piątek, 30 grudnia 2011

Historia jednego znaleziska



Walentyn Kukarenko

Niedawno kolejnego NOL-a widzieli mieszkańcy Saratowa i nawet nagrali to na video. Według oświadczenia naocznych świadków, kilka świecących obiektów pokrążyło nad miastem i odleciało w kierunku Engelsa.

Te zagadkowe wydarzenia rozpoczęły się w 1965 roku od całkiem zwyczajnej sytuacji. Mieszkaniec jednej z estońskich wiosek, mechanik samochodowy Virgo Mitt zabrał się za wykopanie studni na swoim podwórzu.

Tajemniczy metal

Wgłębiwszy się w ziemię na kilka metrów, Mitt natknął się naraz na jakąś metalową płytę. Nie dało się jej wydobyć, ani obejść, więc Virgo zdecydował się przebić przez płytę. Przez kilka dni przebijał się przez nią przy pomocy młotka pneumatycznego. Okazało się, że płyta miała grubość 4 cm, ale była niewiarygodnie odporna. Odbijając od niej niewielkie kawałeczki i wkładając je do wiadra, ślusarz wreszcie zrobił dziurę o odpowiednich rozmiarach, i studnia wypełniła się szybko wodą. Rozwścieczony próżna robotą, jaką wykonał, Virgo ponownie wrzucił kawałki metalu z wiadra do studni. Sobie zostawił jedynie dwa kawałki o długości ok. 10 cm.

Wkrótce w domu Mittów zaczęły pojawiać się niezwykłe rzeczy: gliniane garnki same przemieszczały się, słychać było jakieś dziwne dźwięki i kroki, a na suficie zapalała się lampka, której nikt nie włączał. Na podwórko z całej okolicy zaczęły schodzić się koty. I wreszcie tymi niezwykłymi rzeczami zainteresowali się ufolodzy. Oni przeprowadzili badania radiestezyjne okolicy i wyznaczyli granice anomalnej strefy. I co się okazało: pod ziemią znajduje się owalny, talerzowaty obiekt, o średnicy około 15 m, leżący pod katem 35-40°, z przegłębieniem na wschód. Grubość obiektu w jego środkowej części wynosi około 4 m i zmniejsza się ku krawędziom. A na dodatek tajemniczy talerz znajdował się dokładnie pod domem.

Anomalne zjawiska w domostwie Mittów ufolodzy objaśnili tym, że obiekt naruszył strukturę czasoprzestrzenną tamtego miejsca, i ciałom astralnym z TAMTYCH światów ułatwiło to przenikanie do naszego materialnego świata. Ale według oficjalnego oświadczenia, przyczyną kłopotów ślusarza samochodowego było naruszenie wodoodpornej warstwy gleby i zawilgocenie fundamentu domu.

W roku 1969, jeden z pozostawionych dla siebie kawałków metalu został przesłany do pracownika naukowego G. A. Vijdinga. Przez długi czas nic osobliwego z nim się nie działo, ale pewnego razu odłamek ten został dotknięty przez jednego z pracowników Vijdinga i… człowiek ten stracił świadomość i upadł.

Próbka z „Obiektu M”

Zdumiony uczony postanowił  sprawdzić działanie niezwykłego metalu na innych ludziach i „przepuścił” przezeń swoich podwładnych, krewnych, przyjaciół, znajomych i ekstrasensów[1] wypełnił ponad 300 ankiet z tego eksperymentu. Reakcje na interakcję z nieznanym metalem były różne: jedni odczuwali potężny skok ciśnienia, inni jedynie lekkie wibracje, jednych metal przyjemnie chłodził, zaś u innych na skórze pozostawały ślady oparzeń.

Chcąc dowiedzieć się, co to za niezwykły materiał, Vijding wysłał jego próbki drogą oficjalną do NII[2] w Moskwie, Leningradzie i Kijowie, nazywając to „próbką z Obiektu M”. Mijały lata, a uczony – który tymczasem stał się Zastępcą Dyrektora ds. Naukowych Ministerstwa Geologii Estońskiej SRR – nie uzyskał rezultatów badań tych próbek.

W roku 1983, Vijding zwrócił się z prośbą o pomoc do E. K. Parve – najbardziej tajemniczego człowieka w Estonii – jak go nazywano, o wielkim autorytecie i dysponującego wielkimi możliwościami związanymi z opracowaniami nowych technologii dla kosmonautyki. Zmarnowawszy kilka diamentowych pił, odłamek „Obiektu M” pocięto na cienkie plastry i wysłano do zbadania do wiodącego NII w Moskwie.

Pozioma warstwa pirytu

W badaniach wykonanych we wszechzwiązkowych placówkach naukowych: Instytucie Materiałów Lotniczych, Instytucie Przemysłu Metali Ziem Rzadkich, Przemysłu Mineralnego i tym podobnych, użyto najnowocześniejszych mikroskopów elektronowych, spektrografów masowych, analizy laserowej i najnowocześniejszych metod analizy chemicznej. Uczeni znaleźli w tych próbkach 38 pierwiastków chemicznych. Okazało się, że materiał ten był jednorodną kompozycją metalowego szkliwa zbrojoną kalcytowo-żelazno-krzemiennymi włóknami. Nie był on radioaktywnym, ale miał za to właściwości silnego magnesu, z twardością wynoszącą 1280 kG/mm², poza tym było ono tworzywem odpornym na gorące kwasy o dowolnym stężeniu i żaroodpornym. Czegoś takiego nigdy nie wyprodukowano w technice lotniczej.

Na dokumentach z wynikami analiz znajdowały się podpisy akademików: N. F. Obrazcowa i S. T. Kuszkina, a także prof. A. I. Jełkina. Końcowy wniosek uczonych był jednoznaczny: takiego spławu przy aktualnym poziomie nauki i techniki na Ziemi nie można uzyskać.

Zgodnie z rozporządzeniem wiceprzewodniczącego AN ZSRR akademika A. A. Janszina w roku 1984, spróbowano wydobyć wyrzucone próbki tego materiału. Ze studni Mittów wyczerpano wodę i przeszukano jej ściany magnetometrami. Na głębokości 6,5 m „odnotowano sygnał obecności silnie magnetycznego materiału”. Niestety, silny przypływ wody do studni uniemożliwił jego wydobycie. Zaś latem 1985 roku, prace te zostały oficjalnie zakończone i oświadczono, „że w czasie tych prac znaleziono nic innego tylko położoną poziomo warstwę pirytu”.

„Żelazny trójkąt”

W roku 1986, jeden z byłych pracowników naukowych Specjalnego Wojskowego Instytutu Saperskiego podpisał umowę z Instytutem Geologii AN ZSRR „O eksperymentalnym sprawdzeniu możliwości przenoszenia informacji przed D-pole”. Dysponując ekipą 14 ludzi – często wojskowych – uczony ów ustawił na „Obiekcie M” 34 przyrządy, z których 8 było generatorami tego tajemniczego „pola D”, zaś za perymetrem anomalnej strefy przy pomocy koparki wykopano krater o głębokości 6 m i o rozmiarach 10 x 12 m. Pod garażem, na głębokości 6 m zaczęto kopać poziomą sztolnię. Udało się im dokopać do „anomalnego, elipsoidalnego obiektu o wymiarach 17 x 12 x 3,5 m, z silnie odrzucającym polem D, rozmieszczonym nierównomiernie na obiekcie  (od 4 do 34 obrotów ramki w dłoniach operatora-radiestety). Obiekt zalegał w gruncie na głębokości 3,4 – 12 m.”

W ciągu czterech miesięcy prac, jeden z uczestników został uderzony w brzuch „żelaznym trójkątem”, który wyskoczył ze ściany studni, i stracił przytomność. Na ciele człowieka znaleziono ślady „czterech wypalonych rombów”. Prace pośpiesznie zakończono, zaś ich rezultaty zostały głęboko utajnione.

Potem SWIS zwrócił się do geologów o postawienie trzech stanowisk wokół obiektu i umieszczenie w nich specjalnej aparatury. Latem 1988 roku przyjechał tutaj Vijding w celu wybrania miejsca na te stanowiska, ale wyburzenie budynków jeszcze się nie zaczęło. We wrześniu uczony ten nieoczekiwanie zmarł. Oficjalna przyczyna śmierci – zawał serca. Z jego gabinetu znikł sejf z cała dokumentacja związana z „Obiektem M”. Po roku zmarł także Parve. Krótko po jego śmierci, z jego teczki znikła próbka metalu z „Obiektu M”. Plastykowe pudełko, w którym przechowywana była próbka rozleciało się jakimś sposobem…

Tajemnic ciąg dalszy

Pewien dziwny człowiek, czarownik o imieniu Enn poradził władzom by zasypać studnię, przy czym dał nieprzekraczalny termin – 15.XI.1988 r. I co najciekawsze – władze zastosowały się do jego słów. Ale dziwne wydarzenia zaczęły się pojawiać dalej. Kiedy do studni wrzucono pierwsze wiadro piasku, rozległ się ogłuszający huk. Jego przyczyna jest wciąż nieznaną. Nie było żadnych zniszczeń w okolicy.

Kiedy Estonia stała się niepodległym państwem po rozpadzie ZSRR w 1991 roku, władze wydały zezwolenia na wykopaliska japońskim archeologom. Ci od razu energicznie zabrali się do dzieła. Podzielili teren na kwadraty i zaczęli kopać, a potem rychło dokopali się do wody. Doszło do tego, że władze znalazły jakieś problemy z dokumentacja i roboty przerwano. Jednakowoż Japończycy jakoś się tym nie przejęli i z całą pewnością odkryli coś ważnego i istotnego dla siebie. Po pewnym czasie władze Estonii uzyskały wiarygodne informacje, że pracami japońskich „archeologów” kierował… kadrowy pracownik wywiadu.

…i od tej pory nikt już nie zamierza dobrać się do „Obiektu M”. Ktoś tam obliczył, że się go nie da wykopać. A przecież znajdują się tam setki ton niezwykłego metalu, a poza tym przecież silniki i cała niezwykła aparatura i inne cuda pozaziemskiej technologii. Ufolodzy są przekonani, że w ziemi pod domem Mittów znajduje się uszkodzony statek kosmiczny – ale skąd on się wziął i kiedy tu się znalazł – pozostaje zagadką.

Jest jeszcze inna hipoteza, a mianowicie taka, że „Obiekt M” to nie UFO, ale pozaziemska sonda-generator korygująca pole „psi” Ziemi. Ale jakby to tam nie było, to znalezisko ślusarza samochodowego wpływa pozytywnie na kolejne pokolenie badaczy. A zatem zanim zajmiemy się znowu wykopaliskami, to trzeba będzie wszystko jeszcze raz wszystko przemyśleć…

Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©


[1] Ludzie podatni na zjawiska psi.
[2] NII – Instytut Naukowo-Badawczy.