw tradycyjnych sięga 80% pomimo, że obiecywano rolnikom, że nie będzie większe niż 1%.

Według prof. Jana Narkiewicza-Jodko z Instytutu Warzywnictwa w Skierniewicach, „dowody zebrane w ostatnich latach wykazują niezbicie, że wysokość plonów bynajmniej nie wzrosła. Z relacji rolników z Północnej Ameryki wynika, że plony są znacznie niższe niż oczekiwano, co potwierdzają niezależne badania naukowe. Na przykład wydajność GM soi RR spada o 5-10%”.

GMO zamiast przyczyniać się do rozwiązania problemu głodu na świecie, dodatkowo powoduje jego pogłębienie. Wprowadzenie technologii GM zaburza równowagę przyrody w istniejących ekosystemach i w dalszej kolejności powoduje najgorsze skutki: wyjałowienia gleby, niskie plony, stałe zagrożenia chorobami. Warto pamiętać, że miliony tradycyjnych rolników zachowują swoje nasiona lub wymieniają je z sąsiadami. To jest ich podstawowe prawo i od tego zależy ich przetrwanie. Odebranie im tego prawa poprzez patentowanie nasion czy roślin to niszczenie podstaw ich bytu. Rzeczywisty problem głodu nie tkwi w braku żywności; na świecie produkuje się ją w wystarczającej ilości! Głód jest wynikiem niewłaściwej polityki rolnej i niewłaściwej dystrybucji żywności. – „Technologia genetyczna niszczy związki rolniczej agrokultury. Jeżeli dopuścimy do dalszego szerzenia się technologii agro-genetycznej, bieda i głód będą się zwiększać.” – mówi dr Vandana Shiva z Indii, laureat Alternatywnej Nagrody Nobla. Od siebie jeno dodam, że w ZSRR głód był instrumentem sprawowania totalitarnej władzy nas społeczeństwem i instrumentem zmuszającym je do poddania się woli „przewodniej siły narodu”, a właściwie Stalina – to przećwiczono w praktyce na Ukrainie w latach 1932-33, zmuszając tamtejszych chłopów do kolektywizacji.

Genetycznie zmodyfikowane nasiona, rośliny i inne organizmy są patentowane, co zwiększa kontrolę ponadnarodowych korporacji nad rolnikami oraz nad produkcją i konsumpcją żywności. Rolnicy stosujący uprawy GM muszą płacić opłaty tantiemowe oraz są pociągani do odpowiedzialności za problemy (np. za zanieczyszczanie upraw) związane z tymi uprawami. Wartość ich gruntów ornych spada ze względu na zanieczyszczenie przez GMO, które pozostaje w glebie kilkanaście lat. Rolnik z Dakoty (USA), Tom Wiley, mówi: „Rolnicy są oskarżani o użycie GMO, które znalazło się na ich polach w wyniku zapylenia. Rolnicy nie chcą tych nasion”. Ken Ralph z Tennessee spędził 4 miesiące w więzieniu i zapłacił 1,8 mln dolarów kary za ponowne użycie nasion soi-GM.

Kolejny problem stanowią superchwasty. Odporny na herbicydy szczep przymiotna kanadyjskiego rozprzestrzenił się dotychczas w 10 stanach USA. Rolnicy nie mogą sobie z nim dać rady, nawet jeśli stosują trzykrotnie bardziej stężone dawki herbicydów w dwukrotnie większych dawkach niż zalecane. Superchwasty osiągają ponad 3 metry wysokości, rosną szybko, a jedna roślina wytwarza ponad 200 tysięcy wiatrosiewnych nasion.

GMO raz wprowadzone do środowiska nie mogą być z niego usunięte i kontrolowane. Prof. Jan Narkiewicz-Jodko twierdzi, że „uwolnione do środowiska żywe organizmy transgeniczne (nasiona, sadzeniaki), ze względu na silne swe właściwości rozprzestrzeniania się, mogą zanieczyścić cały teren, a po dłuższym czasie wyprzeć uprawy ekologiczne, integrowane i konwencjonalne, prowadząc do nieprzewidywalnych i nieodwracalnych skutków. Ze względu na to, że pyłek z roślin transgenicznych utrzymuje się w powietrzu do kilku godzin, a przy odpowiedniej prędkości wiatru przenosi się na dziesiątki kilometrów, istnieje duże zagrożenie dla upraw ekologicznych, integrowanych i konwencjonalnych”.

Konsumenci (70-80%) z całej Europy reagują silnym sprzeciwem wobec GMO. Mimo tego ponadnarodowe korporacje, USA, WTO i UE wpychają GMO na nasze stoły i pola. Nowy sondaż opinii publicznej przeprowadzony przez Eurobarometr potwierdza niechęć społeczeństwa do żywności GM. Sondaż został przeprowadzony we wszystkich 25 krajach UE na grupie 25 tys. osób. Wynika z niego, że 3/4 pytanych osób jest przeciwne eksperymentowaniu z genami przy produkcji żywności. Uważają oni, że genetycznie zmodyfikowana żywność jest niepotrzebna, moralnie nie do zaakceptowania i jest zbyt dużym zagrożeniem dla społeczeństwa. Z porównania danych z poprzednich lat wynika, że liczba przeciwników GMO rośnie z roku na rok.

Nigdy wcześniej genetycznie zmodyfikowane organizmy nie były częścią naszej diety. Nie zbadano, czy są one bezpieczne. Amerykański Urząd ds. Rolnictwa (USDA) wydał w 2004 r. 180 mln dolarów na badania w dziedzinie biotechnologii, z czego tylko 2% na badania ryzyka związanego z tym sektorem.

Karmienie szczurów kukurydzą zmodyfikowaną genetycznie wywołało dramatyczne efekty, m.in.: podwyższoną liczbę białych krwinek w przypadku samców, zmniejszoną liczbę nierozwiniętych czerwonych krwinek oraz znaczący wzrost poziomu cukru we krwi u samic, a także częstsze występowanie zaburzeń pracy nerek u samców (np. zapalenia). Wysoki poziom śmiertelności i zaburzenia wzrostu u szczurzego potomstwa to wynik karmienia ich matek genetycznie modyfikowaną soją. Z badanej próbki matek karmionych soją GM aż 55,6% szczurzego potomstwa zmarło w ciągu 3 tygodni. Dla porównania – tylko 9% takich szczurów umierało, gdy były karmione naturalną soją oraz 6,8% w przypadku, gdy matki w ogóle nie były karmione produktami zawierającymi soję.

Według dr. Zbigniewa Hałata, GMO może być powodem wielu zagrożeń zdrowia i środowiska:

● nowe alergeny mogą pojawić się w żywności i pyłku, i w ten sposób uwolnić się do środowiska;
● nowe toksyny mogą pojawić się w żywności, co spowoduje, że zarówno organizmy agroekosystemu, jak i ludzie będą eksponowani na nowe toksyny, kiedy wejdą w kontakt z GMO lub zjedzą rośliny tak zmodyfikowane;
● toksyny występujące w środkach spożywczych mogą osiągać wyższe stężenia lub pojawiać się w częściach jadalnych roślin; ogólny wzrost stężenia substancji wytwarzanych przez roślinę może doprowadzić do pojawienia się ich toksycznych poziomów w częściach jadalnych;
● po wprowadzeniu do roślin nowych genów, zmodyfikowane organizmy mogą wytwarzać wcześniej nieznane kombinacje białek, wywołujące nieprzewidywalne efekty, a w efekcie mogą wystąpić straty wartości odżywczej roślin.

Badania wykazały, że zarejestrowana w 1998 r. jako pasza dla zwierząt hodowlanych genetycznie zmodyfikowana kukurydza StarLink zanieczyściła 10% zbiorów amerykańskiej kukurydzy, a także znalazła zastosowanie w przetwórstwie spożywczym. W ciągu dwóch miesięcy po ujawnieniu afery amerykańskie zrzeszenia producentów żywności przetworzonej (National Ford Processors Association i Grocery Manufacturers of America) zanotowały 90-krotny wzrost zgłoszeń reakcji alergicznych łączonych z żółtą kukurydzą. Jeden z raportów przekazanych do FDA dotyczył 210 konsumentów, u których po spożyciu produktów kukurydzianych rozwinęły się reakcje alergiczne, w 74 przypadkach wymagające interwencji lekarza, a w 20 – pomocy ratującej życie. (=> J. Łopata – „GMO – Zagrożenia ekologiczne, zdrowotne i ekonomiczne” w „Dzikie życie” nr 12-1/2007-2008)

I to jest bardzo twardy fakt, co możemy zaobserwować na naszych zwierzętach domowych, które chorują znacznie częściej na choroby związane z alergiami, niż choćby 15-20 lat temu. Spostrzeżenie to potwierdzają lekarze weterynarii i hodowcy. Spowodowane są one przede wszystkim przez podawane im karmy zawierające GMO… Dotyczy to także ludzi, u których lawinowo wzrasta ilość zachorowań na choroby alergogenne.

I już wiesz Czytelniku, o co tutaj naprawdę chodzi? No o co? – no o kasę… O ogromne pieniądze, o których nasz autor nie wspomina, bo koliduje to z jego radosnym szczebiotem o pożytkach płynących z produkcji żywności z GMO.

Następnie nasz autor konkluduje:

Wszelkie zakazy pozostaną bez znaczenia, bo nikt nie wygra z ekonomią. Dlatego można się spodziewać, że nawoływania do rezygnacji z genetycznej modyfikacji roślin wkrótce ucichną.

Pobożne życzenia „naukowca”… Nawet ich nie komentuję, choć zgadzam się z autorem w tym, że „nikt nie wygra z ekonomią”. To akurat jest prawdą – jak dotąd jedyną w tym nienawistnym, anty-ekologicznym bełkocie.  

Istnieją bardzo poważne i racjonalne argumenty, które można przeciwstawiać ekologicznym alarmom, ale niestety nigdy nie pojawi się argument w postaci dowodu, że genetycznie zmodyfikowane rośliny są nieszkodliwe. Nie będzie takiego dowodu, bo logika nie pozwala na wykazanie, że czegoś nie ma.

Autor oczywiście stosuje klasyczny unik besserwissera – ja wiem najlepiej, a wy jesteście tępi durnie. A najśmieszniejsze jest to, że autor na wstępie zapewnia, że przedstawi twarde fakty i dowody i logiczne argumenty. Jak dotąd – nie podał ani jednego poza solennymi zapewnieniami, że one są. Tyle to potrafi także pięciolatek w przedszkolu. 

Tak więc nie można udowodnić, że nie ma szkodliwości różnych ludzkich działań, można natomiast udowodnić istniejącą szkodliwość. W sprawie genetycznej modyfikacji trzeba zatem oczekiwać od ekologów, żeby zamiast gołosłownych alarmów przedstawili dowody, że genetycznie zmodyfikowane rośliny są zagrożeniem dla ludzkości. Ekolodzy wkładają niemały wysiłek w próby znalezienia takich dowodów, ale jak dotąd bez rezultatu.

Ja je przedstawiłem – Q.E.D. A nasz autor? Poza ogólnikami i bełkotem – nic.

CDN.