sobota, 3 grudnia 2011

SPRAWA 002/H – JESZCZE O UFO W CZARNOBYLU (4)

Słowa te napisałem w roku 2000, kiedy jeszcze wierzyłem w pozaziemskie pochodzenie UFO i Ufitów. Czas pokazał, że mogłem się mylić i że UFO wcale nie pochodzą z głębokiego Kosmosu, ale mogą być konstrukcjami ziemskimi, albo spoza Czasu. Kontynuując wątek UFO i atom pozwolę sobie przypomnieć materiał znany Czytelnikowi z „Nieznanego Świata” nr 11/2011, gdzie podał go Piotr Cielebiaś. Jednakże wymaga on skomentowania, bowiem nie jest on taki jednoznaczny, jakbyśmy sobie tego życzyli…  


UFO nad polskimi bazami broni atomowej

W ubiegłym roku na łamach Nieznanego Świata zamieściłem raport Roberta Hastingsa na temat obserwacji UFO nad składowiskami i stanowiskami startowymi międzykontynentalnych pocisków rakietowych z głowicami nuklearnymi (ICBM), które miały miejsce w USA. Sądziłem, że sprawa jest skończona i że nie będzie od niej żadnych odgłosów – na szczęście myliłem się. 

Zagadkowy list z Polski

W dniu 13 lutego 2011 roku otrzymałem interesujący dokument od znanego amerykańskiego ufologa – Roberta Hastingsa. Rzecz dotyczy obserwacji UFO nad radzieckimi (i najprawdopodobniej także polskimi) bazami wojskowymi, w których znajdowały się składowiska broni rakietowo-jądrowej. List ten brzmi tak:

20.06.2010 r.

Szanowny Panie Hastings

Proszę wybaczyć mi mój chropawy angielski. Piszę do Pana z Polski po przeczytaniu Pańskiej książki na temat UFO i atomu. Robię to dlatego, że poruszyło to pewne struny po tej stronie oceanu.

Przede wszystkim, mam 70 lat i jestem pułkownikiem rezerwy Ludowego Wojska Polskiego, w którym służyłem w Polsce Ludowej. Jestem żołnierzem Wewnętrznej Służby Wojskowej - WSW (dzisiaj Żandarmeria wojskowa – ŻW), która była wojskową agencją wywiadowczą. Był to polski odpowiednik radzieckiego GRU i ściśle współpracowaliśmy, bowiem Polska była największym i najważniejszym krajem Układu Warszawskiego… Stąd miałem możliwość dowiedzenia się o paru rzeczach.

Po II Wojnie Światowej większość wojsk radzieckich pozostała na terytorium Polski z przyczyn technicznych i politycznych. Na podstawie Dyrektywy 11097 wydanej przez radzieckie Naczelne Dowództwo, która nakazywała przegrupowanie i rozproszenie istniejących jednostek wojskowych na wszystkie kraje Bloku Wschodniego, cała Północna Grupa Wojsk Radzieckich które pozostały w Polsce. Były to 43. A, 65. A i 52. A. O tym teraz wszyscy wiemy.

Wiadomo powszechnie także w Polsce znajdowało się kilka baz, w których składowano pociski nuklearne, które można było użyć przeciwko wojskowym siłom zachodnim. Ze wszystkich 63 baz wojsk radzieckich w Polsce, tylko kilka – jak np. 3001 w Podborsku, 3002 w Brzeźnicy Kolonii i 3003 w Templewie były wyposażone w pociski jądrowe. To wszystko wydarzyło się w późnych latach 50. i na początku 60., dokładnie kiedy USA i ZSRR zaczęły odstępować od koncepcji masowych nalotów odwetowych i zaczęły rozwijać bronie typu ICBM i SLBM.

Nie mieliśmy długodystansowych pocisków rakietowych (ICBM). Wszystkie polskie, a raczej radzieckie jednostki miały pociski rakietowe typu 8K11 SCUD i taktyczne rakiety 3R10, większość z nich montowana była jako wyrzutnie pionowego startu (TEL) jak Maz-543. Były one małego zasięgu i niecelne. Nie mógłby Pan trafić w większy bok stodoły pociskiem SCUD, z odległości większej niż 100 km, zaś absolutnie efektywny zasięg pocisku z głowicą nuklearną był ograniczony do 150 km. Zasięg 3R10 był jeszcze mniejszy i sięgał do 30 km. Taka była koncepcja „pocałowania” nadciągających sił alianckich tymi „rewelacyjnymi” broniami, i gdyby przyszło do tego, przeprowadzić drugi atak na Berlin, tym razem powiększony o broń atomową.

To spowodowało moje zainteresowanie się UFO. Jak Pan widzi, mieliśmy całkiem dobre rozeznanie w temacie. Blok Wschodni badał ten problem kolektywnie, ale Rosjanie byli tymi jedynymi, którzy zapowiadali strzelanie. Oficjalnie byliśmy im całkowicie podporządkowani, ale pozostawaliśmy najbardziej „niezależną” organizacją wywiadowczą w całym Układzie Warszawskim. Tak więc wykonaliśmy dodatkową pracę na ten temat, których wyniki nie wiem jakie, zostały bardzo głęboko utajnione. Jednak ogólne zarysy zostały określone przez GRU i wnioski których wypunktowałem poniżej:

1.                               Prawdopodobieństwo, że są to pojazdy amerykańskie lub któregoś z państw zachodnich jest bardzo niskie – około 1%
2.                             Obiekty te wykonują takie manewry i ewolucje, które mogłyby zabić człowieka pilotującego te pojazdy. Są one albo zdalnie kierowane albo prowadzone przez niehumanoidalnych pilotów (roboty)
3.                             Te obiekty mogą być śledzone przez naziemne stacje radiolokacyjne, ale w kilku przypadkach nie były one widoczne na ekranach radarów
4.                             Obiekty te prezentują nadzwyczajne i powtarzające się zainteresowanie terenami, na których składowano broń nuklearną.

Oto właśnie dlaczego Pańska książka mnie tak uderzyła. A nawet więcej: w przypadku obserwacji obiektu w bazie broni jądrowej lub w jej okolicy, cały personel poza tymi, którzy zauważyli obiekt, nawet jeżeli pracowali w naziemnych instalacjach, byli ściągani do podziemnego bunkra. Żołnierze mieli rozkaz natychmiastowego wejścia do podziemnego bunkra, natomiast specjalnie wyszkoleni ludzie mieli pozostać na powierzchni i obserwować oraz meldować o pozycji i wszystkich poczynaniach obiektu. Zabawnym jest to, że czytałem o takiej samej procedurze w Pańskiej książce.

Wyjaśniam, że nikt w Polsce nie mówił o UFO. Żołnierze mówili (o ile w ogóle coś mówili na ten temat) nie o UFO, ale o jakiejś mgławicowej „możliwej aktywności samolotów szpiegowskich” i w ramach czasowych Zimnej Wojny obawiali się „imperialistycznych amerykańskich oczu w niebie”. Były to czasy, w których Wy obawialiście się komuszych szpiegów, a my obawialiśmy się Waszych. A histeria sprzyjała ukrywaniu faktów… Jestem całkiem pewien,  że wierchuszka dowództwa wiedziała, że nie są to amerykańskie maszyny zwiadowcze (i oni musieli wiedzieć, że samoloty szpiegowskie latały na wysokościach, na których nie mogły być widoczne przez naziemny personel oraz pewne systemy śledzenia pocisków rakietowych).

Wracając do tematu, byliśmy wszyscy zdumieni: czy mogło to być, że Rosjanie znali intencje tego bez wątpienia inteligentnego fenomenu? Pamiętam rozmowę z przyjacielem, który spędził wiele czasu w Moskwie, i który powiedział tak: Ruscy wiedzą o porozumieniu i wiedzą wiele o nim. Nie wiem, o co chodzi, ale lepiej o tym nie rozmawiać – to może zrujnować ci karierę, a ponadto także twoje zdrowie.

Było tam wiele incydentów z UFO, które operowały w ścisłej bliskości bazy, w której znajdowały się głowice atomowe. Z informacji, które słyszałem czy czytałem, nie było tam przypadków lądowania. W jednym przypadku, obiekt przeleciał górą nad prostokątnym obszarem, gdzie składowano głowice jądrowe, gdzie zawisł pod skosem emitując silny stożek ostrego światła jak z reflektora, które najwidoczniej wydobywało się ze stałego źródła światła. Wydawało się, że obiekt używał reflektora czy innego urządzenia emitującego światło, cyklicznie oświetlając grunt, gasząc je i zapalając je na innym, coraz to dalszym miejscu.

Słyszałem to wszystko od pewnego oficera służącego w Brzeźnicy, która była miejscem obserwacji. Powiedział on mnie, że sądził, ze był to amerykański cichy helikopter. Nie stwierdzono zakłóceń w pracy elektroniki. Obiekt nie pokazał się na ekranie radiolokatora. Wojskowe kanały łączności radiowej zostały przerwane trzykrotnie w czasie tego wieczora i w nocy – raz była to przerwa i statyka w transmisji radiowej, i dwukrotnie szyfrogramy otrzymane z Warszawy zostały przyjęte w złym porządku – ten, który wysłano później przyszedł jako wcześniejszy.

To jest wszystko, z czym się chciałem z Panem podzielić Panie Hastings… Byłem tylko małym kółkiem w wielkim militarnym kompleksie i jestem wdzięczny, że byłem dostatecznie wysoko postawionym i mogłem uzyskać takie informacje. Większość moich rówieśników było i nadal jest nieświadomych obecności ufozjawiska. Powiedziałem to Panu teraz, kiedy PRL i ZSRR już nie istnieją i upływa 25 lat, odkąd zdjąłem mundur i powiesiłem go na wieszaku. Mogę mówić i nie jestem zobligowany do milczenia przez żadne dokumenty czy przepisy. Jestem także starym człowiekiem i moja pamięć jest już dziurawa, więc wspomnienia nie są już tak dokładne jak powinny.

Z poważaniem –
(Nazwisko i adres znane)

Brzmi to pięknie – aż trochę za bardzo. I chociaż wszystko brzmi prawdopodobnie, to pewne rzeczy opisane w liście budzą zastrzeżenia, które nieco podważają wiarygodność tego, co pisze ów anonimowy autor.

WSW a wywiad

Pierwszą z nich jest sprawa przynależności WSW do organizacji wywiadowczych Układu Warszawskiego. Autor twierdzi, że WSW była organizacja wywiadowczą, co budzi zastrzeżenia. Otóż nie, WSW nie była służbą wywiadowczą i nie miała żadnych bezpośrednich związków z GRU – czyli radzieckim wywiadem wojskowym.

Wojskowa Służba Wewnętrzna (WSW) – organ kontrwywiadu wojskowego utworzony w 10 stycznia 1957 roku, w miejsce zlikwidowanego Głównego Zarządu Informacji, podległy Ministerstwu Obrony Narodowej.

Zadaniem WSW było m.in. zwalczanie działalności szpiegowskiej skierowanej przeciwko Wojsku Polskiemu i armiom sojuszniczym, dywersji politycznej, terroru, sabotażu, zapobieganie tworzenia nielegalnych związków wewnątrz Sił Zbrojnych PRL. WSW przejęła także od komend garnizonów utrzymywanie porządku i dyscypliny, a także ściganie przestępstw popełnionych przez personel Sił Zbrojnych.

Podległy Szefowi aparat centralny otrzymał nazwę Szefostwa. Przez pierwszą dekadę istnienia Wojskowa Służba Wewnętrzna dzieliła się na dwa podstawowe piony: operacyjny i porządkowo-dochodzeniowy, nadzorowane przez dwóch zastępców szefa WSW. Pion operacyjny (kontrwywiadowczy) był pionem wiodącym. W sierpniu 1961 roku, zarządzeniem Nr 790/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 23 sierpnia 1961 roku, utworzono dodatkowe stanowisko zastępcy szefa WSW do spraw politycznych.
Szczegółowa struktura WSW przedstawiała się następująco

Zarząd I (kontrwywiad wojskowy)
Odpowiadał za realizacje i kontrolę osłony kontrwywiadowczej jednostek Wojska Polskiego oraz zakładów specjalnych (przemysłu obronnego).

W składzie Zarządu I funkcjonowały
Oddział I - ochrona tajemnicy i profilaktyka
Oddział II - kontrwywiad ofensywny, dokonywanie werbunków, prowadzenie tzw. gier operacyjnych
Oddział III - zwalczanie dywersji ideologicznej
Oddział IV - analiza kontrwywiadowcza

Zarząd II (porządkowo-dochodzeniowy)

W składzie Zarządu II funkcjonowały
Oddział I - prowadzenie dochodzeń i współpraca z Naczelną Prokuraturą Wojskową i Komendą Główną Milicji Obywatelskiej
Oddział II - nadzór nad służbami patrolowymi, porządkowo-ochronnymi, oraz regulacji ruchu związków taktycznych (oddziałowi II podlegał także batalion ratowniczy byłego GZI WP)
Oddział III - prowadzenie pracy operacyjno-poszukiwawczej w pionie dochodzeniowym
Oddział IV - badanie efektywności pionu dochodzeń oraz praca kontrolno-instruktażowa
Główny Inspektorat Samochodowy - prowadzenie inspekcji wojskowych środków transportu

Samodzielny Oddział III - (Specjalny)

Wykonywał zadania usługowe o charakterze kontrwywiadowczym.
W składzie Samodzielnego Oddziału III funkcjonowały
Wydział I - ochrona ministra obrony narodowej oraz jego najbliższej rodziny
Wydział II - instalacja podsłuchów, dokonywanie tajnych przeszukań w mieszkaniach.
Wydział III - obserwacja
Wydział IV - obsługa podsłuchów (głównie wojskowych linii telefonicznych)
Wydział V – radio kontrwywiad, wykrywanie obcych radiostacji nadawczych

Samodzielny Oddział IV Patrol zmotoryzowany

Samodzielny Oddział IV obejmował
administrację
tajną kancelarię
ewidencję operacyjną
archiwum
łączność kodowaną i szyfrową
sprawy mobilizacyjne
legalizację dokumentów
opiniowanie kadry WP przewidzianej przez MON do awansów na wyższe stopnie wojskowe.

Wydział Kadr

Oddział Polityczny

Kurs Doskonalenia WSW w Mińsku Mazowieckim

Koordynacja współpracy WSW/KGB

Od 1956 roku koordynacją współpracy pomiędzy WSW (jeszcze wtedy GZI WP) a radzieckim aparatem bezpieczeństwa zajmował się szef oficerów łącznikowych KGB do spraw kontrwywiadu wojskowego. Zazwyczaj był on jednocześnie III zastępcą szefa Misji Łącznikowej KGB przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. (Wikipedia)

Jak widać, WSW była kontrwywiadem wojskowym i niczym innym. Oczywiście, jak każda służba działająca w ramach wspólnoty służb specjalnych Układu Warszawskiego współpracowała z innymi służbami, ale tylko w zakresie, do jakiego została powołana, a zatem nie zajmowała się wywiadem. Była to de facto i de iure służba kontrwywiadowcza zajmująca się kontrwywiadowczym zabezpieczeniem obiektów wojskowych, służbą porządkową i ściganiem przestępstw pospolitych popełnionych przez żołnierzy Wojska Polskiego, w czym przypomina amerykańską i natowską Military Police.  

Dyrektywa 11097

Autor pisze, że na mocy tego właśnie dokumentu w Polsce zostały wojska radzieckie tworząc Północną Grupę Wojsk Radzieckich w Polsce. Moje zastrzeżenia budzi jej numeracja. Dyrektywy są bowiem dokumentami wykonawczymi, a te w tych resortach są co najmniej poufne! Użyta przez autora listu numeracja wskazuje na to, że był to dokument jawny, co było niemożliwe – w ZSRR, w kraju, w którym władze miały bzika na punkcie właśnie tajności informacji wewnątrz-resortowej dokumenty wykonawcze dotyczące ruchów wojsk były TAJNE! To była reguła, od której nie było żadnego odstępstwa.

Tymczasem powołując się na dyrektywą – i podając jej numer – autor zapomina podać indeksu gryfu tajności tegoż dokumentu, co powinien był uczynić, skoro podaje dokładny numer tej Dyrektywy. Ktoś powie, że to mały szczegół – otóż nie, bo ktoś, kto zawodowo obcuje z dokumentami niejawnymi ZAWSZE podaje ich numerację z prefiksem gryfu tajności dokumentu. Prefiks ten składał się albo z liter albo z cyfr.

Do tego mała dygresja – służąc w Wojskach Ochrony Pogranicza nie zetknąłem się z dokumentami o gryfie tajności powyżej TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA w pięciopunktowej skali utajnienia dokumentów w resortach MON i MSW/MSWiA – ale nie jest wykluczone, że na szczeblu dowodzenia siłami Układu Warszawskiego istniały jeszcze wyższe stopnie utajnienia, których nie znam.

Swego czasu słynna była sprawa pojawienia się w radzieckich/rosyjskich archiwach dokumentów o gryfie tajności TAJNE NAJWYŻSZEGO ZNACZENIA, ale… - jak dotąd nikt niczego pewnego o tym nie powiedział, a sprawa przycichła. Według niektórych autorów, takim gryfem tajności oznaczano dokumenty dotyczące radzieckich programów atomowych i kosmicznych oraz… incydentów z UFO/USO.

Armia Radziecka w Polsce

Autor podaje, że w Polsce znajdowały się 63 bazy Armii Radzieckiej, co się zgadza. W skład stacjonujących w Polsce wojsk radzieckich wchodziły (w 1945 r.):

19. Armia
43. Armia (Gdańsk-Świnoujście-Szczecinek, jeden korpus stacjonował na wyspie Bornholm)
65. Armia (Łódź-Poznań-Wrocław)
52. Armia (Kielce-Częstochowa-Kraków)
5. Armia Pancerna, którą wycofano na Ukrainę w 1946
XCVI. Korpus Piechoty (Łomża-Mława-Pułtusk)
III. Gwardyjski Korpus Kawalerii (Lublin)
III. Gwardyjski Korpus Pancerny (Kraków)
V. Korpus Pancerny (Białystok)
X. Korpus Pancerny (Krotoszyn)
XX. Korpus Pancerny (Wrocław)
4. Armia Lotnicza
VIII. Korpus Lotnictwa Myśliwskiego
IV. Korpus Lotnictwa Szturmowego
V. Korpus Lotnictwa Bombowego.

W 1990 w skład PGW wchodziły (większe jednostki):

Dowództwo i sztab PGW (Legnica)
6. Dywizja Zmechanizowana (Borne Sulinowo)
20. Dywizja Pancerna (Świętoszów)
510. Szkolny Pułk Czołgów (Strachów)
114. Brygada Rakiet Operacyjno - Taktycznych (Legnica)
140. Brygada Rakiet Przeciwlotniczych (Legnica)
Dowództwo i sztab 4. Armii Lotniczej Rezerwy Naczelnego Dowództwa (Legnica)
239. Dywizja Lotnictwa Myśliwskiego (Kluczewo k. Stargardu Szczecińskiego)
149. Dywizja Lotnictwa Bombowego (Szprotawa)
132. Dywizja Lotnictwa Bombowego (Czerniachowsk - ZSRR, od 12 października 1989 w składzie Wojsk Lotniczych Sił Zbrojnych ZSRR)
19. Pułk Łączności (Legnica). (Wikipedia)

I te właśnie jednostki wyjechały z Polski w dniu 17.IX.1993 roku.

Oczywiście autor nie musiał wymieniać tego wszystkiego, ale wymienił tylko trzy armie, bez całej reszty, która stanowi wcale pokaźną siłę zbrojną.

Ale czepiam się drobiazgów…

Broń rakietowo-jądrowa w Polsce

Wbrew zapewnieniom władz PRL i ZSRR, na terenie Polski była składowana broń rakietowo-jądrowa i lotnicze bomby nuklearne. Nie będę się powtarzał, więc powiem tylko tyle, że stacjonowanie broni atomowej i chemicznej w PRL było faktem, który podaje Wikipedia i inne źródła internetowe. A zatem niczego nowego od autora listu się nie dowiedzieliśmy – dane te mógł ściągnąć z Wikipedii i wykorzystać w swym liście…

Czy SCUD to SCUD…?

Autor pisze o tym, że mieliśmy pociski rakietowe SCUD. Sprawdziłem w Wikipedii i oto co mi wyszło:

SCUD - R-11/8A61/SS-1 Zasięg 270 km. U podstaw decyzji o opracowaniu pocisku R-11 legła potrzeba uzyskania pocisków o bardziej satysfakcjonujących parametrach niż wywodzące się w prostej linii z niemieckich pocisków V-2 pociski R-1 i R-2. Decyzja o podjęciu programu tych pocisków zapadła w 1951 roku. Nowy system opracowany został przez biuro konstrukcyjne NII-88, jako system pocisku napędzanego kwasem azotowym (HNO3), z autonomicznym bezwładnościowym systemem naprowadzania oraz lepszym wyposażeniem naziemnym. R-11 posiadał taki sam zasięg i siłę rażenia jak R-1 (270 km), był jednak lżejszy od niego i łatwiejszy w użyciu.

Pierwsze testy pocisku w locie oraz jego wyposażenia naziemnego były przeprowadzane pomiędzy kwietniem 1953 roku, a lutym 1956 r. 13 lipca 1956 roku natomiast, podjęta została decyzja o wprowadzeniu nowego systemu o nazwie kodowej 8A61 do służby. W ten sposób, R-11 stał się pierwszym pociskiem balistycznym na wyposażeniu radzieckich sił lądowych, po utworzeniu Strategicznych Sił Rakietowych Związku Radzieckiego jako samodzielnego rodzaju wojsk (Wikipedia)

I jeszcze jedno źródło:

Rakiety średniego zasięgu SCUD zaprojektowano w celu rażenia szczególnie ważnych elementów ugrupowania bojowego przeciwnika oraz na jego lotniska. Mogły one przenosić głowice z ładunkiem jądrowym, konwencjonalnym oraz chemicznym. Pierwszy model SCUD-A zaprezentowano w 1957 roku.
Rakieta SCUD-B wprowadzona na uzbrojenie została w 1962 roku i była o 0,5 m dłuższa od pierwszej wersji. Jej pierwsze podwozie oparte było na czołgu IS-3, ale w 1965 r. zamontowana została na ośmiokołowym podwoziu pojazdu MAZ-543, który był znacznie lżejszy.
Układ naprowadzania rakiety był układem bezwładnościowym, który zmieniał tor lotu przez kierowanie strumieniem gazów wylotowych przy pomocy ogniotrwałych brzechw. Dodatkowe rakiety znajdowały się w specjalnej przyczepie ciągniętej przez samochody typu ZIŁ-157V.  Do załadunku rakiet na wyrzutnię wykorzystywano dźwig samobieżny zamontowany na podwoziu samochodu Ural-375.
Do osiągnięcia pełnej gotowości rakiety do strzału, od momentu zajazdu na stanowisko ogniowe, potrzeba było około 60 minut. Do kontroli warunków atmosferycznych w wyższych warstwach atmosfery wykorzystywano sondę balonową i radar typu End Tray.

Dane taktyczno-techniczne:
długość rakiety: - 11,25 m
średnica rakiety: - 0,85 m
średnica głowicy: - 0,85 m
masa startowa SCUD-A: - 5500 kg
masa startowa SCUD-B: - 6370 kg
zasięg SCUD-A: - 80 - 150 km
zasięg SCUD-B: - 160 - 280 km
(Artyleria i Militaria)

Proszę porównać sobie te dane z tymi, podanymi przez autora. Wygląda na to, że rzecz dotyczy dwóch różnych rodzajów broni… Może autor już nie pamiętał, jakie rakiety mieliśmy w swych arsenałach, a może i nie chciał pamiętać. Czas zaciera szczegóły i ślady. Mógł je sobie pomylić, tak też bywa.  

Do tego mogę jeszcze dołożyć passus o samolotach szpiegowskich, które latały na bardzo dużych wysokościach – i jest to prawda, bo taki U-2 potrafił wznieść się na wysokość 27.400 m, ale wcale nie jest powiedziane, że Amerykanie i NATO posługiwali się tylko tak wyrafinowaną techniką. Jeszcze służąc w WOP miałem okazję widzieć mniejsze samoloty szpiegowskie na niebie nad Bałtykiem – były to amerykańskie Hawkeye, które operowały nad polskimi wodami w czasie ćwiczeń Tarcza 80 i innych w latach 80. ubiegłego stulecia. Jednym z naszych obowiązków było przekazywanie do Wojsk Obrony Powietrznej Kraju meldunków o nisko przelatujących ponad granicą obiektach latających. Wszelkich! Od balonu czy latawca aż do UFO…

Podsumowanie

Biorąc to wszystko do kupy mogę powiedzieć, że list tylko z pozoru brzmi sensacyjnie, ale i niewiele wnosi do sprawy ponad to, o czym już wiemy. Przede wszystkim brakuje w nim konkretów: miejsc, dat, nazwisk, stopni wojskowych, opisów zdarzeń. Gdyby ten człowiek był tym, za kogo się podaje, to podałby chociaż jeden czy dwa przykłady tego, co działo się nad i w bazach w czasie obserwacji Nieznanych Obiektów Latających. A tu nic, poza ogólnikami. A przecież takie fakty są tymi „rodzynkami”, które uwiarygodniają to, co pisze autor. A tu rodzynków nie ma…  

Dane na temat broni jądrowej w Polsce można – jak widać na załączonym materiale – ściągnąć z Wikipedii. Autor ich nie stara się nawet uwiarygodnić jakimiś nieznanymi ogółowi szczegółami. A szkoda…

Oczywiście wszystko można wytłumaczyć wiekiem autora – 70 lat to już starość, a ludzie pracujący w służbach specjalnych są wypaleni i niewielu dożywa do tego wieku. Dlatego też ten czynnik także należy wziąć pod uwagę. Nie twierdzę, że jest to „ściema”, choć i takie podejrzenie też mi się nasunęło, ale że jest to po prostu opowieść staruszka, który chciał przekazać jakąś informację, ale pamięć go zawiodła. No i trudności w formułowaniu myśli w obcym języku. To też należy wziąć pod uwagę.

Oceniając tą informację mogę powiedzieć tylko tyle, że jest ona ciekawa, ale niczego nowego do sprawy nie wnosi. Potwierdza tylko to, o czym już wiadomo – UFO interesują się składowiskami broni rakietowo-jądrowej  także na terytorium Polski, kiedy ta broń się tutaj znajdowała. Dobrze byłoby, gdyby przerwane zostało milczenie i głos zabrali ci, którzy zabezpieczali kontrwywiadowczo te i inne obiekty. A do tego jeszcze żołnierze i funkcjonariusze WOP i Straży Granicznej, marynarze Marynarki Wojennej, lotnicy Sił Powietrznych. Bo – jak twierdzę – tylko oni są w stanie powiedzieć coś sensownego na temat obserwacji UFO. Nawiasem mówiąc coś takiego postulowałem jedenaście lat temu w moim opracowaniu pt. „UFO nad granicą”, Kraków 2000, a zatem nihil novi sub Sole…

Czy któryś z Czytelników byłby w stanie coś do tego dodać?